*dzieci Skowronek i Wiśni mają dwa księżyce*
Czarne niebo nie nie rozkwitło jeszcze krwawą poświatą dnia, było na to za wcześnie. Zasłonięte przez poszarpaną woalkę chmur, nie myślało o nadejściu świtu. Tylko pełzająca po horyzoncie szarość zdradzała, że księżyc wcześniej, o tej porze otaczające polanę czarne sylwetki były już drzewami.
Dlaczego to zawsze musi być ta pora?
Trzaski i krzyki unosiły się wokół uszu jak natrętna mucha. Machnął łapą, próbując ją od siebie odgonić. Jego oczy wciąż oglądały świat po drugiej stronie powiek, nie chcąc dopuścić do istnienia żadnego innego. Niezadowolone miauknięcie opuściło jego pysk. Poruszył się.
Świadomość gwałtownie rozbiła się o jego ciało. Natychmiast otworzył oczy.
Dźwięki nie zniknęły.
Z sercem w gardle poderwał się z miejsca. Kątem oka dostrzegł ruch. Borsuk. Nie oglądając się za siebie, wybiegł z legowiska.
Kolejny krzyk rozdarł noc. Niewiele myśląc, rzucił się w stronę jego źródła. Jakiś cień mignął między drzewami, ale nie miał czasu. Powietrze było ciężkie od smrodu strachu i krwi.
Jak burza wpadł do kociarni. I stanął. Stanął w progu, szeroko rozwartym oczami wpatrując się w scenę przed sobą. Później oparł się o wejście i zwymiotował.
Trzask tuż obok niego był jak kolejne przebudzenie. Uniósł łeb, natrafiając na czarne w mroku nocy ślepia siostry.
Przez długie jak wieczność uderzenie serca patrzyła. Później jej pysk wykrzywiła wściekłość.
Wciągnęła powietrze, spojrzała na ślady pod swoimi łapami i rzuciła się w mrok. Drgnął i instynktownie ruszył za nią.
Biegł, nie czując kąsającego chłodu.
Nagle kocica zamarła. W mroku błysnęły pomarańczowe ślepia.
Doskonale wiedział, co się miało stać. Borsuczy Krok spięła mięśnie.
Patrzył. Na uderzenie serca ślepia jego i Szczurzej Łapy się spotkały. Widział strach.
Później kocica skoczyła.
Rozległ się trzask. Kolejny tej nocy.
Patrzył, jak jego siostra rozszarpuje ciało ich przybranego brata. Drgnął, gdy ciepła krew ochlapała jego futro. Borsuczy Krok przestała dopiero, gdy jej oddech stał się urwany i chrapliwy. Przez chwilę patrzyła na swoje dzieło. Później odwróciła się w jego stronę.
Była spokojna.
Nawoływania. Obóz budził się ze snu.
Borsuczy Krok wytarła łapy w mokrą od rosy trawę.
- Wracajmy.
Bezwolnie ruszył za siostrą. Łapa za łapą. Łapa za łapą. Łapa za łapą.
Powitały ich krzyki i pytania. On po prostu patrzył, pozwalając, żeby zimny głos siostry tłumaczył, że to Szczurza Łapa. Że już nie żyje. Że trzeba zająć się zabitymi. Ocalały? Koniecznie musi się zająć nimi medyk, musi zobaczyć, musi…
- Co się stało?
Drgnął. Odwrócił się i spojrzał w oczy swojej matki.
“Mój przyrodni brat zamordował twoją córkę, zięcia i ich dziecko. Nie żyje. Zamordowała go twoja druga córka."
Nie odpowiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz