BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

25 maja 2024

Od Pumy

kilka dni przed aferą, Pora Nowych Liści
Puma wyszedł z kalinowego żłobka pewnym siebie krokiem. Zaczął się rozglądać, po czym po chwili czmychnął, kierując się w stronę środka obozu. Słońce świeciło, przez co był uśmiechnięty. Słoneczne dni były zdecydowanie lepsze niż deszczowe. Nie lubił takich pogodowych dąsów, ponieważ krople deszczu osadzały się na jego czekoladowej sierści. Wyglądał jak szczur! Czuł irytację z powodu tego i również z powodu jego słabej równowagi. Chociaż ostatnio ostrożniej stawiał łapy i rzadko padał na nos. W tamtej chwili jednak biegł przed siebie, nie zwracając na nic uwagi. Nie mając również w głowę, że może się przewrócić. Wymijał z gracją wszystkie przeszkody. Z lekkimi potknięciami. Jednak biegł ile sił w łapach. Po co? Cóż…chciał się wybiegać? Jego smukłe wycieczki ze Śnieżką mu nie wystarczały oraz opieka nad nią. Postanowił się rozerwać.
— Hop, hop! — zmotywował się do biegu i lekkich podskoków. Z jednego końca obozu do drugiego. Robił sobie wyścig. Z kim? Z…wiatrem? Tak, z wiatrem. — Dogonię cię wietrze! — krzyknął, po pomyśleniu z kim się ściga.
Wiatr nie był silny, był bardzo spokojny, ale to nie powstrzymywało Pumy od parcia naprzód. Biegł jak szalony. Nie zwracał uwagi na to, że na kogoś wpadnie. Dawno nie wyprostował łapek tak jak owego dnia! Zamknął oczy, czując na futerku powiew wiatru. To było wspaniałe uczucie, które szybko minęło, ponieważ wpadł na kogoś. Od razu wstał z położonymi ku sobie czekoladowymi uszami. Sapał ciężko, przez przemieszczanie się tak samo, jak wiaterek, ale nie powstrzymało go to przed cichym wypowiedzeniem słowa ,,Przepraszam.’’ Podniósł głowę i zatrzymał się na wściekle patrzących na niego żółtych ślepiach. Już coś podobnego widział… I to wiele razy. Kocur był dość podobny do Przebiśniega. Mieli ten sam kolor sierści, ale nie ułożone tak samo. I oczy. Wujek miał piękne morskie oczy, a ten, na którego patrzył żółte, jak słońce, które pięknie błyszczało na niebieskim, jak woda niebie. Pokręcił lekko główką. Bleee woda!
— Uważaj, gdzie łazisz mysi móżdżku — syknął kocur. Po dłuższej chwili, gdy Pumcia wpatrywał się w niebo bardzo przepraszającym wzrokiem, dodał: — Na co się gapisz rozlazły ślimaku?
Chwila…mówił o Śnieżce? Co ona mu zrobiła? Ślimak bicolora nie skrzywdzi mrówki, a co dopiero kota! Potrząsnął głową. Nikt nie wiedział o tym, że wychowuje małego śluzaka. Nikt oprócz Kosodrzewiny, Przebiśniega, Chmurki, Śliwki oraz Przypływ. Te dwie ostatnie dostały „przepustkę”, ponieważ były zafascynowane nimi. Śliwka miała Skorupka, a Przypływ pomagała się nim zajmować.
— P-przepraszam… — mruknął ponowne przeprosiny, ugryzł się w język przed powiedzeniem coś o Śnieżce. — Możesz zdradzić mi swoje imię?
— Czemu interesuje cię moje imię? — zmarszczył pysk, ale ku zaskoczeniu bicolora przedstawił się, uchylając rąbek tajemnicy. — Żagnica.
— Przepraszam, Żagnico — przeprosił go po raz trzeci w dość krótkim odstępie czasu. — Miło mi cię poznać. Ja jestem P-
— Puma wywłoka — prychnął ze zniesmaczonym wyrazem pyska. — Chyba cały obóz o tobie huczy — przerwał mu. Mając dalej zmarszczony pysk, pacnął go lekko łapą. — Masz dziwną minę.
— Czemu tak do mnie mówisz..? — zapytał ze smutnym wyrazem pyszczka. Żagnica wywrócił żółtymi oczami. Widocznie miał dość biednego Pumci. Przecież czekoladowy nie kontrolował, kiedy ma się przewrócić! Wręcz nie chciał tego, zawsze był z tego powodu zirytowany. — Wyglądasz na nieszkodliwego…
— I mówi to wywłoka, która na każdego się przewraca? — prychnął, cofając się od niego o krok. — Nie przepraszam, ale powinienem już iść przygotować się na trening, który uczyni mnie najwspanialszym wojownikiem w całej historii Owocowego Lasu!
— Szkolisz się na wojownika? — zapytał Puma, przechylając główkę w bok.
— Tak! Oczywiście! — spojrzał na niego, wstając. — Będę tak wspaniały, jak Przebiśnieg!
,,Będzie tak wspaniały, jak wujek? To…ciekawe!’’ – uśmiechnął się, myśląc o tym. To było naprawdę interesujące i radosne założenie! Żagnica pomimo swoich okropnych cech był jakoś związany z bicolorem. Związany…dziwnie to brzmiało. Nie znali się przecież tak dobrze, jak wiewiórka z żołędziem. Srebrno-niebieski rozciągnął się i pobiegł w stronę drzewa. Puma słyszał, że jest ono przeznaczone dla uczniów, którym niebawem się stanie! Jego oczy rozbłysły, kiedy Żagnica zaczął się wspinać, wbijając pazury w korę drzewa. Kilka uderzeń serca i zniknął! Czekoladowy podniósł głowę, aby zobaczyć go, ale nie dostrzegał żadnych zarysów futra. Nawet pewnie by nie widział przez słaby wzrok oraz słońce przebijające się przez korony drzew. Postanowił zobaczyć, co jest tam na górze. Podbiegł do drzewa, o mało się nie przewracając, zmrużył oczy. Jak on się tam dostanie? ,,Hmmm…myśl Puma. Myśl!’’ – poganiał siebie w duchu. Może wskoczy na to drzewo tak jak żółtooki? Spojrzał w górę. Drzewo na serio było przerażająco wysokie… Spuścił głowę i przekręcił ją w bok, wpatrując się w podłoże kasztanowca. Znowu podniósł głowę, z daleka na pewno wyglądał podejrzanie. On przecież nic niedorzecznego nie robił! Położył delikatną łapkę i wyciągnął pazurki, wbijając je również tak samo, jak kocur przed nim. Pociągnął kilka razy łapą, wyszarpując ją z kory. Jego pazury były silne. Dadzą radę. On da radę.
Cofnął się o kilka kocięcych kroków i po chwili wskoczył, wyciągając swoje szpony. Wbił je w kasztanową korę. Udało się! Trzymał się! Tylko teraz jak w górę? Nigdy nie wspinał się na żadne drzewa. Nie czuł potrzeby. Spojrzał w stronę bujnej korony wrośniętego w ziemię patyka. Wielkiego patyka. Zmrużył oczy, kolejny raz przenosząc spojrzenie na jedną białą łapkę, którą wyszarpnął i przełożył wyżej. Tym sposobem wspinał się wyżej i wyżej, wyciągając pazurki z drewna i je wbijając. Dotarł do najniżej położonej gałązki. Wdrapał się na nią, uczepił się pazurami i westchnął. Patyk wbity w drzewo nie był jakiś mały, lecz wystarczający, aby zmniejszył się tam kociak o grubym futerku. Patrząc na korę i wyryte w niej różnorodne wzorki przez pazurki, zerknął ukradkiem na dół. Popełnił błąd, ponieważ poczuł zawroty głowy. Był tak wysoko! Bał się! Nie spodziewał się tego, że to jest taaak wysokooo.
— Pomocy! — pisnął, powstrzymując się przed patrzeniem w dół.
— Na Wszechmatkę! Zgłupiałeś!? — ryknął na niego głos srebrnego.
— Co się dzieje? — zapytał inny głos, stłumiony przez strach w głowie Pumy.
— Wywłoka! To się stało! — prychnął.
— O kim mówisz tak nie ładnie, Żagnico? Hm? — zapytał ponownie dość spokojnie, ale w głosie można było usłyszeć nutkę irytacji.
— O Pumie — rzekł żółtooki ze stłumionym prychnięciem.
— To kociak — można było usłyszeć westchnienie.
— Ścierwo, a nie kociak — sprostował. Pumcia tego nie widział, ale pomyślał, że właściciel pyska wykrzywił go w skwaszonym uśmieszku. — Nie zawracaj nim sobie głowy, Przypływ.
Nastąpiła cisza, która po kilku uderzeniach serca została stłumiona przez wyrywanie pazurów z kory. Czekoladowy spojrzał w górę, kiedy liliowa była już obok niego. Skoczyła na gałąź, ostrożnie, aby nie zaliczyć upadku. Spojrzała na niego zmartwionym pomarańczowym wzrokiem.
— Och, Pumo…nie powinieneś tutaj wchodzić. Masz lęk wysokości? — zapytała, wyciągając do niego łapę, którą machała w swoją stronę, pokazując mu, że ma iść za nią.
— Chciałem zobaczyć, co jest na górze. Zaciekawiłem się — przyznał się, podszedł do niej, mocno trzymając łapami gałązki. — Lęk wysokości? No…jest wysoko, ale nigdy nie wchodziłem na drzewo.
— Chociaż wystawiłeś ku temu łapkę. Zaliczyłeś już swój pierwszy raz — rzekła, ponownie wbijając szpony w korę. Skinęła głową, aby zrobił to samo. Puma posłuchał się jej, a ona w tym czasie przesunęła się o kocięcy krok. — Teraz tak samo, jak wspinałeś się w górę, ale w dół — poradziła i zaczęła schodzić z wielkiego patyka wrośniętego w ziemię.
Mimowolnie spojrzał ukradkiem w dół. Nie mógł się powstrzymać. Wdech i wydech. Wziął do siebie radę Przypływ i razem z nią powoli poruszał się w dół, patrząc na swoje białe łapy. Westchnął i uśmiechnął się, kiedy stanął na podłożu obozu. Spojrzał z wdzięcznym spojrzeniem na srebrną liliową kotkę.
— Dziękuję, Przypływ! Pomogłaś mi bardzo! — mruknął.
— Nie ma za co — podziękowała cicho. — Co tam u Śnieżki?
— Nadal nie chce wyjść… — posmutniał, machając smutnie czekoladowym ogonem.
— Cóż…daj jej czas. Musi się do ciebie przyzwyczaić — podsunęła, zgrabnie rozciągając się, spojrzała na niego, uśmiechając się szeroko. — Jak będę miała dużo czasu wspólnie, pomyślimy nad tym. Do zobaczenia!
Wskoczyła na drzewo i szybko wdrapała się na górę. Puma z zachwytem wpatrywał się za znikającą kotką. Obudził się z transu i głośno krzyknął ,,Pa!’’, aby nie wyjść na niegrzecznego. Uśmiechnął się. Zafascynował się wspinaczką na drzewa. Nie bał się już. Nie dlatego, że jego łapy dotykały w owej chwili ziemi, ale z powodu tego, że w razie kłopotów Przypływ mu pomoże. Był tego pewien.

***
*dzień afery*
Usłyszał krzyki, jego uszy poruszyły się, a on uchylił lekko sklejone powieki. Kto śmie przerywać jego sen? Teraz będzie marudny! Sen był ważny! Nawet jeśli była to mała drzemka! Musiał się wyspać, bo lada dzień zostanie uczniem, a nie chcę chodzić jak słaba, zmęczona mysz! Wstał i się rozciągnął, krzyki nie ustawały. Wyciągnął pazurki z ziemi i spojrzał na mamę, która wyglądała zza liści kalinowego azylu, niespokojnie machając ogonem. Nie wiedziała tak jak on, co się dzieje. Znaczy, tak się mu wydawało. Kosodrzewina była tajemnicza, ukrywała swoje emocje. Puma był tym zasmucony. Chciał zobaczyć, jak się uśmiecha, kiedy on przytula się do niej lub kiedy opowiada jej o Śnieżce. Ślimak leżał na listku obok mchu, na którym spał z siostrą i mamą. Wyglądała naprawdę uroczo, ale nadal nie chciała wyjść ze swojej śnieżnobiałej muszelki. To było naprawdę czasochłonne. Ile śluzaki muszą się przyzwyczajać? Wieczność? Nie chciał tyle czekać. Nie wiedział nawet, czy wyczeka tyle czasu. Cierpliwość, która była w jego sercu kazała mu czekać, czekać i czekać. Powoli denerwował się z tego powodu. Nie był pewny, czy Śnieżka się go bała, czy to przez zmianę otoczenia. Puma nie był groźny! Kładł obok niej listki, jak radziła ekspertka od ślimaków, Śliwka. Zielone znikały, więc był pewien, że zostały zjedzone przez śluzaka. Chociaż to też może oznaczać to, że były wyrzucane przez Kosodrzewinę, ponieważ te usychały.
Wpatrywał się zmartwiony w białą, zawiniętą skorupkę, aż nie doszedł do jego uszków kolejny krzyk. Spojrzał szybko na Chmurkę, która śpiąco rozglądała się po otoczeniu, doszukując oznak niebezpiecznych istotek w legowisku, których nie było. W żłobku była tylko ona, Puma i arlekinka oraz ślimak. Nie miała się czego bać, była tutaj bezpieczna. Podszedł do niej i pogłaskał ją delikatnie po główce. Lekko się przestraszyła, pokazując to odskokiem w bok, nie spodziewała się takiego gestu. Jednak szybko przybliżyła się do brata, oparła głowę o jego bark i niespokojnie westchnęła. Czekoladowy uśmiechnął się lekko, przenosząc brązowe ślepia na arlekinkę.
— Mamo? — zapytał zachrypniętym głosem, trącił lekko ucho siostry, uśmiechając się blado. — Coś się stało? — podszedł bliżej, spoglądając na Kosodrzewinę, nie widział jej pyska, ponieważ zaćmiło go słońce, które przebijało się między wielkimi liśćmi drzew. Zmrużył oczy, szukając kąta, który mógłby zabrać promienie słońca z jego pyszczka. Na pewno śmiesznie wyglądał, ruszając głową we wszystkie strony.
— Nic się nie dzieje, Pumo — zapewniła, nie patrząc na niego, ale czekoladowy jej nie uwierzył. Krzyk? To nic? — Połóż się.
— Ale… — wyszeptał, kłócąc się mimowolnie, chciał wiedzieć, co się dzieje. To była niecodzienna sytuacja, która go niepokoiła. Krzyki w Owocowym Lesie? A co jeśli to bójka? Może Żagnica kogoś obraził, a ten w ramach odegrania zaatakował srebrnego?
— Nie ma „ale” — syknęła, odsuwając go łapą. Białe łapki rozjechały się, a czekoladowy znów wyglądał jak rozjechana żaba. Zamrugał kilka razy i wstał.
— Nie podchodź! Kłamliwa strawa dla wron! — usłyszał wrzask, który spowodował, że położył uszy ku sobie. To była Witka? Ten głos brzmiał jak jej. Tak, to na pewno musiała być medyczka. Co się stało, że krzyczała?
Bez chwili zastanowienie wyskoczył z legowiska i pobiegł, szybko ruszając białymi łapkami. „Pumo!” usłyszał, ale się nie obejrzał. Wiedział, że złamał rozkaz mamusi, ale musiał zobaczyć, co się stało! Potknął się i poleciał do przodu. Upadł, przejeżdżając nosem ziemię, tworząc tym sposobem małą nierówność terenu. Jego pisk, który wydał po upadku, stłumił pył kurzu, więc nikt go nie usłyszał. A nawet jeśli jakimś cudem nie został zagłuszony, to z pewnością nikt nie skupił się na nim za bardzo. Afera bardziej potrzebowała skupienia innych. Wstał, kichając. Wszystko działo się tak szybko! Nie nadążał nad niczym. Czuł zakłopotanie wylewające się po całym jego ciele. Od koniuszka ogona do czubków jego pędzelków na uszach. Łapy same powiodły go w stronę kółka z dziurami utworzonego wobec nieznanej ilości kotów. Może jednak ta bójka? Na pewno nie. Nic na to nie wskazywało… Pomimo tego krzywego zniszczonego kółka, nie było słychać plucia i wycia, które mogły wskazywać na walkę. Zwykła kłótnia? Nie… Określenie ,,zwykła’’ nie pasowało. Poważna kłótnia. Tak!
— Witko… — Puma przebił się przez tłum, który nieznacznie mu zasłaniał widoczność i spojrzał na srebrnego kota, który poważnie patrzył na partnerkę. Spoglądał mimowolnie kątek morskich oczów na tłum, który się zjednoczył, aby podsłuchać (i pewnie w razie czego zareagować!). — Może spokojnie porozmawiamy w twoim legowisku? — zaproponował niepewnie, podszedł bliżej niej, zatrzymując się w odpowiedniej (jak na razie) odległości.
— Jesteś kotem o lisim sercu — syknęła,, udając, że nie słyszała wcześniejszej wypowiedzi kocura o morskich oczach. — Złamałeś mi serce!
,,Co wujek jej zrobił, że jest taka roztrzęsiona?’’ – pomyślał, przekręcił głowę na prawą stronę. Nigdy nie było takiej afery na cały obóz. Znaczy, nigdy tego nie doświadczył. Nie było to fascynujące… Wiedział, że kłócenie się to nie było rozwiązaniem. Przynosił tylko więcej konfliktów, które wywoływały niepokój, szybsze bicie serca, smutek, złość. Dużo emocji, sprzecznych emocji! A z kolejnym kłamstwem oddalało się od siebie. Pokręcił głową. Postanowił pomóc wujkowi i Witce. Nie lubił jej za bardzo, z powodu tego, iż Chmurka co chwilę do niej szła, ale nie chciał, aby wszystko się zepsuło. Chciał zatrzymać wszystko to, co poznał w swoich białych łapkach. ,,Przynajmniej spróbuje.’’ – oznajmił w myślach ze zdenerwowanymi iskierkami w ślepiach.
— Nie kłóćcie się — zaczął cicho, wystąpiwszy naprzód, jednak został odciągnięty przez kogoś.
— P-pumo? C-co się dzieje? — zapytała jego siostra, która nagle się pojawiła. Zapewne przybiegła tutaj kilka chwil po wyskoku bicolora ze żłobka.
— Witka i Przebiśnieg się sprzeczają — poinformował ją, patrząc z troską na przestraszony pyszczek liliowej koteczki. — Ale nie martw się!
,,Nie mam serca jej powiedzieć, że jest to poważniejsze.’’ – stwierdził w duchu. Spojrzał na rozgrywającą się przed nim scenę z dużym przerażeniem wymalowanym na pysku i w oczach. Wziął głęboki oddech do płuc, prawie się krztusząc, ale na szczęście udało mu się to opanować. Jego serce biło mocno. Zaraz wyskoczy! Po uspokojeniu wbił pazury w glebę, aby przypadkiem nie zwiał go wiatr napiętej atmosfery.
— D-dlaczego? — zapytała po krótkim czasie liliowa, spoglądając w tamtą stronę. Zignorowała to, co powiedział chwilę temu o nie martwieniu się. Puma przeniósł szybko na nią spojrzenie i trącił ją delikatnie noskiem, aby dodać jej tym gestem otuchy. A również, by nie patrzyła w tamtą stronę. Chciał, żeby skupiła się na nim.
— Tego nie wiem — pokręcił głową na dowód swoich słów. Też był tym zmartwiony. Bardzo zmartwiony. Starał się jednak tego nie pokazywać. — Ale na pewno się pogodzą! — pocieszał ją dalej, mając nadzieję, że liliowa się uspokoi.
— Mhm — mruknęła tylko widocznie zmartwiona.
— Nie przejmuj się, Chmurko — zwrócił się do niej, liżąc ją po uchu. Spojrzała na niego, kręcąc leciutko głową w dół i w górę. — Wszystko będzie dobrze — uspokoił ją.
,,Mam taką nadzieję” – pomyślał, spoglądając ukradkiem na kłócących się partnerów. Zaprowadził siostrzyczkę trochę dalej, aby nie widziała tej sceny, mrucząc do niej ciche słowa wypełnione spokojem. Chciał, żeby tylko nie czuła strachu. Strach był złym doradcą. Wolał, by nie czuła tej emocji. Zamiast niej wolał uśmiech wypełniający jej pyszczek. Przytulił się do jej boku, dodając jej otuchy w otoczeniu krzyków i wrzasków. To była afera rozpętana na cały obóz! Może nawet było słychać warczenie Witki poza obozem. Wśród drzew i krzewów będących częścią terytorium Owocowego Lasu.
— Idź sobie do twojej nowej rodziny! — wysyczała arlekinka, waląc ogonem o ziemię. Puma nie widział za dobrze, ale wyobraził sobie, że wypluła to tak gorzko, że tylko Przebiśnieg to usłyszał, tę nutę gorzkości.
— Witko, spokojnie. Wyjaśnimy to w sześcioro oczu — zaproponowała szamanka po wystąpieniu naprzód. Miała niesamowicie spokojny głos! Uwaga nadal była skupiona na partnerów. Jakby afera była ważniejsza od ich codziennych obowiązków.
,,Do twojej nowej rodziny?” – zapytał siebie w duchu. Co Witka miała na myśli? Przebiśnieg miał nową rodzinę? Pytania się nasuwały, ale odpowiedzi nie. Przybliżył się, mocniej przytulając liliową koteczkę. Przebiśnieg otworzył pysk, chcąc wydusić jakieś słowo, ale nie mógł, więc podszedł do niej, by spróbować doprowadzić do jej opanowania. Bicolor rozszerzył oczy, gdy vanka uderzyła łapą pysk pointa. Jego oczy wyglądały jak dwie wielkie otchłanie, wypełnione iskierkami sprzecznych emocji, wymieszanych ze sobą. Zaskoczenie, smutek, strach i wiele, wiele więcej uczuć przeplatało się przez siebie.
— Mówiłam, nie podchodź! — krzyknęła ze szklistym spojrzeniem.
— Witko… — zaczął znowu Przebiśnieg, ale przerwał, bo szylkretka wydała trzęsący się ryk. Była roztrzęsiona. — Posłuchaj mnie… Proszę…— dalej próbował.
— Nie! To ty mnie posłuchaj! — zrobiła dramatyczną pauzę. Po części przez niespokojny głos, który można było usłyszeć z daleka, przeszkadzał jej mówić.
— Kociaki. Nic tu po nas. To nie nasza sprawa — Kosodrzewina pojawiła się znikąd. Puma podskoczył w miejscu. Przestraszył się, ponieważ nie spodziewał się tego! Spojrzał na mamę, która nie wyrażała żadnych emocji, ale w oczach mimowolnie migały jakieś iskierki, których bicolor nigdy nie widział w jej ślepiach. Nie mógł ich odgadnąć. Było to trudne!
— Ooo! Nawet stąd ich widzę — oznajmiła głośno żółtooka, podejrzanie spoglądając w stronę kociaków i czekoladowej arlekinki.
— Szybko — ponagliła ich brązowooka.
— Mamo… — Puma zaczął, idąc za mamą i Chmurką, która nerwowo rozglądała się po polanie.
Kosodrzewina tego nie usłyszała. Chyba? Mogła również udawać, że jej syn nic nie powiedział. Pomimo radosnej pogody, sytuacja w obozie była…cóż skomplikowana. Nosiła za sobą nie tylko zapach niepokoju, ale również wypełniała niewidzialnym gęstym dymem niezdrowy nastrój. To było okropne! I takie niepojęte! Nie widział sensu w kłótniach! Chociaż sam się pokłócił ze siostrą. I nie słuchał mamy… No, ale mimo to afery były zniewalająco okrutne. Nigdy nie będzie się już kłócić! To było już zaplanowane z góry w jego główce.
— Kosodrzewino! — krzyknęła szylkretka. Puma spojrzał w jej stronę popychany nadal przez wspomnianą kotkę w stronę legowiska umieszczonego w kalinie. Ociągał się, ale nie wiedział, dlaczego medyczka zawołało do jego mamusi. — Nie uciekaj! Pochwal się, jak kradniesz partnera innej kotce!
Puma zahamował. Co?! Uniósł uszy wysoko i otworzył pysk, łapczywie kosztując zapachy, powietrze i wszystko, co go otaczało. W tym tę całą prawdę, o której się dowiedział. Czuł się, jakby czas zatrzymał się tak jak on sam. W jednej chwili spojrzenia wpatrywały się w niego, Chmurkę i Kosodrzewinę. Te spojrzenia były nie do wytrzymania! Położył ku sobie uszy, które przed chwilą uniósł, aby mieć pewność, że dobrze słyszy. W tamtej chwili nie chciał już nie więcej słyszeć.
— Tak, Owocowy Lesie! Ojcem kociąt naszej drogiej nowo przybyłej jest Przebiśnieg! — ogłosiła, podkreślając każde słowo, które wypowiadała przez zaciśnięte kły. Mimo to każdy je usłyszał. Żołądek Pumy ścisnął się ze stresu, głowa zaczęła go boleć w niesamowicie okropny sposób, a do tego poczuł ukłucie w sercu. Dlaczego nic o tym nie wiedział? Dlaczego Kosodrzewina i Przebiśnieg mu tego nie wyjawili? Nikomu by nie powiedział! Obiecałby na Śnieżkę! — Mój były partner! — wyakcentowała z zaciśniętymi zębami. Kocur wydawał się niewzruszony zaistniałą sytuacją. Chociaż czekoladowy miał słaby wzrok i odległość, aby to ujrzeć, mu przeszkadzała, więc nie mógł widzieć, czy point na to jakoś zareagował. Dlatego zmrużył oczy, patrząc w tamtym kierunku, doszukując się czegokolwiek.
— Witko, nie bądź zbyt pochopna — weszła jej w słowo liliowa szamanka. Puma podziwiał ją za takie opanowanie ducha! On by napewno już drżał ze strachu bądź uciekł w popłochu. Spojrzenia tym razem zwróciły się w jej kierunku, a kocurek odetchnął z ulgą i podziękował w duchu za odwrócenie od niego uwagi. — Skąd takie wnioski?
Nastąpiła cisza, która przyniosła ze sobą falę lekkiej radości dla Pumy. Głowa dawała we znaki i nic nie mógł na to poradzić. Nie wiedział co zrobić, aby przywołać ją do starego stanu. Jego umysł zamgliło negatywnie przeciwstawiające się uczucia. Łebek niemal mu pękał z nadmiaru informacji. Jeszcze to ściskanie w żołądku! Czekoladowa arlekinki szybko wepchnęła kocięta do żłobka, wykorzystując chwilę nieuwagi. Bicolor pisnął przez upadnięcie na środku przejścia. Powoli wstał, podchodząc do mchu. Cisza była wspaniała! Nikt nie miał już argumentów albo po prostu na chwilę się uspokoiło. Jednak mimo to Pumcia lekko się uśmiechnął do siostrzyczki, która niespokojnie kręciła ogonem. Symfonia natury, która otaczała wszystko i wszystkich ładnie grała, uspokajając kocurka swoim odświętnym brzmieniem.
— Tato?! Czy to prawda?! — wtrącił się inny kot, przerywając ciszę. Puma spojrzał z lekką irytacją na kocura, ale niestety mama zasłoniła mu widoczność, siadając dyskretnie obok ściany azylu tak jak wcześniej. Dlatego Puma prześlizgnął się, znowu siadając obok mamusi. Tym razem jednak słońce nie przeszkadzało mu, ponieważ ukryło się za chmurami. Obok niego usiadła również Chmurka, przytulając się do jego boku. — Tato, powiedz, że to nieprawda!
Większość głów zwróciła się ku poincie, do nich nie należał Puma. Spojrzał na Żagnicę, nieokazującego emocji. Był trochę jak kamyk. Chłodny kamyk. Równie dobrze mógł udawać. Coś jednak przebijało się w jego gałce ocznej. Oddychał szybko i niemrawo chciał uspokoić tchnienie. Nie mógł tego wykonać, ponieważ skupionym wzrokiem patrzył na milczącego Przebiśniega. Wujek, to znaczy tata czekoladowego spojrzał na ziemię, nie wypuszczając pary z pyska. ,,Czyli to prawda…?” – Puma wykrzywił pysk i wbił pazury w podłoże kaliny. Po usłyszeniu tego z pyska vanki nie dowierzał tak mocno. To kłótnia! Wszystkie ruchy i argumenty dozwolone! W niektórych miejscach jego głowy myślał, że to żart.
— Nienawidzę cię! — krzyknął niebieski, waląc ogonem powietrze. Wystrzelił jak z procy w kierunku wyjścia z obozu.
— Żagnico — Świergot starała się go zatrzymać ze spokojem, ale ten nie zwracając na nią uwagi, zniknął. — Proszę się rozejść.
Niektórzy, słuchając szamanki, odsunęli się kilka kroków w tył, powodując tym sposobem większe dziury w kółku, które przybrało bardziej jajowaty kształt. Puma się jednak tym nie przejmował. Był pochłonięty analizowaniem zaistniałej sytuacji. Czyli to już udowodnione? Przebiśnieg jest jego tatą? Żagnica i jego brat, Chrząszcz są jego przyrodnimi braćmi? Plątał się w tym wszystkim, jego móżdżek był nawiedzany przez impulsywne myśli. Chciał wybiec za Żagnicą, nie aby go dogonić. Chciał najzwyczajniej w świecie odpocząć od tego wszystkiego!
— Spokojnie Witko — próbowała uspokoić vankę, liliowa. — Wyjaśnimy to razem, we trzech. W ustronnym miejscu.
— Nie ma co tutaj wyjaśniać! Sama słyszałaś, jak milczał! Raczej nie słyszałaś! Widziałaś! — wybuchnęła szylkretki, która marszczyła nos, patrząc na wyjście z obozu oraz nieszczęsnego kota o długich rzęsach. Pewnie zmartwiła się stanem syna.
Bicolor potrząsnął głową i udał się w głąb żłobka. Westchnął i położył się na cieplutkim mchu, kładąc brodę na łapach. Nadal słyszał dźwięki afery, ale starał się je tłumić, zasłaniając ogonem uszy. Nie wychodziło to bardzo, ale przemógł się i zamknął oczy. Po chwili poczuł, że ktoś do niego podchodzi i kładzie się obok niego. Otworzył ukradkiem jedno brązowe oko i dojrzał Chmurkę, która próbowała spokojnie oddychać. Trącił ją łapą i pokazał w swoją stronę, niemo oznajmiając jej, że może się obok niego położyć. Liliowa wzięła wdech i ułożyła się obok niego. Czekoladowy wtulił się w jej futerko i wyszeptał ,,Spokojnie siostrzyczko.’’ W taki sposób jego krewna w jakimś sposób się uspokoiła, zamykając ślepiam On jeszcze szybko zerknął na Śnieżkę, która nadal kryła się w swojej śnieżnej skorupce.
Kosodrzewina po chwili również odpuściła patrzeniu na odgrywającą się scenę i położyła się na ciepłym mchu obok kociaków, owijając je lekko puszystym ogonem. Puma zamruczał i kątem oka podziękował mamie. Zamknął oczy i chciał już iść spać. Wolał zasnąć wcześniej niż wysłuchiwać kłótni. W taki sposób po jakimś czasie oddalił świadomość dalej, pozbawiając siebie świadomości. Niech sen ukoi go w swoich czeluściach.

***
*kilka dni po aferze*
Puma ochoczo posilał się wspaniale wyglądającą myszą. Po zakończeniu spożywania gryzonia oblizał wargi. Bardzo mu smakowało to danie. Był mile zaskoczony wysoką jakością zwierzyny. Mimo iż myszka była mała, nie czuł potrzeby zjedzenia kolejnej, również z uwagi na to, że inne koty mogłyby być głodne. Rozejrzał się po polanie i dostrzegł siedzącego praktycznie naprzeciwko niego Żagnicę. Srebrny siedział, kosztując ryjówkę, która widocznie mu smakowała. Czekoladowy wstrzymał oddech i próbował na niego nie patrzeć. Niestety żółtooki po skończeniu jedzenia oblizując wargi, rozejrzał się po obozie, zatrzymując wzrok na bicoloru. Puma przystąpił z łapy na łapę, przekazując ciężar ciała na prawą stronę. Czuł narastający w nim niepokój. Niebieski wykrzywił pysk w swoim charakterystycznym gorzkim grymasie i odwrócił od niego wzrok. Fanatyk ślimaków mimowolnie odetchnął z ulgą. Nie chciał, aby kocur podszedł do niego i zaczął go wyzywać od wywłoki, tak jak wcześniej, kiedy pewnego dnia postanowił zobaczyć legowisko uczniów umiejscowione na drzewie.
Potrząsnął głową i szybko wstał. Prawie się przewrócił. Głowa nadal go bolała, przez co miał jeszcze większe problemy z równowagą. Ledwo normalnie chodził. Nie chciał obdarowywać innych chwiejnym krokiem tak jak Padlina, jego mentor. Kocur szczerzył się do niego, chodził chwiejnie. Puma nawet porównywał go do kaczki. Chociaż nigdy nie wiedział czarno-białej lub jakkolwiek kolorowej. W ogóle nie widział kaczek. Nie znał ich nastrojów, tradycji... Te ptaki w ogóle mają coś takiego? Podobno miały dziwny dziób, takie jak mają ptaki, tylko że inny. Dłuższy. Nie umiał sobie ich wyobrażać, więc za każdym razem, kiedy o nich myślał, wyimaginował w swoim umyśle Padlinę wyglądającego jak ten ptak. To było dziwne i nieodpowiednie. Nie chciał go obrazić. Nic z tych rzeczy! Niestety informacje, które posiadał, były bardzo małe. Nie były kompletne i nie mógł sobie pozwolić na rozszerzenie wyobraźni.
— Pumooo! — zawołał do niego jego kochany mentor. Padlina kroczył chwiejnie w jego stronę z szerokim uśmiechem na pysku. — Dzisiaj mam zaplanowane ciekawe zajęcie!
— Miałem iść do Chmurki — szepnął tylko z lekko napuszonym ogonem. Nie chciał przebywać w towarzystwie arlekina. Potrząsnął głową na boki, pokazując w ten sposób swoje zrezygnowanie.
— Chmurka nie ucieknie! Nie jest chmurą na niebie! — prychnął nadal z roześmianym wyrazem pyska. Za to bicolor zmarszczył pyszczek w skwaszonym uśmiechu. — Łapy w drogę!
Uczeń z nadąsanym pyskiem wstał i westchnął przeciągle. On naprawdę miał w planach udać się do siostry! Nie była to żadna wymówka. Chciał jej pomóc we wszystkim. Nawet mógł wąchać zioła! Niezbyt lubił je czuć, ale wybierając taką ścieżkę, brał to pod uwagę. Najbardziej jednak chciał dodać jej otuchy w każdy możliwy sposób! Jego mentor o dużych uszach pchnął go lekko w bok, żartując, że w ten sposób nastaną noc. Uśmiechnął się zirytowany i podreptał za nim. Był nawet ciekaw, co wymyślił. Otwierał już pysk, aby się zapytać, ale dymny był szybszy.
— Zaczniemy od czegoś skromnego. Tkanie z gałązek i innych przystosowanych do nich zasobów. Czyli tworzymy gniazdka — oznajmił, spoglądając na niego przez ramię. Puma uważał, by go nie nadepnąć lub się nie przewrócić, ponieważ chwiejny krok Padliny nie umożliwiał mu normalnego chodu. Na szczęście kocur stanął w miejscu, rozglądając się za czymś szczególnym. — Myślę, żeby na razie nie wychodzić poza obóz w poszukiwaniu rzeczy do pracy. Przynieś patyczki, listki i trawę oraz mech. Uczcimy ptaszki, które ćwierkają.
Bicolor zmarszczył brwi, poczuł, że czarny mówił do niego, jak do kociaka. Wiedział, że ptaki śpią w gniazdach! Przecież to było podstawowa wiedza o wszystkim! Owocowy Las bardzo je czcił, więc nie rozumiał, czemu kocur to podkreślał. Jednak chciał szybko ukończyć zadanie szukania potrzebnych do budowania gniazd rzeczy. Z opuszczonym ze znużenia ogonem, poszedł w poszukiwaniu wyznaczonych celów. ,,Patyki, trawa, mech i listki…patyki, mech, trawa iii listki…” – powtarzał w myślach, tak lepiej było zapamiętać. Po chwili znalazł leżące patyki, które szybko wziął w pyszczek i zaniósł je na powstałą kupkę elementów. Zdziwiony je położył. Padlina też coś przyniósł? Myślał, że tylko on będzie to robić.
— Ruchy, ruchy! — pospieszył go jego mentor, magicznie pojawiając się obok niego. Dymny przyniósł małą ilość mchu, którą umieścił na głowie… Puma uśmiechnął się lekko, rozśmieszyło go to, ale nie pokazał tego, pysk skierował w ziemię. Również fakt, że arlekin też coś robił. Ta myśl sprawiała mu poczucie, że komuś pomaga, a nie robi wszystko sam. — Z patyków to bardziej gałązki, takie dość słabe, aby były lepsze do wyginania.
Skinął głową i pobiegł gdzieś indziej. Gałązki… Może kalina będzie miała coś do zaoferowania? Z tą myślą podszedł do niej i zaniuchał, szukając gałęzi. Obok wejścia leżały małe ich składziki. Wziął mniejszą cześć i zaniósł je na kupkę z trawy, mchu i patyków. Potem znów poszedł, aby je zabrać i zatrzymał się dopiero po trzeciej próbie przynoszenia cienkich kijków. Pamiętał, jak kiedyś się nimi bawił. To były wspaniałe wspomnienia! Szczególnie że wszystko działo się przed aferą. Nie, znów o tym myślał. Potrząsnął po raz kolejny w tym dniu głową, wypuszczając z pyska materiały na domek dla ptaków.
— Myślę, że to już wszystko — Padlina zmierzył zasoby żółtym spojrzeniem, oceniając je wszystkie. Usiadł, prawie się przewracając. Do Pumy doszedł odór zielska, które jadł. Nie lubił zapachu ziół, tylko niektóre mógł przeżyć. — Wybierz kilka elementów i rób to, co ja.
Słuchając nauczyciela, Pumcia wybrał kilka gałązek i trawy. Padlina również wziął gałązki i ułożył je we wszystkie strony, następnie kładł inne pod tymi, które położył wcześniej na podłożu obozu. Czekoladowy naśladując to, tkał legowisko dla najróżniejszych ptaków. Po zrobieniu zarysu posłania ułożył w środku mech i trawę. Podniósł głowę i spojrzał na pracę Padliny i na swoją. Kocur miał zdecydowanie lepszą od niego, on za to zrobił jakiś nieschludnie związane w kupę patyki z ciepłym materiałem oraz porostającym ziemię rośliną.
— No mogło być lepiej — ocenił go mentor, który łapą już zdołał wsadzić mech. Bardzo ładnie go wyłożył. Nie wypadał, leżał w idealnym miejscu, wypełniając wszystkie dziury w ścianach.
Bicolor wpadł na pewny pomysł, który odwiedził jego umysł i nie czekał długo na ogłoszenie.
— Padlino…mógłbym wziąć twoje gniazdo? — zapytał, mając nadzieję, że się to uda.
— Myślę, że lepiej by było dać to do zamieszkania jaskółkom — oznajmił, łypiąc na niego żółtym wzrokiem, uśmiechając się jak zawsze. — I jeszcze nie wiem, do czego ci to potrzebne!
— Chcę mieć…obok swojego posłania to piękne dzieło sztuki! Może jakaś jaskółka przyleci… — w prawdzie pomyślał, że mogłaby tam spać Śnieżka, która na razie była ukryta w jakimś zakamarku, skryta pod liśćmi.
Długouchy patrzył na niego z dziwnym uśmiechem. Puma zwinął pysk w wąską linię. ,,Niech się zgodzi! Niech się zgodzi!” — prosił w myślach kogokolwiek. Prawdopodobnie wysłuchali, ponieważ Padlina się zgodził, ale zaznaczając, żeby nie niszczył i dopowiadając jakiś żart o jego równowadze. Takim oto sposobem sprawił, że jego ślimak zdobył miejsce do spania. Mogła być obok niego! Cieszył się! Nie tylko zdobył posłanie dla Śnieżki, ale także nauczył się robić nieidealne gniazdka dla ptaków.

[Słowa: 4887]
[przyznano 98%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz