BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

10 grudnia 2023

Od Lwiej Paszczy CD. Zasmarkanej Łapy (Obsmarkanego Kamienia)

 Przysłuchiwała się bełkotowi opuszczający pysk Zasmarkanej Łapy. Dopiero po paru uderzeniach serca zaczął mówić z sensem, a przynajmniej mówił coś co zaciekawiło rudą na tyle, aby nie przerwała Smarkowi paplaniny. Była zaskoczona faktem jak jej matka, Ziębi Trel oraz matka czarnego kocura było do siebie podobne. Kocice mogły znaleźć wspólny język jakim było wychowanie potomstwa na porządne koty, a nie coś pokroju bezstresowego wychowania Różanej Przełęczy. 
Może i w niej młoda wojowniczka znalazłaby sojusznika? Czas pokaże, chociaż z tego co zdążyła zauważyć to liderka już położyła swe brudne łapska na samotniczce. Samotnicze, która mogła być dla rudej bardzo przydatna i mogła się bardzo przysłużyć klanowi. Kto wie co zdążyła jej powiedzieć na temat Lew i jej rodziny.
— Tak Smarku, to nic złego — rzekła miło przyglądając się otarciom i siniakom zdobiące ciało tej żałosnej kupy futra. — Jak chcesz ją również ci mogę pomóc przezwyciężenia strach. — zaproponowała. — Musisz być odważny, jeśli chcesz kroczyć u mojego boku. A chcesz tego, prawda Smarku? — Przejechała lekko końcówką ogona po nosie kocura, o mały włos nie sprawiając, że obsmarkał jej białe futerko na ogonie. — Chyba nie chcesz mi przynieść wstydu? Musisz się wziąć w garść. Bo teraz mimo tych przypomnień to nadal jesteś żałosny. A ja nie mogę pozwolić, aby otaczały mnie żałosne koty i zdrajcy. — Wysunęła pazury i drasnęła lekko kocura po brzuchu, tak by rana nie rzucała się w oczy, co najwyżej przypominała otarcie o jakiś ostry kamień bądź inny przedmiot — Co ja ci mówiłam o synu liderki? Zapomniałeś już? — Spytała z pogardą w głosie — Widziałam jak opuściliście obóz razem. Mam nadzieję, że zbliżyłeś się do niego tylko po to, aby obsmarkać to jego paskudne futro. 
— Chcę — potwierdził z pewnością w głosie. — D-dla ciebie postaram się być lepszym kotem. 
Skulił się czując ból i słysząc jej pytanie. Wbił w nią wielkie przestraszone oczy, a jego pozycja wskazywała na to, że chciał zapaść się pod ziemię.
— T-t-tak j-ja sma-smarkałem w niego, b-bo ma m-mięciusią sierść... N-nic więcej.
— "M-mięciusią"? — zapytała zażenowana odpowiedzią, czując przeogromną złość na syna Żmii, że jeszcze miał czelność prawić komplementy kocurkowi w jej obecności — T-ty... — nie dokończyła, bo postanowiła wybrać inną metodę. Przybrała znowu łagodny wyraz pyska prostując się, mimo to w jej żółtych oczach przez cały czas dało się dostrzec pogardę — No, spisałeś się Smarku. Zadbałeś o to, żeby to moja sierść była najmiększa i najwspanialsza. Oby tak dalej. — pochwaliła kocura, lekko pacnęła go łapą w geście aprobaty — Następnym razem możesz użyć miodu, bądź żywicy do tego małego sabotażu, trudniej się go pozbyć. — wymiauczała cicho podsuwając jakże wspaniały plan. Problem był taki, że musieli poczekać, aż się ociepli. — To ty Smarku, głównie ty musisz stać na straży mojej wspaniałości. Nikomu innemu nie mogę powierzyć tego zadania.
Pokiwał gorliwie głową, aby nie widzieć ponownie jej złości. 
— O-oczywiście. D-dla ciebie wszystko — zapewnił. — Nie chcia-ałem ci umniejszać. Two-twoje futerko jest zde-zdecydowanie milsze i przyjemniejsze i n-nie śmia-ałbym go za-asmarkać.
— Tylko byś spróbował, a byłoby to po raz pierwszy i ostatni — przestrzegła kocura. Doceniała to, że panował nad swoim mokrym nosem w jej obecności i zachowywał należyty odstęp od niej, o ile sama się do niego nie zbliżyła. — Muszę przyznać, że pora nagich drzew potrafi mieć swój urok. To twoja zasługa — przysiadła na ubitym przez kocura śniegu, bacznie obserwując otaczający ich teren. Mimo mrozu, udało im się trafić na całkiem sprzyjająca im porę dnia, podczas której płatki śniegu opadały delikatnie z nieba, niczym tańczące kryształki. — Swoją pierwszą styczność ze śniegiem źle wspominam. — wyznała melancholijnie — Dobrze, że przesiedziałam porę nagich drzew w ciepłej kociarni. Nie wyobrażam sobie rozpocząć treningów od przymusowego biegania w zaspach śnieżnych...
Na moment wstrzymał oddech, bowiem ta bliskość kocicy go onieśmieliła. Wpatrywał się w nią maślanymi oczami, potakując jej na wszystko co wychodziło z jej pyska. Widać było po nim, że zadurzył się w niej po uszy.
— T-tak... Mi cię-ciężko się tre-trenuje. Nie je-estem tak u-uzdolniony jak ty.
— To prawda. Gdybyś był rudy, wszystko przychodziłoby ci z łatwością, tak jak mnie czy mojemu rodzeństwu. Wierzę jednak, że już niedługo zakończysz trening i zostaniesz wojownikiem, tak jak ja. Ciekawe jakie imię dostaniesz od naszej miłosiernej liderki...
— Oby pa-pasujące do mnie. B-bo nie chce mieć takie-ego, które by by-yło po-ponad twoje. Nie-e zasługuje na ta-akie wyróżnienie.
— Cóż, najpewniej twoje imię będzie zawierać nadal człon Smark. — Nie ukrywała rozczarowania z tego powodu. — Ja bym się go pozbyła i zmieniła na coś brzmiącego groźnie, tak abym podczas przedstawiania ciebie nie musiała czuć zażenowania. Jesteś czarny, jak noc... I chodzisz za mną jak cień. Można by to połączyć i stworzyć coś pięknego. Coś co będzie pasowało do Smarka z przyszłości, który zmężniał przez te kilka księżyców nie chcąc rozczarować czy to mnie, czy własnej matki.
Słysząc to kocur wyprostował się i uśmiechnął.
— M-myślisz? Oh... — Zaszurał łapą w śniegu. — T-tak. Chcia-ałbym, ale wą-ątpie, że liderka ta-ak o tym pomyśli jak ty...
— Jak mój brat dojdzie do władzy mogę mu szepnąć na uszko, aby zmieniono ci imię, jeśli oczywiście to które otrzymasz będzie cię ośmieszać.
— B-b-bardzo dziękuje. — Pochylił głowę w podzięce. — N-nie wiedziałem, że twój brat t-taki a-ambitny. J-ja nie chciałbym zostać li-liderem. T-to przerażające — zadygotał na samą myśl o tym.
— Nie mówiłam ci tego? Tyle się działo, że pewnie wyleciało mi to z głowy. — Zamyśliła się, była niemal pewna, że wspominała o tym kocurowi. — Nie ma w tym nic przerażającego Smarku. To sam zaszczyt. Będąc liderem masz możliwość kierowania wojownikami i dbania o nich. Nie każdemu to wychodzi... — parsknęła myślami wspominający rządy liderów podczas, których panowania żyje — Ale z moim bratem u władzy to się zmieni. Umocni sojusze, a przede wszystkim zadba o nasz klan, tak jak żaden inny lider nie zadbał pomiędzy rządami mojej praprababki, a jego. — Z pyska wydobył się pomruk zadowolenia, kocica naprawdę nie mogła się doczekać przejęcia rządów przez brata — Pewnie rzuciło ci się w oczy, że większość kotów to "starszyzna"? To jeden z przykładów złych rządów, który nadal się utrzymuje. Klan był słaby, dlatego kocięta się nie rodziły. Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Jednak teraz to się zmienia, a będzie jeszcze lepiej. Za czasów Piaskowej Gwiazdy dobrze się kotom żyło, tak mówi mój dziadek. No chyba, że ktoś okazywał się zdrajcą. Dla zdrajców nie ma miejsca w klanie. Skażone nasiona trzeba wyplenić, prawda? Ach, ile bym dała by się wtedy urodzić — westchnęła rozmarzona, nie wspominając o tym ile by dała, aby ze Smarka był większy pożytek niż łechtanie jej wielkiego ego — Jutro też wybierzemy się na spacer — zaproponowała, czy też raczej zażądała od kocura, aby znalazł jutrzejszego dnia dla niej czas. 
— O-oczywiście. Dla ciebie wszy-wszystko. Nie odmówiłbym to-towarzystwa takiej pięknej kotki j-jak ty — miuaknął, a jego uszy aż się zaczerwieniły. Nieśmiały uśmiech pojawił się na moment na jego pysku, bowiem ta chwila to było spełnienie jego marzeń.
Z jej pyszka wyrobił się cichy, wymuszony chichot, po czym podniosła się ze śniegu. Nieco zmarzła, jednak nie śmiała tego otwarcie powiedzieć. Bo jeszcze z czarnego pyska mogłaby paść propozycja, która za żadne skarby nie chciała przyjąć. Gdyby kocur był rudy z chęcią by przyjęła propozycję wtulenia się w jego sierść, jednak sama myśl wtulenia się w czarną ohydną sierść sprawiała, że jej żołądek zrobił fikołka. Tak też wolała zacisnąć zęby i wytrzymać jeszcze przez chwilę poza obozem. Skinieniem głowy dała znać synowi Żmii, aby ruszyli naprzód – kocur w tri miga poderwał się na równe łapy i przystąpił do torowania ścieżki dla córki Zięby. Przynajmniej dzięki truchtowi trochę się ogrzeje nim wrócą do obozu. 
I tak jakoś wyszło, że ta zimowe spacery na tyle im weszły w krew, że nikogo z wojowników nie dziwiło już zbytnio to, że ruda kocica wymykała się z obozu w towarzystwie swojego drogiego chłoptasia, który mimo wad, całej ich sterty, był dla niej w stanie zrobić wszystko. A ona to bardzo ceniła. 

***

Smark był oporny i to jak. Wciąż był żałosny, mimo kolejnych otarć na ciele nie zmądrzał ani trochę. Czy to mogła być wina jego styczności z innymi nie rudymi kotami? Bardzo możliwe. 
A żeby tego było mało, Lew miała okazję zobaczyć w całej okazałości jak bardzo był żałosny. Kocur dopuścił się zniewagi liderki Klanu Wilka na zgromadzeniu, tym samym, po którym to Lew została niesłusznie ukarana. Gniew na liderkę i na kocura przelały szalę. Doszła do wniosku, że coś z czarnymi kotami musi być doprawdy nie tak. Przeszedł ją dreszcz, gdy przypomniała sobie, że jedna z liderek Klanu Burzy sprzed jej narodzin była czarna. Na samą myśl zrobiło jej się niedobrze, że coś takiego zostało wybrane na tak ważne stanowisko, jakim była pozycja lidera.
— I takie są skutki rządów jednego nieudolnego kota... Ugh! — odrzuciła na bok mech. Trudno było jej się uspokoić, przez cały czas pracy z mchem jej ogon poruszał się nerwowo.
Brakowało jej tej wolności, słodkiej wolności, którą zyskała wraz z zostaniem wojowniczką. Nie mogła sama opuszczać obozu, ktoś zawsze musiał jej towarzyszyć. Poza tym znalazło się kilka kotów, które czerpały satysfakcję z możliwości wysłuchiwania się kotkom. Z trudem mogła znieść karcące spojrzenie matki, która ilekroć się mijały po tym jak ją ukarała, traktowała rudą jak powietrze. W uszach wciąż dźwięczały jej słowa brata, że kocica na pewno się ich wyrzeknie. Tylko z jakiej racji miałaby się ich wyrzec, skoro nie zawinili?! Na szczęście jej ukochany dziadek wciąż jeszcze żył, więc miała komu mówić to co jej leżało na serduszku. 
— L-Lewku...
— Co?! — syknęła rzucając spojrzenie na kocura, który nagle zmaterializował się tuż obok niej. Zamachnęła się na niego łapa, w której trzymała mech i zatrzymała ją tuż przed pyskiem czarnego. — Och. Byłam pewna, że słyszałam brzęczenie jakiegoś natrętnego owada, którego chciałam pacnąć łapą, a to na całe szczęście tylko ty Smarku. — Faktycznie, ulżyło jej, że w legowisku uczniów w tej chwili nikt poza nimi się nie znajdował. Była ciekawa gdzie wywiało jej brata. Może to i nawet lepiej, że go nie było? — O co chodzi? Nie umiesz mchu wymienić?
— U-umiem... Ba-ardzo mi przykro, że też do-ostałaś karę. To niespra-awiedliwe. Nic prze-ecież nie zrobiłaś złego. Sły-yszałem od twojego bra-ata jak było na-aprawdę.
— Tak, to prawda. Jednak to żadna nowość, nie rudzi liderzy lubują się w ośmieszaniu moich bliskich, sprawia im chyba to jakąś wewnętrzną satysfakcję. Taka tradycja najwidoczniej mojego rodu, bycie niesprawiedliwe karanym. — podjęła podnosząc się z ziemi i zbliżyła się do zdegradowanego ucznia okrążając go z lekkością. — Niektórzy wojownicy doszukują się faktycznie w tym mojej winy, zapominając o prawdziwym winowajcy. Dobrze, że ty do nich nie należysz Smarku. Niech pozostali żyją sobie w obłudzie, bo tak dla nich wygodniej. Szkoda tylko, że prawość w Klanie Burzy została ukarana w imię pokrewieństwa z liderem. Zamiast czterech, powinien być jeden zdegradowany wojownik... Co o nas inni liderzy teraz myślą nawet nie chce wiedzieć.
— M-mnie Szakala Gw-gwiazda chciała zjeść — zadygotał na samo wspomnienie, smarkając się bardziej. — T-to było straszne. G-groziła mi przy li-liderce...
— Wątpię, żeby faktycznie cię chciała zjeść. Chudy i mały jesteś, nie najadłaby się  się tobą. — parsknęła, chciała dodać jeszcze, że Szakala Gwiazda by się pewnie nim otruła, gdyby faktycznie chciała go skonsumować, ale darowała to sobie ostatecznie gryząc się w język — Po prostu uraziłeś jej dumę, dlatego ci zagroziła. A poza tym... pewnie była ciekawa reakcji Różanej. Sprawdzała ją.
— I-i tak się jej b-boje. Je-jest straszna... T-tak jak mówili... — wyraził swoją opinię na temat liderki wilczaków.
— Dziwisz się? Każdy byłby straszny jakby jego sierść została ubrudzona smarkiem, i to w dodatku kogoś takiego jak ty. Ugh. Ohyda, trochę jej współczuję, ale tylko trochę. Kto wie, może twój wybryk doprowadzi do kolejnej wojny pomiędzy naszymi klanami. Jeśli tak będzie, masz mnie chronić. Taka rola kocurów. Dlatego musisz wziąć się w garść i przestać być tym czym jesteś na co dzień. Musisz udowodnić, że będziesz wojownikiem jakie pragnę mieć przy sobie, a nie kolejnym rozczarowaniem... Bo na razie zapowiada się na to drugie...
Powróciła do wcześniejszego zajęcia, jakim była wymiana mchu nie racząc dzisiejszego dnia już więcej swych pięknym głosem syna Żmiji. Miała nadzieję, że kocur weźmie sobie do serca jej słowa i zmieni się. Bo jeśli miał do końca swego życia być żałosnym Smarkiem, to szczerze żałować będzie, że Szakala Gwiazda nie ziściła swoich gróźb wyświadczając im przysługę.

***

Nim trafiła do legowiska medyków, udało jej się wysyczeć, aby ta łajza, Słoneczna Łapa nie zbliżała się do niej w żadnym wypadku. Jeśli ktoś miał opatrzyć jej rany to tylko mógł być to Rumiankowe Zaćmienie, chociaż szczerze żałowała, że nie będzie mogła się zająć nią kocica, która niestety musiała opuścić świat żywych kilka księżyców temu. Wolała z nią porozmawiać w tej chwili niż z kotką, która uważała się za kocura. Jednak nie mając większego wyboru, postanowiła później porozmawiać z szylkretem mając nadzieję, że ten zrozumie ją i pomoże. 
Obolała i zmęczona, od płaczu i stoczonej walki nie mogła się doczekać, aż dostanie lekarstwo — nasiono maku, które chociaż trochę pomoże jej zapomnieć o tym co się stało, chociaż na moment. 
Nieco otępiała, bo mak powoli zaczął działać, spoglądała na otaczając ją koty. Mogłaby przysiąc, że wśród nich dostrzegła przemykające czarne futro kocura, który tak jak się spodziewała nosił to samo żałosne miano jak wojownik. Stal z tyłu, nie racząc się do niej zbliżyć, być może z powodu szoku, czy też dlatego, że medyk po prostu mu nie pozwolił na to. Bo by tylko przeszkadzał mazgając się nad uchem syna Różanej Przełęczy.
Bez słowa przyglądała się poczynaniom medyka, temu jak liliowy zajmuję się raną na jej łapie, po czym lekko dotknął jej głowy, tuż przy lewym oku mokrym mchem, który wsiąknął część czerwonej cieczy okalającej jej żółte ślepie.
Zmęczona przymknęła w pewnym momencie oczy, oddając się w objęcia snu, będącego w tej chwili wybawieniem, czegoś co najbardziej ze wszystkich możliwości potrzebowała.


<Smarku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz