Fiołeczek przymknęła jedno zielone oko, które jej pozostało po pamiętnym dniu walki ze Żmijową Łuską. Kocica polizała matkę za uchem, po czym uśmiechnęła się wesolutko i machnęła ogonem. Chciała zostać jeszcze chwilę z mamą i porozmawiać, zapytać jak się czuje, czy też po prostu posiedzieć z nią w ciszy, którą mimo wszystko jakoś by zniosła. Nie nacieszyła się jednak towarzystwem mamy zbyt długo, gdy prosto z serca obozu dobiegł do jej uszu donośny głos, należący do jej brata i syna Ciernistej Gwiazdy, Orlego Trzepotu. Kocice popatrzyły po sobie, po czym lekko zdziwione wyszły z legowiska lidera, a im oczom ukazał się dosyć... niecodzienny widok, bowiem Orzeł zwiewał przed wróblem, który nieźle rozzłoszczony próbował dziabnąć burego w ucho i głowę. Fiołkowa Bryza zaśmiała się donośnie, zakrywając mordkę łapką, po czym została wręcz wywrócona na ziemię przez brata, który niczym rakieta wpadł do legowiska liderki, zaś samo małe, wredne ptaszysko odpuściło, odlatując w tylko sobie znanym kierunku.
- No nieźle brat! Zwierzyna łowna zrobiła sobie z ciebie ofiarę, przegrywie! - zachichotała calico, dosłownie pokładając się ze śmiechu, czym zwróciła na siebie uwagę niemalże całego klanu burzy. Pręgowany wyszedł ze swojej jakże cudownej kryjówki, odrzucając mały kamyczek w bok, który poturlał się po ziemi, po czym trafił w łapkę Brzoskwiniowej Gałązki, która przestraszona podbiegła sprawdzić, czy jej jedynemu synkowi nic czasem się nie stało.
- Nic mi nie jest, mamo - bąknął kocur, spoglądając morderczym wzrokiem na swoją siostrę, zaś sama bicolorka wytknęła mu wesolutko język, pacnęła łapą w łeb, po czym zwiała w stronę wyjścia z obozu, natomiast sam wojownik pobiegł za nią, krzycząc donośnym głosem, że jej się dostanie. A to wszystko na oczach burzowiczów.
- Jesteś pewna, że są już dorosłymi wojownikami? - zapytała rozbawiona kremowa kotka, liżąc swoją partnerkę za uchem, po czym usiadła obok drobnej liderki, mrucząc z zadowolenia, kiedy to młodsza z kocic oparła się o jej bok, tym samym wtulając w jej miękkie, pachnące trawą futro. Córka Białej Sadzawki wzdrygnęła się nieznacznie na słowa ukochanej.
- Może i są wojownikami, ale dorosłymi? Skarbie, oni nigdy nie dorosną - odparła spokojnym tonem, mrużąc swoje zielone ślepia, zaś na jej pysku zawitał praktyczni niewidoczny uśmiech.
- I pomyśleć, że dałaś im uczniów - zachichotała kotka, liżąc Ciernistą Gwiazdę po policzku - Nawet Księżyca nam dorosła - słusznie zauważyła cętkowana, spoglądając ukradkiem, jak jej najstarsza córka pomaga Burzowemu Sercu i Skowronkowej Łapie, pomimo swoich wojowniczych obowiązków, zawsze znalazła chwilkę aby ulżyć tej dwójce. Oh, gdyby tylko wszyscy znali prawdę...
Tymczasem Fiołeczek zgrabnie zwiewała przed młodszym bratem, aż ostatecznie zniknęła z jego pola widzenia, zatrzymała się dopiero przy drodze grzmotu, marszcząc nosek od smrodu spalin i asfaltu. Potrząsnęła łebkiem, kichając donośnie. Dopiero po dłuższej chwili do jej nosa dotarł zapach obcego kota. Młoda wojowniczka podskoczyła nieznacznie, idąc za jego zapachem, co było równoznaczne z przekroczeniem twardej, niebezpiecznej ścieżki.
- EJ! Ty! - wykrzyknęła hardo, gdy dostrzegła sylwetkę czarnego kota, który spoglądał na dziwnie świecącą się gałąź. Fiołeczek rozejrzała się raz jeszcze, po czym przebiegła drogę grzmotu, ostatecznie znajdując się na miękkiej trawie.
< Owca? Pora zjarać tą panią >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz