"Ale na pewno nie daje sobą tak pomiatać" — Stwierdził. Liliowy był dla niego jak starszy przyjaciel i nauczyciel; idealne połączenie dla Kosaćca. Czasami się z nim witał i rozmawiał jak ze starym, dobrym znajomym, ale jednocześnie słuchał go jak świetnego mentora, który mógł mu przekazać dużo wiedzy. Brukselka była od niego o wiele bardziej pyskata, ale to już wiedział, odkąd oślinił jej futro. Nie rozumiał, czemu aż dotąd trzymała tę urazę w sobie. Prawie każdy Wilczak tak miał, co go już nudziło.
Nagle stanęli. Syczkowy Szept odwrócił się w ich stronę I zmierzył oczami.
— Jesteśmy na miejscu. Tutaj odbędziecie ze sobą walkę. Pamiętajcie, tylko żeby nie używać przy tym pazurów i aby nie zrobić sobie przy tym krzywdy. To tylko trening — miauknął ściszonym głosem, a następnie wycofał się w tył, siadając przy jednym z pobliskich krzewów. Dwójka uczniów skrzyżowała ze sobą wzrok. Nie mieli innego wyboru, musieli zawalczyć, ale Kosaćcowi nawet się to podobało. Mógł znowu walczyć! Brukselka chyba tez podzielała jego zdanie, choć zapewne inaczej — W takim razie… Zaczynajcie — polecił.
Kosaciec cofnął się i spojrzał spod ciemnych oczu na Brukselkową Łapę.
Uczennica rozstawiła nogi, napinając mięśnie i marszcząc brwi. Jej wzrok spoczywał na Kosaćcu, który stał przed nią. Był całkiem sporych rozmiarów, nie można go było też nazwać chuderlawym.
Kosaćcowa Łapa zawahał się. A raczej to jego ciało odmawiało posłuszeństwa przez tę chwilę, umysł chciał go zmotywować. Ale potem I on poddał się, pozwalając bezczynnie stać Kosaćcowi, który nad czymś intensywnie myślał.
Brukselkowa Łapa nawet nie czekała na to, aż Kosaciec przyszykuje się do walki. Ruszyła pierwsza, bez słowa, jakby cały świat dookoła przestał istnieć. Wybiła się od ziemi i w kilku szybkich, pewnych susach znalazła się tuż obok niego. Skoczyła w jego stronę z wyciągniętymi łapami, celując prosto w szyję. Uderzenie było mocne, kocur zachwiał się, zaskoczony jej gwałtownym atakiem. Spojrzał w jej stronę błyskawicznie, otwierając lekko buzię w zdziwieniu. Dopiero teraz mógł się ruszyć, jakby Brukselka odmroziła jego ciało. Odruchowo zamachnął się, próbując trafić uczennice, ale ta sprawnie uskoczyła w bok. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, stali pyskiem w pysk, zaledwie kilka długości wąsa dzieliło ich twarze. Mogła poczuć jego oddech, szybki i nierówny.
"Czemu zmęczyłem się jednym uderzeniem!?" — Zapytał samego siebie, marszcząc brwi. Poczuł w sobie gniew.
Bez zwlekania wskoczyła mu na grzbiet. Kosaciec zareagował natychmiast, szarpnął się, próbując zrzucić ją z siebie. Wiercił się i w końcu udało mu się zrzucić z siebie przeciwniczkę. Kotka spadła z jego pleców i przetoczyła się po ziemi, zostawiając za sobą kurz i pył wzbity w powietrze. Zanim zdążyła się podnieść, kątem oka zobaczyła, jak wielka, biała łapa nadciąga w jej stronę z góry. Kosaciec próbował przycisnąć ją do ziemi. W ostatniej chwili przetoczyła się pod jego brzuchem i z całej siły kopnęła go tylnymi łapami. Nie udało jej się go odrzucić lub powalić z łap, ale z pewnością ten cios trochę go zabolał, bo wykrzywił się. Wydostała się spod niego i już miała się podnieść, gdy nagle coś z impetem uderzyło ją w pysk. Cios był mocny, a poza tym dokonany z zaskoczenia. Zachwiała się i na chwilę wszystko zawirowało – ziemia, drzewa, niebo, zaczęły rozmazywać jej się przed oczami. Kosaćcowa Łapa uśmiechnął się, zadowolony z dokonania tego czynu. Zacisnęła zęby i rzuciła się na oślep w jego stronę, czując, jak łapa zahacza o futro przeciwnika. Usłyszała cichy, niezadowolony pomruk i zauważyła, że na jej łapie spoczęła kępka sierści Kosaćcowej Łapy. Kosaciec nie myśląc o konsekwencjach, błyskawicznie wysunął ostre pazurki i zamachnął się wprost na jej klatce piersiowej, zbliżając się niebezpiecznie do szyi. Gdy ten chciał się na niej porządnie zemścić, usłyszeli:
— Dobrze, możecie już skończyć. — Przerwał im głos Syczkowego Szeptu. Brukselkowa Łapa cofnęła się o krok, ciężko oddychając. Kosaciec tak szybko schował pazury, jak je wcześniej wysunął, byleby Syczkowy Szept tego nie zobaczył. Czy Brukselka to widziała? Spojrzała krótko na niego, ale nie powiedziała ani słowa.
"Na pewno teraz poszło jej lepiej, niż gdy miała pokonać Jadowitą Żmiję" — Pomyślał. — "Wtedy całe jej szczęście jakby ją opuściło już na samym początku, a ja kilkoma ruchami zabiłem tą psychiczną, opętaną kotkę. I musiałem jej jeszcze pomóc, bo ta zdechłaby zaraz!"
Sam jednak nie wiedział, czemu tak kiepsko mu poszło teraz. Przecież wcześniej był tak silny, tak pełny energii... A tutaj, jakby to wszystko się ulotniło. Czyżby Sosnowa Gwiazda go osłabiła? A może Klan Gwiazdy chciał go ukarać za coś głupiego?
Musiał jeszcze zabrać kilka szybkich, płytkich oddechów, a następnie usiadł, próbując zwolnić bicie swojego serca. Zaraz po uspokojeniu się wstał i dwoma susami znalazł się obok Brukselki. Uśmiechnął się w jej stronę, obejrzał się przez ramię na Syczka, posłał mu promienny pyszczek i zaraz wrócił do niej.
— Myślisz, że twój mentor i również mój... Wujek tez jest w kulcie? — wyszeptał cichutko w jej stronę. — Skoro moja matka też tam jest to chyba jej brat też... Jak myślisz? — zapytał, unosząc jedną brew w zaciekawieniu. — A może Miodowa Kora też... — Ściszył głos, jakby mówił do siebie. Przypomniała mu się ostatnia interakcja z rodzicielką; emocje wtedy go tak przytłoczyły, że musiał schować się w jej futrze i zapłakać. Cieszył się, że przynajmniej nie powiedział jej tego, co wiedział o niej. Może ona nie była tam z własnej woli? A może jest nadal dobra? Chociaż... Zalotna Krasopani była zapatrzona w Mroczną Puszczę, jak wnioskował po tym, co im opowiadała w żłobku. Nie chciał zabijać swojej rodzicielki; nie chciał zabijać kotki, która go wychowała. Przecież go kochała... Czemu miałaby mu to zrobić?
<Brukselko?>
[1030 słów + udział w pojedynkach uczniów]
[przyznano 21% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz