Brzęczkowy Trel miała rację, mówiąc, że kocięta są czyste. A przynajmniej znajdki przyprowadzone przez Kozi Przesmyk i Kaczą Łapę takie były. Babcia nie musiała się trudzić w czyszczeniu ich futerka, tak samo Rozkwitająca Szanta. Całkiem bezproblemowe maluchy im się trafiły w Klanie Burzy, tak jakby Klan Gwiazdy chciał im wynagrodzić pasmo nieszczęść w ostatnim czasie. Właśnie, Klan Gwiazdy... Kocięta nie wierzyły w niego, wyznawały całkowicie odmienną wiarę, która zaintrygowała młodą wojowniczkę. W trakcie dekorowania futerka Marzanny słuchała uważnie opowieści o ich rodzimej wierze.
– Wiecie co? Myślę, że w opis tego kota-boga wpasowuje się mój brat... Albo Modliszkowa Cisza. Właściwie, każdy kremowy kot pasuje do waszego opisu – zasugerowała, gdy skończyła wplatać w ogon kociaka polne kwiaty. – Ich futra w słońcu mienią się złotym blaskiem, tak jakby zrodzeni byli z samych promieni słońca, bądź z polnych złotych kłosów. Tylko proszę, nie zacznijcie oddawać im czci, bo będziemy w Klanie Burzy mieli kolejne koty z wysokim mniemaniem o sobie... Co za dużo, to nie zdrowo – Położyła po sobie uszy, myśląc o dwójce rudych kocurów, których ego sięgało chyba ponad Srebrzystą Skórę. No i jeden z nich uważał się za samego Boga. Gdyby usłyszał o wyznaniu znajdek, być może starałby się wmówić im, że to o niego chodzi i jest tym, na którego czekali. – A to dla ciebie Jarowicie – zwróciła się do brązowego kocurka, wplatając mu w ogon źdźbła zboża, które udało jej się dostać od Zawodzącego Echa. Skąd je wziął? Nie miała zielonego pojęcia, ale od razu widziała w jaki sposób je wykorzysta. Razem z małymi żółtymi i białymi kwiatkami tworzyły przepiękna kompozycję na tle brązowego futra kocurka.
– A mi co wpleciesz w futerko? – zapytał Dziwaczek, zajmując miejsce obok znajdek.
Przez pyszczek Marzanny przebiegł grymas, gdy swój wzrok skupiła na zdeformowanym pysku burego kociaka. Cóż, trudno jej się dziwić. Dziwaczek odstawał urodą od reszty kotów. Większość uczniów, które odwiedzały kocięta, w pierwszej kolejności zwracały uwagę na znajdki, to im przynosząc zabawki, pożywienie czy decydując się na rozmowę.
– Tak, jak Marzannie, polne kwiaty – oznajmiła. Dziwaczek ochoczo zbliżył się do tymczasowej niani, która z przyjemnością ozdobiła i jego futerko kwiatami.
Rozkwitająca Szanta zadowolona z własnej pracy przyglądała się kociętom. Czyste i pachnące. Dobrze się prezentujące. Udekorowanie ich kwiatami i zbożem było czystą przyjemnością, w której szylkretka odnalazła radość. Nie zmęczyła się tak jak podczas treningu, gdy musiała ganiać za królikiem. Poza tym, zdobyła wiedzę, na temat innych wiar, tak różnych od tej wyznawanych przez Klan Burzy czy jej rodzinę.
– Wiesz co, babciu. Może zamiast wojowniczką czy twoją pomocnicą, powinnam zostać kwiecistą panienką, której zadaniem byłoby dbanie o wizerunek kotów i klanu? Spójrz tylko na nich. Na legowisko. Chyba nigdy nie było tutaj tak pięknie. Myślę, że w tej roli odnalazłabym się jak nikt inny.
– Oj, Szanto, Szanto. Znowu bujasz w obłokach – Została pacnięta przez końcówkę ogona Brzeczki w głowę. – I zapomniałaś o roli wiecznego kociaka. Ta funkcja wciąż jest wolna i czeka na ciebie – zażartowała.
– Wiecie co? Myślę, że w opis tego kota-boga wpasowuje się mój brat... Albo Modliszkowa Cisza. Właściwie, każdy kremowy kot pasuje do waszego opisu – zasugerowała, gdy skończyła wplatać w ogon kociaka polne kwiaty. – Ich futra w słońcu mienią się złotym blaskiem, tak jakby zrodzeni byli z samych promieni słońca, bądź z polnych złotych kłosów. Tylko proszę, nie zacznijcie oddawać im czci, bo będziemy w Klanie Burzy mieli kolejne koty z wysokim mniemaniem o sobie... Co za dużo, to nie zdrowo – Położyła po sobie uszy, myśląc o dwójce rudych kocurów, których ego sięgało chyba ponad Srebrzystą Skórę. No i jeden z nich uważał się za samego Boga. Gdyby usłyszał o wyznaniu znajdek, być może starałby się wmówić im, że to o niego chodzi i jest tym, na którego czekali. – A to dla ciebie Jarowicie – zwróciła się do brązowego kocurka, wplatając mu w ogon źdźbła zboża, które udało jej się dostać od Zawodzącego Echa. Skąd je wziął? Nie miała zielonego pojęcia, ale od razu widziała w jaki sposób je wykorzysta. Razem z małymi żółtymi i białymi kwiatkami tworzyły przepiękna kompozycję na tle brązowego futra kocurka.
– A mi co wpleciesz w futerko? – zapytał Dziwaczek, zajmując miejsce obok znajdek.
Przez pyszczek Marzanny przebiegł grymas, gdy swój wzrok skupiła na zdeformowanym pysku burego kociaka. Cóż, trudno jej się dziwić. Dziwaczek odstawał urodą od reszty kotów. Większość uczniów, które odwiedzały kocięta, w pierwszej kolejności zwracały uwagę na znajdki, to im przynosząc zabawki, pożywienie czy decydując się na rozmowę.
– Tak, jak Marzannie, polne kwiaty – oznajmiła. Dziwaczek ochoczo zbliżył się do tymczasowej niani, która z przyjemnością ozdobiła i jego futerko kwiatami.
Rozkwitająca Szanta zadowolona z własnej pracy przyglądała się kociętom. Czyste i pachnące. Dobrze się prezentujące. Udekorowanie ich kwiatami i zbożem było czystą przyjemnością, w której szylkretka odnalazła radość. Nie zmęczyła się tak jak podczas treningu, gdy musiała ganiać za królikiem. Poza tym, zdobyła wiedzę, na temat innych wiar, tak różnych od tej wyznawanych przez Klan Burzy czy jej rodzinę.
– Wiesz co, babciu. Może zamiast wojowniczką czy twoją pomocnicą, powinnam zostać kwiecistą panienką, której zadaniem byłoby dbanie o wizerunek kotów i klanu? Spójrz tylko na nich. Na legowisko. Chyba nigdy nie było tutaj tak pięknie. Myślę, że w tej roli odnalazłabym się jak nikt inny.
– Oj, Szanto, Szanto. Znowu bujasz w obłokach – Została pacnięta przez końcówkę ogona Brzeczki w głowę. – I zapomniałaś o roli wiecznego kociaka. Ta funkcja wciąż jest wolna i czeka na ciebie – zażartowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz