Kocur co prawda nie wspinał się nigdy na drzewa, jednak to jedno konkretne zdawało się, że wręcz go wzywało. Zobaczył go pewnego razu podczas obejścia terenów i zbierania mchu. Zatrzymał się wtedy na moment, rzucił okiem na drzewko i się zauroczył. Piękne, barwiące się liście zdawały się wręcz do niego wołać. Tyle dałoby się z nimi zrobić! Przystroić futro, zrobić wątpliwej jakości wianek, spadające liście wirowały na wietrze jak małe baletnice, nimfy, co zmówiły się z wichrem na walca. Niemniej zaraz wyrwał go z rozmyśleń głos mentora, za którym to podreptał szybszym krokiem, nie chcąc zostać w tyle. Teraz natomiast miał wolne. Wizja opuszczenia obozu zdawała się być dla niego na chwilę obecną świetną okazją do niepatrzenia w pysk Makowego Pola, której to wzrok czuł czasem na swoim karku, kiedy to tylko raczyła na niego spojrzeć. A teraz? Teraz miał przed sobą coś majestatycznego, mistycznego… i niezwykle ciężkiego. Im dłużej patrzył na roślinę tym bardziej zdawał sobie sprawę, że owe baleriny, którymi się wcześniej tak zachwycał, teraz zdawały się być zmęczone, ociężałe i jakby smutne. Ciężar doświadczeń tak bardzo ciągnął je w dół… Było im niezwykle źle. Ale to nic! On im pomoże! Wdrapanie się po korze w końcu nie może być ciężkie, prawda? Zaraz więc osadził pazury w drzewie, w końcu to już widział. I raz, raz! Do góry, na najbliższą gałąź. Gdy tylko na niej stanął i zerknął w dół, zaczęło kręcić się w małej główce, jednak tylko przez moment. Nie było w końcu źle! Skupiał się bardziej na widokach… w końcu było tyle widać. Niemniej przypadł do gałęzi, musiał się skupić, w końcu miał misję do wykonania. Przyczołgał się na czubek, na tyle, by gałąź nie ugięła się pod jego ciężarem, po czym wyciągnął łapę jak najdalej mógł, by zacząć obrywać co cięższe liście. Czasem uczepiał się pazurami i robił dzikie densy skurczu mięśni, by liście przez dodatkowe drgania, same zaczynały spadać. Niemniej bardzo często po prostu je obrywał, co bliższe lepiej się odczepiały. Teraz drzewko wyglądało pewnie smutno… ale na pewno było mu lżej!
-Piórolotku, co robisz? - Srebrny wyrwany ze swojego zajęcia uniósł ślepia znad gałęzi, by dostrzec wśród kolorowego podłoża, zlewającego się z tłem czekolada, asystenta medyka. - To jakaś zabawa ze zrywaniem liści? Może lepiej nie wspinaj się za wysoko, jeśli nie ma w pobliżu twojego mentora…
- Liściom jest ciężko - wyjaśnił - Pomagam im się położyć. - Tu zerknął w górę, na partie na które jeszcze nie wyszedł, a na które, nie ukrywając, miał zamiar. - Chcesz mi pomóc? Możemy zaśpiewać im na koniec kołysankę!
Niemniej Topik nie wyglądał na tak szczęśliwego jak kot na drzewie i przyglądał się młodemu uczniowi nerwowo machając swym rzadkim ogonkiem.
- Ostrożnie Piórolotku. Pomogę ci, ale zejdź trochę niżej, dobrze? - miauknął nerwowo podchodząc do drzewa i uczepiając się kory przednimi łapkami, po czym powoli, koślawo zaczął się piąć w górę po pochyłym pniu, aby dotrzeć do kocurka. Lotek kiwnął energicznie głową, po czym zaczął się tyłem wycofywać z gałęzi, by zatrzymać się na zgięciu z głównym pniem i zerknąć w dół. Coś jakby mierzył, coś myślał, aż w końcu po chwili ciszy, skierował swoje ślepia w stronę pomocnika medyka, z niepewnym, przepraszającym uśmiechem.
- Topiku, Topiku... Bo ja chyba nie wiem jak zejść… - Trudno mu było rozpoznać, jakie kolory przepływają teraz po skórze starszego kocura, jednakże zdawało się, że czekolad przyspieszył, a przynajmniej piął się wyżej. - Czekaj, czekaj, a jakbym poszedł na tą gałązkę niższą? Ona się wtedy nachyli ze mną do ziemi... - zaproponował na szybko cieniowany, przypominając sobie, jak gałąź się ładnie nachyliła pod jego ciężarem. Towarzysz zerknął na gałązkę, o której wspomniał syn Śnieżnego Wspomnienia. W odpowiedzi przytakując.
- Tylko trzymaj się mocno... I nie puszczaj, nim nie będzie dzieliło cię od ziemi parę kocięcych kroków. - wyjaśnił, po czym szybko poinformował kociaka żeby się wstrzymał z przejściem na niższą gałąź - Sprawdź czy na pewno cię utrzyma. Wygląda solidnie, ale lepiej nie przełóż na nią całego ciężaru od razu.
- Już na niej byłem - pochwalił się, nie czekając i idąc dalej w stronę jej końca, by zrealizować swój genialny plan - Giętka jest. Myślę, że każde młode drzewko jest takie, wiesz? Nie chrupocze. Czy kotom starszym też chrupczą kości? Jak takim starym gałęziom?
- Niektórym tak. Innym pomimo starości całkiem dobrze się trzymają. Ma na to wpływ wiele czynników, głównie to czy byli ostrożni za młodu, dbali o siebie i odwiedzali medyków... Czasami nawet najwspanialszy wojownik musi schować dumę, kiedy złapie go zwykłe przeziębienie. Niby nic, łatwo da się wyleczyć mając odpowiednie zioła, jednak jeśki się zlekceważy symptomy to może przerodzić się w coś większego... - Topik zaczął tłumaczyć co i jak, przyglądając się cały czas uważnie kocurkowi.
- Czasem zapominam przeczyścić swojego futerka... to znaczy, że będę mieć chrupoczące kości? - spytał, odwołując się do fragmentu z ,,dbaniem o siebie", na moment odwracając wzrok od swojej gałęziowej drogi, przez co zachwiał się z lekka. Zaraz więc powrócił oczami na trasę. Z reszty wyjaśnień w sumie zapamiętał niewiele. Gdzieś pod koniec odleciał.
- Może - rzekł czekolad miło z uśmiechem na pysku, odpowiadając na pierwsze pytanie.
- A kiedyś taki niedbający umarł? Bo go śpiki zaatakowały? - tu mina asystenta nieco zrzedła.
- Poniekąd. Kotewkowa Łapa nie dbała o siebie, nie chciała do mnie czy innych medyków zajrzeć, co doprowadziło u niej do halucynacji. Widziała rzeczy, których nikt inny nie widział. Była bardzo słaba. Na szczęście w porę udało ją sie wyleczyć. Bardzo możliwe, że to przez skutki choroby wciąż jest uczennicą - ostatnie zdanie miauknął sam do siebie, cicho pod nosem.
- A, ta stara - stwierdził zaraz niebieski, po krótszym zastanowieniu, po czym zamrugał ze dwa razy - Znaczy starsza... ale nie, że jest stara. Jest młoda, ale starsza niż ja... rozumiesz? - miauknął, po czym zdał sobie sprawę, że źle zrobił. Dalsza część gałęzi była, no, rozgałęziona, więc kocurek musiał się bardziej opierać łapkami na poprzecznych odstających gałązkach niż tej jednej głównej. W końcu chwycił się ząbkami końca, zamieniając się w wiszącą poczwarkę. Uh, oh, jak daleko jest od ziemi?
- Em... tak. Starsza. - odmiauknął czekolad zeskakując z drzewa i kierując się tuż pod gałąź, na której zwisał Piórolotek. Przyglądał mu się przez chwilę, tej kociej poczwarce, wzdychając z ulgą - Myślę, że możesz się już puścić. Z tej wysokości nic ci się nie stanie, już prawie dotykasz ziemi... - Lotek więc puścił się gałązki… która to wbrew jego oczekiwaniom pofrunęła do góry jak wyrzucona z procy, zrzucając na kocurka, który właśnie uderzył zadkiem w ziemię, kilka liści które nie zdążyły opaść z jego pomocą. Młodziak zaraz jednak wstał i się otrzepał, strosząc długą sierść.
- Dobra! - rozejrzał się wkoło - To może ja te liście teraz pozbieram… jeszcze je ktoś podepta.
-Piórolotku, co robisz? - Srebrny wyrwany ze swojego zajęcia uniósł ślepia znad gałęzi, by dostrzec wśród kolorowego podłoża, zlewającego się z tłem czekolada, asystenta medyka. - To jakaś zabawa ze zrywaniem liści? Może lepiej nie wspinaj się za wysoko, jeśli nie ma w pobliżu twojego mentora…
- Liściom jest ciężko - wyjaśnił - Pomagam im się położyć. - Tu zerknął w górę, na partie na które jeszcze nie wyszedł, a na które, nie ukrywając, miał zamiar. - Chcesz mi pomóc? Możemy zaśpiewać im na koniec kołysankę!
Niemniej Topik nie wyglądał na tak szczęśliwego jak kot na drzewie i przyglądał się młodemu uczniowi nerwowo machając swym rzadkim ogonkiem.
- Ostrożnie Piórolotku. Pomogę ci, ale zejdź trochę niżej, dobrze? - miauknął nerwowo podchodząc do drzewa i uczepiając się kory przednimi łapkami, po czym powoli, koślawo zaczął się piąć w górę po pochyłym pniu, aby dotrzeć do kocurka. Lotek kiwnął energicznie głową, po czym zaczął się tyłem wycofywać z gałęzi, by zatrzymać się na zgięciu z głównym pniem i zerknąć w dół. Coś jakby mierzył, coś myślał, aż w końcu po chwili ciszy, skierował swoje ślepia w stronę pomocnika medyka, z niepewnym, przepraszającym uśmiechem.
- Topiku, Topiku... Bo ja chyba nie wiem jak zejść… - Trudno mu było rozpoznać, jakie kolory przepływają teraz po skórze starszego kocura, jednakże zdawało się, że czekolad przyspieszył, a przynajmniej piął się wyżej. - Czekaj, czekaj, a jakbym poszedł na tą gałązkę niższą? Ona się wtedy nachyli ze mną do ziemi... - zaproponował na szybko cieniowany, przypominając sobie, jak gałąź się ładnie nachyliła pod jego ciężarem. Towarzysz zerknął na gałązkę, o której wspomniał syn Śnieżnego Wspomnienia. W odpowiedzi przytakując.
- Tylko trzymaj się mocno... I nie puszczaj, nim nie będzie dzieliło cię od ziemi parę kocięcych kroków. - wyjaśnił, po czym szybko poinformował kociaka żeby się wstrzymał z przejściem na niższą gałąź - Sprawdź czy na pewno cię utrzyma. Wygląda solidnie, ale lepiej nie przełóż na nią całego ciężaru od razu.
- Już na niej byłem - pochwalił się, nie czekając i idąc dalej w stronę jej końca, by zrealizować swój genialny plan - Giętka jest. Myślę, że każde młode drzewko jest takie, wiesz? Nie chrupocze. Czy kotom starszym też chrupczą kości? Jak takim starym gałęziom?
- Niektórym tak. Innym pomimo starości całkiem dobrze się trzymają. Ma na to wpływ wiele czynników, głównie to czy byli ostrożni za młodu, dbali o siebie i odwiedzali medyków... Czasami nawet najwspanialszy wojownik musi schować dumę, kiedy złapie go zwykłe przeziębienie. Niby nic, łatwo da się wyleczyć mając odpowiednie zioła, jednak jeśki się zlekceważy symptomy to może przerodzić się w coś większego... - Topik zaczął tłumaczyć co i jak, przyglądając się cały czas uważnie kocurkowi.
- Czasem zapominam przeczyścić swojego futerka... to znaczy, że będę mieć chrupoczące kości? - spytał, odwołując się do fragmentu z ,,dbaniem o siebie", na moment odwracając wzrok od swojej gałęziowej drogi, przez co zachwiał się z lekka. Zaraz więc powrócił oczami na trasę. Z reszty wyjaśnień w sumie zapamiętał niewiele. Gdzieś pod koniec odleciał.
- Może - rzekł czekolad miło z uśmiechem na pysku, odpowiadając na pierwsze pytanie.
- A kiedyś taki niedbający umarł? Bo go śpiki zaatakowały? - tu mina asystenta nieco zrzedła.
- Poniekąd. Kotewkowa Łapa nie dbała o siebie, nie chciała do mnie czy innych medyków zajrzeć, co doprowadziło u niej do halucynacji. Widziała rzeczy, których nikt inny nie widział. Była bardzo słaba. Na szczęście w porę udało ją sie wyleczyć. Bardzo możliwe, że to przez skutki choroby wciąż jest uczennicą - ostatnie zdanie miauknął sam do siebie, cicho pod nosem.
- A, ta stara - stwierdził zaraz niebieski, po krótszym zastanowieniu, po czym zamrugał ze dwa razy - Znaczy starsza... ale nie, że jest stara. Jest młoda, ale starsza niż ja... rozumiesz? - miauknął, po czym zdał sobie sprawę, że źle zrobił. Dalsza część gałęzi była, no, rozgałęziona, więc kocurek musiał się bardziej opierać łapkami na poprzecznych odstających gałązkach niż tej jednej głównej. W końcu chwycił się ząbkami końca, zamieniając się w wiszącą poczwarkę. Uh, oh, jak daleko jest od ziemi?
- Em... tak. Starsza. - odmiauknął czekolad zeskakując z drzewa i kierując się tuż pod gałąź, na której zwisał Piórolotek. Przyglądał mu się przez chwilę, tej kociej poczwarce, wzdychając z ulgą - Myślę, że możesz się już puścić. Z tej wysokości nic ci się nie stanie, już prawie dotykasz ziemi... - Lotek więc puścił się gałązki… która to wbrew jego oczekiwaniom pofrunęła do góry jak wyrzucona z procy, zrzucając na kocurka, który właśnie uderzył zadkiem w ziemię, kilka liści które nie zdążyły opaść z jego pomocą. Młodziak zaraz jednak wstał i się otrzepał, strosząc długą sierść.
- Dobra! - rozejrzał się wkoło - To może ja te liście teraz pozbieram… jeszcze je ktoś podepta.
[1080]
<Topik?>
[Przyznano 22%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz