akcja dzieje się przed utratą żyć przez Króliczą Gwiazdę i przed mianowaniem Rozkwitającej Szanty na wojownika
Szantowa Łapa z całych sił starała się skupić na jednym, konkretnym zapachu. Było to trudne, zważywszy na różnorakie zapachy otaczające ją dookoła. Kotka zmrużyła oczy, mając nadzieję, że dzięki temu łatwiej jej przyjdzie się skupić.
– Zioła – odparła krótko. Charakterystyczny i intensywny zapach ziół rozproszony był przy granicy. Być może błędnie założyła, że ten zapach kojarzy jej się z domem i bliskimi. W końcu podobnie pachnęli medycy, a byli obcy. Jednak wśród tych zapachów, mogła dać sobie łapę uciąć, że faktycznie wyczuła zapach znajomego kota. – Możemy ruszyć dalej – dodała po dłuższej przerwie, zdając sobie sprawę, że Przepiórczy Puch miała rację. Bliscy czy nie, nie powinni się zapuszczać na tereny Klanu Burzy. Nawet jeśli serce Szantowej Łapy chciało być może po raz ostatni zobaczyć nawet z daleka pyski rodziny żyjącej na terenach niczyich.
A jednak miała rację. Jej nos jej nie zawiódł. Faktycznie wyczuła znajomego kota. I przez to spotkanie z nim jej brat został medykiem. Nie wydawał się być szczególnie zadowolony, ale co ona tam wiedziała. Była ciekawa czy przyczyniła się do tego spotkania, przez częste uczęszczanie w tamte miejsce i celowe pozostawianie swego zapachu. Kichnęła, przenosząc spojrzenie z kocura na kociaka. Nim Dziwaczek trafił do kociarni, pierwsze tygodnie w Klanie Burzy spędził w legowisku medyków. Nic więc dziwnego, że Szantowa Łapa stała się częstszym gościem na parterze Skruszonej Wieży. Medykom udało się zawalczyć o malca, który teraz z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu, co jakiś czas zagadując pracujące koty. Nawet zdarzało się, że wdrapywał się na legowiska schorowanych kotów. Chcąc im umilić czas, śpiewał i opowiadał historie, które przekazała mu matka.
– ... [...] a mama cię nazwała Dziwaczek, bo... ?
– Bo to bardzo ładny kwiat! – wyseplenił, opluwając czarną sierść Gradowego Sztormu, który po tym fakcie zniesmaczony, odsunął od siebie kociaka
Dziwaczek okręcił się wokół własnej osi i dostrzegłszy Szantową Łapę, podbiegł w jej kierunku. Zamiast przywitać się, wbiegł pomiędzy jej przednie łapki i zadowolony z siebie uniósł łebek do góry, który częściowo zakryty był przez pasma sierści starszej kotki.
Szantowa Łapa obdarowała uśmiechem malca. Cieszyła się, że z każdym kolejnym dniem rozkwitał. Po tym marnym, wychudzonym kociaku nie było ani śladu.
– Cześć – przywitała się – Nie narzucaj się Gradowi. On nie lubi kociąt. Właściwie... To on chyba nikogo nie lubi.
– Dlaczemu?
– Tak już ma – odparła krótko, nie bardzo wiedzieć, jak ma odpowiedzieć na pytanie ciekawskiego kociaka. Dlaczego jedne koty były takie, a inne takie? Niektóre były duszami towarzystwa, pławiącymi się w świetle słońca. Inne, prowadzące samotniczy tryb życia, niepytane, nie wychylały się przed szereg, posłusznie wykonując zadania powierzone przez lidera, bądź zastępcę. Były jeszcze takie koty jak Grad, które były dla Szantowej Łapy trudne w rozgryzieniu. Chociaż, może to dlatego, że mieli wiele wspólnych cech i to wcale nie chodziło o wygląd?
– Aha – powiedział – Opowiedzieć ci historię?
Właściwie, czemu nie. Skinęła łebkiem na puste legowisko. Wraz z Dziwaczkiem usadowiła się na nim wygodnie i z zaciekawieniem zaczęła słuchać historii byłego samotnika, który z entuzjazmem przytoczył kotce jedna z zasłyszanych opowieści.
Wraz z Przepiórczym Puchem kierowała się poza obóz, gdy poczuła ciężar na swym ogonie. Gdy się odwróciła, dostrzegła siedzącego na nim kociaka, wpatrującego się nad nią spod byka. Szantowa zaczęła się rozglądać po obozie w poszukiwaniu kotki, która powinna się nim zajmować. Królicza Gwiazda powinien przecież kogoś takiego przydzielić, prawda?
– Kłamczucha! Powiedziałaś, że będę mógł pójść z tobą na spotkanie... A dostałem kopa w nosa od Z–za–zwo–zwodzącej Łapy, gdy próbowałem wejść do waszej kryjówki.
– Nie Zwodzącej, tylko Zawodzącej Łapy – poprawiła malca, jednak uśmiechnęła się słysząc przekręcone imię syna lidera. W sumie, na jedno wychodziło. – Od zawodu. Skojarz sobie z tym, że cię zawiódł i nie wpuścił do tajnej bazy – zażartowała, jednak dostrzegając zaciekawione spojrzenie mentorki odchrząknęła – Nic nie straciłeś, wczorajsze spotkanie było nudne. Poza tym, przeszkadzałbyś w przemowie Pierwomrówczej Gwi... Gracji.
Tyle powinno wystarczyć, aby zbyć ciekawskiego kociaka. Nie mogła przecież za dużo powiedzieć mu, bo by rozgadał i nieumyślnie wygadał coś, a również nie wypadało przytaczać rozmów ze spotkania przy matce liderki ich grupy. Dlatego też starała się zmienić temat i wskazała pyskiem na kwiatek rosnący w obozie, którego jeszcze nikt nie postarał się zerwać.
– Aha – odezwał się lekceważącym tonem, lecz po chwili w jego zielonych oczach pojawił się błysk – A mogę z wami iść na trening? P-proszę. W kociarni jest nudno, nie mam się z kim bawić i nikt mnie nie odwiedza... – Położył się na brzuchu i wyciągnął się w stronę starszej kotki. – Będę się was słuchał, będę grzeczny i... i... – jąkał się i dukał, plątając się w słowach – I upoluję królika, jak mi pokażcie, jak to się robi.
– Po prostu chcesz wyjść poza obóz. I jeśli nikt cię nie weźmie ze sobą, to pewnie sam się wymkniesz... – zauważyła, to wyjaśniało dlaczego tak się czai przy wyjściu. Przeniosła spojrzenie na Przepiórczy Puch, czekając na jej polecenie, dotyczące tego, co zrobić z kociakiem. Zbliżyła się do niego na tyle blisko, aby zdążyć go złapać w razie odmowy i nakazu powrotu do kociarni, aby nie odbiegł w akcie buntu poza obozowisko.
Szantowa Łapa z całych sił starała się skupić na jednym, konkretnym zapachu. Było to trudne, zważywszy na różnorakie zapachy otaczające ją dookoła. Kotka zmrużyła oczy, mając nadzieję, że dzięki temu łatwiej jej przyjdzie się skupić.
– Zioła – odparła krótko. Charakterystyczny i intensywny zapach ziół rozproszony był przy granicy. Być może błędnie założyła, że ten zapach kojarzy jej się z domem i bliskimi. W końcu podobnie pachnęli medycy, a byli obcy. Jednak wśród tych zapachów, mogła dać sobie łapę uciąć, że faktycznie wyczuła zapach znajomego kota. – Możemy ruszyć dalej – dodała po dłuższej przerwie, zdając sobie sprawę, że Przepiórczy Puch miała rację. Bliscy czy nie, nie powinni się zapuszczać na tereny Klanu Burzy. Nawet jeśli serce Szantowej Łapy chciało być może po raz ostatni zobaczyć nawet z daleka pyski rodziny żyjącej na terenach niczyich.
~~~
A jednak miała rację. Jej nos jej nie zawiódł. Faktycznie wyczuła znajomego kota. I przez to spotkanie z nim jej brat został medykiem. Nie wydawał się być szczególnie zadowolony, ale co ona tam wiedziała. Była ciekawa czy przyczyniła się do tego spotkania, przez częste uczęszczanie w tamte miejsce i celowe pozostawianie swego zapachu. Kichnęła, przenosząc spojrzenie z kocura na kociaka. Nim Dziwaczek trafił do kociarni, pierwsze tygodnie w Klanie Burzy spędził w legowisku medyków. Nic więc dziwnego, że Szantowa Łapa stała się częstszym gościem na parterze Skruszonej Wieży. Medykom udało się zawalczyć o malca, który teraz z zaciekawieniem rozglądał się po pomieszczeniu, co jakiś czas zagadując pracujące koty. Nawet zdarzało się, że wdrapywał się na legowiska schorowanych kotów. Chcąc im umilić czas, śpiewał i opowiadał historie, które przekazała mu matka.
– ... [...] a mama cię nazwała Dziwaczek, bo... ?
– Bo to bardzo ładny kwiat! – wyseplenił, opluwając czarną sierść Gradowego Sztormu, który po tym fakcie zniesmaczony, odsunął od siebie kociaka
Dziwaczek okręcił się wokół własnej osi i dostrzegłszy Szantową Łapę, podbiegł w jej kierunku. Zamiast przywitać się, wbiegł pomiędzy jej przednie łapki i zadowolony z siebie uniósł łebek do góry, który częściowo zakryty był przez pasma sierści starszej kotki.
Szantowa Łapa obdarowała uśmiechem malca. Cieszyła się, że z każdym kolejnym dniem rozkwitał. Po tym marnym, wychudzonym kociaku nie było ani śladu.
– Cześć – przywitała się – Nie narzucaj się Gradowi. On nie lubi kociąt. Właściwie... To on chyba nikogo nie lubi.
– Dlaczemu?
– Tak już ma – odparła krótko, nie bardzo wiedzieć, jak ma odpowiedzieć na pytanie ciekawskiego kociaka. Dlaczego jedne koty były takie, a inne takie? Niektóre były duszami towarzystwa, pławiącymi się w świetle słońca. Inne, prowadzące samotniczy tryb życia, niepytane, nie wychylały się przed szereg, posłusznie wykonując zadania powierzone przez lidera, bądź zastępcę. Były jeszcze takie koty jak Grad, które były dla Szantowej Łapy trudne w rozgryzieniu. Chociaż, może to dlatego, że mieli wiele wspólnych cech i to wcale nie chodziło o wygląd?
– Aha – powiedział – Opowiedzieć ci historię?
Właściwie, czemu nie. Skinęła łebkiem na puste legowisko. Wraz z Dziwaczkiem usadowiła się na nim wygodnie i z zaciekawieniem zaczęła słuchać historii byłego samotnika, który z entuzjazmem przytoczył kotce jedna z zasłyszanych opowieści.
~~~
Wraz z Przepiórczym Puchem kierowała się poza obóz, gdy poczuła ciężar na swym ogonie. Gdy się odwróciła, dostrzegła siedzącego na nim kociaka, wpatrującego się nad nią spod byka. Szantowa zaczęła się rozglądać po obozie w poszukiwaniu kotki, która powinna się nim zajmować. Królicza Gwiazda powinien przecież kogoś takiego przydzielić, prawda?
– Kłamczucha! Powiedziałaś, że będę mógł pójść z tobą na spotkanie... A dostałem kopa w nosa od Z–za–zwo–zwodzącej Łapy, gdy próbowałem wejść do waszej kryjówki.
– Nie Zwodzącej, tylko Zawodzącej Łapy – poprawiła malca, jednak uśmiechnęła się słysząc przekręcone imię syna lidera. W sumie, na jedno wychodziło. – Od zawodu. Skojarz sobie z tym, że cię zawiódł i nie wpuścił do tajnej bazy – zażartowała, jednak dostrzegając zaciekawione spojrzenie mentorki odchrząknęła – Nic nie straciłeś, wczorajsze spotkanie było nudne. Poza tym, przeszkadzałbyś w przemowie Pierwomrówczej Gwi... Gracji.
Tyle powinno wystarczyć, aby zbyć ciekawskiego kociaka. Nie mogła przecież za dużo powiedzieć mu, bo by rozgadał i nieumyślnie wygadał coś, a również nie wypadało przytaczać rozmów ze spotkania przy matce liderki ich grupy. Dlatego też starała się zmienić temat i wskazała pyskiem na kwiatek rosnący w obozie, którego jeszcze nikt nie postarał się zerwać.
– Aha – odezwał się lekceważącym tonem, lecz po chwili w jego zielonych oczach pojawił się błysk – A mogę z wami iść na trening? P-proszę. W kociarni jest nudno, nie mam się z kim bawić i nikt mnie nie odwiedza... – Położył się na brzuchu i wyciągnął się w stronę starszej kotki. – Będę się was słuchał, będę grzeczny i... i... – jąkał się i dukał, plątając się w słowach – I upoluję królika, jak mi pokażcie, jak to się robi.
– Po prostu chcesz wyjść poza obóz. I jeśli nikt cię nie weźmie ze sobą, to pewnie sam się wymkniesz... – zauważyła, to wyjaśniało dlaczego tak się czai przy wyjściu. Przeniosła spojrzenie na Przepiórczy Puch, czekając na jej polecenie, dotyczące tego, co zrobić z kociakiem. Zbliżyła się do niego na tyle blisko, aby zdążyć go złapać w razie odmowy i nakazu powrotu do kociarni, aby nie odbiegł w akcie buntu poza obozowisko.
<Przepiórko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz