- Tarzałeś się w śniegu, że przemarzłeś? - Zapytał uczeń, a odpowiedź jaką dostał to był śmiech kocura. Nie tego się spodziewał, jednak było to lepsze niż cisza. Usiadł obok niego, aby go ogrzać. Przecież nie może taki latać, bo zachoruje, a tego mu jeszcze brakowało.
- Nie miałem okazji Cię zapytać, jak Ci się powodzi jako medyk. - Odezwał się Powiew, wbijając wzrok w kocura. - Widzę, że idzie Ci cudnie, jednak chciałbym usłyszeć to z twoich ust.
- Jako medyk idzie mi dobrze. Przyswajanie wiedzy o ziołach i ich działaniach idzie mi lepiej niż polowanie, jednak… - Tu przerwał na chwilę, aby dobrać odpowiednie słowa. - Miałeś kiedyś uczucie, że cokolwiek co wybierzesz, to zawsze wszystko pójdzie w najgorszym możliwym kierunku? Ciągłe poczucie winy, że nie mówisz wszystkiego przez strach.
- Co masz na myśli Rumianku? Czy możesz rozwinąć temat, bo dajesz mi takie ogólnikowe zdania?
- Tylko nie mów mamie o tym. Gdy tylko wspomniałam jej o tym, to nie zareagowała na to pozytywnie. - Kocur kiwnął głową, potwierdzając, że ta konwersacja zostanie tylko między nimi. - Ciągle w mojej głowie coś mi mówi, że nie byłam warta poświęcenia mamy. Że gdybym zginęła wtedy zamiast Stokrotki lub Ruczaja, to oni by zrobili wszystko dziesięć razy lepiej. Nie zawiedliby mamy, co ja robię na każdym swoim kroku. Cokolwiek nie zrobię to i tak będzie źle. A najgorsze jest to, że czuję jakby to, że mam krem w swym futrze, zobowiązuje mnie do pewnych zachowań, wręcz przeciwnych od siebie. Nie czuję się dobrze we własnym futrze i gdybym tylko mógł. to wyrwałbym każdą kremową sierść z siebie, aby tylko pozbyć się tych oczekiwań. Czuję się jak zwykły dziwak.
Powiew wsłuchiwał się we wszystko, co mówił kocur z wielką uwagą.
- Oh słoneczko. Cokolwiek powiedziała Ci mama, to jestem pewny, że nie miała niczego złego na myśli. Kocha Cię i z pewnością chcę jak najlepiej dla Ciebie. Twe myśli nie przywrócą twojego rodzeństwa, a przyniosą Ci tylko więcej smutku. Nie cofniesz czasu i nie zmienisz biegu wydarzeń, więc jedynie co możesz zrobić to pogodzić z ich śmiercią i iść dalej. Im bardziej będziesz patrzyła w tył, tym więcej cudownych rzeczy w swym życiu przeoczysz. Nie warto. - Tu przerwał na chwilę. - Nie jesteś dziwna Rumianku. Po prostu potrzebujesz więcej czasu niż inni. Jesteś specjalna i to nie czyni Cię gorszą od innych kotów. Przemyśl jeszcze wszystko na spokojnie, a jeśli takie myśli będą dalej Cię dręczyć, to musisz powiedzieć o nich swojej mentorce. Ona z pewnością znajdzie jakiś sposób, aby Ci pomóc. Dobrze?
Uczeń wbił swój wzrok w starszego kocura, a na jego pysku pojawił się lekki uśmiech.
- Dobrze. - Odpowiedział krótko, po czym wtulił się w futro liliowego wojownika.
*****
Pora nagich drzew przyniosła coś, o czym nawet kocur nie śnił. Wszystko zaczęło się od choroby Bladego Zmierzchu i Falującej Tafli, która pojawiła się tak nagle. Jak dowiedział się później Rumianek, był to czerwony kaszel, który był jedną ze śmiertelnych i trudnych do wyleczenia chorób. Jedynym ziołem, które mogło pomóc uratować kotu życie, była kocimiętka, której nie było zbyt dużo. Gdyby tylko na dwóch pacjentach się skończyło, to szylkret nie zamartwiałby się tym tak bardzo, jednak los chciał inaczej. Zaraz po wykryciu tych dwóch przypadków, do legowiska medyka zawitali Końskie Kopytko i Wyrwana Dusza, posiadający podobne, jak nie takie same, objawy. Właśnie z tego powodu Wiśniowa Iskra zarządziła budowę izolatki, w której mieli przebywać chorzy, co miał osobiście dopilnować uczeń. Nie chciał obciążać dwóch medyczek tym zadaniem, a jako iż sam dopiero poznawał techniki leczenia, to postanowił się przydać do czegoś więcej i zdjąć kilka obowiązków z barków kotek. Izolatka musiała być stabilna, a jednocześnie możliwa do zniszczenia po tym, jak wyleczą czwórkę chorych, dlatego użycie do tego w większości patyków i trawy, która ukrywała się pod białym puchem na terenach Klanu Burzy, było idealnym pomysłem. Zebrał grupę wojowników, którzy mieli zająć się zebraniem potrzebnych materiałów i budową izolatki. Co chwila, jednak zaglądał na chorych, próbując sprawić, aby pobyt w legowisku medyka nie był dla nich aż tak zły.
*****
Mijały dni, a ilość chorych nie zmniejszała, jednak ilość kocimiętki już tak. Bez niej przecież wyleczenie czerwonego kaszlu było prawie niemożliwe. Dlatego w jakiś sposób musieli ją pozyskać, a jedynym takim sposobem okazało się pójście w nieznane tereny, licząc na szczęście. Jako ochotnik do tego zgłosił się Rumiankowa Łapa, jednak nie mógł pójść sam w teren, więc jako towarzyszy Różana Przełęcz wybrała mu Konwaliowy Powiew i Ostowy Pęd. Zawsze były to koty, które znały się na walce lepiej niż uczeń i w razie czego mogli zainterweniować. Do tego Powiew podobno znał jakieś tereny poza klanem, co było fascynujące. Dziwił się, że nie wiedział o tym wcześniej, a bardziej nie słuchał, kiedy Powiew opowiadał o swej przyszłości. Opowieści o terenach innych niż te klanowe, to mogły być bardzo ciekawe opowieści. Z pewnością spodobałyby mu się jako kociak, jednak teraz musiał skupić się na zadaniu.
Ruszyli, kiedy słońce wschodziło na niebo i zmierzyli w stronę granicy z Owocowym Lasem. Mieli przejść przez rzekę, która rozdzielała tereny Klanu Nocy od Klanu Burzy i tam szukać szczęścia. Był to pomysł Powiewa, więc nie miał zbytnio nic do gadania. Doszli do drogi grzmotu i poszli wzdłuż niej, aż nie dotarli do pierwszej przeszkody, czyli rzeki. Musieli ją w jakiś sposób przekroczyć, co nie było łatwym zadaniem.
- Przejdziemy przez drogę grzmotu na drugi brzeg, a później zmierzymy głębiej w tereny niczyje. - Powiedział liliowy kocur, wyjaśniając, że mają trzymać się jak najbliżej prawej krawędzi drogi i przebiec całą drogę aż do momentu, gdy nie znajdą się ponownie na ziemi. Jednak to nie uspokoiło nerwów Rumianka. Na drodze grzmotu szalały potwory, a jeden z nich odebrał życie jej siostrze. Najwyraźniej wojownik to zauważył, bo następne jego słowa zostały skierowane do ucznia. - Rumiankowa Łapo, nie martw się. To będzie tylko mały odcinek drogi i mogę Ci obiecać, że nic się nie stanie.
Rumianek tylko kiwnął głową, po czym ruszył za swoim ojcem. Konwaliowy Powiew ruszył jako pierwszy, a zaraz za nim ruszyli Ostowy Pęd i Rumiankowa Łapa. Trójka kocurów biegła krawędzią drogi grzmotu. Uczeń chciał z niej jak najszybciej zejść, bo smród był już nie do zniesienia. Nie musiał czekać długo, bo po chwili pod jego łapami znalazła się znowu ziemia. Udało się przekroczyć im najtrudniejszy kawałek ich podróży, więc teraz wszystko powinno pójść z górki. Nie czekając długo, ruszyli w dalszą drogę, a pomiędzy uczniem i jego ojcem rozkręciła się konwersacja. Przecież nie mogli iść całą drogę w ciszy, prawda? Po dłuższej chwili przyłączył się również kremowy wojownik, który siedział zdecydowanie za długo cicho podczas podróży. Tak zleciało im większość drogi. Zatrzymali się, dopiero gdy dostrzegli przed sobą czyjeś czarne futro. Samotnik, tego właśnie szukali. Szylkret zdecydował się być tym, który rozpocznie rozmowę. To przecież on miał zadbać o zioła. Podszedł do samotnika, a jego wzrok padł na młodszego kocura.
- Em.. Przepraszam? Posiadasz może kocimiętkę i chciałbyś się wymienić za nią? - Powiedział szylkretowy kocur, wpatrując się w czarnego kocura. Samotnik spojrzał na dwójkę wojowników, którzy stali za Rumiankiem, a po chwili wrócił wzrokiem na niego.
- Po pierwsze, kim ty i twoja pomocnicy, czy jak ta dwójka się zwie. A po drugie, nawet jakbym miał tego co poszukujesz, to czemu miałbym Ci je oddawać? Rozumiem, że kocica i dwa kocury chcą się wyszaleć, jednak jeśli chcecie o tej porze szukać tego zielska, to mogę was tylko odesłać do dwunożnych, którzy mają tego tyle ile wody w rzece.
- Chyba źle mnie zrozumiałeś. Zacznę może od początku. Ja jestem Rumiankowa Łapa, a to jest Konwaliowy Powiew i Ostowy Pęd. - Przedstawiając dwójkę kocurów, swym ogonem wskazał na nich. - Pochodzimy z Klanu Burzy i przychodzimy tylko w pokojowych zamiarach. Wcześniej wspomniane zioło jest nam potrzebne do wyleczenia kilku kotów w klanie i jeśli posiadasz je, to będziemy chętni wymienić się za nie z tobą, za cokolwiek co jest możliwe do spełnienia.
Tu czarny kocur zamilkł, zastanawiając się nad ofertą zaproponowaną mu przez Rumianka. Cisza wydawała się trwać wieczność, co niepokoiło medyka. Co, jeśli nieznajomy się nie zgodzi na ich propozycje? Jeszcze gorzej będzie, jeśli zaproponuje jakieś co trójka kocurów nie jest w stanie zrobić.
- No dobra. Powiedzmy, że przekonałaś mnie do tego szalonego pomysłu wymiany mojego cudownego ziela, jednak co mogę otrzymać w zamian za nie?
- Cokolwiek, co jest do spełnienia o tej porze. Dla przykładu nie załatwię Ci teraz ośmiu królików.
- O nie. A już myślałem, żeby spytać o złapanie sarny tylko przez waszą trójkę. - Powiedział ironicznie samotnik, po czym ponownie zamilkł. - Czyli moje opcje są ograniczone, jednak chyba mam coś za co mógłbym się wymienić.
- Co to jest?
- W zamian za kocimiętkę, chcę przysługę od Ciebie.
- Przysługę? - Zapytał zdziwiony szylkret. - Jak to miałoby wyglądać?
- Tak, przysługę. Gdy przyjdzie odpowiedni czas, to poproszę Cię o spełnienie tej przysługi w postaci czegoś tam, a ty nie możesz powiedzieć nie. Co ty na to Rumianku?
Uczeń musiał zastanowić nad odpowiedzią. Przysługa mogłaby być czymkolwiek co zażyczy sobie nieznajomy, jednak na szali leżało życie kotów z Klanu Burzy. Zauważył, że zmartwiony wzrok Powiewa jest wbity wprost w niego. On również nie był przekonany do tego, czy ta wymiana była jedną z lepszych. Jednak odmowa na nią byłaby przesądzeniem o losie chorych na czerwony kaszel. Potrzebował tych ziół nawet kosztem własnego zdrowia.
- Niech, więc będzie. - Odpowiedział po zastanowieniu Rumianek, na co ciemny kocur tylko się uśmiechnął lekko.
- W takim poczekacie tutaj. Zaraz wrócę. - Po tych słowach spojrzał ponownie na trójkę kotów i odszedł od nich. Chwilę później zniknął między drzewami, a Powiew podszedł do niego.
- Jesteś pewna, że dobrze robisz? Wiem, że zależy Ci na zdobyciu kocimiętki, jednak czy nie ryzykujesz już za dużo?
- Robię dobrze, a przynajmniej mam taką nadzieje. Nie mogę zaprzepaścić jedynej szansy na wyleczenie kotów, przez to, że boję się poświęcić czegoś, co należy do mnie.
- Dobrze, dobrze. Tylko się upewniałem.
Nie musieli długo czekać, bo nieznajomy szybko wrócił, trzymając w pysku zioło, o którym wcześniej rozmawiali. Czyli nie zostawił ich na pastwę losu, co cieszyło szylkreta. Samotnik położył przed nim zioła, po czym wbił w niego wzrok.
- Kocimiętka, tak jak obiecałem. - Rumianek schylił się, aby upewnić się, czy to, co przyniósł samotnik to na pewno kocimiętka. Kiedy tylko był przekonany, że to jest czego szuka, to chwycił to z ziemi. - Mam nadzieje, że to tylko potwierdza naszą wymianę. Do zobaczenia Rumianku.
Uczeń kiwnął tylko głową, po czym odszedł od samotnika i ruszył z Powiewem i Ostowym Pędem w drogę powrotną. Mieli teraz zioła, co oznaczało, iż muszą teraz szybko wrócić do obozu.
*****
Droga zleciała szybciej niż ten się tego spodziewał. Może to dlatego, że przyspieszyli, a może dlatego, że znali już cel, do którego zmierzają? Nie wiedział. Ważne było, że wrócili, a Rumianek przyniósł ze sobą zioła, które zdobył od samotnika. Teraz wyleczenie chorych będzie możliwe, a przynajmniej tak on myślał. Wchodząc do legowiska medyka, przywitał go wzrok Wiśniowej Iskry i Słonecznej Łapy. Odłożył zioła na odpowiednie miejsce i rozglądnął się na boki. Składzik ziół powoli zaczynał świecić pustkami, co nie było dobrym znakiem. Teraz uczeń powinien wrócić do pracy lub przynajmniej odpocząć po podróży, ale nie mógł. W jego głowie krążyła myśl, która nie dawała mu spokoju. Czy dobrze zrobił przyjmując propozycję nieznajomego?
Wyleczeni: Konwaliowy Powiew [NPC], Szepcząca Łapa, Tajemnicza Łapa i Srebrzysta Łapa
[1984 słowa]
[Wyleczenie Npc + event: opisywanie chorych, budowanie izolatki i wymiana na lecznicze zioła z samotnikami]
[Przyznano 65%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz