- Naparstnicową Kołysanką – poprawiła ją – Postaraj się, chociaż zapamiętać swoje imię i gratuluję. Teraz tylko czekamy na ciebie Hortensjo – powiedziała i zwróciła się do siedzącej obok Hortensjowej Łapy.
***
*Opis walki, śmierć*
Wysunęła pazury i wbiła je w ziemię, starając się powstrzymać napływającą do oczu słoną wodę. Nie potrafiła wtedy nic powiedzieć. "Dlaczego?" - zastanawiała się, wracając wspomnieniami do tego dnia i kilku wcześniejszych. Przecież nic nie zapowiadało takiego obrotu spraw. Naparstnicowa Kołysanka zachowywała się normalnie. Cały czas to samo, jak dawniej. A jednak umarła. Gdy tak leżała wyglądała jakby tylko spała. Jakby zaraz miała się obudzić i powiedzieć "Raczku, co tak posmutniałaś, to tylko żart! Przecież tylko spałam.", ale nie. Jedynymi słowami, jakie w końcu wydusiła z siebie liliowa, było "Dlaczego Sanko? Dlaczego i ty odeszłaś Naparstnicowa Sanko?".
Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Jak ona chciała, by nagle to wszystko okazało się głupim snem. Jednak gdy je otworzyła, dalej była w lesie, a jej siostra dalej nie żyła. Podniosła głowę i spojrzała w niebo. Było coraz ciemniej. Musiała już wracać do obozu. Już miała wstawać, gdy nagle usłyszała jakiś szelest. Odwróciła się gwałtownie do tyłu. Ktoś musiał tu być, jednak zanim zauważyła obcego kota, ten już zaczął się wycofywać. Szybko wstała i ruszyła w stronę źródła dźwięku. Wtedy właśnie zauważyła kocią sylwetkę, a do jej nozdrzy doleciał mocny zapach samotnika. Zjeżyła się i pobiegła za nieznajomą. Na początku plan był taki, by choć wypędzić samotniczkę z terenów Klanu Wilka. Makowy Nów nie miała ochoty na żadną walkę. Chciała tylko wrócić do obozu i zaszyć się w legowisku wojowników. Lecz plany te szybko się zmieniły, gdy liliowa zaczęła doganiać niebieską szylkretkę. Nagle samotniczka skoczyła w stronę Mak, raniąc jej bok. Wojowniczka syknęła cicho, jednak nie miała czasu na chwilę namysłu, ponieważ nieznajoma zaatakowała znowu, tym razem niecelnie. Było widać, że działa pod wpływem impulsu. Liliowa nie mogła tego tak zostawić. Szybko zrozumiała, że musi walczyć. Skoczyła w stronę żółtookiej, zadając jej tym samym ranę na boku. Chwilę po tym przystąpiła do kolejnego ataku. Podcięła samotniczkę, pozwalając jej upaść na ziemię. Od razu ją przytrzymała, by nie mogła się ruszyć. Już chciała to zakończyć, lecz wtedy nieznajoma zaczęła się szarpać. Mak wlepiła w nią spojrzenie swoich żółtych oczu. "Może byłoby lepiej, gdyby ona to zakończyła" - pojawiło się w jej głowie to zdanie, a ona bez zastanowienia puściła samotniczkę. "Nie powinnaś jej zabijać" - usłyszała znowu, a przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Prędko przypomniała sobie swoją pierwszą noc w lesie, przed ceremonią na ucznia. Te głosy. To było zmęczenie, jej wyobraźnia. Tak samo jak podczas tej walki. Nie spała za dobrze, przez śmierć siostry. Zwłaszcza przez ostatnie dni. Nim zdążyła się zorientować, szylkretka zadała jej kolejny cios, sprawiając, że liliowa upadła na ziemi. "Trafiłabyś do siostry, do rodziny... Ta samotniczka może tylko ci w tym pomóc" - usłyszała znowu, a niebieska kotka podeszła do niej, gotowa na kolejny atak.
- To zmęczenie – syknęła tylko cicho, a gdy nieznajoma miała zadać cios, szybko zrobiła unik. Podniosła się chwiejnie i sama zaatakowała. Szylkretka nie obroniła się i upadła na ziemię. Szybko zaczęła się odsuwać, co jakiś czas starając się uderzyć Makowy Nów. Liliowa jednak nie zwracała uwagi na starania obcej kotki, powoli do niej podchodząc. W końcu córka Błyskotki uderzyła w drzewo, torujące jej drogę ucieczki. Próbowała się podnieść, lecz wojowniczka od razu przejechała pazurami po jej łapie. Nieznajoma znów upadła i spojrzała na Makowy Nów. Było słychać jej przyspieszony oddech i serce, walące tylko coraz szybciej. Pewnie już wiedziała, co się zaraz stanie. Mak przełknęła głośniej ślinę, ale już się nie zawahała. Na koniec obserwowała tylko ciało samotniczki, bezwładnie opadające na korzenie drzewa. Po chwili ciało zrobiło się zimne, a krew wreszcie przestała tworzyć kałuże. Było po wszystkim. Córka Alby stała tak jeszcze przez chwilę. W końcu zajęła się własnymi obrażeniami. Pewnie byłoby ich mniej, gdyby liliowa nagle nie puściła obcej kotki.
***
W razie czego dała znać liderowi o tym zajściu. Zawsze istniało ryzyko, że ten jeden samotnik mógł zapowiadać przybycie większej grupy. Gdy tylko to załatwiła, udała się do Zarannej Zjawy i Cisowej Łapy. Musiała coś zaradzić na te dalej we krwi rany, zwłaszcza że ból już jej doskwierał. Opowiedziała matce Zalotki, o co chodzi i usiadła na legowisku, czując większe zmęczenie, które wcześniej, na wskutek adrenaliny, zmalało. Spojrzała na swoje zakrwawione łapy. "Potwór!" - usłyszała nagle i cała się spięła. "Zobacz, kim się stałaś" - zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać. Powinna wreszcie odpocząć.
- Ma rację – powiedziała cicho, zamykając oczy. Była potworem. Stała się swoim najgorszym koszmarem z dzieciństwa. A ta samotniczka była tego dowodem.
Żegnaj kochana siostro [*]
Żegnaj Błysk [*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz