Przed dołączeniem do Klanu Burzy
Przedzieraliśmy się przez wysoką trawę. Ja i moja siostra – Marzanna. Było przyjemnie, ciepło i słonecznie. Wędrowaliśmy na oślep. Mama powiedziała, że wróci, ale już od wczoraj jej nie widzieliśmy.
— Dlaczego mama nie wraca? — zapytała młodsza siostra. Poruszała się za mną.
— Huh? — odwróciłem do niej pyszczek. Nie dosłyszałem, co mówi. Liliowa powtórzyła pytanie.
— Nie rozumiem…
— Dlaczego po nas nie wróciła?... Ty jesteś … Dziwny, więc może nie spodobałeś się mamie… Ale dlaczego zostawiła mnie; taką śliczną kotkę jak ja?
— To nie dlatego… — mruknąłem i kontynuowałem podróż w jakimś losowym kierunku. Jak się okazało, szylkretka postanowiła pójść jednak za swoim "dziwnym" bratem. Ale nie powinienem być zły. Marzanna już taka była.
Mama nam wszystko tłumaczyła. Dlaczego nas zostawia? Ja zrozumiałem. Bo chcieli nas zabić. Jednakże widziałem, że moja młodsza siostra nie ogarnęła.
Byłem w złym nastroju. Zmęczony, sfrustrowany, ponury. Rzadko zdarzało się, że miałem taki humor. Dosyć duży wysiłek dla łap i głód zrobiły jednak swoje.
Byłem świdrowany wściekłym spojrzeniem Marzanny, czułem to. Niezbyt mi się to podobało, ale po raz pierwszy rozumiałem powód, przez który była niezadowolona.
Po kilku minutach wędrówki usłyszeliśmy szelest wśród traw. Kazałem swojej siostrze położyć się na ziemi i ukryć się, jednak ona, myśląc, że wie lepiej, nie posłuchała. Wciąż stała. Może nieruchomo, ale jednak widać było bardzo dobrze jej jasne futro.
Podczołgałem się bliżej niej.
— Jak będziemy mieli umierać to razem — szepnąłem do kotki. Pomimo jej kaprysów, kochałem ją. Była moją młodszą siostrą i czułem się za nią odpowiedzialny.
Zielonooka kotka zaś wręcz czekała na to, aż to, co szeleściło, przyjdzie tu. Jakby tu była jej mama.
Szelesty jeszcze bardziej przybrały na sile. Nagle zauważyliśmy to, co było ich przyczyną. Spojrzałem na kota. Srebrny kocur, który to został obdarzony ślicznymi, zielonymi oczami. Przestraszyłem się i najeżyłem delikatnie futro, jednak o wiele mniej niż Marzanna.
Następne dwa koty wyłoniły się z tyłu. Niebieski kot oraz bura szylkretka o futrze podobnym do mojej siostry, jednak jeden z kolorów był inny.
— Co państwo tu robią? — zapytałem. Udawałem, że nic się nie dzieje.
— A co wy tu robicie kociaki? — zapytała szylkretowa kotka. Spojrzałem jej prosto w oczy. Patrzyli się na nas. Wszyscy. Bez wyjątku. Musnąłem ogonem Marzannę, by uspokoić ją. Czułem, że się bała.
Srebrzysty kocur mruknął coś pod nosem. Zająłem się zgadywaniem słów, które wypowiedział dzięki ruchom pyska.
— Mama… Nas zostawiła — odpowiedziałem. Kotka uśmiechnęła się do nas.
— Jesteście może głodni? — zapytała, a my pokiwaliśmy głowami. — Jeżeli chcecie, to możemy was zabrać w miejsce, gdzie dostaniecie jedzonko.
Widać było, że pomysł nam się spodobał. Ochoczo pokiwałem głową. W takim też wypadku wzięli nas za karki. Mnie wziął ten kocur o srebrnym futrze, a moją siostrę – ta strasznie miła kotka. Nie wiedziałem jeszcze, że to jedno spotkanie odmieni moje życie.
— Dlaczego mama nie wraca? — zapytała młodsza siostra. Poruszała się za mną.
— Huh? — odwróciłem do niej pyszczek. Nie dosłyszałem, co mówi. Liliowa powtórzyła pytanie.
— Nie rozumiem…
— Dlaczego po nas nie wróciła?... Ty jesteś … Dziwny, więc może nie spodobałeś się mamie… Ale dlaczego zostawiła mnie; taką śliczną kotkę jak ja?
— To nie dlatego… — mruknąłem i kontynuowałem podróż w jakimś losowym kierunku. Jak się okazało, szylkretka postanowiła pójść jednak za swoim "dziwnym" bratem. Ale nie powinienem być zły. Marzanna już taka była.
Mama nam wszystko tłumaczyła. Dlaczego nas zostawia? Ja zrozumiałem. Bo chcieli nas zabić. Jednakże widziałem, że moja młodsza siostra nie ogarnęła.
Byłem w złym nastroju. Zmęczony, sfrustrowany, ponury. Rzadko zdarzało się, że miałem taki humor. Dosyć duży wysiłek dla łap i głód zrobiły jednak swoje.
Byłem świdrowany wściekłym spojrzeniem Marzanny, czułem to. Niezbyt mi się to podobało, ale po raz pierwszy rozumiałem powód, przez który była niezadowolona.
Po kilku minutach wędrówki usłyszeliśmy szelest wśród traw. Kazałem swojej siostrze położyć się na ziemi i ukryć się, jednak ona, myśląc, że wie lepiej, nie posłuchała. Wciąż stała. Może nieruchomo, ale jednak widać było bardzo dobrze jej jasne futro.
Podczołgałem się bliżej niej.
— Jak będziemy mieli umierać to razem — szepnąłem do kotki. Pomimo jej kaprysów, kochałem ją. Była moją młodszą siostrą i czułem się za nią odpowiedzialny.
Zielonooka kotka zaś wręcz czekała na to, aż to, co szeleściło, przyjdzie tu. Jakby tu była jej mama.
Szelesty jeszcze bardziej przybrały na sile. Nagle zauważyliśmy to, co było ich przyczyną. Spojrzałem na kota. Srebrny kocur, który to został obdarzony ślicznymi, zielonymi oczami. Przestraszyłem się i najeżyłem delikatnie futro, jednak o wiele mniej niż Marzanna.
Następne dwa koty wyłoniły się z tyłu. Niebieski kot oraz bura szylkretka o futrze podobnym do mojej siostry, jednak jeden z kolorów był inny.
— Co państwo tu robią? — zapytałem. Udawałem, że nic się nie dzieje.
— A co wy tu robicie kociaki? — zapytała szylkretowa kotka. Spojrzałem jej prosto w oczy. Patrzyli się na nas. Wszyscy. Bez wyjątku. Musnąłem ogonem Marzannę, by uspokoić ją. Czułem, że się bała.
Srebrzysty kocur mruknął coś pod nosem. Zająłem się zgadywaniem słów, które wypowiedział dzięki ruchom pyska.
— Mama… Nas zostawiła — odpowiedziałem. Kotka uśmiechnęła się do nas.
— Jesteście może głodni? — zapytała, a my pokiwaliśmy głowami. — Jeżeli chcecie, to możemy was zabrać w miejsce, gdzie dostaniecie jedzonko.
Widać było, że pomysł nam się spodobał. Ochoczo pokiwałem głową. W takim też wypadku wzięli nas za karki. Mnie wziął ten kocur o srebrnym futrze, a moją siostrę – ta strasznie miła kotka. Nie wiedziałem jeszcze, że to jedno spotkanie odmieni moje życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz