UWAGA!
OPOWIADANIE ZAWIERA PRZEMOC I TREŚCI GORE!
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Adrenalina, ferwor walki, krzyki przerażonych kotów i krew dudniąca mu w uszach. To było to, za czym tak potwornie tęsknił. To, co utwierdzało go w przekonaniu, że jest wojownikiem z krwi i kości, dodając tylko pewności siebie i wiary w swe umiejętności.
Wpadł między nocniaków niczym taran, od razu złączając się z jednym z nich w morderczym uścisku. Pazury poszły w ruch, zadając bolesne rany, zęby za wszelką cenę próbowały dostać się do gardła kocura. Rudzielec zawył przeraźliwie, czując, jak kły przeciwnika wbijają się w jego ogon, szarpiąc za niego z całej siły. Zebrał się w sobie, odbijając od trawy, która zdążyła zabarwić się już na czerwono. Złapał za ucho, szarpiąc za nie, niczym wygłodniały wilk. Miał wrażenie, że nie słyszy nic, jedynie bolesne stękanie wroga. Pazury wbijały się w jego pysk, o włos mijając wrażliwe oczy, które zaraz schował pod powiekami.
Jedno kopnięcie w brzuch. Potem drugie, skutecznie rozrywające delikatną skórę.
Rozluźnił uścisk, dając tym samym przewagę nad sobą. Wypluł oderwane ucho wprost na piasek. Nim się obejrzał, zalała go fala ciosów. Najpierw oberwał w pysk, potem w kark, czując z każdej chwili rosnący ból.
Zabawa się skończyła w momencie, w którym Kaczy Pląs poczuł zgubną pewność siebie, wbijając pazury i kły w grzbiet przeciwnika.
Lis zawył, zrzucając go z siebie, wprost na plecy, odsłaniając delikatny brzuch. Uderzył go łapą w pysk, jeden raz, drugi, trzeci... Za każdym razem skutecznie unikał kontrataku, bawiąc się synem zmarłej przywódczyni, którego siły witalne zaczęły powoli opuszczać. Krew spływała z obu ciał, tworząc małe szkarłatne kałuże. Oboje dyszeli niczym po ciężkim maratonie, okrążając siebie wzajemnie i czekając na dogodny moment do ataku.
W końcu taki nastał.
Lis uśmiechnął się perfidnie, rzucając na kocura, który uderzył łbem o kamień. Wciąż przytomny, jednakże niezdolny do jakiegokolwiek ruchu wydawał z siebie co chwilę krzyk bólu, gdy kły lidera wrogiego klanu najpierw złapały co mocno za pysk, by kilka uderzeń serca później wyrwać mu oko, które gdy upadło na ziemię, potoczyło się w stronę jednego z kociąt.
W ruch poszły pazury, drapiąc mu grzbiet i pozostawiając krwawe ślady. Wszędzie fruwało białe futro krwiście zabarwione.
Oddychał ciężko, czując, jak euforia z każdego krzyku napełnia jego ciało, co dodawało mu tylko chorego apetytu na więcej. Kolejny raz skorzystał z pazurów, rozcinając wojownikowi brzuch, w który wbił zaraz zęby, szarpiąc.
Z radością zadawał jeszcze większy ból, wyrywając skrawki mięsa, które w niedługim czasie były wszędzie. Wciągnął zapach agonii, oblizując zakrwawiony pysk, z którego wypluł wcześniej kawałek wątroby.
Wyprostował się, spoglądając na konającego przeciwnika. Odczekał kilka ruchów ogona, po czym dopadł dziko do jego gardła. Krótka szamotanina i na ziemię padło zmasakrowane ciało Kaczego Pląsu, na którego widok sprawcę dopadł dziwny rodzaj przyjemności. Kolejny raz oblizał zakrwawiony pysk, ruszając w stronę przerażonego do granic możliwości, kocięcia.
U p s...
"Lisia Gwiazda nie jest taki straszny"
OdpowiedzUsuń~Pójdźka 2k20
Jak tak to czytam, mam ochotę obejrzeć konfrontację Wilczego z Lisem xd
OdpowiedzUsuńKocham psychiczną stronę Lisa serio jego zamiłowanie do agresji i te opisy🤗💙
OdpowiedzUsuń