[Przeszłość, dzień ceremonii Chomiczej Łapy na uczennicę]
Kotka była już gotowa zaprowadzić młodszą do obozu. Martwiła się o nią. Myśl o tym, że mogłoby się jej coś stać, ścisnęła jej serce niczym pazury drapieżnika. Przecież dopiero co opuściła żłobek – jak mogła poradzić sobie sama w dziczy, bez opieki, bez doświadczenia? Pietruszkowa Błyskawica delikatnie przekroczyła granicę łapami, kierując się w stronę łąk. Wtedy jednak do jej nozdrzy dotarł znajomy zapach. Nie musiała nawet unosić łba, by wiedzieć, do kogo należał.
— Pietruszkowa Błyskawico! — rozległ się za jej plecami surowy głos.
Serce zamarło jej w piersi. Odwróciła się powoli, jakby miała nadzieję, że to tylko echo. Ale nie – to była Liściasta Gwiazda. U jej boku stali Gasnący Promyk i Zielone Wzgórze. Trójka wojowników Klanu Klifu zatrzymała się tuż przy granicy, a ich spojrzenia spoczęły na niej z wyraźnym zdumieniem. W oczach liderki lśnił jednak nie tylko gniew, ale i rozczarowanie.
— Wracaj na swój teren! — rozkazała, tonem wciąż jeszcze spokojnym, choć twardym jak lód.
Nagle podmuch wiatru przyniósł ze sobą nowy zapach – intensywny, obcy i liczny.
Liściasta Gwiazda warknęła:
— Już!
Bez słowa sprzeciwu Pietruszka wróciła posłusznie na własne terytorium, stając tuż obok przywódczyni. Czuła, jak jej serce bije szybciej, ale próbowała zachować spokój. Nie chciała, by inni widzieli jej niepewność. Zaledwie chwilę później, z traw wypadła grupa kotów – patrol Klanu Burzy. Pędzili niemal w panice, ich futra były nastroszone, a łapy ubłocone od szybkiego biegu. Na czele biegł Kukułcze Skrzydło, za nim Norniczy Ślad i Kozi Przesmyk. Wszyscy wyglądali na zmachanych, ich oczy czujnie badały okolicę.
Gdy wzrok Nornicy padł na Chomiczą Łapę, kotka rzuciła się ku niej, natychmiast zaczynając myć jej futerko z matczyną czułością i niepokojem.
— Nie możesz wychodzić sama z obozu! — warknęła z troską, nie przerywając energicznego lizania. Potem jednak uniosła głowę i spojrzała groźnie na wojowników Klanu Klifu.
— Co wy tu robicie? — zapytał chłodno Kukułcze Skrzydło, wyraźnie czując, że klifiacy musieli przekroczyć granicę. Może i nie zaszli daleko, ale przekroczenie było przekroczeniem.
Liściasta Gwiazda rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Pietruszki. Ta zrozumiała znak i wysunęła się do przodu.
— Nazywam się Pietruszkowa Błyskawica. Wyszłam na patrol i spotkałam Chomiczą Łapę. Czułam, że dopiero dziś opuściła żłobek, więc chciałam zaprowadzić ją do obozu, żeby nic jej się nie stało — powiedziała spokojnie, z godnością. W jej głosie nie było strachu. Wciąż nie uważała, że zrobiła coś złego.
— Potwierdzam! — miauknęła szybko Chomicza Łapa, zadzierając pyszczek.
Koty z obu patroli spojrzały po sobie. Wśród wojowników Klanu Burzy zapadła krótka cisza. W końcu skinęli głowami w stronę Liściastej Gwiazdy, po czym zabrali swoją uczennicę i zaczęli się wycofywać. W oddali dało się jednak usłyszeć pełną emocji burę, jaką Nornica wymierzała córce za ucieczkę z obozu. Każde słowo brzmiało niczym ostrze przeszywające powietrze. Koty Klanu Klifu chwilę jeszcze stały w milczeniu, aż nagle liderka odwróciła się gwałtownie do wojowniczki.
— Nie rób tak nigdy więcej! Nie przekraczaj granicy! — wysyczała, jej głos był napięty, łamał się ze złości, a może i ze strachu. Może bała się, że mogłoby się stać coś gorszego. Że Pietruszka mogłaby nie wrócić.
— Chciałam tylko pomóc — mruknęła kotka, patrząc gdzieś w bok, by nie spotkać jej wzroku. Nie przepadała za Liściastą Gwiazdą, ani za jej synem. Po tej sytuacji jej sympatia z pewnością nie wzrosła.
— Wiem. Ale nie przekraczaj granicy — dodała już ciszej przywódczyni, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę obozu.
Pietruszka westchnęła głęboko. Wciąż czuła się niesprawiedliwie potraktowana. Przecież Chomicza Łapa dosłownie kilka godzin temu była jeszcze kociakiem! Gdyby spotkała ją wtedy – nikt nie miałby jej nic do zarzucenia. Może rzeczywiście powinna była poczekać z nią przy granicy, ale skąd miała wiedzieć, jak długo zajmie przybycie patrolu? Nagle poczuła ciepły, pocieszający gest – ogon Gasnącego Promyka, który spoczął lekko na jej barkach. Nie powiedziała nic, ale jej milczenie znaczyło więcej niż sto słów. To wystarczyło.
<Chomicza Łapo, może jeszcze kiedyś się spotkamy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz