***
Chwilę przed spotkaniem z Modliszkową Ciszą
Berberys siedział grzecznie na polanie wraz z rodzeństwem przy Świerszczowym Skoku. Ojciec już od dłuższego czasu opowiadał im o Klanie Gwiazdy oraz zasadach panujących w Klanie Burzy i nie wyglądał, jakby miał zamiar zmienić temat rozmowy na jakiś bardziej przyjemny dla uszu kociaka.
“Chcę wrócić do żłobka… Już nie chcę tutaj siedzieć…” — pomyślał, uciekając wzrokiem od Świerszczowego Skoku i przenosząc go po obozie, który wydawał się o wiele spokojniejszy niż zwykle.
Nagle poczuł szturchnięcie, odwrócił się w stronę kota, który go zaczepił i zauważył niezadowolony pyszczek Ciernia.
— Czemu nie uważasz nad tym, co mówi ojciec? — prychnął Cierń, chcąc bardziej się podlizać ich ojcu.
Jego brat zawsze łaknął atencji i zawsze był chwalony. Cierń nie musiał za bardzo się starać, by zostać docenionym, zawsze tamten dostawał tego, czego chciał. Szczególnie chciał się upodobnić do ich ojca, z resztą był najbardziej do niego podobny z całego miotu, więc miał więcej przywilejów.
— Bo jestem głodny… — skłamał.
—Pfff ty zawsze jesteś głodny! Jak będziesz tak jadł, to będziesz grubszy od Szarej Skóry! — wyśmiał go brat.
Berberys położył po sobie uszy. To czasem nie tak, że była Pora Opadających Liści i każdy powinien mieć zapas tłuszczu na skradającą się Porę Nagich Drzew? Przecież on tylko z rana skubnął kawałek myszki, którą i tak podzielił się z Pyłkiem oraz Makiem. Nie najadł się wtedy wcale.
—Uuuu tylko się nie rozbecz jak wczoraj Berberysie. Nie kocury nie płaczą, tak jak powiedział to Świerszczowy Skok — zacmokał Cierń, przekręcając głowę w stronę ojca. — Prawda tato?
Berberys czując na sobie palący wzrok Świerszczowego Skorku, Ciernia oraz pozostałego rodzeństwa, wbił swoje spojrzenie w ziemię i z zawstydzenia napuszył się tak mocno, że kształtem przypominał kulę futra, niż kociaka.
— Berberysie, jesteś na tyle duży, że powinieneś zachowywać się dojrzale, jak na swój wiek — zgodził się z potomkiem. — Jesteś moim synem i mógłbyś się zachowywać tak, jak ja chcę cię tego nauczyć.
Gardło Berberysu się bardziej ścisnęło, a w kącikach oczu powoli zbierały się łzy. Nadal, unikając kontaktu wzrokowego z ojcem, posłusznie pokiwał głową.
— Rozumiem tato… — wydukał, starając się powstrzymać łzy.
***
Kotłowało się w nim tyle emocji, że sam nie wiedział, jaki wyraz pyska powinien przybrać. Złość, strach, smutek i wstyd na zmianę rozdzierały go od środka, kiedy na niego z obrzydzeniem patrzył się Modliszkowa Cisza.
“Aż tak jestem żałosny?” — Pociągnął nosem.
Kremowy wojownik, którego kojarzył tylko i wyłącznie z widzenia, nakrył go na chwili słabości, kiedy próbował się schować za lecznicą, by w ciszy sobie popłakać. Było to bardzo upokarzające!
Berberys położył po sobie uszy i pchnął Modliszkową Ciszę, by ten się odsunął. Jedynym zachowaniem twarzy w tej sytuacji, była agresja. Musiał pokazać, że nie jest jednak beksą, nie chciał, by później naśmiewał się z niego Cierń. Miał już po dziurki w nosie swojego brata oraz presję, którą on wywierał na nim wraz z ojcem.
— Prawie na mnie wpadłeś! — syknął, pośpiesznie przecierając łapką łzy. — Idź ode mnie!
Nie czekając na odpowiedź starszego, uciekł napuszony z podkulonym ogonem do żłobka. Nie chciał rozmawiać ze starszym wojownikiem, w szczególności, kiedy nakrył go na tak intymnym momencie, jakim była dla Berberysa chwila słabości. Kiedy tylko znalazł się w środku kociarni, od razu podbiegł do Jagodowego Marzenia i wtulił się w jej szylkretową sierść. Matka nie zadając żadnych pytań, pogładziła go po głowie swoim językiem i owinęła ogonem.
— Już Berberysie, spokojnie, jestem przy tobie — zamruczała.
***
Teraźniejszość
Pora Nagich Drzew była dość brzydka, jak na opowieści, które słyszał od matki oraz innych Burzaków. Śnieg zamieniał się w ciapę i nieprzyjemnie przylepiał się do sierści, brudząc przy tym jasne futerko Berberysowej Łapy.
“Miałem nadzieję na prawdziwą Porę Nagich Drzew… Gdzie jest ten piękny biały puszek?” — Płynął gdzieś myślami, obserwując ich brzydki krajobraz ich terytorium.
Znajdował się właśnie na patrolu łowieckim z wojownikami, z którymi nie miał zwyczaju nawet rozmawiać, więc czuł się skrępowany i oceniany, nawet, teraz kiedy jeszcze nie przedstawiono mu nauki podkradania się do królików, bądź zajęcy. Śnieżycowa Chmura szła obok niego i co jakiś czas starała się zachęcić go do wspólnej rozmowy, jednak ten ignorował jej pytania, bądź odpowiadał krótkimi zdaniami.
“Chcę już do obozu…” — westchnął. — “Nie chce mi się nic… Chyba mam zły dzień...”
W końcu dotarli do miejsca, gdzie rozgrywał się pościg za zającem. Wojownicy, pracując razem, atakowali i gonili za szarakiem, którego w końcu dopadły szczęki znajomego kremowego wojownika. Ze zdumieniem przypatrywał się Modliszkowej Ciszy, który wraz ze Skrzydlatym Ognikiem oraz Skrzypiącym Skrzypem podeszli do patrolu łowieckiego. Trójka kocurów była zdyszana, jednak zadowolona z łupu.
— Niezła zdobycz! — pochwaliła ich Śnieżycowa Chmura, a do jej słów zawtórowały pomruki aprobaty Kminkowego Szumu i Poczciwego Dziwaczka.
Zafascynowany przyglądał się zającu, kiedy mentorka szturchnęła go łokciem w bok.
“Ach tak, też muszę pochwalić…”
— Świetny zając oraz pogoń Modliszkowa Ciszo — powiedział nieśmiało, czując ciężko na żołądku, przynajmniej najadł się zimnych kamieni.
Ostatnie spotkanie, jakie miał z kocurem nie było zbytnio przyjemne, a w dodatku od tamtego czasu wydoroślał, tak jak chciał tego jego ojciec. Już nie płacze i jest poważny! Może Modliszkowa Cisza nie będzie nim zdegustowany? Uciekł wzrokiem na bok, nie mogą utrzymać kontaktu wzrokowego z żadnym z dorosłych kotów.
[840 słów]
<Modliszkowa Ciszo?>
[przyznano 17%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz