Była tu. Nigdy jej nie widział, ale był pewien, że to ona. Dzierzba.
Powietrze zafalowało ledwo dostrzegalnie, trącone końcem jej ogona. Uśmiechnęła się, czuł to wyraźnie, tuż przy jego uchu. Po jego plecach przepełzł zimny dreszcz, stawiając futro.
Świat pulsował w rytm szaleńczych uderzeń jego serca.
Był w legowisku wojowników. Pustym i cichym. Zamrugał, rozglądając się dookoła. W kącie ktoś stał. Powoli podszedł bliżej, rozpoznając znajomą sylwetkę.
- Mamo?
Powoli odwróciła głowę w jego stronę. Patrzyła w jego stronę, ale granatowe oczy pozostawały puste, nieobecne, jakby wcale go nie widziała, jakby go tam nie było.
Jego serce zamarło.
- Wróbelku? To ty? - miauknęła rozglądając się po pomieszczeniu. Światło załamywało się dziwnie w jej martwych oczach.
- Tak, tu jestem! - Spróbował zrobić krok w przód, ale nie był w stanie oderwać łapy od mchu. Spojrzał w dół, uświadamiając sobie, że jego nogi utknęły w ciężkiej, zielonej brei.
- Wróbelku? Gdzie jesteś? - głos jej zadrżał. Nagle drgnęła.
Zamarł. Też to usłyszał.
- Mamo? - miauknął, szarpiąc się gwałtownie. - Mamo? Uciekaj! Uciekaj, słyszysz?!
Krzyczał, ale jego głos odbijał się od niewidzialnej ściany, więżąc go jak w bańce. Szarpał się, obserwując jak z cienia wypełza mrok.
- Uciekaj! Uciekaj! UCIEKAJ!!!
Wrzeszczał, nie zważając na ból zdartego gardła. Ziemia pod jego łapami robiła się coraz miększa, tracił oparcie, zanurzając się coraz głębiej.
Błysk w jej oczach. Usłyszała. Odwróciła się gwałtownie.
Odruchowo zacisnął ślepia. Gorąca, ciecz obryzgała jego pysk. Zapach krwi wypełnił cały jego nos, czuł, jak cieknie po jego futrze, kapie z nosa.
- NIE!!!
Szarpnął się, krztusząc. Nie mógł złapać oddechu. Kaszlał, wychylając głowę, ale to nic nie dawało. Lepka ciecz wypełniała jego gardło, krztusił się, słysząc bicie serca wypełniające całe jego ciało. Płuca paliły żywym ogniem. Nie miał oparcia, zapadał się coraz głębiej…
Skowronkowy Trzepot oddychała głęboko, wtulona w futro Wiśniowej Pestki. Poruszyła się, gdy któryś ze schowanych pod jej brzuchem maluchów kopnął.
Miękkie światło księżyca sprawiało, że futra całej piątki lśniły w mroku.
Odetchnął głęboko. Zimny wiatr zmierzwił jego sierść, wywołując u niego dreszcze.
Ktoś tu był.
Coś wypadło z lasu, zanim nawet zdążył krzyknąć. Jednym susem znalazło się przy śpiących. Zalśniły kły.
- NIE!!!
Potwór wyrwał wrzask z piersi Skowronek razem z jej sercem. Upadła na ziemię, trzęsąc się w konwulsjach.
Krzyk ugrzązł mu w gardle. Rzucił się do biegu, ale ciężkie łapy poruszały się wolno, zbyt wolno.
Błysnęły pazury. Krew trysnęła z przeciętej szyi, zostawiając ciemne wzory na białym futrze.
Widział, jak w oczach Wiśni gaśnie życie.
Pomarańczowe ślepia spojrzały na niego ze strachem.
- Zostaw go!
Borsuczy Krok spojrzała mu w oczy.
Zacisnęła szczęki na szyi piszczącego kocurka. Aż nie zamilkł. Nie przestał się ruszać.
Czuł, że serce zaraz wyrwie mu się z piersi.
Uśmiechnęła się. Widział, jak spięła mięśnie.
Obudził się, gwałtownie wciągając powietrze.
- Widziałaś ją?
Spoczęło na nim ciężkie spojrzenie brązowych ślepiów. Miał wrażenie, że dostrzegał cienie pod oczami siostry. Skinęła głową, ani trochę nie zmieniając wyrazu pyska.
Westchnął, spuszczając łeb. Wyglądała równie nieporuszoną i niedostępną co zawsze, ale zbyt dobrze ją znał.
- Co ci pokazała?
- Śmierć - niski, chrapliwy głos sprawił, że mimowolnie drgnął. - Zabijałam. Szczura. Iglastą Gwiazdę. Mamę. - Spojrzała mu w oczy. - Ciebie. Dla władzy. Czułam się potężna. Wszechmocna.
Odwrócił wzrok.
Wiatr zaszumiał w koronach sosen, zmuszając je do nieporadnego tańca. Zadrżał. Szła Pora Nagich Drzew.
- Myślałaś kiedykolwiek o tym, żeby mnie zabić?
Milczała.
Spojrzał w jej ślepia.
- Co cię powstrzymuje?
Nie odwróciła wzroku.
- Krew - powiedziała wolno. - Jesteś najbliższym mi kotem. Bratem - chciała powiedzieć coś jeszcze, widział to w jej oczach, ale zamilkła. On również nic nie powiedział.
Zastanawiał się, czy od zawsze taka była. Przypomniał sobie ich wspólne zabawy, walki, obrzucanie się śniegiem, rywalizację z Sówką. Jak biła go łapą po głowie, jak zjadała pająki, wywołując kolejne kłótnie ze Skowronek. Jak pilnie trenowała, chcąc okazać się lepsza od wszystkich. Drobne złośliwości, przysługi za każdą pomoc, błysk w jej oczach mówiący, że ktoś ma poważne problemy.
On też tak się zmienił?
Nie wiedział, co przeważyło. Utrata ojca? Nienawiść pozostałych członków klanu? Nieobecność rozpaczającej matki? Atak i okupacja Stwórcy? Odbicie obozu przez Klan Burzy i kolejna okupacja? Zabójstwo samozwańczego zastępcy? Pojawienie się Wiśni? Niemożność wyszkolenia uczennicy? Choroba matki? Morderstwo siostry i jej rodziny? Zabicie przybranego brata? Ciągłe walki, krew i śmierć?
A może od zawsze taka była?
Uświadomił sobie, że siostra ciągle patrzy mu w oczy.
- Miałeś za mną nie iść - jej głos zabrzmiał jeszcze chrapliwiej niż zwykle.
Spojrzał na nią zaskoczony, szukając w jej oczach czegoś, co pozwoli mu ją zrozumieć. Były nieprzeniknione jak zawsze, ale pod warstwą chłodu… Martwiła się? Miała… wyrzuty sumienia?
Pokręcił głową. Jego pysk wykrzywił pozbawiony wesołości uśmiech.
- Teraz już za późno.
Czy gdyby wiedział, zawróciłby? Nie pobiegł do lasu? Jak wiele ulgi by mu to przyniosło… Odebrało ciężar, który spadł wtedy na jego barki. Poczucie winy i sekret. Dźwigała by je sama, może nawet w ogóle nie powiedziałaby o śmierci Szczurka… Kto udowodniłby, że leży zakopany w lesie, a nie uciekł gdzieś daleko?
Spojrzał w swoje odbicie w jej zmęczonych oczach. Znał odpowiedź.
- Dlaczego go zabiłaś?
- Zasłużył na to. - Powieka nawet jej nie drgnęła, ale zdradziło ją ledwo widoczne zaciśnięcie szczęki. - Iglasta Gwiazda by go nie ukarał. A jeśli by go wygnał… - urwała. - Nie mogłam pozwolić, żeby żył po tym, co zrobił. Nie było gwarancji, że nie zabije kogoś znowu.
Pokręcił głową, ale nic nie powiedział. Była do bólu praktyczna ale uważał, że tym razem się myli. Był chory i może była szansa, żeby go wyleczyć. A jeśli nie… zawsze miał szansę przeżyć poza obozem. Wiedział, że akurat w kwestii tego ostatniego się oszukuje i śmierć z łap Borsuk mogła się okazać dla niego zbawieniem, ale… Ale zawsze była szansa.
Wystarczyło, że jego życie było udręką, śmierć nie musiała taka być.
Przez moment przeszło mu przez myśl, że może właśnie tego kocur chciał. Śmierci. Poczuł się jeszcze bardziej winny niż wcześniej.
- To nie twoja wina.
Podniósł wzrok. Widocznie było coś takiego w jego minie, że domyśliła się, o czym myślał.
- Nie powinieneś brać odpowiedzialności za czyjeś życie.
Skrzywił się.
- Ale biorę. Jestem zastępcą i jego przybranym bratem. To mnie ojciec kazał się nim zajmować.
Nie odpowiedziała.
***
Siedział, wpatrując się w świeży kopiec ziemi. Wiatr szumiał w koronach drzew, strącając kolejne brązowe liście. Niedługo pokryją las szeleszczącym dywanem, który w końcu przykryje śnieg.
W pewnym sensie cieszył się, że nie żyła.
Przez ostatnie księżyce po prostu leżała. Budziła się raz na jakiś czas, żeby nierozpoznającymi oczami wodzić po twarzach siedzących przy niej bliskich. Ciężko było jej usiąść, a co dopiero coś zjeść. Nikła w oczach, drżąc pod podmuchami niewidzialnego wiatru.
Miał wrażenie, że w którymś momencie go poznała. Spojrzała na niego z tą iskrą, którą tak często wcześniej widział. Przez moment patrzyli na siebie, a ona otworzyła pysk, jakby chcąc powiedzieć coś, co miała na samym końcu języka. Przez uderzenie serca myślał, że ją odzyskał.
Jej ślepia zgasły, zwiesiła łeb i szczelniej zwinęła się w kłębek. Wschód słońca później umarła.
Cieszył się, bo nie przeżyłby drugiego takiego zawodu.
Nie chciał więcej cierpieć. Może i był cynicznym egoistą, ale nie potrafił tak dłużej.
Usłyszał jakiś ruch za sobą. Borsuk. Skinął jej głową.
- Do zobaczenia, mamo - szepnął i odszedł, nie oglądając się za siebie.
***
Jego łapy drżały, biegnąc w tylko sobie znanym kierunku. Oddychał płytko, zdecydowanie zbyt szybko. Jęknął, mocniej zaciskając powieki.
Brązowe ślepia przyglądały mu się uważnie, rejestrując każdy niespokojny ruch.
Podniosła się. Przez chwilę wsłuchiwała w spokojne oddechy śpiących wojowników. Spali.
Zrobiła krok naprzód. Jeszcze jeden. Kolejny.
Wróblowe Serce jęknął.
Zamarła. Nasłuchiwała. Wciąż spał.
Pozwoliła sobie na kolejny ostrożny krok. Czuła jak mech drży od jego niespokojnych ruchów. Kolejny koszmar.
Spięła mięśnie. Schyliła się, niemal dotykając nosem jego ucha.
Jej szept był ledwo słyszalny.
- Zrobię wszystko, żebyś nie musiał być taki jak ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz