*koziołek czasoprzestrzeni*
Szybko oddychała, nie mogąc się uspokoić. Szerokimi ze strachu oczami, rozglądała się wokół. Skropiony obóz w blasku nocy przyciągał wzrok, ale równocześnie odstraszał, gdyż nigdy nie wiadomo, co może się kryć w ciemności. Łapki odmawiały jej posłuszeństwa, gdy kierowała się za zastępcą. Dręczyła ją setka myśli,a obraz wrzeszczącej matki był wyraźniejszy, napawał ją obawą.
Usiadła obok Wilczego Serca. Okryła łapki ogonem, wbiła pazurki w ziemię i chociaż tak dała radę znaleźć skupienie, by wysłuchać kocura. Czuła się winna, że go obudziła przez swój krzyk, a równocześnie wdzięczna, że zamierzał ją pocieszyć i może posłużyć jakąś radą.
- Moja matka mówiła, że to ci, którzy dokonali coś wielkiego i mogą być dla nas wzorem - zaczął - Że są nam pomocą w polowaniu, wędrówce, smutku. Żebym zawsze pytał ich o radę. I wiesz co?
Kotka pokręciła głową. Nie wiedziała. Przy tym cały czas uważnie go słuchała. Odwzajemniła uśmiech kocura.
- Dali mi jedną: weź los w swoje ręce, a nie gap się w niebo - parsknął.
Żabia Łapa przekrzywiła główkę na jedną stronę, mrugając ze zdziwienia. Przynajmniej przeszła jej panika, zdołała odnaleźć spokój.
- Twoja matka musiała być bardzo dobra. M-moja nigdy t-taka nie będzie. T-tak bardzo się boję, że ją k-kiedyś spotkam. - westchnęła koteczka, kuląc się. Na kolejne słowa odpowiedziała już mniej nieśmiało. - Wezmę los w swoje łapki. Postaram się. M-może się uda.
<Wilcze Serce? Przepraszam, że tak krótko. Możemy zrobić skipa, lub zakończyć jeśli chcesz.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz