Słysząc, że kotka dostała mentora, z którego była zadowolona, uśmiechnął się. Cieszył się, że miał taką zdolną wnuczkę. Przychodziła do niego, dbała o jego wygodę i nie narzekała na swoje obowiązki, nie to co niektórzy. Zwiędły Hiacynt po dziś dzień kojarzył mu się źle. Takież to było roszczeniowe, te młode pokolenie, ale jego wnuczęta były wyjątkiem. Oni znali swoją wartość, a także szanowali staruszka jakim był. Przeżył w końcu tyle wojen, cierpienia i bólu, jak nikt inny! Miał na karku już tak wiele księżyców, że jak nic przeżył już co niektórych, w tym Tygrysią Gwiazdę, która przecież była od niego znacznie młodsza, a zmarła ze starości. A on? On się trzymał, a trzymał! Chociaż już nie był w stanie tak często jak dawniej poruszać łapami i wychodzić w teren. Nie nudził się jednak, ponieważ Lwia Łapa jak zawsze spełniała się w swojej roli i umilała mu czas.
— Cieszy mnie to. Powinnaś już dawno nim zostać. Kiedy jeszcze sprawdzałem twoje postępy, gdy miałem siły chodzić, radziłaś sobie lepiej niż ja w twoim wieku — wymruczał. — I to na pewno nie zasługa tej parszywej nierudej. — Skrzywił swój pysk na wspomnienie szynszylowej. — Dobrze, że zdechła. Przynajmniej o jednego pasożyta w klanie mniej.
— Nie każdy niestety tak uważa. — westchnęła — Według niektórych odeszła jako bohaterka. Bo w końcu uratowała mnie i resztę... A tak naprawdę dopiero w ostatniej chwili zareagowała, a gdyby nie to... Och, dziadku! Gdybyś widział jak ten wstrętny nierudy rzucił się na Piaska. Naprawdę myślałam, że go stracę! I gdyby nie ja i Iskierka to właśnie on mógłby stracić życie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przyjęliśmy do klanu dzieci tego przybłędy. O dziwo to ta niebieska kotka umie się zachowywać, wpatruję się we mnie jak w obrazek, a z tej małej szylkretki to jest dzikus. Będą z nią problemy. Już są, a w przyszłości będą jeszcze większe.
Okrył rudą swoim ogonem w pokrzepiającym geście. Skąd on to znał... Doskonale rozumiał emocje, które targały kotką. Sam także nie rozumiał tej całej otoczki, którą wykreowano dookoła Gepardziego Mrozu. To, że straciła życie pokazywało jakim była beztalenciem. Nawet nie umiała się obronić i wszystko musieli załatwiać młodsi od niej.
— Nie przejmuj się tym. Ważne, że ty znasz prawdę. Jak zawsze liderka próbuje zatuszować sprawę, że utrzymywano tyle księżyców niedojdę. Gdybym ja był liderem dawno bym ją wygnał. Cieszę się, że uratowałaś swojego brata. Dobrze zrobiłaś. Nie bój się krzywdzić swoich nieprzyjaciół, nawet jeśli doprowadziłoby to do ich śmierci. Oni nie zasługują na życie. To, że ta dwójka was zaatakowała to była ich wina, nie wasza. A co do tych kociąt... Lepiej trzymaj się od nich z daleka. Widać, że ta o której mówisz, wyrośnie na zdrajcę krwi. Najlepiej byłoby się jej pozbyć — rzucił swoją uwagę.
Nie żeby namawiał do zabójstwa... Ale słyszał, że kociak nie przepadał za nimi, więc po kiego grzyba to coś trzymać w klanie? Nawet jeśli nie przeżyłoby paru dni, bo nie umie polować, to powinni pozostawić ten wybór w jej łapach.
— Też tak uważam... — rzuciła cicho wzdychając niepocieszona, że pozbycie się przybłędy będzie trudne. — Jedyny plus taki, że wyzywa też na nierudych. Zapewnia krótką rozrywkę. Najśmieszniejsze jest w tym wszystkim to, że ona może wyzywać każdego, nikt jej nie zwraca uwagi, na to co pada z jej pyska, a uwierz mi dziadku z pyska kociaka nie powinny padać takie rzeczy. A jak ja powiedziałam w żłobku, że Stokrotka ma brzydką sierść to skończyło się jak skończyło... Tak bardzo pragnę zmiany władzy. To co się teraz dzieje, to jest jakaś kpina.
— Prawda — zgodził się z wnuczką, wielce oburzony, że Różana Przełęcz na to zezwalała. — Kpina. No, ale może niedługo ta łachudra nauczy się, aby nie zadzierać z lepszymi od siebie. — Napuszył się dumnie, ponieważ uważał, że zdrajcy rudości nie byli nic warci. Jedynie przeszkadzali i wadzili ich sprawie, dodając otuchy tym nierudym podnóżkom.
***
Lew została wojowniczką. Był na jej mianowaniu, słuchał jak każdy wnuk dostaje swoje nowe imię i nareszcie staje się wolny. Ta młodzież była przyszłością ich klanu. To w ich łapach będzie odtąd spoczywać obowiązek doprowadzenia rudych z powrotem do władzy. Liczył na to, że tak się stanie, ale wątpił, aby dożył tego momentu. Był już stary, a chociaż śmierć jeszcze go nie zabierała na drugą stronę, to czuł, że jego czas powoli dobiegał końca.
— Lewku — zwrócił się do prawdziwej panny, która stanęła tuż przed jego nosem. Ależ ona wydoroślała. Jeszcze nie tak dawno temu była taka maleńka, a teraz... Teraz lśniła niczym najjaśniejsza gwiazda. Nie ukrywał, że stała się jego ulubienicą po tym jak zawiódł się na Piasku, który wciąż nie przebudził w sobie swojej natury, którą skrywał przed światem.
— Nareszcie zostałaś wojowniczką, ale po twojej minie wnioskuje, że nie jesteś usatysfakcjonowana. Co się stało? — zapytał, chcąc w razie czego pójść do Różanej Przełęczy i ją wyjaśnić, jeżeli skrzywdziła w jakiś sposób jego najukochańszy skarb.
<Lew?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz