Deszcz padał. Ciągle padał i nie chciał przestać. Ziółka się moczyły, a nie było możliwości pozbierać ich nowych. Mgiełka obawiała się o Porę Nagich Drzew. Siedziała na skraju legowiska medyków. Milczała i myślała. O czym? Sama nie wiedziała. Od czasu do czasu koło niej przemknął cień. Ignorowała go. Niech sobie będzie, jak musi. Krople deszczu raz po raz spadały przed jej pyszczkiem. Niebo płakało, czy to Klan Gwiazd? Może opłakiwali poległych w pożarze... Aż tak bardzo... Co chwilę tworzyły się nowe i głębokie kałuże w obozie. Była ciekawa, kiedy się to wszystko skończy i łzy Klanu Gwiazd czy też nieba zaleją Klan Nocy. Westchnęła, a jej uszy zarejestrowały dźwięk krzątającego się Porannej Zorzy. Zapewne wciąż starał się uratować część roślinek. Po co? Przecież i tak zamokną... Skuliła uszy. Dzisiaj miało też odbyć się zgromadzenie. Nie miała na nie siły. Dziwne Mglisty Sen była znów bezsilna. Tylko częściowo. To cisza przed burzą - powtarzała sobie w myślach asystentka medyka. Na chwilę jej wzrok skupił się na wojownikach i uczniach, którzy przemieszczali się w obozie. Niedawno też do ich klanu zawitała dawna medyczka klanu burzy, niejaka Konwalia razem z jakąś znajdką, którą to na nieszczęście czarno-białej musiała się zajmować. Nie miała nic przeciwko, ale skąd wiedzieć, czy te kotki ich nie zdradzą? W dodatku ta mała wkurzała swoją osobowością Mgiełkę. Nic nie mówiła. Nigdy. Westchnęła. Jednak mimo to ciekawiło ją, dlaczego Konwalia została wyrzucona z klanu. Ot ciekawość. Ta kotka ją ciekawiła. Wydawała jej się smutna, chyba tak trochę... Ciężko było stwierdzić, w dodatku cień zaczął o niej ględzić coraz częściej. Chciała ją poznać, ale... nie miała odwagi? Ona? Mglisty Sen medyczka nie miała odwagi? Pff niedoczekanie. Ociężale wstała i skierowała się do wnętrza legowiska, choć trochę pomóc gburowi, mimo że te czynności nie miały dla niej kompletnie sensu. Tak wypadało. Chyba.
***wieczór zgromadzenia***
Wojownicy, uczniowie i Poranna Zorza zbierali się przed wyjściem z obozu. Ona nie miała ochoty, siły ani psychicznych możliwości. Była już pewna, że nie pójdzie na zgromadzenie, jednak nie chciała o tym nikomu mówić. W końcu powinna iść. Czy jak nie pójdzie, Gwiezdni się na nią obrażą? Miała nadzieję, że nie... Zamknęła oczy i delikatnie, ignorując wzrok byłego mentora, wycofała się w głąb legowiska medyka. Może zrozumie? A co jak nie? Teraz żałowała, że nie ma jakiegoś tylnego wyjścia z legowiska. Przydałoby się na przykład podczas ewakuacji chorych! W dodatku teraz również. Chciała zapaść się pod ziemię. Może powinna ten pomysł komuś podsunąć? Dobra myśl... Wróciła myślami do obecnej sytuacji. Wstrzymała oddech.
~ Co ty robisz pokrako? ~ usłyszała głos cienia.
- Spadaj - rzekła szeptem, aby nikt niepożądany przypadkiem jej nie usłyszał.
~ Po moim trupie ~ zaśmiał się tym swoim przerażającym grubym głosem. Doprawdy jak w takim małym objętościowo ciałku mieścił się taki głos. ~ Po prostu jestem potężny ~ odparł jak gdyby nic. Zapomniała, że ten wie, co myśli. Głąb jeden. Westchnęła i postanowiła wyjrzeć poza legowisko, czy już wszyscy ruszyli. Miała racje. Nikogo już nie było. To była jej szansa. Delikatnie stawiając łapy, opuściła miejsce swego bytowania i udała się w stronę wyjścia. Gdy była już poza obozem ruszyła biegiem w stronę lasu. Omijała zalane tereny, przez co mogła dłużej rozprostowywać łapy. Tylko po co? Sama nie wiedziała. Po prostu potrzebowała samotności. A może i nie?... Może właśnie jej nie chciała i tak odreagowywała emocje, których przecież nie czuje?... Jaki to ma wszystko sens? Jej myśli go nie posiadają. Biegła dalej, czuła ten wiatr, czuła jak krople spadają pojedynczo na jej już zmoknięte futro. Czasem przysłaniały jej widok, mieszając się z łzami, przez co nie było widać, że płacze. Płakała, ale nie chciała tego przyznać. Czuła się taka bezsilna, ale przecież była pełna mocy. Była silna. Ona. Była. Silna. To tylko chwilowa słabość... Przebłyski dawnej Mgiełki, która niestety jeszcze przeżyła. Trzeba było ją zabić. Pozbyć się jej raz na zawsze. Tylko jak? Jak pozbyć się części siebie, nie raniąc tym samym tej drugiej? Czy się dało? Nie chciała teraz o tym myśleć. Ważne było tylko to, aby się nie zatrzymała. Nagle pośliznęła się i wpadła w dużą kałużę, boleśnie upadając na lewy bok. Pisnęła. Nie miała siły się podnieść. Leżała w tej kałuży i płakała. Krzyczała z bólu, wewnętrznego bólu, który wysysał z niej życie. Co było z nią nie tak? No co? Dlaczego?... Starała się zbywać uwagi cienia, który próbował po raz kolejny wmówić jej, że to po prostu ona i wszystko jest z nią nie tak. Wypominał wszystkie sytuacje, za które Mgiełka się winiła. On po to właśnie był. By ją zniszczyć...
***
Przemoknięta wróciła do obozu, po czym od razu skierowała się do legowiska. Inne koty jeszcze nie zdołały wrócić ze zgromadzenia. Była tutaj na plus. Mogła się ogarnąć, zanim powróci Poranna Zorza. Nie mógł jej widzieć w takim stanie. Nikt nie mógł. Udała się w głębszą część legowiska do izby, w której spali medycy. Musiała to wszystko z siebie zmyć. Tę słabość i bez moc razem z brudem kałuży, znajdującym się na jej czarno-białym futrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz