*bardzo dawno temu*
Sapnął, zamierając. Nie wiedział jak zareagować, więc siedział tam, z kotką która jeszcze chwilę temu chciała go otruć. Czyli słowa Tygrys były prawdą... Wystarczyło otworzyć się na rodzinę i z nimi pogadać o tym co ciąży na sercu, a wszystko się ułoży. Był w szoku. Nadal.
— Wiesz... Nie wyzywam nikogo, z nikim nie rozmawiam, chyba że muszę. Jestem grzeczny. Morduje tylko króliki, chociaż po obowiązkach jakie na mnie narzuca Kamień, nie chcę mi się nic. Nawet nie mam czasu na myślenie.
Nienawidził tej samozwańczej liderki. Odebrała mu wolność. Odebrała wojownicze imię. Przyrównała do zwykłego uczniaka, który miał słuchać mądrzejszych od siebie! I przeładowała go taką ilością zadań, że padał na pysk. Czemu więc to robił? Czemu wykonywał jej polecenia? Ponieważ wierzył, wierzył, że Piaskowa Gwiazda wróci i się na niej odegra, a mu nie było jak na razie śpieszno do opuszczenia klanu.
— Faktycznie masz dużo zajęć — mruknęła. — Ale dzisiaj chyba nie robiłeś zbyt wiele. Masz sporo czasu. W cztery łapy szybciej idzie segregowanie ziół.
— Och, tak ci się tylko zdaje. Mam kopać tunele. Nie wiem kiedy z nich wyjdę, więc ciesz się moją pomocą póki możesz.
Na samą myśl o pracy fizycznej, skrzywienie wypływało na jego pysk. Nigdy nie przypuszczał, że ta wronia strawa zamieni go rolami. Teraz nie był panem, był niczym nierudy, który za panowania jego babci miał parać się ciężką pracą, marząc o odpoczynku.
— W zasadzie większość ziół jest już posegregowana. Dalej sobie poradzę. Dzięki za pomoc — miauknęła.
Słysząc jej słowa, zamarł. Jak to... Jak to już sobie poradzi?! O nie! On nie chciał jeszcze stąd wychodzić! Gdy to zrobi Kamienna Gwiazda od razu rozkaże mu wskakiwać do dziury i brać się za rozkopywanie obrzydliwej ziemi! Nie zniesie tego! Tutaj mógł przynajmniej odsapnąć!
— Nie! — od razu palnął. — Daj mi coś jeszcze. Jak wyjdę to mi każe kopać czy znowu polować, czy Klan Gwiazdy wie co. Daj mi coś — miauknął zestrachany, wręcz licząc na to, że kuzynka się nad nim ulituje i nie wygoni na zewnątrz.
— Więc możesz pomóc jeszcze z ziołami. I zobaczyć, czy czegoś brakuje w składziku. — Przewróciła lekko oczami. — Aż tak cię męczy Kamienna Gwiazda?
— Tak. Tak bardzo, że ledwo się ściemni, a ja już śpię. Nie mam nawet chwili dla rodziny, bo jestem zmęczony — wyjaśnił, kierując kroki do wspomnianego składziku.
Medyczka westchnęła, układając się w pozycji bochenka i łapami sortując grupki różnorodnych ziół, w miarę gdy widziała, jak zmierza w kierunku miejsca, gdzie magazynowała zioła.
— Nie sądziłam, że łączy się coś ze Szczypiorek. Mieliście dobrą relacje, ale nie pomyślałabym, że to coś więcej. Jak się wam żyje razem? — nagle zapytała.
Nie mogła znaleźć gorszego tematu do rozmów? Na samą myśl o kotce przypominał mu się na powrót ten cały szajs z jego byłym oraz to co później z tego wszystkiego wyszło. A wyszły kocięta.
— Do kitu. Jestem z nią tylko dlatego, bo... bo zachowywałem się względem niej, tak samo jak Rudzik względem mnie. Zraniłem ją, odtrącając. Może to poczucie winy, nie wiem. Nie kocham jej jednak. Jestem gejem, ale mamy rodzinę, bo wykorzystała mnie, gdy byłem w stanie agonalnym. Chciałem to zmienić. Spróbować z nią być parą, ale... ale nie czuje do niej pociągu — wyjaśnił, sprawdzając ilość ziół.
Medyczka skupiała uwagę jednocześnie na roślinach, jak także na słowach kuzyna.
— No cóż, przynajmniej próbowałeś. Nie każdy jest sobie przeznaczony — odparła. — Twoje dzieciaki są już uczniami.
— Wiem. Śpimy razem w jednym legowisku — przypomniał jej o tym fakcie, bo może nie zauważyła, że jego człon brzmiał od teraz Łapa. — Muszę przyznać, że... ojcostwo jest ciekawe. Zawsze gdy z nimi jestem, to czuje... się tak dobrze.
Szylkretka uśmiechnęła się pod nosem.
— Dzieci potrafią być pocieszne. Ja tego nie doświadczę, ale cieszę się, że mogę być dalszą ciocią. Wyrosną pewnie na dobrych wojowników, jeśli obiorą właściwą drogę. Dobrze, że mają wsparcie.
— Chciałbym z nimi więcej czasu spędzać, lecz nie mogę. Mają swoje treningi, a ja swoją pracę. Chociaż... — westchnął. — moja mentorka coś za bardzo odlatuje.
— Tygrysia Smuga? — spytała, przypominając sobie o kotce. — A jaka jest? Zdaje się być dość normalna. Może gdy Kamienna Gwiazda dojrzy, że wykonałeś dobrą robotę, to da ci więcej czasu na rozmowy z rodziną.
Ta. Już to widział. Czarna chciała widzieć jego cierpienie i ostatnie o czym na pewno marzyła to by mógł wpajać w głowę maluchów swoje dyskryminujące przekonania.
— Ona... za bardzo wnika w moje osobiste sprawy. Próbuje zmienić mój punkt widzenia i skłócić mnie z rodziną. Pokazuje mi, że się co do nich mylę i gada bzdury... Dużo rozmawiamy. Pewnie niedługo zacznie wypytywać mnie o moje dzieciństwo. — Przewrócił oczami. — Gada, że muszę się odrodzić na nowo i takie tam bzdety. Sama jednak nic o sobie nie mówi. Mam nadzieję, że nasza liderka tak uczyni, chociaż wątpię. Zrobiłem jej wielką krzywdę. Jest na mnie zła i się mści.
— Co jej zrobiłeś? — spytała, doskonale wiedząc, że kocur byłby w stanie skrzywdzić kotkę. — Co do Tygrysiej Smugi, może próbuje do ciebie dotrzeć. Chociaż nie lubię zmieniania kotów na siłę, bo to nic nie da. Nawet długa rozmowa będzie na nic jeśli ktoś przede wszystkim nie będzie chciał się zmienić. Chęć to podstawa. Często z nią ,,trenujesz"?
Westchnął. Nie sądził, że zacznie się zwierzać kuzynce, ale wolał to niż pracę. Tak kupował sobie czas, dzięki któremu jego łapy mogły zaznać chociaż odrobinę wytchnienia. O dziwo wypowiedzenie swoich grzechów na głos, przyniosło mu ukojenie.
— Wyzywałem, biłem, zbezcześciłem grób jej rodziców — wyliczał. — Tak... codziennie trenuje. Daje mi patyki. Pomagają mi poradzić sobie ze stresem. To akurat w niej lubię. Ale... ale czasem gada takie głupoty... — Pokręcił głową. — Ty byś jej przyklasnęła, bo normalnie wzór idealny, prawdziwego prawego kota.
Wiśniowa Iskra skrzywiła się na jego pierwsze słowa. Pewnie już dawała mu łatkę potwora. Ale nie żałował. Gdyby miał szansę cofnąć się w czasie, zrobiłby dokładnie to samo.
— Skąd wiesz? Nie słyszałam tego co ci mówiła. Tygrys daje wrażenie rozsądnej osoby, ale to nie znaczy że popierałabym każde jej słowo. Myślę, że narzucanie się też nie jest najlepszym sposobem by kogoś zmienić.
— Nie lubisz mojej babci, tak jak ona — wytknął jej to ze słyszalną urazą. No bo jak można było nie lubić Piaskowej Gwiazdy? Zwłaszcza, gdy było się rudym! Kimś z ich krwi! Medyczka powinna się wstydzić, a to mu każą czuć się winnym za podążaniem za jej słowem. — Twierdzi, że ona mnie wykorzystywała i mną manipulowała, a później by mnie porzuciła, gdybym nie był jej już potrzebny. Tak samo twierdzi Kamienna Gwiazda. Pewnie wszyscy. Ale wy nie znaliście jej tak jak ja. Dla was była potworem. Tak samo jak ja. Ale razem... gdy byliśmy sami. Ona... była dla mnie jak matka. Nigdy nie była na mnie zła, ani nie wątpiła we mnie. Nawet jak jej zdradziłem, że chciałem się zmienić dla Rudzika... kochała mnie. Dla mnie go nie skrzywdziła, chociaż zalazł jej za skórę. Wypuściła go, bo ją poprosiłem. — Poczuł jak po policzkach spływają mu łzy. — Kochałem ją — załkał. — A wy to zniszczyliście. Ja chciałem tylko... by była. Przytuliła. Nie zrozumiesz tego... A teraz... umarła. Na zawsze...
Kocica westchnęła i strzepnęła ogonem.
— Kochasz ją, ale nie dla każdego była dobra — odparła, zachowując spokój. — Nie mam zamiaru szanować kogoś, kto kazał mi grzebać we flakach zmarłego kota razem z moim mentorem czy kogoś kto cofnął mnie do rangi asystenta, bo nie popieram zdradziectwa. Jeśli miałabym ją kochać jak ty, to mogła mi pokazać, że jej zależy. Ale jak widać, nie — mruknęła jedynie, wysuwając pazury. Szybko jednak zamknęła oczy i odetchnęła, pozwalając dać upust złym emocjom.
— Trzeba było nie być medykiem, skoro brzydzisz się grzebania w trupach. To w końcu powinnaś potrafić i nie wybrzydzać — miauknął. — A czy ci zależało by cię zauważyła? Byłaś przeciwko jej słowom. Ale to bez znaczenia. Kamienna Gwiazda chcę bym się jej wyrzekł. Nie zrobię tego. Ona się mnie nie wyrzekła, gdy ją zdradziłem dla Rudzika. Ja też tego nie zrobię. Chcę być lepszym kotem, bo nie mam wyjścia. Mogę być dla wszystkich miły, ale nigdy jej nie porzucę. Nigdy. Moje życie bez niej jest pozbawione sensu... Czasem mam myśli....By to zakończyć. Ale... — Wziął oddech. — Gdyby nie one... moje dzieci... Nie jestem w stanie tego zrobić. Zostawić je na pastwę Kamień...
— Nie brzydzę się grzebania w trupach, brzydzę się bezczeszczenia zwłok — odparła Wiśnia, starając się brzmieć spokojnie. — Nie byłam przeciwko jej jako osoby, byłam przeciwko jej poglądów. To nie moja sprawa w tym by zacząć się domagać uwagi od strony liderki. — zaśmiała się histerycznie. — Wszyscy którzy byli dla mnie jak rodzina odeszli, a ojca nigdy nie widziano na oczy, więc wszystko jedno. Dla ciebie może Piaskowa Gwiazda była jak matka, ale nie dla każdego. Nie wykluczam tego, że mogła kochać. Wierzę, że była dla ciebie troskliwa, w końcu jesteś jej oczkiem w głowie. Ale to nie sprawia że jest dobrą osobą. Możesz ją kochać, nie idąc równocześnie jej śladami - jeśli tego nie zaakceptuje to znak, że nie kocha cię za to kim jesteś, a za to czy bronisz jej zadu. — mruknęła. — Kamienna Gwiazda pewnie nie jest zbyt wyrozumiała dla twoich dzieci, ale wątpię, by wyrządziła ich krzywdę. Cieszę się, że otaczasz ich opieką, ale opieka nie musi równać się z wpajaniem dyskryminacji, pamiętaj.
Przyjął jej słowa w milczeniu.
— Szczypior je wychowuje, nie ja. Ale masz rację. Nie była dobra. Ja też nie jestem. Zrobiłem wiele złego. Nie wiem czy żałuje. Czas pokaże.
— Nie winię cię. Widać, że nie jesteś złym kotem — powiedziała, na co uniósł na nią zaskoczony wzrok. Naprawdę tak myślała, czy chciała go tylko pocieszyć, być może spławić, aby już jej tu nie biadolił? — Czasami lepiej jednak zastanowić się nad tym, czy dany czyn jest dobry i czy nie będziesz tego żałować. Koty mają tendencję do popełniania głupich błędów — westchnęła, kręcąc głową. — Jeden błąd i twoje życie może się całkowicie zmienić.
— Nie wiem czym są błędy. Nie umiem rozróżnić granicy — przyznał. — Nie wiem co jest dobre, a co złe. Zawsze myślałem, że to co robię jest właściwe. Że tak działa świat i tak powinno być.
— Wiesz, nic dziwnego, skoro przez większość życia był ci wpajany jeden punkt widzenia. Świat ma wiele barw, nie istnieje tylko dobro i tylko zło. Przykładowo... Zabijanie kotów jest odgórnie złe, ale są przypadki, gdzie mordercy są niewinni. Na przykład, gdy zabili przez przypadek, z konieczności lub bez złych zamiarów.
— Prawda. Ma wiele barw, wiele oblicz — zgodził się z nią. — Chyba wszystko w składziku masz. Mogłabyś mi dać tylko zioła na wzmocnienie? Kamienna Gwiazda pozwoliła mi ostatnio je od ciebie wziąć, a coś czuje, że czeka mnie babranie się w ziemi, póki nie zajdzie słońce.
Medyczka zaśmiała się pod nosem. Akurat miała pod łapą takowe zioła, które segregowała w stosik, więc wzięła je do pyska i podniosła się, podchodząc do rudego i wręczając mu je.
— Masz, żebyś tam nie padł. Jeśli Kamienna Gwiazda zamierza cię tak męczyć każdego dnia, to jesteśmy tu na siebie skazani — miauknęła z nutą sarkazmu, ponieważ mimo wszystko ,,cieszyła się", że będzie mieć więcej czasu z Żarem, gdy jednym z jego obowiązków było pomaganie jej. Może zdoła poprawić ich relację, poznać te słabsze oblicze kocura. Może czasy panowania czarnej liderki go naprawią. Bo teraz przecież nie było Piasek, która mogłaby go niszczyć.
Wziął od niej zioła, od razu zjadając. Wiedział, że będzie potrzebował sił, aby sprostać kolejnym zadaniom, które narzuciła na niego ta tyranka. Pff! A to podobno Piaskowa Gwiazda nią była! W jego oczach to Kamień była złem. Złem, które zniszczyło jego wspaniały świat. Tą utopię, stworzoną przez jego babcie.
— Tak... Mam nadzieję, że już się mnie nie boisz... Przepraszam za to wszystko. Za moje zachowanie. Cierpiałem, a słowa same wychodziły mi z pyska. Czasem nie myślę co mówię — miauknął, kierując się do wyjścia.
Medyczka zdrętwiała, nie wierząc w to co słyszy. W końcu ją przeprosił, po tym wszystkim co zrobił. Musiała być skonsternowana. A może obeszła ją ulga, bo to znaczy, że kuzyn nie miał zamiaru zadźgać jej w śnie.
— Nie ma sprawy, Żar. Wybaczam ci. Rodzina musi się trzymać razem — powiedział tylko do kocura. — Powodzenia w robocie. Mam nadzieję, że wkrótce będziesz mógł trochę odpocząć. — dodała. Machnęła ogonem, zgarniając stosik ułożonych ziół.
Wyszedł. Wyszedł i od razu dojrzał wzrok Kamiennej Gwiazdy. Położył po sobie ucho i skierował kroki do dziury, którą miał cały czas poszerzać, aż nie odpadną mu łapy. Miał nadzieję, że czarna zdechnie szybko. Modlił się o to każdego dnia, gdy jego pazury spływały szkarłatem, spracowanych łap.
<Wiśnia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz