Nadszedł dzień, ale w jego głowie wciąż panował mrok. Siedział dokładnie tam, gdzie po powrocie zostawiła go Borsuk. Jego zamglony wzrok nie sięgał poza wypalony na tęczówce obraz.
Jego skulona w kącie siostra z głową sterczącą pod nienaturalnym kątem. Strach wyzierający z jej szeroko rozwartych oczu. Przytulona do jej boku maleńka Czereśnia.
Jelita Wiśniowej Pestki, na które prawie nadepnął.
Przerażone spojrzenie Szczurzej Łapy. Jakby dokładnie wiedział, co za chwilę się stanie. Jakby prosił go o ocalenie.
Dokładnie jak ona*.
Metodyczna wściekłość jego siostry, zamieniająca przyrodniego brata w strzęp zakrwawionego mięsa. Jej oczy.
Oczy.
Patrzyła na niego.
- Trzeba wysłać patrole - miauknęła, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Mimowolnie przeniósł wzrok na jej łapy, szukając na nich krwi. Nie znalazł. Pokrywała je jedynie odrobina ziemi. Kopała.
Wiedziała, że wiedział. Jej pysk nawet nie drgnął.
- Powiem Iglastej Gwieździe, że nie jesteś w stanie.
- Czekaj.
Zatrzymała się w pół kroku, patrząc na niego wyczekująco.
Powinien powiedzieć o wszystkim wujkowi Igle. Powinien z nią porozmawiać. Powinien uciekać. Powinien jej nienawidzić. Powinien płakać. Powinien ich uratować. Powinien.
- Z-zapytaj, kto chce iść. Nie spali. Nie ma sensu wysyłać osłabionych wojowników. Pójdą wieczorem.
Bezlitośnie racjonalne słowa opuściły jego pysk. Brzydził się nimi. Brzydził się tym, że wciąż potrafił myśleć. Że nie rozpadł się na milion kawałków pod wpływem bólu.
Że będzie musiał dalej żyć, z obrazem martwej rodziny wypalonym pod powiekami.
Że będzie musiał żyć razem z nią.
Patrzyła na niego cierpliwie. Przeszedł go dreszcz. Przez uderzenie serca miał wrażenie, że dokładnie wiedziała, o czym teraz myślał.
Mógł przysiąc, że się uśmiechnęła.
“Nie różnimy się przecież tak wiele”, przemknęło mu przez myśl.
Nie został od końca pogrzebu. Wymknął się, gdy tylko trzy ciała przysypała ziemia.
Błądził po lesie, oszukując sam siebie, że nie ma pojęcia, dokąd idzie. Szukał. Zapachu, złamanych gałęzi, poruszonej ziemi.
Nie potrafił znaleźć tego miejsca. Było ciemno. Nie myślał.
Jego ślepia wciąż prześladowały go w snach. Ich ślepia.
Życia, których nie uratował. Koty które zabił.
Dlaczego dopiero teraz przypomniał sobie o słowach ojca? Kazał mu uważać na Szczurzą Łapę, tak? Jak mógł o nim zapomnieć? Tyle razy obiecywał sobie, że go odwiedzi, tyle razy w ostatniej chwili znajdował inne zajęcie. Aż zapomniał. Wszyscy zapomnieli.
Jak to jest umrzeć już za życia, niedostrzegany przez wszystkich?
Dlaczego ona? Była jedyną, która potrafiła spędzać z nim czas. Chyba nawet ją polubił. Uspokajał się przy niej. Dlaczego ją zabił? Dlaczego podniósł łapę na istotę, która była dla niego dobra?
Poczuł ukłucie w sercu. Znał odpowiedź.
Ona też o nim zapomniała. O nich wszystkich.
Narządy wylewające się z rozprutego brzucha Wiśniowej Pestki.
Powinien go nienawidzić za to, co zrobił. Nie potrafił. Nie potrafił, bo w jakimś sensie go rozumiał.
Może gdyby żył. Ale nie po tym, co zrobiła jego siostra.
Jego siostra.
Ale czy miał prawo ją oceniać? Sam nie był lepszy.
Spięcie jej mięśni. Uderzenie serca wahania.
Mógł zareagować. Choćby coś powiedzieć. Mógł go ocalić.
Nikt nie zasługiwał na taki los. Szczególnie przerażona, chora istota. Opuszczona.
Nie miał prawa nienawidzić żadnego z nich.
To wszystko było jego winą.
Rozpaczliwie szukał śladu, jakby wizyta na grobie przybranego brata miała coś zmienić. Naprawić to, co zniszczył w ciągu tych sezonów.
Do obozu wrócił, gdy księżyc był już wysoko na niebie.
*chodzi o Drzemlikowy Dzwonek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz