Straciła Płomykówkę. Dlaczego tak dużo kotów z jej klanu musiało ginąć? Myślała, że przez długi czas od powodzi, nie stracą nikogo. Czerwony kaszel był ogromnym zaskoczeniem. Koty odchodziły jeden po drugim, jakby były jakąś myszą, której łatwo można odebrać życie. Wspominała swoją mentorkę ze smutkiem w sercu. Płomykówka była wspaniała, traktowała Szyszkę opiekuńczo, nauczyła swoją uczennicę wszystkiego, żeby ta mogła stać się wojowniczką. Pamiętała swoje pierwsze polowanie, jeszcze na starych terenach, jak ćwiczyły sztukę walki, oraz moment jej ceremonii i dumę w oczach dawnej zastępczyni. Teraz to wszystko miało minąć? Płomykówka nigdy nie pozna swoich wnuków, nie zobaczy jak jej dzieci dorastają, nie powita już porannych patroli z uśmiechem. Świat teraz wydał się jeszcze bardziej okrutny. Spojrzała kontem oka na kociarnię. Najstarsza członkini ich klanu odeszła i tylko los wiedział, gdzie teraz się znalazła. Syn Bazylii również odszedł, chociaż był bardzo malutki, oraz Dym, Dzicza Łapa, Wodospad. Szykował się ciężki czas.
- B-bardzo za tobą tęsknie. - wyszeptała, spuszczając głowę, by teraz spojrzeć na własne łapy. Czy Płomykówka miała szansę ją usłyszeć?
Kolejną myślą było to, kto będzie następny? Horyzont już teraz zabronił zdrowym kotom zbliżać się do legowiska medyczek, siedzieć jedynie w swoim legowisku, a wychodzić na polowania jedynie w razie konieczności.
Szyszka nie stosowała się wyjątkowo do rozkazów. Siedziała w swoim ulubiony miejscu w nowym obozie, martwiąc się o Brzózka. Kiedy brat zaczął kaszleć, miała jeszcze nadzieję, że to tylko przeziębienie. Gdyby go straciła, to chyba nie potrafiłaby już być tą samą kotką. Brat był jej siłą, jedyną rodziną. Wbiła pazury w ziemię. Nawet nie mogła być przy bracie, nie mogła go pocieszyć. Brzózka miał przed sobą jeszcze całe życie, jeśli będzie mu to dane.
- Chodź mysi móżdżku, brakuje nam jeszcze, żebyś ty się zaraziła.
Trącona w bok uniosła głowę, kierując pyszczek od razu w stronę najlepszej przyjaciółki.
- Jasne.
Czarnulka podniosła się na równe łapy, kierując się za Leszczyną w stronę legowiska wojowników. Przyglądając się tak rówieśniczce, dopadła ją jedna myśl.
- Leszczynko, trzeba ci kogoś znaleźć. - zmrużyła oczy, kompletnie nieprzejęta prychnięciem przyjaciółki. - W klanie musi być jeszcze jakiś wolny, przystojny kocur.
O tak, to będzie jej misja. Poszuka dla Leszczynki odpowiedniego kandydata. Chociaż dopiero wtedy, gdy sytuacja w klanie stanie się bardziej stabilna, a żałoba przeminie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz