Krew. Lisy. Zwłoki Klonu. Odór śmierci. To wszystko jeszcze długo po tym zdarzeniu męczyło Konopie. Umierający wojownicy śnili jej się po nocach, a za każdym razem jak widziała smutną Madzię z kociętami lub Cichą bez jednej łapy czuła jakby ktoś wbijał jej igły w łapy. Sama Szyszka powiedziała, że to była jej wina. Gdyby zareagowała, gdyby komuś to zgłosiła nie doszłoby do tego wszystkiego. Madzia i Klon wychowywaliby wspólnie swoje kociaki, Cicha nadal by miała cztery łapy, a Wicher mogłaby nadal psocić z rodzeństwem. Ten cały Klan Gwiazd klanowych kotów ją pewnie pokarał. Wstawianie i chodzenie sprawiało jej coraz większy ból. A Wschód nie potrafił na to nic zaradzić prócz ziółek. Odurzona jednak ziarnami maku nie raz wkurzyła Bociana klejąc się do niego czy do biednego Podniebnego Żurawia, gdy jej się pomylili. Ostróżkę zdążyła tym na tyle zdenerwować, że prychała na nią za każdym razem, gdy postawiła łapę w żłobku, by poznać swoich siostrzeńców.
— Znów coś brałaś, lisi bobku? — usłyszała syknięcie Bociana.
Odwróciła się w stronę kocura, posyłając mu szeroki uśmiech.
— A co stęskniłeś się za moją czułością? — miauknęła, wyciągając łapę, by wytulić białego.
Ten jednak prychnął, odsuwając się od niej.
— Przestań. Wystarczy mi, że Wschód sobie ubzdurał, że jesteśmy razem, lisi bobku. — warknął kocur. — Porobiłabyś coś, a nie tu gnijesz cały dzień.
Odwróciła się w stronę kocura, posyłając mu szeroki uśmiech.
— A co stęskniłeś się za moją czułością? — miauknęła, wyciągając łapę, by wytulić białego.
Ten jednak prychnął, odsuwając się od niej.
— Przestań. Wystarczy mi, że Wschód sobie ubzdurał, że jesteśmy razem, lisi bobku. — warknął kocur. — Porobiłabyś coś, a nie tu gnijesz cały dzień.
Konopia niechętnie się podniosła. Znajomy ból zawitał w jej stawach. Syknęła cicho.
— Ty tak na serio z tymi łapami, czy żeby nie chodzić na poranne patrole?
— Na serio, mysi móżdżku! — syknęła na niego.
Konopia nie rozumiała jak ten nadal jej niedowierzał. Odeszła od niego zła. Znalazł się sportowiec jeden. Ruszyła w stronę legowiska medyka po ziółka. Nasilający się ból świadczył o tym, że minęło już dużo czasu nim brała ostatnie. Zawitała pod jeżyny. Zajrzała do środka, lecz zastała tylko Wschód. Kocur trzymał w pysku kupę ziół i rozglądał się nerwowo.
— Oh, witaj Konopio. Tu masz ziarenka maku. Tylko pamiętaj weź tylko dwa. — mruknął w pośpiechu, łapiąc jakieś badyle. — Klonek coś kaszle i muszę iść szybko do kociarni. — wyjaśnił, kierując się do wyjścia.
Szylkretka nie pytała o więcej szczegółów. Przepuściła kocura i podeszła do ziaren maku. Dopiero wtedy zorientowała się, że nie jest sama. Cicha spoglądała na nią swoimi zielonymi ślipiami. Konopia mimowolnie zadrżała. Przez niemość kotki nawet nie wiedziała, czy ta jest na nią zła, czy może ją nienawidzi całym swoim sercem. Położyła uszy.
— Hej, Cicha.
Szylkretka skinęła łbem.
— Ty tak na serio z tymi łapami, czy żeby nie chodzić na poranne patrole?
— Na serio, mysi móżdżku! — syknęła na niego.
Konopia nie rozumiała jak ten nadal jej niedowierzał. Odeszła od niego zła. Znalazł się sportowiec jeden. Ruszyła w stronę legowiska medyka po ziółka. Nasilający się ból świadczył o tym, że minęło już dużo czasu nim brała ostatnie. Zawitała pod jeżyny. Zajrzała do środka, lecz zastała tylko Wschód. Kocur trzymał w pysku kupę ziół i rozglądał się nerwowo.
— Oh, witaj Konopio. Tu masz ziarenka maku. Tylko pamiętaj weź tylko dwa. — mruknął w pośpiechu, łapiąc jakieś badyle. — Klonek coś kaszle i muszę iść szybko do kociarni. — wyjaśnił, kierując się do wyjścia.
Szylkretka nie pytała o więcej szczegółów. Przepuściła kocura i podeszła do ziaren maku. Dopiero wtedy zorientowała się, że nie jest sama. Cicha spoglądała na nią swoimi zielonymi ślipiami. Konopia mimowolnie zadrżała. Przez niemość kotki nawet nie wiedziała, czy ta jest na nią zła, czy może ją nienawidzi całym swoim sercem. Położyła uszy.
— Hej, Cicha.
Szylkretka skinęła łbem.
— Co tu robisz?
Kotka wskazała na nadgryziony liść. Czyli Wschód też jej przyszykował jakieś ziółka. Konopia niepewnie podeszła do ziaren i chwyciła na łapę dwa. Zerkając niepewnie na przyglądającą się jej Cichą, zlizała je. Połknęła ciężko je. Czując na sobie wzrok uczennicy czuła się nieswojo.
— H-hej... też chcesz? — zaproponowała. — Można mieć po nich fajną fazę...?
<Cicha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz