Deszcz uderzał rytmicznie o tafle wody. Poziom wody rósł i rósł, co tylko jeszcze bardziej niepokoiło kocura. Jeszcze parę dni porządnej ulewy, a legowiska wraz z wojownikami zaczną wypływać spod starej wierzby. Błoto i tak już było wszędzie. Utrzymanie futra w nagannym stanie było prawie nie wykonalne. Lepka maść wkradała się już w legowiska.
— Aroniowa Gwiazdo. — Biegnący Potok przysiadła się do niego. — Martwię się o Konwalię... Znaczy o Smutną Ciszę. Jest taka cicha i smutna... no i wychudzona. Boję się, że nic nie je.
Aronia uniósł zdziwiony brwi. Nie rozumiał czemu ta przejmowała się tak kotką. Większość Nocniaków było raczej do niej negatywnie nastawione.
— Już wcześniej była chuda. — stwierdził.
— Ale... — miauknęła smutno wojowniczka. — Po prostu się o nią martwię. Proszę porozmawiaj z nią. Może tobie jako liderowi powie coś więcej. — dodała szeptem.
Aronia westchnął, lecz podniósł się. Jego łapy ponownie zatopiły się w błocie. Warknął zirytowany. Zaczynał tęsknić za suszą. Skierował się w stronę legowiska starszych gdzie znajdowała się trójłapa. Na razie nie ufał jej by zajęła miejsce w legowisku medyków. Tym bardziej, że patrząc na jej smutne tendencje jeszcze by coś zjadła. Po drodze spotkał Poranną Zorzę. Kocur spojrzał na niego zdziwiony. Jego sierść także przeciekała błotnistą glebą. Z resztą jak cały klan. Wystarczyło wyjść z legowiska, by ubrudzić łapy. Sądząc po minie medyka nie był zadowolony z obecnego stanu swojego futra.
— Coś przeskrobała? — zapytał.
— Nie. — mruknął.
Medyk już chciał odejść, gdy lider zatrzymał go ogonem.
— Wyrzuciłeś już wszystkie trucizny? — zapytał cicho.
Poranna Zorza westchnął i kiwnął łbem.
— Coś przeskrobała? — zapytał.
— Nie. — mruknął.
Medyk już chciał odejść, gdy lider zatrzymał go ogonem.
— Wyrzuciłeś już wszystkie trucizny? — zapytał cicho.
Poranna Zorza westchnął i kiwnął łbem.
— Ale sama nazbierała jakiegoś zielska. — dodał płowy, kierując się w stronę legowiska medyków.
Aronia trzepnął ogonem o błotnistą ziemię. Wszedł pewnym krokiem do legowiska starszych. Konwalia leżała na mchowym posłaniu. Na jego widok uniosła łeb.
— Coś się stało? — zapytała niepewnie.
Nic dziwnego. Raczej jej nie odwiedzał. Aronia przyjrzał się jej. Faktycznie była chuda. Ale czy chudsza nim dołączyła? Trudno było mu to stwierdzić.
— Nic. Choć... — uniósł brew, widząc obandażowane łapy kotki pajęczynami.
Teraz grudki błota osiadły się na nich tak samo jak na opuszkach łap kotki.
— Po co je marnujesz? To jakiś sabotaż? — mruknął podejrzliwie.
<Konwalia?>
Aronia trzepnął ogonem o błotnistą ziemię. Wszedł pewnym krokiem do legowiska starszych. Konwalia leżała na mchowym posłaniu. Na jego widok uniosła łeb.
— Coś się stało? — zapytała niepewnie.
Nic dziwnego. Raczej jej nie odwiedzał. Aronia przyjrzał się jej. Faktycznie była chuda. Ale czy chudsza nim dołączyła? Trudno było mu to stwierdzić.
— Nic. Choć... — uniósł brew, widząc obandażowane łapy kotki pajęczynami.
Teraz grudki błota osiadły się na nich tak samo jak na opuszkach łap kotki.
— Po co je marnujesz? To jakiś sabotaż? — mruknął podejrzliwie.
<Konwalia?>
W bandażach są schowane środki psychoaktywne XDD
OdpowiedzUsuńalbo bomby :bobur:
Usuń