Zamrugała zaskoczona. Przecież te dwie jeszcze przed chwilą tutaj były! Tak się zagadały, normalnie jak za starych, dawnych czasów, że nie zauważyły, kiedy te dwie spryciule dały nogę. Dostrzegła pierwsze wyrazy zmartwienia, które wypłynęły na pysk Pszczółki. Nie dziwiła się. Szwędając się samotnie po obozie mogły natrafić na kocury, które bezczelnie by jeszcze je zaczepiały! Przecież po takim bliskim spotkaniu z płcią przeciwną, będą musiały je umyć! W jej głowie co rusz pojawiały się takie czarne scenariusze, które nie miały nic wspólnego z głodnym ptactwem, które mogło porwać młode hen daleko w przestworza.
— Mak! — partnerka posłała jej coraz bardziej zlęknione spojrzenie, sugerujące jej, aby coś zrobiła.
Ona w przeciwieństwie do karmicielki nie panikowała aż tak. Była raczej oburzona.
— Znajdę je. Nie powinny odejść daleko — zakomunikowała, podchodząc do Pszczółki i ocierając się o nią w uspokajającym geście.
— Pomogę. Mogły się rozbiec — zaproponowała Cedr, już wychodząc i rozglądając się za ich córkami.
— A jeśli coś im się stanie? Nie wybaczę sobie tego nigdy! Przecież tak bardzo chciałam stworzyć nam rodzinę — w oczach niebieskiej zalśniły łzy.
Makowe Pole polizała ją w policzek, co na moment uspokoiło szylkretkę. Na jej pysku pojawił się uśmiech, więc po raz kolejny ją pocałowała. Cóż nie było dzieci to trzeba było korzystać... Ale wracając, musiała wybrać się na poszukiwania.
— Zaraz wrócę — zapewniła ukochaną, po czym wyszła ze żłobka.
Od razu w pysk uderzył ją powiew wiatru niosący zapachy nocniaków. Z pogardą wymalowaną na pysku przeszła obok kocurów, zadzierając głowę tak, aby pokazać swój status. Wierzyła w to, że była w końcu od nich lepsza. Mogli ją podziwiać, ale nic ponad to.
Rozglądając się za maluchami, zaczęła zwracać uwagę na to jaki syf panował w obozie. To całe błoto przyklejało jej się do łap. Było tylko uprzykrzającym życie utrudnieniem. Sama myśl, że córki przedzierały się przez tą breję, tym bardziej wykrzywiła jej pysk. Musiała je znaleźć. I to prędko. Mogłaby skorzystać z wydeptanych w tym świństwie śladów, ale tyle osób przez ten teren przeszło, że na pewno się wszystko zatarło.
— Znalazłam je — usłyszała przy uchu i zwróciła wzrok na przyjaciółkę.
Cedrowa Rozwaga wskazała jej legowisko liderki. Makowe Pole zamrugała zaskoczona. Co one tam robiły? Przyśpieszyła kroku i zajrzała do wnętrza. Rzeczywiście. Dwa maluchy żarliwie o czymś opowiadały Mglistej Gwieździe.
— Przepraszam cię za nie Mglista Gwiazdo — zwróciła się do srebrnej, gdy tylko ta uniosła spojrzenie z kociąt na nowego gościa. — Co mówiłyśmy o uciekaniu? — Tu spojrzała protekcjonalnie na córki, oczekując natychmiastowych wyjaśnień.
— Ale mamooo! — zaczęła Biedronka. — To ważne! — zapewniała.
Co było takiego ważnego? Niezbyt rozumiała. Zmarszczyła czoło, oczekując czegoś więcej. W tym przyszła jej na pomoc sama liderka.
— Twierdzą, że Krzycząca Makrela zakłóca nocny spokój.
Aaa... A więc o to chodziło. No to musiała przeprosić swoje pociechy, że zaczęła w nie wątpić. Wcale nie zawracały głowy kotki głupotami. Ba! Robiły bardzo ważną rzecz, jaką było donosicielstwo na te przebrzydłe kreatury.
— Pszczółka co noc się przez niego budzi — prychnęła, podejmując się skargi. — Jak nie potrafi trzymać tej gęby zamkniętej to niech ktoś go zaknebluje! Kto to widział, aby drzeć pyska, gdy każdy chcę spać! A skoro przeszkadza to i moim dzieciom to żądam, aby coś z tym zrobiono! — Tu tupnęła władczo łapą, oczekując na wykonanie jej rozkazów.
Co z tego, że nie miała w klanie władzy i musiała oczekiwać na decyzję Mgły. Nie robiła nic złego. Taka po prostu była. Wspaniała.
— Porozmawiam z nim — dostały odpowiedź, która niezbyt ją satysfakcjonowała.
— Rozmowa nic nie da. To ma intelekt Nastroszonego Futra i Błotnistej Plamy. Żadne słowa do niego nie dotrą. Tu trzeba użyć siły. Trzeba przestać cackać się z takimi niewychowanymi kocurami, bo się jeszcze rozpanoszą po klanie! — brnęła w to dalej, licząc na coś więcej niż zwykłe słowne upomnienie.
Mglista Gwiazda zmarszczyła pysk, jakby wspomnienie o jej bracie nie było zbyt dobrym pomysłem. Powtórzyła, że coś z tym zrobi, ale nic ponad to. Dlatego też musiała zabrać dzieci z powrotem do żłobka, kiedy to audiencja u jaśnie pani dobiegła końca.
Makowe Pole prychnęła, machając na boki ogonem niezbyt usatysfakcjonowana.
— W jakich my czasach żyjemy! Rozmowa? Z kocurem? Phi! — Kręciła łbem. Spojrzała zaraz na swoje dwie pociechy, stojąc na środku obozu. — A wy młode damy informujcie nas o takich rzeczach! Mama Pszczółka się martwi. Nie znikajcie tak bez zapowiedzi. Ruchy do żłobka. Raz, dwa.
<Rusałko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz