Gdyby wiedział, że po spożyciu kocimiętki będzie czuł się tak błogo, to by ją jadł każdego dnia. Minusem byłoby to, że nie mógłby wykonywać swojej pracy, jaką było niesie pomocy kotom. Mógłby nawet wystarczyć pacjentów, gdyby to przed nimi zaczął się głupio śmiać, machać łapkami i kwakać. Najgorzej jakby zdecydował się przytulić pacjenta, wtedy na pewno mógłby się pożegnać z zostaniem medykiem.
Obudził się jako pierwszy. Błogi stan dawno z niego wyparował pozostawiając po sobie ogromną chęć na powrót do niego. Dopiero, gdy jego brązowe oczy zarejestrowały ruch, otrząsnął się z letargu. Kocur, który przedstawił się jako Pan Ziółko przyglądał się uczniom, a jego pysk raz za razem się lekko otwierał, jednak nie mógł zarejestrować żadnego dźwięku. Starszy uśmiechał się do młodzików, a speszony Topik dostrzegając jak obejmuję swojego przyjaciela łapkami, rozluźnił uścisk i się podniósł.
— Dzień dobry Panu — powiedział przyjaznym tonem, takim jakim to miał w zwyczaju, gdy nic mu nie zagrażało
— Dobry, dobry. — mruknął, tak jakby od niechcenia, po czym wyszczerzył się do Topika i pokiwał głową — No i jak było? Jak wróciłem, to spaliście jak kociaczki wtuleni w siebie. Cały czas obejmowałeś go i kwakałeś przez sen.
Położył uszy po sobie, czując jak te zaczynają go piec ze wstydu. Miał przebłyski o tym, jak tarzał się po ziemi, starając się wzbić do lotu po tym jak w swojej głowie ubzdurał sobie, że jest kaczką, a nie kotem. Tak samo jak i Cuchnącą Łapa.
— Przyjemne uczucie. — wyznał, czuł się taki wolny w tamtym momencie. Zero zmartwień, tylko szczęście — Nie wiedziałem, że dzięki kocimiętce znikają wszystkie zmartwienia.
— Kocimiętka to lek na wszystko, zapamiętaj to młody. Na kaszel, na dodanie pewności sobie i wiele więcej. Szkolisz się na medyka, tak? — przytaknął — Rzucili się na głęboką wodę. — Wzdrygnął się słysząc to określenie, nie przepadał za nim. — Masz szczęście, że trafiliście na mnie, bo inaczej byście zamarzli i nie pomógłbyś nikomu. Trzymaj. — podsunął mu zawiniątko z liścia, w którym to znajdowało się lekarstwo na czerwony kaszel. Słodki zapach ziół sprawił, że ślinka zaczęła mu cieknąc po pyszczku, co rozbawiło samotnika. — Pamiętaj żeby tego nie zjeść, nie dam wam więcej. Przynajmniej nie za darmo, tak jak teraz. Musisz się nauczyć, aby zbierać samemu zioła na zapas i je suszyć — upomniał go
W odpowiedzi kiwnął głową. Nie mógł pozwolić, aby taka sytuacja z brakiem medykamentów się kiedykolwiek powtórzyła. Owinął swym ogonkiem pakunek z liścia. Musiał mieć silną wolę, mimo że zapach go kusił, aby rozpakować liść. Musiał też trzymać kocimiętkę z dala od Śledzia, który przez sen zaczął węszyć.
— Bardzo dziękuję panu, Panie Ziółko. Niech Klan Gwiazdy Pana pobłogosławi!
Bury machnął łapa, po czym poprosił czekoladowego o obudzenie swojego towarzysza. W końcu przygotował dla nich poczęstunek, przed wyruszeniem w drogę. Na samą myśl, że będą musieli znowu się przedzierać przez zaspy spochmurniał.
— Śledziu, wstawaj — miauknął podchodząc do swojego przyjaciela, który dalej spał. Szturchnął go kilkukrotnie łapą, lecz nie przyniosło to żadnego skutku. — Jak nie wstaniesz, to nie dostaniesz rybki.
Czekoladowy zamrugał gwałtownie, po czym spojrzał na przyjaciela wpół przytomnym wzrokiem.
— Heeej. — Uśmiechnął się do niego głupkowato, opierając o jego ramię. — Słyszałem coś o rybce... Już są? Pora Nagich Drzew minęła? Huh? Gdzie jesteśmy. — Zaczął rozglądać się po otoczeniu.
— Nie pamiętasz? — przekrzywił łebek, no tak, on również po przebudzeniu w pierwszej chwili nie wiedział, gdzie się znajdują — Poszliśmy szukać lekarstwa na czerwony kaszel i wpadliśmy na Pana Ziółko. Poczęstował nas kocimiętką… a teraz chce nas poczęstować rybką. — uniósł nieco głos, gdy znów przypomniał sobie co wyrabiał — Wstawaj, bo zjem wszystkie ryby. Po jedzeniu musimy się zbierać, trzeba wracać do obozu, żebym mógł pomóc chorym.
— Och! — od razu się rozbudził i zawęszył. Rzeczywiście czuć było zapach posiłku. — Tak. Chętnie coś zjem. Dawno nie jadłem — wyznał przyjacielowi. — A ten Pan Ziółko chcę coś w zamian? Tak dziwnie, że dzieli się jedzeniem, gdy jest głód — zauważył.
— Nic nie mówił czy chcę coś w zamian… Po prostu jest z niego miły i dobry kot, nie to co z niektórych. To pewnie prezent. Tak samo jak te zioła, to też prezent. Więcej nam nie da, więc nie możemy ich zjeść, rozumiesz? Ale za to zjedzmy ryby. W końcu będziesz mógł zjeść je na spokojnie — uśmiechnął się — Najedz się na zapas.
Pokiwał głową i zabrał się za jedzenie. To było to czego potrzebował. Ze smakiem pochłonął swoją część, mrucząc i oblizując pysk.
— Ale pyszne — westchnął, będąc już pełnym. — To co? Idziemy?
— Tak. Lepiej żebyśmy już dłużej nie zwlekali.
Podziękował jeszcze raz buremu samotnikowi, będąc wdzięczny, że udało im się na niego trafić, a nie na jakiegoś wrogo nastawionego samotnika, który mógłby zakończyć ich żywot. A jak nie on, to pewnie warunki na zewnątrz, gdyby nie spędzili nocy w norze.
Ponownie przedzierali się przez śnieg. Tym razem podróż nie dłużyła się im, wręcz przeciwnie. Topik szczelnie owinął ogonem lekarstwo, nie mogąc ukryć radości, że im się udało. Wyleczą wszystkich chorych. I na pewno zostanie im jeszcze ziół, na później.
***
Po tym jak wrócił z Cuchnącą Łapa ponownie do obozu, od razu pobiegł do legowiska medyka.
— Znalazłem lekarstwo! Znalazłem lekarstwo! — krzyczał na całe gardło, nie mogąc powstrzymać uśmiechu
Strzyżykowy Promyk pochwaliła ucznia. Pomimo bycia przemarzniętym i zmęczonym, z ziołami skierował się do izolatki. Skoro mieli już lekarstwo, mogli przystąpić do leczenia chorych. Na całe szczęście pod jego nieobecność, nikt więcej nie zachorował. Prawdopodobnie właśnie dzięki szybkiej reakcji i odizolowaniu zarażonych od zdrowych. Dzięki tunelowi, i uszczelnieniu dziur, nie było mowy, aby zarazki się przedostały.
— Przyniosłem wam lekarstwo — oznajmił zbliżając się do Pylistej Burzy, na jej pysku i reszty pacjentów widać było zmęczenie tym ciągłym pokasływaniem
Na szczęście, gdy Topik był na misji ratunkowej, mogli liczyć na pozostałych medyków, którzy dobrze się nimi zajmowali, podczas jego nieobecności.
Ruda kocica pokazała uczniom jak połączyć kocimiętkę z miodem, tak aby szybciej doszli do siebie. Kocimiętka miała pomoc na czerwony kaszel, a miód złagodzić poranione gardło. Topik najchętniej by dał im dodatkowo krwiściąg mniejszy na wzmocnienie, jednak nie mieli go w składziku. Musieli więc obejść się bez jego właściwości, a młody medyk był pewny, że dzięki niemu pacjenci szybciej by wyzdrowieli. Tak też starał się z całych sił dopilnować, aby po zażyciu mieszaniny miodu i kocimiętki, aby stan chorych polepszał się. Biegał częściej do rzeki z mchem, aby dbać o nawodnienie pacjentów. Dbał też o ich futerko, jak i wymieniał mech, na którym ci leżeli. Dbał o porządek w legowisku starzyzny będąca chwilowo izolatką.
Tak wyglądały jego kolejne dni z życia medyka podczas których dwoił się i troił, nie chcąc dopuści do najgorszego scenariusza. A z tego co dostrzegł, dzięki połączeniu dwóch lekarstw, stan pacjentów odrobinę się poprawił. Wciąż kaszleli, jednak nie był to taki męczący kaszel, jak ten na początku ich choroby. Przynajmniej dwójka z nich, ale to pewnie ze względu na to, że byli młodsi niż Węgorzowy Pysk.
Topik położył mech ze świeżą wodą przed Trzcinową Sadzawka. Masywna łapa burego przyciągnęła uczniaka, zamykając go w uścisku. Myślała, że to jego koniec. Trzcina odwdzięczając się za to jak o niego dbał, o mały włos go nie udusił, gdy mocno go do siebie przytulił. Czując, że kaszel nawraca, wypuścił Topikową Łapę, a gdy znów mógł mówić, odezwał się cichym głosem, o nieco rozbawionym tonie.
— Mało kto zdecydowałby się udać na ziąb w poszukiwaniu w poszukiwaniu kocimiętki… W kogo ty się wdałeś Topiku, takie z ciebie poczciwe dziecko o złotym sercu. Aż trudno uwierzyć, że jesteś synem tego pomyleńca. Pewnie coś kręcił, obłąkany w końcu jest. A ty nawet do niego podobny jesteś. Ani trochę. — zmrużył oczy przypatrują się intensywnie uczniowi
— Proszę nie zapominać o Strzyżykowy Promyku i Rozbitej Łapie. Oni też o Pana dbali pod moją nieobecność. — Zignorował słowa kocura na temat jego pokrewieństwa z Gawronim Obłędem
— Może i tak, ale to ty mi poprawisz humor podczas tej paskudnej choroby — zakrył pysk łapą, aby nie zabrudzić sierści Topika — Pod twoją nieobecność ktoś zaczął rozpowiadać plotkę, że to kara od Klanu Gwiazd, ten czerwony kaszel. — odkasłał. Topik oddalił się na chwilę, by udać się po czysty mech, którym to starszy będzie mógł wytrzeć krwi. Kiwnął głową, aby starszy kontynuował na temat tej całej dziwnej plotki. — Zdrajcy, czyli pewnie o mnie chodzi — parsknął — i koty o brązowym kolorze futra tylko zachorowały. I to ponoć kara od Gwiezdnych, czekać ma nas śmierć. Czarno-białe koty są nieskażone złem i brudem, dlatego żaden z nich nie zachorował…
— T-to bzdura! Kto coś takiego wymyślił. Proszę nie słuchać tych okropnych plotek. Nikt nie umrze, w końcu przyniosłem lekarstwo! I może pan już mówić normalnie dzięki miodzie, który Rozbita Łapa odnalazł w składziku, schowanym na właśnie takie momenty jak ten. — mówiąc to pogłaskał kocura po barku, spoglądając smutnym spojrzeniem na resztę chorych kotów, których smętne miny wyrażały co myślą o tej plotce — Proszę, niech pan się napije — poczuł jak do oczu napływają mu łzy, gdy upomniał Trzcinową Sadzawkę, aby dbał o swoje nawodnienie
Jak ktoś śmiał wymyślić taką plotkę! To było nie do pojęcia. Rozumiał, że koty takie jak on, będące czekoladowe i kocury były uważane za gorsza, ale żeby coś takiego mówić na głos! Ktoś to zrobił celowo, chciał, aby te słowa zabolały koty przebywające w izolatce. W końcu poza medykami nikt więcej do nich nie zaglądał. Nawet żeby się dowiedzieć, czy bliski zdrowieje. Był przekonany, że to pewnie Makowe Pole rozpowiedziała tę plotkę. Ani razu nie zapytała się o to jak jej ojciec się czuję, jedynie pytała się czy jeszcze żyje. A jak otrzymała twierdząca odpowiedź, rozczarowana odchodziła nawet jeśli Topik nie skończył mówić.
Nim opuścił izolatkę, zajął się dokładnie pozostałą dwójką pacjentów. Uspokoił ich, mówiąc, że na pewno wyzdrowieją. Bo w końcu Klan Gwiazdy był po ich stronie. Gdyby plotka była prawdą, to dlaczego udałoby im się zdobyć lekarstwo? Obiecał zajrzeć do nich jeszcze wieczorem, przynosząc drugą dawkę lekarstwa.
Wrócił do legowiska medyka, w którym to dostrzegł stojącego Cuchnącą Łapę. Kocur rozmawiał o czymś ze Strzyżyk. I właśnie w tym momencie sobie coś kocurek uświadomił. Nie podziękował przyjacielowi, że syn Zajęczej Troski razem z nim poszedł szukać lekarstwa. Gdy tylko wrócili do obozu, Topik popędził od razu do legowiska medyka, zatracając się w pracy. Odczekał aż ruda kotka przestanie z uczniem rozmawiać, a gdy to uczyniła wybiegł za nim na mróz.
— Śledziu! — zawołał za nim, a gdy kocurek się odwrócił, Topik dopadł do boku przyjaciela, tuląc się do jego sierści. Oparł głowę na jego barku — Dziękuję ci! Gdyby nie ty, gdybyś ze mną nie poszedł to nie znaleźlibyśmy lekarstwa. Dzięki nam chorzy wyzdrowieją! Jesteśmy wielcy.
<Śledziu?>
[ 1715 słów + event: wymiana na lecznicze zioła z samotnikiem, opisywanie chorych]
[Przyznano 49%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz