Od mianowania Świtającej Łapy na wojownika — co czyniło ją teraz Ostatnim Świtem — minął niecały księżyc. Od ostatniej wizyty Porannej Łapy w legowisku medyka — kilka wschodów słońca. Każdy dzień oznaczał więc tylko i wyłącznie trening, który coraz bardziej mijał się z celem. Była już gotowa na test, i to od dawna! Dlaczego więc ktoś — Wroni Trans, nie udając się do liderki z takową informacją, bądź matka, z jakiegoś powodu nie wyznaczając terminu walki — wciąż ją blokował?
Brakowało jej chwil spędzonych pośród ziół, nawet jeśli od ich zapachu i ględzenia Gęsiego wiecznie bolała ją głowa. Omijała jednak medyka i jego legowisko najszerszym łukiem, jaki tylko była w stanie wykonać na terytorium obozu klanu. Wiedziała, że to oznaka tchórzostwa, że powinna po prostu do niego podejść i przeprosić, i dać sobie spuścić wpierdol, na który zasłużyła. Coś ją jednak blokowało. Snuła się więc bez celu, starając się pomagać przy chorych czy znajdować choć najmarniejsze pożywienie dla współklanowiczów.
Miała dość tego pierdolonego czekania.
Możecie sobie więc wyobrazić, jak trudno jej było ukryć ekscytację, gdy w końcu nadeszła ta wyczekiwana chwila. Mentor zakończył jej trening walką i wiadomością, że już następnego dnia, tuż po wschodzie słońca, będzie na nią czekać najważniejszy pojedynek w jej życiu. Nie wiedziała, czy to normalne, że została poinformowana tak późno, ale nie zamierzała tego roztrząsać. Była gotowa.
Nie przeszkadzała jej ani wczesna pora, ani to, że poprzedniej nocy przez ekscytację prawie nie zmrużyła oka. Jej nauka zdecydowanie nie poszła w las i była pewna, że nawet w tym stanie była wystarczająco dobra, by pokonać każdego z pozostałych uczniów.
Dopiero gdy stanęła pośród nich, zrozumiała, że będzie musiała z nimi walczyć o coś ważniejszego niż aprobata mentora. Nie chciała nawet zadrasnąć Jutrzenki czy Brzasku, byli w końcu jej rodzeństwem. Wolałaby również nie walczyć z Nocką, z którą jej relacja rozwijała się coraz bardziej i bardziej. Piórko został już pokonany przez Świt i, nawet jeśli nie była z nim w żaden sposób blisko, nie chciała dokładać mu kolejnej ważnej walki w tak krótkim czasie. Pozostawała jeszcze Gwiazdnica, która musiała się wykazać, by po przeniesieniu się do ich klanu zostać znowu nazwana wojowniczką.
Jednak gdy Szakala Gwiazda nakazała Porannej Łapie wystąpić z tłumu, wiedziała, że jej przeciwnikiem nie będzie Gwiazdnica. Przez kilka uderzeń serca nabrała przekonania, że matka wskaże Rozwydrzoną Łapę, że wie o ich wspólnym spędzaniu czasu, wie o tym, co czasami podszeptywała kotce jej podświadomość i chce je teraz za to ukarać.
— Brzaskowa Łapo, wystąp — powiedziała jednak matka i zdawało się to być jeszcze gorsze niż największe obawy Poranek.
— Ale... — wyrwało się z jej pyszczka, zanim zdołała ugryźć się w język.
Nic z tego nie rozumiała. Oszołomiona wpatrywała się to w matkę, której wyraz pyszczka pozostawał nieprzenikniony, to w Brzask, który, wciąż kuśtykając, wystąpił z tłumu. Matka wiedziała o tym, że kontuzja jej syna sprzed kilku księżyców wciąż się nie wyleczyła. Wiedziała, że przez to i przez zmianę mentora, pozostawał w tyle z treningami. Dlaczego więc wystawiała go teraz na pastwę nierównej walki?
Stanęli naprzeciwko siebie — brat i siostra, przeciwnicy. Posłała mu uśmiech, nieco krzywy, przepraszający. Gdyby była lepszym kotem, być może zaprotestowałaby przeciwko tej niesprawiedliwości. Nie miała w sobie wystarczająco dużo pokładów altruizmu, by nie wykorzystać tej okazji do osiągnięcia swojego celu.
Pozwoliła Brzaskowi zaatakować jako pierwszy. Bez trudu uniknęła jego ciosu, nieco niezgrabnego, ale silnego i zdecydowanego. Brat nie zamierzał poddać się bez walki. Ona również nie mogła sobie pozwolić na ociąganie się — jeśli chciała zdobyć uznanie w oczach innych kotów, nie mogła tak po prostu zwyciężyć. Musiała zwyciężyć w jakiś efektowny, godny zapamiętania sposób.
Teraz ona przypuściła atak. Pierwsze uderzenie nie napotkało przeciwnika — nawet ze wciąż nie do końca zagojoną łapą, Brzask pozostawał niezwykle zwinnym kocurem — jednak drugie drasnęło mu bark, a trzecie trafiło w pysk (w ostatniej chwili schowała pazury, więc cios nieco oszołomił kota, ale nie wydłubał mu oka). Potem znowu to czarny kocur przystąpił do ataku, a ona albo unikała jego ciosów, albo je blokowała. Nie zadawała ich jednak sama, pozwalając na to, by w ferworze walki przesuwali się coraz bardziej i bardziej na bok, ku grubemu konarowi jednego z rosnących w okolicy drzew.
Uniknęła kolejnego ciosu, obserwując, jak brat przypadkowo opiera ciężar ciała na łapie, w której kiedyś naciągnął sobie ścięgno. Zachwiał się, a ona, przepraszając go w duchu, postanowiła wykorzystać ten moment.
Skok. Odbicie od chropowatej kory iglaka. Lądowanie. Razem ze sobą, w śnieg popchnęła Brzaskową Łapę. Podniosła się szybko, szybciej od niego, i docisnęła go do zimnej od białego puchu ziemi. Przez chwilę się ciskał pod jej łapami, próbując się uwolnić i walczyć dalej, ale zanim mu się to udało, głośne miauknięcie liderki przerwało walkę.
Wygrała.
Nie czuła jednak satysfakcji.
Odskoczyła od brata i nachyliła się ku niemu, pomagając mu wstać.
— Przepraszam — szepnęła. — Mam nadzieję, że nie poturbowałam cię zbyt mocno — dodała, wtulając na chwilę nos w sierść na jego boku.
— Wszystko w porządku. Gratulacje — odpowiedział Brzask, równie cicho, i również przytulił się do niej na krótką chwilę.
— Poranna Łapo — wezwała matka, a rodzeństwo odsunęło się od siebie. — Podejdź.
Chciała móc czuć taką ekscytację, jak poprzedniej nocy. Chciała móc podejść do matki w podskokach. Zamiast tego z całych sił musiała powstrzymywać się przed powłóczeniem łapami w śniegu.
Nie zasłużyła na to. Pomijając kilka małych draśnięć, nie odniosła żadnej rany. Walka trwała krótko i była nierówna. A mimo to matka wypowiedziała te obrzydliwe słowa, według których niby wygrała tę walkę uczciwie. Kłamstwa. Wszystko to oszustwa i kłamstwa, a ona, stojąc teraz przed matką, była największą oszustką.
— Ja, Szakala Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika — kontynuowała liderka, a jej córce z każdym słowem robiło się coraz bardziej niedobrze. Czuła obrzydzenie względem samej siebie. — Poranna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia?
— Przysięgam — odpowiedziała, bo nie miała innego wyboru.
Może gdyby oddałaby życie za klan, zmyłaby z siebie tę hańbę, którą teraz czuła?
— Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Poranna Łapo, od tej pory będziesz znany jako Poranny Zew. Klan ceni twoją ciekawość świata i ambicję, oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
Kontakt fizyczny z matką parzył. Nie potrafiła spojrzeć w oczy ani jej, ani żadnemu z tych kotów, które po chwili podeszły, by jej pogratulować.
Milczenie nigdy nie było tak proste jak tej nocy, podczas której strzegła bezpieczeństwa swojego klanu. Miała dużo spraw do przemyślenia w ciszy nocy, podczas której nic się nie wydarzyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz