Biała kotka dosłownie czuła ciemność. Otaczał ją nieskończony mrok i nijak nie mogła się go pozbyć. Po prostu był, a ona sama dryfowała pośród jego odmętów. Czuła jego pustkę, która powoli ją przenikała, wysysając życie. To było dziwne uczucie, bo jeszcze żyła, ale czuła jakby właśnie umarła. Nie widziała nic, tylko czarno, ale mimo to delikatnie słyszała szum wody. W dodatku poczuła czyjąś łapę na sobie. Czarna rzeczywistość zaczęła się przejaśniać, by po chwili ustąpić miejsca rażącemu błyskowi. Było biało. Za bardzo biało. Zmrużyła oczy od natłoku światła. Widziała jasne plamy i promienie słońca, które się przez nie przebijały. Nie potrafiła rozpoznać kształtów. Ponadto była zbyt wyczerpana, by panikować. Nie miała siły. Czuła, jakby utknęła gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Tylko taki stan może być gorszy od śmierci. Stan nicości i pustki. Niemocy reagowania, na bodźce, po prostu leżenia i obserwowania jakby z boku rozwoju sytuacji. Tak właśnie czuła się mała, biała kotka. Była bezsilna. Poczuła pieczenie w oczkach. Czy to od tej jasności, czy od pożaru? Właśnie teraz do niej dotarło, co właściwie się stało. Nie wiedziała, jak dostała się na powierzchnię, ale ważne było to, że chyba żyje. Czy nie?... Każdy skrawek poparzonego ciała piekł ją niemiłosiernie, jakby coś pochłaniało jej skórę razem z futerkiem kawałek po kawałku i bardzo wolno, by poczuła, choć najmniejszy kawałeczek bólu. Mimowolnie łzy poleciały jej z policzków. Była taka bezsilna... Postarała się wrócić myślami do tej sytuacji, w której aktualnie się znalazła. To było trudne, ponieważ jej głowa chciała cały czas odpływać daleko poza jej świadomość. Resztkami sił zmusiła się do otwarcia bardziej powiek i spojrzenia na kogoś, kto podsunął przed jej pyszczek jakieś roślinki. Postać była bardzo jasna i rozmazana. Mała skrzywiła się od samego kontrastu kolorów, gdy obraz zaczął jej się wyostrzać. Czy od tego straci wzrok? To było teraz nieistotne. Widziała, że tej istocie poniekąd zależy na tym, by Błysk połknęła ziółka. Całymi swoimi siłami postanowiła to zrobić. Patrzyła na nią chwilę niepewnie, jakby po to, by ocenić, czy to już będzie jej koniec, ale ostatecznie pokiwała główką na zgodę. Nie interesowało jej, co się z nią stanie, bo równie dobrze mogła właśnie połykać truciznę. Po prostu było jej to obojętne, nie miała siły, by myśleć o przeżyciu. Przełknęła gorzki smak ziółek. Były ohydne, ale co ona mogła? Zmęczona zamknęła oczka. Nie miała siły, by mieć je otwarte. Nastała ciemność. Ta ponowna nicość była tylko przerywana przez rozmowy jej towarzyszki z jakimś innym kotem, a potem znów powracała. Raz nawet ocknęła się niesiona przez zapewne kotkę, która dała jej ziółka. Gdzie była niesiona? Po co? Chciałaby wiedzieć albo i nie...
***
Gdy ponownie odzyskała przytomność, dźwięki wydawały się już bardziej wyraziste. Była w stanie rozróżniać słowa i przysłuchiwać się rozmowom. Właśnie to robiła, skąd dowiedziała się, że jej wybawicielka nazywa się Konwalia, a jej nadano nowe imię, które brzmiało Ćma. Podobało się małej, było takie krótkie, łatwe do zapamiętania i poniekąd delikatne. Było super. Uśmiechnęła się w myślach, po czym znów nastała ciemność. Obudziła się już tym razem zaopatrzona w pajęczyny w jakimś legowisku razem z Konwalią. Czuła się już mniej na haju. Mogła się, chociaż delikatnie podnieść. Spojrzała na swoją towarzyszkę. Wydawała się kotce smutna. Czemu? Przecież obie żyją! Było dobrze, a ponadto czuła, że chciałaby podziękować za uratowanie życia tej całej Konwalii. Ćma od razu jej zaufała, o co było przecież tak trudno. W końcu ta mogła coś jej zrobić, ale tak się nie stało. Była w porządku i jej nie zostawiła. Przyczołgała się kawałek do kotki. Zobaczyła, że łezki spływają po jej policzkach. Na sam widok tego zjawiska poczuła ukłucie żalu w serduszku. Chciała coś powiedzieć, jednak nie mogła. Położyła łapkę na łapce swojej wybawczyni. Nie wiedziała, co trzeba w takiej sytuacji robić, jednak nie chciała, by ta płakała. Bała się przytulić, bo w końcu jak mogłaby zareagować Konwalia? Czy byłaby zła? Jej były mentor niemal zawsze był zły na białą, więc skąd miała wiedzieć, czy po prostu nie była na tyle wystarczająca, by traktować ją inaczej? Nagle Konwalia spojrzała się na kotkę z czymś w oczach, czego mała nie umiała zidentyfikować. Jednak chyba nie była to złość.
- C-coś się stało, malutka? - Biała nie mogła nic odpowiedzieć, ale też nie wiedziała co. Kotka raczej nie była na nią zła, ale widząc smutek w jej oczach, serduszko zaczęło jej się kroić. Jak taka cudowna istota, która ją uratowała, mogła być aż tak smutna? Lekko przerażona tą emocją u Konwalii, nie myślała już o tym, czy się boi, czy nie. Przytuliła kotkę najmocniej, jak umiała. W jej oczkach również pojawiły się łzy. Nie chciała, by Konwalia płakała.
<Smutna Cisza? Nie płacz... <3 >
Awwww...
OdpowiedzUsuń