Motylkowa Łapa wciągnęła głęboko powietrze, napełniając płuca po brzegi zapachem ziół, który unosił się w powietrzu niczym mgiełka o poranku. Aromat liści mięty, szałwii i innych roślin leśnych wypełniał całe legowisko, przynosząc jej dziwne poczucie bezpieczeństwa, jakby znajdowała się pod opieką samego Klanu Gwiazdy. Promienie słońca przedzierały się przez szczeliny w wieży, tworząc na ziemi plamy światła. Jako uczennica wojownika nigdy tu nie przychodziła. Nie miała czasu... a może po prostu odwagi. To miejsce należało do innego świata – spokojniejszego, bardziej duchowego. Teraz jednak, zaproszona przez przyjaciółkę, nie zawahała się ani chwili. Weszła do legowiska z bijącym sercem, które przy każdym kroku stawało się lżejsze, jakby zapach ziół koił je z każdym oddechem. Uwielbiała ten zapach – nawet bardziej niż zapach świeżej zwierzyny. Mógłby jej towarzyszyć codziennie. Przynosił ukojenie. Uspokajał. Ale pytanie Firletki wstrząsnęło nią dogłębnie, budząc w sercu uśpiony ból. Przepowiednia. Wciąż śniła się jej po nocach – niespokojna, powracająca, jak zaklęty krąg. Przeżywała ten sen wciąż od nowa, jakby był to zapętlony obraz, którego nie potrafiła zatrzymać ani zmienić. Nie lubiła do tego wracać. Z każdą próbą wspomnienia, ogarniało ją przygnębienie i strach. W głowie rozbrzmiewała myśl, której nie potrafiła uciszyć – że już nigdy nie spotka Klanu Gwiazdy. A po śmierci swojej siostry, miała nadzieję, że kiedyś znów ją ujrzy. Że połączy je światło gwiazd, zanim sama odejdzie.
— Pamiętam wszystko, jakbym nadal tam była — powiedziała cicho, przymykając na moment oczy, by lepiej skupić się na wspomnieniu. — Byłam na pięknej polanie pełnej motyli. Słońce świeciło jasno, ciepło otulało moje futro. Czułam się... lekka. Ale jednocześnie coś było nie tak. Byłam na granicy. Nie czułam nic. Ani niepokojącego, ani znajomego... Jakby powietrze było puste, jakby zapachy w ogóle przestały istnieć.
Zawahała się na moment, jej głos zadrżał, ale mówiła dalej:
— I wtedy go zobaczyłam... Kociaka. Zapamiętam jego wygląd chyba do końca życia. Małe, puchate ciałko i ogromne oczy, które lśniły mądrością tak wielką, że nie widziałam jej u żadnego starszego, ani nawet u lidera! Jego pyszczek był biały z jednej strony, jakby przecięty światłem. Reszta... ach, nie wiem. Nie potrafię sobie przypomnieć, jakiego koloru było jego futerko. Jakby Klan Gwiazd celowo mi go nie pokazał. Jedyne, co widziałam wyraźnie, to ta jedna, biała połowa pyska.
Urwała na chwilę i otworzyła oczy, spoglądając na Firletkę z ciepłym uśmiechem.
— A potem sen się skończył. Nie zdążyłam zareagować – dodała cicho, niemal szeptem.
— Rozumiem... — westchnęła starsza medyczka, opierając głowę na przednich łapach. W jej spojrzeniu było zrozumienie, ale też cień zmartwienia.
— Myślisz, że to może być coś złego? — zapytała niepewnie Motylkowa Łapa, z trudem przełykając ślinę. W głowie pojawiła się niepokojąca myśl – a jeśli kociak był zwiastunem zagrożenia?
— Nie wiem... Twój sen i mój wydają się tak różne. U ciebie panował spokój. U mnie – coś zupełnie przeciwnego — wyjaśniła Firletka, unosząc łapę i wzdychając ciężko. Widać było, że te wspomnienia również i ją dręczą.
— Też spotkałaś kota we śnie. Myślisz, że on i ten kociak... to ten sam kot? — rzuciła nagle Motylkowa Łapa, z iskierką ekscytacji w głosie. Przez moment zapomniała o lęku, zafascynowana tą wspólną próbą rozwikłania tajemnicy.
Bo może... może to nie było ostrzeżenie. Może to była zagadka. A przecież zagadki można rozwiązać.
<Firletko?>
[517 słów]
[przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz