Rozglądała się po legowisku medyka, chcąc się upewnić czy, aby na pewno nikt z rodziny Rumiankowej Łapy nie został w środku. Nie chciała z nimi niepotrzebnej konfrontacji. Upewniwszy się, że poza nią, pacjentem i medyczką, która prawdopodobnie udała się do składzika w tej chwili, weszła do środka. Swoje kroki skierowała w stronę szylkretowego kota, który leżał na jednych z leżanek.
— Jak się czujesz Rumianku? — Zaczęła ruda kotka, podchodząc do szylkretowego ucznia. — Słyszałam o tym, co się stało i wiem, że musiało…
— Wiem Lwia Łapo. — Przerwał kotce Rumiankowa Łapa, przenosząc swój wzrok na nią. — Wszyscy dobrze wiedzą, co się stało i dlatego rezygnuje ze szkolenia na wojownika i zostaje medykiem. Tak jak mówiłaś, ta rola nie była mi pisana i dowiedziałam się o tym w najgorszy sposób.
Milczała spoglądając na Rumiankową Łapę, po czym ponownie zerknęła w stronę wejścia, mając nadzieję, że nikt nie będzie jej widzieć, w szczególności nikt z jej rodziny, ani z rodziny szylkretki. A dokładnie tego co zamierza zrobić. Ostrożnie zajęła miejsce tuż obok Rumianku, przylegając do jego boku, mając nadzieję, że uda jej się nie sprawić dyskomfortu rannemu. Otuliła swoim ogonem ucznia, teraz już ucznia medyka, w geście dodania otuchy. Bo w tej chwili to było coś co liliowy potrzebował, a ona jak przystało na dobrą koleżankę postanowiła uczynić.
— Różana Przełęcz żyje Rumianku. Ma w końcu jeszcze osiem żyć, prawda? Nie musisz się więc o nią martwić. Gwiezdni czuwają nad nią. I nad tobą. Nawet jeśli w tak pokrętny sposób, który pozostawia wiele do życzenia, decydują o losach kotów. — uśmiechnęła się słabo, mając nadzieję, że choć trochę uda jej się pocieszyć przyjaciela. Wysiliła się, aby brzmieć miło, nawet jeśli na samo wspomnienie Róży czuła gulę w gardle — Nawet nie wiesz jak cię cieszę, że nic poważniejszego ci się nie przytrafiło. Wystraszyłam się i przybiegłam tu najszybciej jak mogłam. — Dotknęła czubkiem swego różowiutkiego nosa nosu Rumiankowej Łapy, gdy ten uniósł na nią ponownie wzrok — Może i nie chciałeś od początku szkolić się na medyka, ale wierzę, że będziesz najlepszym spośród wszystkich medyków, którzy kiedyś żyli w Klanie Burzy. Co ty na to bym została twoją pierwszą pacjentką, jak już zdobędziesz wiedzę pozwalającą ci na samodzielne leczenie chorych?
Kocur uśmiechnął się słysząc, że kocica próbowała go pocieszyć, nawet jeśli to nie pomagało. Nic nie zwróci Różanej Przełęczy jej życia, a tym bardziej nie wymaże tego co widział. Gdyby nie on, gdyby nie to, że chciał pokazać iż coś potrafi, to z pewnością do tego czegoś by nie doszło.
— Masz racje Lwia Łapo, jednak sama myśl, że jestem odpowiedzialny za czyjąś śmierć, nie jest zbyt dobrą myślą. — Powiedział Rumianek, wtulając się w futro rudej kocicy. Pewnie mama skarciłaby go za takie zachowanie, jednak potrzebował kogoś przy swym boku. — Nie przesadzaj, nie mogę być najlepszy. Z pewnością kiedyś żył lepszy medyk, którego gwiezdny klan zesłał na tą drogę nim został uczniem. Nawet nie powinienem się porównywać z takimi kotami. Jeszcze długa droga przede mną, która do najlepszych nie będzie należeć, więc trochę zleci zanim sam będę mógł leczyć. I nie życzyłbym Ci źle, żebyś się znalazła w legowisku medyka.
— Dla mnie to właśnie ty będziesz najlepszy. — zamruczała przy uchu Rumianka, ignorując jego słowa, na temat tego, że przed nim byli lepsi. Ona znała 3 koty przed szylkretką, z czego jeden mógł tak naprawdę pochwalić się wiedzą medyczną. Kimś tym była Wiśniowa Iskra. Przynajmniej teraz zyskała ucznia, z którego mogła być dumna. — Nie chcesz żebym cię odwiedzała? — prychnęła unosząc pysk ku górze — Kiedyś na pewno i tak będziesz musiał się mną zająć jak zachoruję. Mogę się skaleczyć, bądź przeziębić... — O poważniejszym zranieniu nie było w końcu mowy — A wtedy oddam się tylko w twoje łapy. Bo wiem, że to właśnie ty zatroszczysz się o mnie najlepiej ze wszystkich medyków. W końcu jesteś moim przyjacielem i nie pozwolisz, abym cierpiała.
Przez chwilę jeszcze tak leżała obok syna Różanej Przełęczy, do czasu, gdy kuzynka jej dziadka nie wróciła ze składzika z potrzebnymi ziołami dla pacjenta. Całe szczęście, że ten czarno-biały pełzający robak w tej chwili znajdował się gdzieś na zewnątrz. Mógł już nie wracać, mieli zastępstwo na jej miejsce. W porę zeskoczyła z legowiska, tam też wyglądało, jakby po prostu przed chwilą przyszła. Uśmiechnęła się do krewniaczki, która nie do końca wyglądała na zadowoloną z jej obecności. Nie przegoniła jej jednak, pozwoliła jeszcze chwilę posiedzieć, aby umilić czas kocurowi. Musiał spędzić jakiś czas jako pacjent, nim sam przystąpi do leczenia innych.
***
Weszła do legowiska medyków. Strzepnęła płatki śniegu, które osiadły na jej sierści, mocząc ją i sprawiając, że lekko się pofalowała. Zignorowała to, że był spory ruch w szpitaliku i nawet to, że ktoś zwrócił jej uwagę, aby poczekała na swoją kolej. Ona nie mogła czekać. Dostrzegając jak syn Konwaliowego Powiewu odchodzi od kota, którym się zajmował, żwawy krokiem ruszyła ku niemu. Musiała zdążyć zadać mu jakże ważne pytania, przed tym jak wróci do tych swoich nudnych zadań.
— Możemy porozmawiać, Rumianku? — podjęła stojąc za uczniem. Rumiankowa Łapa zaskoczony wpatrywał się w wojowniczkę, gdy ta zrobiła krok naprzód w jego stronę i się nachyliła, tak by tylko on miał tę przyjemność, aby usłyszeć jej głos. — Chodzi o koty chore na czerwony kaszel. Trójka z nich należy do mojej rodziny. Martwię się o nich, w szczególności o tych będącymi starszymi. W ich wieku najmniejsze przeziębienie może skończyć się śmiercią. — mimo, że ten jak nic zdawał sobie z tego sprawę, wolała o tym wspomnieć — A każdego dnia im się pogarsza. Nawet w nocy słychać ich kaszel z izolatki przez co nie mogę spać spokojnie, bo się o nich najzwyczajniej w świecie martwię. — miauknęła cofając się, by nie osaczać tak szylkreta. Mimo pozornego spokoju, mina i ton zdradzała jednak, że Lew jest zła na sytuację, która ma miejsce w klanie. To co medycy wyrabiali to była jakaś kpina! Mogłaby zrozumieć Słoneczną Łapę, ale Wiśniowa Iskra i jej przyjaciel Rumianek? Oni na pewno na takie zaniedbanie nie mogli pozwolić. — Co się dzieje? Podaliście im przecież leki, prawda? Więc dlaczego wciąż są chorzy…
<Rumianku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz