BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 3 sierpnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

03 maja 2024

Od Lwa

Lew gnał przez miasto. Otaczały go ciemności. Za nim pędziła wielka grupa kotów, z oczami płonącymi jak ogień, o pazurach tak ostrych, że wydawałoby się, że jednym dotknięciem rozerwą go na strzępy. Ich kły lśniły w blasku mrocznego księżyca, gotowe wgryźć mu się w skórę. Powoli go doganiali. Już czuł na sobie kły i pazury wszystkich upiornych stworzeń, gdy nagle jasny promień światła poraził go w oczy i się obudził.
Wstał, przeciągnął się i wysunął z legowiska. Pierwsze promienie słońca wysuwały się zza dachów budynków. W powietrzu unosił się zapach miasta, zmieszany z zapachem poranka. Wskoczył na kontener i przedostał się na płaski dach budynku. Usiadł i rozejrzał się. Jego miasto. Lubił to miejsce. Chociaż wiele kotów uważało siedlisko dwunożnych za niezbyt dobre miejsce do mieszkania, to Lew nie zamieniłby go na żadne inne, poza tym miał wrażenie, że tam w dziczy żyje dużo szaleńców. Pochmurny Płomień to co innego, on był dorosłym kociakiem. Taki dobry, taki niewinny. Z pewnością nie skrzywdziłby nikogo z pełną tego świadomością i zamiarem uczynienia tego. Nie wiedział w sumie, czy nie lepiej dołączyć do jakiegoś gangu, bo życie na własną łapę nie było łatwe, ale nie widział siebie w żadnej z tych grup. Nie było tam żadnej prawdziwej lojalności i przywiązania. Na razie musiał sobie jakoś poradzić, potem zobaczy, co zrobi. W jego przytulnym zaułku było mu dobrze, więc na razie tu pozostanie.
Zszedł z dachu i udał się zapolować. Wrócił do domu z tłustą myszą i powrócił na dach z zamiarem zjedzenia jej. Gdy już zjadł, zaczął się zastanawiać, co może teraz zrobić. Trening z Pochmurnym Płomieniem jest później, więc może udać się na przechadzkę po mieście, a potem… przypomniał sobie! Musiał rozejrzeć się po swoim domu. W tej stercie przedmiotów dwunożnych mogło być wiele kryjówek i przytulnych miejsc na legowisko, a zawsze może sobie zmienić jego położenie.
Szybko powrócił na ziemię i skierował swoje kroki w stronę parku. Dawno tam nie był, odkąd uciekł przed dwunożnymi. Wszedł na główną alejkę. Po obu stronach były drzewa pełne świeżych zielonych liści. Gdzieniegdzie po obu stronach stały ławki, a na niektórych siedzieli dwunożni. Po prawej, na niewielkim wzgórzu psy bawiły się ze swoimi właścicielami, po lewej kocięta dwunożnych bawiły się na placu zabaw. Słysząc ich radosne śmiechy, Lew mimowolnie się uśmiechnął. Lubił, gdy stworzenia wszelakiej rasy czuły się szczęśliwe.
Spacerował dalej alejkami przed siebie. Doszedł do mostka, pod którym przepływał niewielki strumyk, gdzie pływały kaczki z małymi kaczuszkami, a Dwunożni rzucali im coś do jedzenia. Woda ślicznie mieniła się w słońcu. Lew zatoczył kółko i wrócił na główną ścieżkę jedną z bocznych alejek i wyszedł z parku. Teraz pójdzie rozejrzeć się po swoim domu, albo pochodzi po dachach. Jeszcze nie wie. Lew lubił takie luźne przyjemne dni, jakie oferowała mu wiosna, znacznie łatwiejsze do przetrwania i przyjemniejsze od zimowych. W szczególności lubił słoneczne poranki. Promienie słońca na jego futrze, zapach poranka i w ogóle wszystko. Uwielbiał też oglądać wschody słońca z dachów budynków. Słońce powoli wyłaniało się zza dachów, a na horyzoncie można było zauważyć linię blasku.
Lew wszedł do swojego zaułka, i przyjrzał się uważnie stercie przedmiotów. Od której strony zacząć? Po lewej stronie znajdowały się deski, za którymi mogło coś być. Obok sterta starych opon. Obok parę starych drewnianych skrzyń ustawionych na sobie w swego rodzaju wieże i schodki. Parę nieokreślonych stalowych przedmiotów, parę innych desek, płyty z różnego rodzaju drewna. Leżało tu też kilka kartonów i przewróconych skrzyń.
Zaintrygowała go jednak szpara między drewnianymi skrzyniami, coś go tam ciągnęło, wydawało mu się, że to może być coś interesującego. Wcisnął się w szparę, potem przecisnął przez stertę desek, zatrzymał się na chwilę, bo zaplątał się w jakiś worek, przepchnął się kawałek dalej, aż zobaczył dziurę. Za dziurą było światło, widział trochę trawy i ścian. Przecisnął się przez dziurę w blaszanej części bramy, i znalazł się…
Nie wiedział, gdzie się znajduje. Miejsce to miało mniej więcej okrągły kształt, przy ścianach stały skrzynie kartony i parę stert starych opon, niektóre obiekty były poprzykrywane plandekami. Na ziemi rosła śliczna pachnąca zielona trawa, ściany w niektórych miejscach porastał bluszcz. Na środku rosło drzewo, wierzba płacząca, we wgłębieniu po lewej również, w niektórych miejscach były krzaki, na których dało się zauważyć drobne, zielone niedojrzałe owoce. We wgłębieniu naprzeciwko stała duża sterta desek. To miejsce było WSPANIAŁE, Lew nigdy nie widział ładniejszego. On je odkrył i znajduje się przy jego domu, więc to chyba jego teren.
Oznaczył go starannie i przepchnął się z powrotem przez stertę najróżniejszych skrzyń i obiektów na drugą stronę. Nie powie nikomu o tym miejscu, to będzie jego tajemniczy ogród. Dostać przez te graty jest się tam trudno, jak nie zna się drogi, a od góry ściany wydają się zbyt wysokie, ale to zaraz sprawdzi, by upewnić się, że jego przytulny kącik jest bezpieczny i nikt go nie zajmie. Wszedł na dach i podążał wzdłuż swojego zaułka, aż znalazł się nad stertą rupieci. Podążał kawałek dalej, aż znalazł się na dachu pokrytym starą, omszoną czerwoną dachówką. Dach zataczał okrąg, a za nim znajdował się dół, w którym był jego śliczny ogród. Niskie były szanse, by jakikolwiek kot był w stanie tędy bezpiecznie dostać się na dół. Poza tym na krawędzi znajdowały się ostre srebrne ciernie ze stali, więc próba takowego delikwenta zostałaby udaremniona. Lew przeszedł na około po dachu i wskoczył na dach po lewej stronie jego zaułka. Pognał przed siebie po dachach, w promieniach słońca, w których jego futro lśniło jak ogień. Pędził przed siebie, czerpiąc czystą radość z biegu. Jego mięśnie równo się napinały, a łapy rytmicznie uderzały o nawierzchnię. Kąpał się w blasku słońca i był naprawdę szczęśliwy. Dobiegł w końcu do swojego celu, na granicę miasta, zrobił jeszcze jeden długi sus na dach niższego domku, z niego zeskoczył na ziemię i pognał przed siebie. Czuł pęd wiatru rozwiewający mu jego długie złociste futro. Zamiast jak zawsze pokonać normalnie rzekę, przyjrzał się uważnie wodzie, szukając płytkiej części. Jest! Podbiegł do wypatrzonego miejsca, wskoczył w chłodny, rześki nurt ciesząc się chwilą. Przepłynął na drugą stronę, otrząsnął się z wody i pognał dalej, zostawiając za sobą rzekę. Jest młody, jest szczęśliwy. Na nic by tego nie zamienił. Zatrzymał się na polu, przed drogą grzmotu. Pamiętał, jak pokonywał ją po raz pierwszy, jak wtedy bał się, że zostanie potrącony przez potwora po pierwszym dotknięciu jej łapką. Wyskoczył wysoko w niebo, próbując dosięgnąć barwnego motyla i opadł ze śmiechem na ziemię, tarzając się w świeżych, jeszcze niewysokich kłosach zboża. Czekał na Pochmurnego Płomienia. Miał mu pokazać swoje najlepsze metody na łapanie ptaków. Nie musiał długo czekać, jego przyjaciel niedługo się zjawił.
- Hejo Lwie, co tam?
- W porządku Pochmurny Płomieniu, dziękuje. A u ciebie?
- Też spoko. Jakieś nowości?
- Co do wydarzeń w mieście nie wiem, ale dzisiaj coś odkryłem.
- Co?
- Postanowiłem, że nikomu nie powiem, ale ty to co innego poza tym nie mieszkasz w mieście, więc się nie wygadasz. No więc mówiłem ci o tej stercie różnych rzeczy dwunożnych?
- Mówiłeś, mówiłeś. A co, odkryłeś tam jakiś skarb?
- Nie, nawet coś lepszego.
- CO!!??!? - wrzasnął zaciekawiony Pochmurny.
- No więc, jak przejdzie się pod tym stosem, można dostać się do dziury w starym ogrodzeniu, i za nim jest otoczony murami, bezpieczny przytulny kącik. Rosną tam krzewy owocowe, kwiaty, jest tam parę fajnych miejsc do spania.
Odpowiedzi nie dostał, jednak Pochmurny Płomień wpatrywał się w niego jak zauroczony z szeroko otwartymi oczami i pyskiem.
- Coś się stało, Pochmurny Płomieniu?
- WOW… - wyrwało się z pyska kocura. - To musi być super miejscówka.
- Jest super. Niestety nie mogę ci jej pokazać, bo mieszkasz w klanie.
- Ale wierzę ci na słowo, jak już trafię do Klanu Gwiazdy, poślę tam mojego ducha, by sobie zobaczył to śliczne miejsce.
Lew zauważył dziwny nieznany błysk w oku swojego przyjaciela, jak mówił o tym miejscu, wiedział, że może to oznaczać dosłownie wszystko, więc miał tylko nadzieję, że nie żaden głupi pomysł.
- Dobra możemy zaczynać trening - odezwał się jako pierwszy Pochmurny Płomień.
- To zaczynajmy. Miałeś mi pokazać swoje sposoby na polowanie na ptaki.
- To do roboty! - Powiedział z entuzjazmem Pochmurny Płomień. Lew widział, że ten kocha uczyć inne koty. Nie w sensie, że jest przemądrzały i je poucza, lubi przekazywać swoją wiedzę i umiejętności innym.

Pochmurny Płomień pokazał mu pozycję, w jakiej najefektywniej można się skradać, by ptak się nie spłoszył. Upolowali dwa tłuściutkie wróble i przenieśli się na drzewo.
- Zobacz, jak fajnie poluje się na ptaki na drzewach!!!
- Zobaczę, jak upoluję cokolwiek!
- To do roboty, same się nie upolują!
Pochmurny Płomień z zaangażowaniem zaczął przedstawiać mu wszystkie swoje triki i akrobacje w powietrzu, przy tym podkreślając, jak mało da się ich robić przy zaledwie dwóch drzewkach. Lew zauważył znikomy ruch po prawej stronie. Spojrzał uważnie w tamtą stronę. Zięba, usiadła na gałęzi i świergotała. Lew skupił się na ptaku. Zięba wzniosła się i podleciała w jego stronę. Gdy przelatywała nad nim, Lew sprawnie wybił się w powietrze, chwytając ptaka zębami. Poczuł na języku smak świeżej krwi zdobyczy. Spojrzał na Pochmurnego Płomienia, który pochłonięty swoimi akrobacjami nie zwrócił na to większej uwagi, więc Lew po prostu zszedł na dół, ułożył zwierzynę pod drzewem przysypując ziemią, by ją ukryć, i wrócił na drzewo.
- Pochmurny Płomieniu, czy mógłbyś pokazać mi któryś ze swoich trików?
Pochmurny Płomień nie zareagował zbyt skupiony na swoim zajęciu.
- Pochmurny Płomieniu?
- A tak, co chciałeś?
- Miałeś pokazać mi parę swoich trików i akrobacji.
- A faktycznie. Hmm, co by ci pokazać na początek… Może pokażę ci skoki na większe odległości? Wszystko kiedyś może się przydać.
- To pokaż.
- Najpierw znajdę jakieś dobre gałęzie.
Pochmurny Płomień przyglądał się uważnie gałęzią, aż w końcu wybrał sobie jedną niespecjalnie wysoko umieszczoną, a za cel obrał sobie gałąź oddaloną nieco ponad długość lisa od tej, na której stał. Lew przyglądał się uważnie każdemu ruchowi jego mięśni. Kocur napiął je, wybił się, i wykonał skok.
- Pokażę ci jeszcze coś, bo fajna gałąź się trafiła! - krzyknął wyraźnie uradowany.
Pochmurny wystrzelił z gałęzi, na której stał i uchwycił się tej nad sobą zębami. Rozbujał się na niej, puścił i wykonując spektakularny obrót wylądował na niej.
- Fajne, co? Chcesz spróbować?
- Tak! - Od razu odpowiedział Lew. To coś było świetne. Bez problemu powtórzył skok lądując na gałęzi, na której wcześniej był Pochmurny Płomień, który w tym czasie usunął się na inną, jednocześnie nie odchodząc zbyt daleko by móc pomóc Lwu, jakby miał jakiś problem. Lew skupił się na gałęzi. Wyskoczył w powietrze, chwytając się gałęzi jak wcześniej jego przyjaciel. Zaczął mimowolnie bujać się na gałęzi, machając tylnymi łapami, aż w końcu puścił się jej i zaczepił się co prawda tylnymi łapami o nią, ale przednimi nie dał rady wylądować. Chwycił się jeszcze raz gałęzi zębami i spróbował jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz… Aż w końcu…
- Lwie! Udało ci się! Juhuuuu!
- Udało mi się!
- Brawo Lwie, jestem z ciebie dumny!
- Dzięki Pochmurny Płomieniu!
Pochmurny Płomień był dobrym przyjacielem. Lew nie zamieniłby go na żadnego innego.
Biegali po polu, wygłupiając się przez jakiś czas, aż w końcu położyli się na ziemi, patrząc na chmury.
- O zobacz, ta ma kształt ryby!
- O a ta Lwa! Jak ty Lwie!
- Ta wygląda jak owca.
- A ta jak potwór.
- A tamta jak kot
- Lwie?
- Tak?
- Jeśli miałbyś wybierać między klanem a przyjacielem, co byś wybrał?
- Przyjaciela. - Odpowiedział nie zastanawiając się długo nad odpowiedzią Lew
- Hmm jesteś pewien?
- Tak.
- A gdybym kiedyś znalazł się gdzieś w mieście i nie wiedział, jak wrócić do klanu co byś zrobił?
- Pomógł ci tam wrócić, o ile byłbyś jeszcze w kawałku.
- Ha ha bardzo śmieszne. Ale… gdybym nie mógł mieszkać już w klanie i znalazł się w mieście?
- Do czego zmierzasz?
- Do niczego.
Lew wiedział, że coś jest na rzeczy. Te pytania go zaniepokoiły. Czy jego przyjaciel ma zamiar opuścić klan? Miał nadzieję, że nie, przecież jest do niego tak przywiązany. Jest tam mała Jastrząb, jego siostry, mentorka, którą przecież lubi i pamięta o niej nawet po ukończeniu szkolenia.
- Gdyby zaszła taka sytuacja zamieszkałbyś ze mną, ale wiesz, że do czegoś takiego nigdy nie dojdzie.
- Racja, ale fajnie, że zrobiłbyś coś takiego.
- Muszę się już zbierać, chyba za jakiś czas macie patrol.
- A racja! Ja też muszę iść! To paaa! - Pochmurny Płomień szybko chwycił swoją część zdobyczy i pobiegł gdzieś w głąb terytorium. Pewnie do ich obozu.
Lew udał się w swoją stronę. Tym razem już nieco zmęczony i zamyślony przeszedł przez rzekę tradycyjnie, a przez miasto szedł chodnikiem. Wszedł do swojego legowiska i zwalił się na ziemię. Odpoczął chwilę, zjadł ziębę, którą dzisiaj upolował i poszedł spać. Tym razem był naprawdę zmęczony, na szczęście tym razem nie nawiedzały go koszmary. Może kiedyś przeniesie się do nowo odkrytego miejsca, ale jeszcze nie teraz.

[2076 słów]

[przyznano 42%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz