Dzień mianowania na uczennice...
Słoneczko świeciło, gdy Kuna znalazła się na pełnej kotów polanie. Dziś miała zostać uczennicą i nie łatwo było jej powstrzymać ekscytacje. Pomarańczowe oczy szylkretki błysnęły, gdy obecna przywódczyni, Srocza Gwiazda machnięciem ogona dała sygnał koteczce, by wystąpiła.
— Kuno, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Kunia Łapa. Twoim mentorem będzie Siwa Czapla. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę. — Liderka przemówiła uroczystym głosem, po czym zwróciła parę swych oczu w stronę młodego wojownika. — Siwa Czaplo, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Wodnikowego Wzgórza doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją odwagę i lojalność. Będziesz mentorem Kuniej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Koteczka podeszła do mentora, by móc zetknąć z nim nosek. Świeżo mianowania uczennica nie mogła powstrzymać się od pytań, na które jej mentor odpowiadał z dużymi szczegółami. Choć jednooki kocur na początku wydawał się jej nieco dziwny, to szybko polubiła go, za jego gadatliwość oraz przyjacielskie nastawienie. I choć kocur nie chciał zabierać jej poza obozowisko podczas jej pierwszego dnia w nowej roli, to z wielką chęcią pokazał jej, jak wyciągać kleszcze z futer starszych za pomocą mysiej żółci i jak wymieniać posłanka.
Woda lśniła w blasku popołudniowego słońca, a nurt szemrał cicho, jakby szeptał pradawne tajemnice lasu. Kunia Łapa stała po brzegi zanurzona w chłodnej rzece, jej futro było wilgotne i przylepione do ciała, a łapy drżały jej z niecierpliwości — i trochę z zimna.
Obok niego siedział Siwa Czapla, jej mentor.
— Oddychaj razem z rzeką — szepnął spokojnie. — Nie spiesz się. Ryby czują każdy ruch, każde szarpnięcie powietrza. Musisz być jak cień.
Kunia Łapa zamarła. „Jak cień? Przecież to niemożliwe!” — pomyślała, wytrzeszczając oczy.
Skupiła wzrok na lśniącym kształcie sunącym tuż pod powierzchnią. Wiedziała, że to ryba, a jednak serce zabiło jej szybciej, jakby w jej stronę płynęło nie wiadomo jak wielkie niebezpieczeństwo.
— Teraz... — mruknął jej szary mentor.
Zanurkowała łapą tak szybko, jak lśniący pazur błyskawicy. Woda rozprysła się na wszystkie strony — ale ryba uciekła z pluskiem, zostawiając po sobie tylko kilka bąbelków.
— Za szybko — powiedział łagodnie jej nauczyciel. — Spróbuj jeszcze raz. Słuchaj rzeki. Nie walcz z nią. Stań się jej częścią.
Zacisnęła zęby, wciągnęła powietrze przez nos i skupiła się ponownie. Tym razem nie będzie tylko terminatorem, a wojowniczką rzeki! Jej spojrzenie ponownie skupiło się na rzece, choć jej szum był głośny, dość nieprzyjemny, to próbowała nie zwracać na to uwagi. Czekała. Jej łapa napięta była jak gałąź pod ciężarem śniegu. Czas przestał płynąć. A potem — błysk, który choć szybki, to niechaotyczny. Jej łapa przecięła powierzchnię z precyzją sokoła nurkującego z nieba.
W jej uszach zagrzmiało szarpnięcie oraz donośny chlupot. Oczy koteczki rozszerzyły się ze zdumienia — miała ją. Ryba wiła się między jej pazurami, śliska i zimna, ale była jego.
— Dobrze! — zawołał Siwa Czapla, a jego głos po raz pierwszy rozbrzmiewał prawdziwą dumą. — Masz to w sobie, Kunia Łapo. Widzisz? Nie chodzi o siłę. Chodzi o cierpliwość. O zrozumienie.
Szylkretka uniosła głowę wyżej, z rybą w zębach. W jej piersi rozlewało się przyjemne ciepło zmieszane z nutą zadowolenia.
Kora pod jej łapkami była szorstka i zimna, nasiąknięta poranną rosą. Kunia Łapa poprowadziła spojrzenie w górę — dąb wyrastał nad nią jak strażnik lasu, jego konary zdawały się sięgać nieba. Każda gałąź wyglądała jak osobna ścieżka, lecz wszystkie wydawały się równie niedostępne.
— Tam. — Siwa Czapla wskazał noskiem najniższą gałąź. — Złap ją pazurami. Wbij się w korę. I nie patrz w dół.
Nie patrz w dół. Jasne. Mimo to spojrzała — i pożałowała. Ziemia wydawała się nagle bardzo daleko, choć przecież jeszcze nie oderwał łap od gruntu.
Zebrała się w sobie. Naprężył mięśnie. Odbił się i... pazury ześlizgnęły się z wilgotnej kory. Spadła na ziemię z cichym piskiem, a liście kolorowe liście posypały się wokół niej.
— Spróbuj jeszcze raz — powiedział mentor, nie okazując żadnego gniewu. — Kot, który się nie przewraca, nigdy się nie nauczy wspinać.
Zacisnęła zęby. Tym razem pazury wbiła głębiej. Czuł, jak kora rozdziera poduszki jej delikatnych, miękkich łapek, jak mięśnie drżą pod ciężarem jej ciemnego ciała. Każdy krok w górę zdawał się być walką — z grawitacją, z lękiem, z samą sobą.
Ale w końcu... Była tam. Na gałęzi. Choć nie wysoko, to wciąż, ponad zaroślami oraz wszelkimi krzewami. Wiatr poruszał jej ciemno-szylkretowym futrem, a świat wydawał się większy, szerszy — i piękniejszy.
— Dobrze — zamruczał Siwa Czapla, zerkając ku niej z dołu. — Teraz uczysz się patrzeć jak wojownik. Nie tylko z dołu, ale i z góry.
Kunia Łapa uśmiechnęła się delikatnie, a przy okazji parsknęła cichutko, lekko rozśmieszona słowami mentora. Może i miała zdarte łapy, ale warto było poświęcić ich stan, jeśli oznaczało to, że zdobędzie nową umiejętność i szacunek szarego kocura.
Mgła unosiła się nad terenami Klanu Nocy jak duchy przodków, a ziemia pod łapami była zimna i wilgotna. Kunia Łapa stała w milczeniu u boku Siwej Czapli, który pomimo zwykle pogodnego charakteru, dziś sprawiał wrażenie wyjątkowo poważnego.
— Dziś nie poprowadzę cię za łapę — powiedział cicho. — Masz wyćwiczone uszy, zwinne łapy, znasz terytorium jak linie własnych wąsów. Teraz musisz pokazać, że nie jesteś już uczennicą… ale wojowniczką.
Kunia Łapa skinęła głową, a jej serce waliło głośno oraz prędko, niczym rozjuszony borsuk, nie okazywała jednak strachu, kipiącego teraz pod jej gęstym futrem. Nie teraz.
— Twój test jest prosty — dodał jednooki kocur. — Samodzielne polowanie. Musisz wrócić przed zmierzchem. Ale pamiętaj: testuje cię nie tylko łapa, ale i serce.
Las był cichy, niemal zbyt cichy. Kunia Łapa przemknęła przez paprocie jak cień. Wytropiła drozda przy Starej Łupinie i po wymierzeniu odległości i naprężeniu tylnych łap zdołała powalić go jednym, czystym ciosem — bez bólu, bez hałasu. Potem przycupnęła przy strumieniu, oczekując na jakąkolwiek rybę, i gdy ta w końcu przypłynęła, prędko zatopiła w niej pazury, wyrzucając ją na brzeg. Dwie ofiary. Wystarczyło.
Słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo pomarańczem i złotem, podczas gdy ona siedziała jakoś na środku klanowej polany. Następczyni Sroczej Gwiazdy, Spieniona Gwiazda zwołała zebranie klanu. Nie słychać było niczego, poza szumem rzeki.
Liderka chrząknęła cicho, a następnie zwróciła swój wzrok ku uczennicy:
— Kunia Łapo, chodź, podejdź nieco bliżej.
Kotka zrobiła kilka kroków naprzód. Wszystkie spojrzenia były zwrócone ku niemu, a w powietrzu unosił się ciężar chwili, której wyczekiwała od wielu, niezliczonych księżyców. Choć jej futro było nastroszone, a spojrzeniu ujrzeć się dało stres, jej łapy były pewne. Wiedziała, że jest gotowa.
— Ja, Spieniona Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała bardzo pilnie, aby móc poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę. — Uniosła głowę ku niebu. — Kunia Łapo, powiedź, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę własnego życia?
— Przysięgam.
Na moment nawet szumu rzeki nie dało się usłyszeć. Kunia Łapa czuła się tak, jakby w tym momencie cały świat stanął w miejscu, a jednak wszystko szło naprzód.
— Dobrze, a więc mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Kunia Łapo, od tej pory będziesz znany jako Kuni Strumyczek. Klan Gwiazdy ceni twoją pogodną osobowość i umiejętności oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
Kuni Strumyczek poczuł, jak duma rośnie w jej piersi, aż ogarnęła całe jej ciało. Cisowy Gwiazdozbiór pochylił się i dotknął jego głowy nosem. Liderka skoczyła obok Kuniego Strumyczka, by dotknąć pyszczkiem głowy nowej wojowniczki, która nosem dotknęła potężnego barku kotki.
Z polany rozległy się głosy — najpierw pojedyncze, potem coraz więcej, aż wypełniły cały obóz:
— Kuni Strumyczek! Kuni Strumyczek!
Obóz pogrążył się w ciszy. Gwiazdy błyszczały wysoko nad koronami drzew, a wiatr szumiał cicho w liściach, niosąc ze sobą zapachy lasu i szept Gwiezdnego Klanu. Wszyscy już spali — terminatorzy w swoich legowiskach, starszyzna przykryta mchem, nawet kocięta, znane ze swojej ogromnej energii leżały na ciepłych posłankach w żłobku, tuż, przy ciepłych futrach rodziców.
Tylko ona jedna czuwała.
Siedziała przed wejściem do obozu, jej łapy były złożone spokojnie, oczy czujne. Noc była dość chłodna, ale nie zmarzła — jej futro wydawało się teraz grubsze, jakby nowe imię dodało jej nie tylko godności, ale i siły.
Słyszała każde skrzypnięcie gałęzi, każdy trzepot skrzydeł w koronach drzew. Księżyc wysoko na niebie odbijał się w jej pomarańczowych oczach, gdy spoglądała w stronę nieba. Wspomnienia dnia, w którym Srocza Gwiazda mianowała ją na uczennice, nagle powracały do niej falami. Tyle zmian nastało od tego pamiętnego dnia, a jednak nie czuła, żeby jej charakter przeszedł przez drastyczne zmiany, cóż, przez wszystkie te księżyce nabrała więcej pewności, ale zdawało jej się, że poza tym wszystko było w niej takie same. W pewnym momencie usłyszała coś — miękkie stąpnięcie. Kot? Drapieżnik? Jej ciało natychmiast napięło się, gotowe do skoku... ale to był tylko wiatr poruszający liśćmi.
— Kuno, ukończyłaś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś została uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Kunia Łapa. Twoim mentorem będzie Siwa Czapla. Mam nadzieję, że przekaże ci on całą swoją wiedzę. — Liderka przemówiła uroczystym głosem, po czym zwróciła parę swych oczu w stronę młodego wojownika. — Siwa Czaplo, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Wodnikowego Wzgórza doskonałe szkolenie i pokazałeś swoją odwagę i lojalność. Będziesz mentorem Kuniej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz jej całą swoją wiedzę.
Koteczka podeszła do mentora, by móc zetknąć z nim nosek. Świeżo mianowania uczennica nie mogła powstrzymać się od pytań, na które jej mentor odpowiadał z dużymi szczegółami. Choć jednooki kocur na początku wydawał się jej nieco dziwny, to szybko polubiła go, za jego gadatliwość oraz przyjacielskie nastawienie. I choć kocur nie chciał zabierać jej poza obozowisko podczas jej pierwszego dnia w nowej roli, to z wielką chęcią pokazał jej, jak wyciągać kleszcze z futer starszych za pomocą mysiej żółci i jak wymieniać posłanka.
Pare dni po mianowaniu...
Obok niego siedział Siwa Czapla, jej mentor.
— Oddychaj razem z rzeką — szepnął spokojnie. — Nie spiesz się. Ryby czują każdy ruch, każde szarpnięcie powietrza. Musisz być jak cień.
Kunia Łapa zamarła. „Jak cień? Przecież to niemożliwe!” — pomyślała, wytrzeszczając oczy.
Skupiła wzrok na lśniącym kształcie sunącym tuż pod powierzchnią. Wiedziała, że to ryba, a jednak serce zabiło jej szybciej, jakby w jej stronę płynęło nie wiadomo jak wielkie niebezpieczeństwo.
— Teraz... — mruknął jej szary mentor.
Zanurkowała łapą tak szybko, jak lśniący pazur błyskawicy. Woda rozprysła się na wszystkie strony — ale ryba uciekła z pluskiem, zostawiając po sobie tylko kilka bąbelków.
— Za szybko — powiedział łagodnie jej nauczyciel. — Spróbuj jeszcze raz. Słuchaj rzeki. Nie walcz z nią. Stań się jej częścią.
Zacisnęła zęby, wciągnęła powietrze przez nos i skupiła się ponownie. Tym razem nie będzie tylko terminatorem, a wojowniczką rzeki! Jej spojrzenie ponownie skupiło się na rzece, choć jej szum był głośny, dość nieprzyjemny, to próbowała nie zwracać na to uwagi. Czekała. Jej łapa napięta była jak gałąź pod ciężarem śniegu. Czas przestał płynąć. A potem — błysk, który choć szybki, to niechaotyczny. Jej łapa przecięła powierzchnię z precyzją sokoła nurkującego z nieba.
W jej uszach zagrzmiało szarpnięcie oraz donośny chlupot. Oczy koteczki rozszerzyły się ze zdumienia — miała ją. Ryba wiła się między jej pazurami, śliska i zimna, ale była jego.
— Dobrze! — zawołał Siwa Czapla, a jego głos po raz pierwszy rozbrzmiewał prawdziwą dumą. — Masz to w sobie, Kunia Łapo. Widzisz? Nie chodzi o siłę. Chodzi o cierpliwość. O zrozumienie.
Szylkretka uniosła głowę wyżej, z rybą w zębach. W jej piersi rozlewało się przyjemne ciepło zmieszane z nutą zadowolenia.
Kora pod jej łapkami była szorstka i zimna, nasiąknięta poranną rosą. Kunia Łapa poprowadziła spojrzenie w górę — dąb wyrastał nad nią jak strażnik lasu, jego konary zdawały się sięgać nieba. Każda gałąź wyglądała jak osobna ścieżka, lecz wszystkie wydawały się równie niedostępne.
— Tam. — Siwa Czapla wskazał noskiem najniższą gałąź. — Złap ją pazurami. Wbij się w korę. I nie patrz w dół.
Nie patrz w dół. Jasne. Mimo to spojrzała — i pożałowała. Ziemia wydawała się nagle bardzo daleko, choć przecież jeszcze nie oderwał łap od gruntu.
Zebrała się w sobie. Naprężył mięśnie. Odbił się i... pazury ześlizgnęły się z wilgotnej kory. Spadła na ziemię z cichym piskiem, a liście kolorowe liście posypały się wokół niej.
— Spróbuj jeszcze raz — powiedział mentor, nie okazując żadnego gniewu. — Kot, który się nie przewraca, nigdy się nie nauczy wspinać.
Zacisnęła zęby. Tym razem pazury wbiła głębiej. Czuł, jak kora rozdziera poduszki jej delikatnych, miękkich łapek, jak mięśnie drżą pod ciężarem jej ciemnego ciała. Każdy krok w górę zdawał się być walką — z grawitacją, z lękiem, z samą sobą.
Ale w końcu... Była tam. Na gałęzi. Choć nie wysoko, to wciąż, ponad zaroślami oraz wszelkimi krzewami. Wiatr poruszał jej ciemno-szylkretowym futrem, a świat wydawał się większy, szerszy — i piękniejszy.
— Dobrze — zamruczał Siwa Czapla, zerkając ku niej z dołu. — Teraz uczysz się patrzeć jak wojownik. Nie tylko z dołu, ale i z góry.
Kunia Łapa uśmiechnęła się delikatnie, a przy okazji parsknęła cichutko, lekko rozśmieszona słowami mentora. Może i miała zdarte łapy, ale warto było poświęcić ich stan, jeśli oznaczało to, że zdobędzie nową umiejętność i szacunek szarego kocura.
Teraźniejszość...
— Dziś nie poprowadzę cię za łapę — powiedział cicho. — Masz wyćwiczone uszy, zwinne łapy, znasz terytorium jak linie własnych wąsów. Teraz musisz pokazać, że nie jesteś już uczennicą… ale wojowniczką.
Kunia Łapa skinęła głową, a jej serce waliło głośno oraz prędko, niczym rozjuszony borsuk, nie okazywała jednak strachu, kipiącego teraz pod jej gęstym futrem. Nie teraz.
— Twój test jest prosty — dodał jednooki kocur. — Samodzielne polowanie. Musisz wrócić przed zmierzchem. Ale pamiętaj: testuje cię nie tylko łapa, ale i serce.
Las był cichy, niemal zbyt cichy. Kunia Łapa przemknęła przez paprocie jak cień. Wytropiła drozda przy Starej Łupinie i po wymierzeniu odległości i naprężeniu tylnych łap zdołała powalić go jednym, czystym ciosem — bez bólu, bez hałasu. Potem przycupnęła przy strumieniu, oczekując na jakąkolwiek rybę, i gdy ta w końcu przypłynęła, prędko zatopiła w niej pazury, wyrzucając ją na brzeg. Dwie ofiary. Wystarczyło.
Słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc niebo pomarańczem i złotem, podczas gdy ona siedziała jakoś na środku klanowej polany. Następczyni Sroczej Gwiazdy, Spieniona Gwiazda zwołała zebranie klanu. Nie słychać było niczego, poza szumem rzeki.
Liderka chrząknęła cicho, a następnie zwróciła swój wzrok ku uczennicy:
— Kunia Łapo, chodź, podejdź nieco bliżej.
Kotka zrobiła kilka kroków naprzód. Wszystkie spojrzenia były zwrócone ku niemu, a w powietrzu unosił się ciężar chwili, której wyczekiwała od wielu, niezliczonych księżyców. Choć jej futro było nastroszone, a spojrzeniu ujrzeć się dało stres, jej łapy były pewne. Wiedziała, że jest gotowa.
— Ja, Spieniona Gwiazda, przywódca Klanu Nocy, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tę uczennicę. Trenowała bardzo pilnie, aby móc poznać zasady waszego szlachetnego kodeksu. Polecam ją wam jako kolejną wojowniczkę. — Uniosła głowę ku niebu. — Kunia Łapo, powiedź, czy przysięgasz przestrzegać kodeksu wojownika i chronić swój klan nawet za cenę własnego życia?
— Przysięgam.
Na moment nawet szumu rzeki nie dało się usłyszeć. Kunia Łapa czuła się tak, jakby w tym momencie cały świat stanął w miejscu, a jednak wszystko szło naprzód.
— Dobrze, a więc mocą Klanu Gwiazdy nadaję ci imię wojownika. Kunia Łapo, od tej pory będziesz znany jako Kuni Strumyczek. Klan Gwiazdy ceni twoją pogodną osobowość i umiejętności oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Nocy.
Kuni Strumyczek poczuł, jak duma rośnie w jej piersi, aż ogarnęła całe jej ciało. Cisowy Gwiazdozbiór pochylił się i dotknął jego głowy nosem. Liderka skoczyła obok Kuniego Strumyczka, by dotknąć pyszczkiem głowy nowej wojowniczki, która nosem dotknęła potężnego barku kotki.
Z polany rozległy się głosy — najpierw pojedyncze, potem coraz więcej, aż wypełniły cały obóz:
— Kuni Strumyczek! Kuni Strumyczek!
Obóz pogrążył się w ciszy. Gwiazdy błyszczały wysoko nad koronami drzew, a wiatr szumiał cicho w liściach, niosąc ze sobą zapachy lasu i szept Gwiezdnego Klanu. Wszyscy już spali — terminatorzy w swoich legowiskach, starszyzna przykryta mchem, nawet kocięta, znane ze swojej ogromnej energii leżały na ciepłych posłankach w żłobku, tuż, przy ciepłych futrach rodziców.
Tylko ona jedna czuwała.
Siedziała przed wejściem do obozu, jej łapy były złożone spokojnie, oczy czujne. Noc była dość chłodna, ale nie zmarzła — jej futro wydawało się teraz grubsze, jakby nowe imię dodało jej nie tylko godności, ale i siły.
Słyszała każde skrzypnięcie gałęzi, każdy trzepot skrzydeł w koronach drzew. Księżyc wysoko na niebie odbijał się w jej pomarańczowych oczach, gdy spoglądała w stronę nieba. Wspomnienia dnia, w którym Srocza Gwiazda mianowała ją na uczennice, nagle powracały do niej falami. Tyle zmian nastało od tego pamiętnego dnia, a jednak nie czuła, żeby jej charakter przeszedł przez drastyczne zmiany, cóż, przez wszystkie te księżyce nabrała więcej pewności, ale zdawało jej się, że poza tym wszystko było w niej takie same. W pewnym momencie usłyszała coś — miękkie stąpnięcie. Kot? Drapieżnik? Jej ciało natychmiast napięło się, gotowe do skoku... ale to był tylko wiatr poruszający liśćmi.
[1421 słowa, nauka łowienia ryb + wspinaczka na drzewa]
[przyznano 28% + 5% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz