Przeszłość
Stroczek otworzył ślepia, niewyraźnie wpatrując się w coś, co go zbudziło. Lekkie szturchnięcie nie powtórzyło się — może mu się jedynie przyśniło, że ktoś go trąca? Poczuł chłodne podmuchy wiatru, świszczące głośno po ścianach legowiska. Odbijały się echem od skał, mierzwiąc zarówno jego futerko, jak i jego siostry, Łezki. Spojrzał na nią ze zmartwieniem, wzdrygając się.
— Łezko, nie jest ci z-zimno? — zapytał, kręcąc główką, jakby chciał w ten sposób się ocieplić. Przytulił się do boku siostry, mając nadzieję, że w ten sposób ogrzeje ją, a także siebie.
Szylkretka zdziwiła się, kładąc po sobie lekko uszy, jakby ton brata był o stopień zbyt głośny. Zielonooki zawinął ogon pod siebie, martwiąc się, czy nie popsuł jej tym humoru.
— Przepraszam, Łezko, nie chciałem cię przestraszyć — mruknął smutno.
Koteczka zamrugała, również nie pałając wielkim entuzjazmem. Możliwe, że także niedawno wstała, a nikomu się nie chciało przy takiej pogodzie.
— Nie szkodzi… Tak, też mi chłodno — odparła, nie zastanawiając się długo. Poruszyła parę razy ogonkiem, prawie że zaczepnie, ale raczej nie chodziło o to, że chciała się bawić. Może powinni poczekać, aż się troszkę ociepli, bo przy takich chłodach nie miało się ochoty na nic.
— Opowiem ci historię, bo mi się coś dzisiaj śniło — zaczął rudy, moszcząc się wygodnie w legowisku. To niezupełnie była prawda, raczej tylko część sobie rzeczywiście przyśnił, a resztę wyobraził na podstawie tego, czego słuchali od odwiedzających ich Wilczaków. Koteczka patrzyła na niego ze skupieniem, jakby cała jej ciekawość przeniosła się teraz na to, co za chwilę powie. — Wyobraź sobie dwójkę kotów. Takie, jakie każdy klanowicz chciałby mieć u siebie. — Zmrużył na chwilę oczka, jakby mu przeszkadzały podmuchy. — To teraz pomyśl sobie, że są rodzeństwem. Jedno z nich jest wielkie, silne i bardzo szanowane przez innych, znane. Zajmuje bardzo ważną pozycję i bardzo dobrze się odnajduje w tej roli. A drugie jest młodsze, wątłe i znane tylko dlatego, że ich rodzeństwo ma tak dobrą opinię wśród reszty kotów. Nie różni się praktycznie niczym od reszty. Pewnego razu wyruszyli wspólnie w podróż, mieli za zadanie sprawdzić, czy nowe tereny, na których przyjdzie im mieszkać, są bezpieczne. Od tego zależało nie tylko ich życie, wzięli właśnie odpowiedzialność za całą swoją rodzinę, wszystkich swoich przyjaciół i tych, których jeszcze nie było na tym świecie.
— Gdzie poszli? Dlaczego musieli odejść? — dopytała koteczka, nie przerywając bratu.
— Musieli opuścić swoje obecnie miejsce zamieszkania dlatego, że na poprzednim nie mieli zbyt wiele pożywienia i gdyby tam zostali, to najprawdopodobniej wymarliby z głodu. — Siostra rudego wstrzymała na moment oddech, jednak po chwili wypuściła go z płuc, nie mogąc dalej trzymać. — Często widywali obce koty, a nawet inne zwierzęta, które także musiały jakoś wyżyć. Warunki pogodowe były naprawdę straszne — praktycznie codziennie sypał śnieg, mróz tłukł ich po pyskach, mrożąc wąsy i sklejając oczy. Wielu z nich zostało w tyle, jednak nie na każdego starczyło innym siły, by ich przeprowadzić przez zdradliwą ścieżkę. Gdy już im się udało, zauważyli, że wielu kotów brakuje. Jednak co ważniejsze — wreszcie dotarli. Rozglądali się za idealnym miejscem, aż w końcu je znaleźli. Ci, którzy z nimi poszli, bardzo ich chwalili, a ci, którzy zostali — nie wiem. — Zaczął bawić się wystającą paprocią z łoża. — Bracia żyli wspólnie długo, rządził wszystkimi oczywiście ten silniejszy, nikt tego nie kwestionował i wydawało się, że tak każdemu pasowało. Jednak nie pasowało to temu słabszemu. Nie mogąc dłużej znieść takiego traktowania, wyzwał swojego brata na pojedynek. Starszy, usłyszawszy to, parsknął śmiechem, nie biorąc go na poważnie. Jednak gdy młodszy skoczył mu na kark, zrozumiał, że wcale nie było to powodem do śmiechu. Przez to, że nie ćwiczył dużo, wcale nie był silny. Zrzucenie go zajęło temu silniejszemu jakoś parę uderzeń serca. Młodszego bardzo to zmęczyło, a starszy jedynie machnął ogonem, chociaż był poruszony całym tym zdarzeniem. Zaczął zastanawiać się, czy aby na pewno dobrze robili, mieszkając razem. Następnego dnia starszy zażądał, by młodszy wyniósł się z ich obozu. Nie mógł ryzykować, by w jego obozie wybuchały tego rodzaju sprzeczki. Każdemu zależało na spokoju, szczególnie że teraz wielu z nich przeżywało żałobę i nie było w humorze. To było nie na miejscu i co najmniej niepokojące. Młodszy już miał się wykłócać, jednak widząc, że raczej nikt nie zamierzał go poprzeć, kiwnął jedynie głowa, wycofując się do swojego legowiska, jak gdyby miał cokolwiek, co by mógł wziąć ze sobą.
— Stroczku, przestań już, nie mogę tego słuchać — poprosiła Łezka, nakrywając łapkami swój nos.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem. Poczuł, jak delikatnie zapada mu się żołądek. Z jakiegoś powodu nie spodziewał się tego. Może rzeczywiście przesadził, to nie były byle jakie słowa, w jaki końcu kociak mówi o takich rzeczach…?
Powinien przestać podsłuchiwać starszych, nie wychodziło mu to na dobre. Kiwnął główką powoli, kładąc brodę na przednich łapach. Zwinął się w kulkę, przymykając oczy. Może sen by mu dobrze zrobił…
<Łezko, naprawdę nie chcesz posłuchać, co się stało dalej?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz