- Moglibyście chociaż raz zachować się odpowiedzialnie - mruknąłem w stronę braci. Czarny kocur przewrócił oczami i prychnął coś po nosem. - W końcu zapłacicie za to życiem.
- Dramatyzujesz Mozi. My zawsze uważamy, po prostu rzadko nam wychodzi. Chyba nie zabronisz nam się bawić? - powiedział z uśmiechem na pysku Chopin. Łapa czekoladowego kocura wyłoniła się spod kartonu żeby po chwili znowu zniknąć. - My przynajmniej wzmacniamy braterską więź. Może ty też spróbujesz? To może być bardzo zabawne.
- Ja i Mozart nie zadajemy się z przygłupami. - odezwał się na wpół śpiący Beethoven. Nastała chwilowa cisza. Przerwał ją Bach, który musiał sobie parsknąć pod nosem.
- Gruba dupa~ - zaśmiał się najmłodszy.
- To zapasy na zimę idioto.
- Akurat!
Bach okręcił się kilka razy i położył w ziemi obok kwiatka. Trzepnął kilka razy ogonem i zasnął. Pozostała dwójka dalej prowadziła słowne potyczki na temat nadwagi Beethovena. Przez lekko otwarte okno wpadł zimny wiatr. Spojrzałem po braciach i wymknąłem się na dwór. Nawet jeśli śnieg jest zimny, a wiatr mocno wieje lubiłem zapach świeżego powietrza i drzew z lasu. Zeskoczyłem z parapetu na biały, lodowaty puch. Dużymi susami dobiegłem do płotu. Wskoczyłem na niego i rozejrzałem sie po okolicy. Wszystko jak zwykle: śnieg, drzewa, domy, szczekanie psów, zapachy innych kotów, ludzie. Moją uwagę przykuło jednak poruszenie się kilka domów dalej. Przeszedłem po płocie bliżej. Na białym puchu siedział brązowy gryzoń. W pośpiechy jadł nasionko, które zapewne znalazł w śniegu. Z góry miałem go jak na tacy. Zeskoczyłem tylko i przyszpiliłem chude ciałko do ziemi. Cichy pisk wydarł się z jego pyszczka. Pacnąłem go jeszcze raz łapą i zwierzak przestał się ruszać. Tarmosząc ofiarę w łapach nie usłyszałem kroków za sobą. Zanim zdążyłem coś powiedzieć, jakiś dziwny, łysy i brzydki kot pacnął mnie łapą w ogon.
<Owocowy Albert?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz