W jednej chwili pewnego pogodnego dnia oboje z Żółwikiem biegli sobie wesoło w stronę rzeki, gotowi na przeżycie jakiejś fascynującej przygody.
W następnej niebieski wylądował w lodowatej wodzie, a teraz drżał z zimna i bólu, wyrzucony na brzeg przez fale. Kociak nie miał pojęcia, że atmosfera sytuacji może zmienić się tak szybko. Zupełnie nie o to im chodziło.
- B-boli… - chlipnął Żółwik. Szakłak polizał go po łebku, próbując go pocieszyć, ale nijak nie umywało się to do ciepłych liźnięć matczynego języka. Starając się wymyślić, co mógłby jeszcze zrobić, przesunął wzrokiem po trzęsących się łapkach syna Jagodowej Skórki. Przez kilka uderzeń serca nie mógł oderwać przerażonego spojrzenia od szkarłatnej krwi, sączącej się powoli spomiędzy palców. Jak to się stało? I co teraz?!
Bardzo nie chciał zostawiać wychłodzonego i cierpiącego przyjaciela samego na brzegu, ale uświadomił sobie, że sam nie da rady mu pomóc. Za bardzo sam potrzebował ciepła, był zbyt malutki, żeby ogrzać Żółwika i zaradzić coś na jego obrażenia. Ta świadomość uderzyła w niego jak strumień zimnej wody. Żywot kociaka toczył się łatwo i przyjemnie; dotąd jego największymi problemami były przegrane w nieszczęsnych walkach z Pstrągiem albo zbyt gorliwe czyszczenie wykonywane przez mamę. Tymczasem właśnie napotkał sytuację nieporównywalnie groźniejszą i bardziej poważną; trudność, która go przerastała, z którą nie miał szans sam sobie poradzić. Innymi słowy, właśnie zaliczył brutalne powitanie z życiem.
Trwałby tak przestraszony i przytłoczony tym doświadczeniem jeszcze długi czas, gdyby nie pogarszający się stan przyjaciela. Zamrugał, przywrócić się do porządku. Żółwik miał teraz o wiele większy problem niż on, nie może się nad sobą użalać. Jeżeli sam nic tu nie zaradzi, musi pobiec po pomoc. Nawet, jeżeli będzie to wymagało przyznania się do samowolnej wycieczki.
Rozejrzał się; jego wzrok padł na rosnącą niedaleko kępę jakiegoś wodnego zielska. Jego łodyżki wyginały się pod ciężarem śniegu i opadały ku ziemi, tworząc swego rodzaju sklepienie poniżej. Szakłaka zmartwiła jakość osłony, jaką dawało, ale nie mieli teraz nic innego.
- Chodź - zachęcił Żółwika, pomagając mu wstać i podpierając go, żeby nie musiał stawać na zakrwawionej łapie, która teraz była już niemal cała w lepkiej posoce. Liliowy przełknął ślinę, ze wszystkich sił próbując nie panikować. Zaraz ruszy po pomoc.
Jego przyjaciel szedł niepewnie, drżąc coraz mocniej. Szakłak nie widział, czy orientuje się, co się wokół niego dzieje, ale dopóki się poruszał, nie było to tak ważne. Wreszcie udało im się dotrzeć do tymczasowej kryjówki.
Syn Pstrokatego Serca chciał w pierwszej chwili okryć niebieskiego rosnącym tuż obok mchem, ale widząc, jaki jest mokry i ośnieżony, zrezygnował.
- Postaraj się wytrzymać. Zaraz wrócę! - to ostatnie wykrzyczał już, obracając się i biegnąc ile sił w łapkach pod górę, w kierunku obozu - a raczej tak sądził. Nie było to raczej najlepsze, co można powiedzieć zziębniętemu i wymęczonemu przyjacielowi, zostawiając go samego na brzegu lodowatej rzeki, ale nikt nie nauczył Szakłaka wygłaszania podnoszących na duchu mów.
Pędził w górę zbocza niczym strzała. Przynajmniej przez kilka sekund, bo po chwili zmęczenie i przemoczenie boleśnie dały się odczuć, przeszkadzając mu w i tak już nierównej walce ze śniegiem. Biały puch krztusił go niemal, ale kociak nie poddawał się. Za wszelką cenę chciał pomóc Żółwikowi. Co prawda przyjaciel nie miał by z niego żadnego pożytku, gdyby sczezł gdzieś po drodze, jednak w tamtym momencie nie przyjmował tego wcale do wiadomości.
Olbrzymim wysiłkiem pokonał zbocze, co okazało się niepomiernie trudniejsze od zbiegnięcia po nim na dół. Sapnął dwa razy, obserwując, jak ciepło jego ciała ucieka w postaci chmurek kropelek wody, po czym ruszył ponownie w drogę.
Nie przytoczę tego, ile razy potknął się o ukryte złośliwie pod śniegiem pędy jeżyn, ile razy musiał osłabionymi szczękami przegryzać gałązki, które uwięziły go w potrzasku, kiedy nie zważał na to, gdzie skacze. Czuł, jak białe kryształki szronu osadzają się na jego sierści, desperackie oddechy paliły mu płuca, ale pędził dalej, prawie zapominając już o celu swojego pośpiechu. W głowie kołatała mu tylko jedna myśl “BIEGNIJ”.
Może właśnie dlatego, kiedy wreszcie usłyszał szuranie w krzakach naprzeciwko, kiedy nareszcie rozległy się kroki, potrzebował prawie pięciu uderzeń serca - tak długich, cennych pięciu uderzeń serca - by pozbierać się i wyrzucić z siebie:
- Po… pomocy! Żół-Żółwik wpadł do wo-wody i… leży na brzegu… - po czym prawie runął na śnieg ze zmęczenia.
<Żółwik?>
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkęW Klanie Klifu
Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?W Klanie Nocy
Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.
W Klanie Wilka
Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).
W Owocowym Lesie
Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)
10 lutego 2019
Od Szakłaka CD Żółwika
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz