Rudzik obudził się w paskudnym humorze. Chociaż trzeba przyznać, że od dnia kiedy dowiedział się, że Mały potajemnie spotykał się z pewną kotką z klanu nocy, czego owocem zostały potem kocięta, każdy dzień był dla niego zły. Zazdrościł Jagodowej Skórce. Tak strasznie jej zazdrościł. Nie mógł jednak obwiniać nikogo, oprócz siebie. Mógł przecież powiedzieć o wszystkim Małemu wcześniej, mógł zdusić w sobie uczucie w zarodku, mógł urodzić się kotką. Dlaczego świat zdecydował się uprzykrzyć mu życie? Dlaczego świat zdecydował się uczynić go kocurem, jeśli wiedział, że wiele księżyców później zakocha się w innym kocurze i będzie rozpaczać długie noce nad tym, że nigdy nie będzie w stanie urodzić jego kociąt.
"Nienawidzę siebie" wyszeptał z furią medyk, jednak zabrzmiało to bardziej jak cichy szloch.
Rudzik nienawidził siebie za to, że nie był w stanie cieszyć się szczęściem przyjaciela, powinien skakać z radości i mu gratulować, a tymczasem gnił w legowisku, dusząc w sobie wszystkie swoje żałosne uczucia i próbójąc zignorować ogarniającą go w środku pustkę. Ostatnio starał się unikać Małego jak tylko potrafił, nie chciał przelewać na niego swoich negatywnych uczuć, według niego młodszy medyk zasługiwał na coś lepszego niż to.
Kocurek powoli wstał, bo w końcu kiedyś musiał, a przed nim piętrzyła się duża sterta ziół, która czekała na posegregowanie. Puch i niektórzy wojownicy mieli w zwyczaju przynosić z polowań różne rośliny, które wydały im się przydatne, albo które "kiedyś widzieli je w legowisku medyka" i Rudzik był im za to bardzo wdzięczny, ale zazwyczaj były to zwykłe chwasty. Gdy był prawie w połowie, pojawił się w końcu Mały, najwyraźniej w dobrym humorze.
- Jak idzie ci robota? - zapytał z uśmiechem.
- C-co? - podskoczył przestraszony nagłym przybyciem przyjaciela Rudzik. - A.. ah, dobrze, ale z-zgłodniałem, więc zaraz wracam - dodał i w mgnieniu oka ulotnił się.
Idąc szybko przez spróchniałe deski zobaczył Wiśnie, która popatrzyła na niego z mieszaniną rozczarowania i współczucia. "Czy tak zamierzasz spędzić resztę swojego życia?" wydawało się mówić jej spojrzenie. Oczywiście, że wiedziała, ona zawsze wiedziała o wszystkim. Rodzeństwo oddaliło się nieco od siebie po śmierci matki, a potem Kory, jednak wciąż biała kotka znała go na wylot.
Rudzik zignorował ją i wyszedł ze stodoły, siadając na świeżym powietrzu. To nie było w jego stylu, ale naprawdę nie miał ochoty z nikim w tej chwili przebywać. "Tutaj przynajmniej nikt nie może zobaczyć, jak ich głupi medyk płacze" pomyślał, gdy poczuł jak łzy same napłynęły mu do oczu i kilka z nich spadło już na ziemię. Nie umiał ich powstrzymać, nawet gdyby chciał. Nagle wstrzymał oddech, słysząc jak ktoś się zbliża i sięgnął łapą, żeby wytrzeć oczy, jednak Mały był szybszy i podniósł zdecydowanie jego mokry od łez pysk. Rudzik utkwił w nim przerażone spojrzenie, nie mogąc oderwać swoich zielonych oczu od tych zmartwionych, niebieskich.
- Co się stało..? - usłyszał głos Małego, który patrzył się na niego z nieodgadnioną miną.
Syn Jagódki jednak milczał, słowa utknęły mu nagle w gardle i nie był w stanie wykrztusić z siebie żadnego dźwięku.
- Rudziku, czy-
- Chcę zobaczyć twoje kociaki - wyszeptał zrozpaczonym i zdecydowanym głosem i zdziwiony uświadomił sobie, że to prawda. - Jakie są ich imiona? - zapytał z wymuszonym uśmiechem.
Mały przez chwilę nic nie odpowiadał, tylko wpatrywał się w niego z konsternacją.
- Dlaczego płakałeś?
- Nie.. nie w-wiem - Rudzik w końcu odwrócił głowę w bok, jego głos brzmiał jeszcze bardziej piskliwie niż zazwyczaj i nie chciał, żeby ktokolwiek, a tym bardziej Mały widział go w takim stanie. Z rozedrganymi łapami i zaczerwienionymi od płaczu oczyma.
Zrobił dwa kroki w tył, wciąż unikając wzroku drugiego medyka. Czemu wszystko stało się takie skomplikowane?
- P-przypomniała mi się Kora - zacisnął oczy, próbójąc uspokoić oddech. Musiał naprawę mocno się powstrzymywać, żeby w tej chwili nie uciec. - Proszę, czy mógłbym zobaczyć kiedyś twoje dzieci? - ponowił swoją prośbę. Nie dbał, że brzmiał jak lunatyk, jedyne co chciał w tej chwili, to zasnąć wtulony w miłe, długie futro drugiego medyka, czując jego ciepło i wyszeptując nawzajem zapewnienia o ich dozgonnej miłości, ale wszechświat najwyraźniej nigdy mu na to nie pozwoli. Niech tak będzie, ale zasługuje przynajmniej na to, żeby poznać istoty, które Mały kochał najbardziej.
<Mały? uwuwuwuwuwuwu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz