Zaczął padać deszcz. Zbawienny, zimny i tak wyczekiwany. Szept leżała z dala od matki i rodzeństwa. Jej mokre futerko było zimne, tak strasznie zimne... mała aż dygotała z zimna. Jej bracia schowali się pod szylkretową osłoną, podczas gdy ona leżała sama, przemoknięta do suchego kłaczka.
— Szept, podejdź tu do mnie! — zawołała jej matka, Dziki dał jej taki sygnał łapami, że niech tylko się zbliży, a gorzko tego pożałuje, Słonecznik natomiast skulił się, widząc to. Na szczęście trudną sytuację rozwiązała jej kochana babcia.
— Spokojnie Sikorko, ja ją osłonię.
Przywołała Szept do siebie, a ta wtuliła się w nią, mocząc jasno szylkretowe futerko na brzuchu kotki. Szept spojrzała na rudego brata ze wściekłością w oczach. Nagle w obozie rozległy się głosy, jeden z nich, najbardziej donośny, należący do Mokrej Gwiazdy wykrzyknął.:
— Klanie Burzy, wracamy na nasze stare tereny!
Szept nie dziwiła się jego decyzji, skoro pożar został już definitywnie ugaszony, to można było wracać do dawnego domu. Poza tym młoda słyszała o stworzeniach zwanych lisami, którym podobno nie podobała się ich obecność na należących do nich terenach. Podobno nawet wysłały jakąś kotkę, by ta przekazała to Klanowi Burzy. Jedyny problem, jaki tutaj był to to, że deszcz padał, a rzeka mogła być bardziej rwąca niż wcześniej, a już wtedy, gdy uciekali pędem z pożaru, Szept nie była zbyt sucha po dotarciu na brzeg. A co będzie teraz? No cóż, niedługo się pewnie o tym przekona.
***
Zza drzew, krzewów i innych osłoniętych miejsc — patrzyły lisy, warcząc na koty z klanu Burzy. Szept ciekawiły one, ale i przerażały, więc nie było mowy o podchodzeniu do nich. Przypominały jej Dzikiego, tak samo niemiłe i warczące jak diabli z mrocznej puszczy rodem. Wyganiały cały Klan Burzy, a koty, spłoszone, tylko przyspieszały kroku.
Ona również, idąc tuż za matką, która szła za liderem prowadzącym ich do rzeki. Szli do swego dawnego domu, do wrzosowisk niegdyś pełnych królików, i do obozu. Nawet jeśli nic z niego nie zostało, Szept chciała tam jeszcze choć raz wrócić.
Stanęli przed rzeką, która, będąc napełnianą przez ulewny deszcz, zaczęła się wylewać. Poza tym — rwała brzegi. Było niebezpiecznie, zimno i stresująco.
Natomiast po piętach Klanu Burzy deptały lisy. Pierwsi wojownicy, biorąc kocięta w pyski, ruszyli przed siebie. Starali się znaleźć najpłytszą część rzeki, ale nie było to takie proste. Szept już zaledwie po paru uderzeniach serca, została zamoczona w wodzie. Niosła ją Sójka i młoda wiedziała, że ta bynajmniej, choćby nie wiem co, nie wypuści jej z pyska, dlatego mała czuła się nieco bezpieczniej. Pomimo to, że niejeden raz w trakcie przeprawy, do jej uszu, oczu, pyszczka i nosa dostała się woda, to Szept bynajmniej nie jęczała, gdy znalazła się na drugim brzegu. Jej babcia wiele razy prawie potknęła się o kamienie w rzece, jednakże odniosła ją na brzeg i Szept była bardzo z tego zadowolona, chociaż... nagle zapragnęła się nauczyć pływać... Nie wiedziała czemu ani skąd to się wzięło, ale i tak, chciała kiedyś tego spróbować. Wydało jej się to ważną i przydatną umiejętnością, a woda jej zdaniem nie była aż taka zła, jak inne koty z jej klanu sądziły.
Ruszyli kolejni wojownicy. A za nimi następni. Mentorowie wspierali swoich uczniów przy przechodzeniu. Szept obejrzała się za siebie. Młoda dostrzegła, że rzeka niebezpiecznie mocno rzucała liderem ich klanu na boki. Kocur pazurami próbował uczepić się dna. Ale na daremno. Był już prawie przy brzegu, gdy rzeka z większą siłą uderzyła w niego.
— Mokra Gwiazdo!! — Usłyszała głos jakiejś niebieskiej wojowniczki, nim woda zalała Mokrą Gwiazdę, odcinając od reszty powietrza, a tym samym od tlenu.
Płyn nalewał mu się do gardła litrami, na oczach młodej kotki. Mała chciała krzyknąć, coś zrobić, ale nie mogła. Ktoś chwycił ją w pysk i zabrał ze sobą. Nikt by chyba przecież nie chciał, by tak mały kociak zgubił się trakcie tak potwornej ulewy.
***
W trakcie drogi Szept zatrzymała się, spojrzała na tereny, na których dawniej żyła. Całe były spalone a teraz i mokre. Pioruny grzmiały gdzieś dalej, Szept spojrzała na nie, podobał jej się ten widok. Nawet to, że krople oraz rzeka zmoczyły jej futerko nie przeszkadzało jej, wręcz przeciwnie — dla niej to było dziwnie przyjemne. Krople dudniły o ziemię, było pięknie a zarazem... tajemniczo, tajemniczo, ale Szept to bardzo odpowiadało.
Dotarli w końcu do ruin, jakie pozostały po obozie. Wojownicy przystąpili do sprzątania wejść do legowisk. Niektóre się zawaliły, inne wytrwały. Dostrzegła, że Mokra Gwiazda dotarł do obozu wraz z nimi, czyli jednak żył! Nie utopił się we rwącej rzece! Ale nie, zaraz zaraz... Liderzy mają wiele żyć, uświadomiła sobie. Pewnie jedno stracił! Zastanawiała się jak to było, tracić je, budzić się w Klanie Gwiazdy, a potem trafiać z powrotem na ziemię.
— Niech karmicielki udadzą się do niezawalonych legowisk — miauknął głośno. — Uczniowie również.
Ruszył ku wojownikom, którzy grzebali w spalonych częściach obozu.
— Pomogę wam — zaproponował. — Chciałbym, żeby Orlikowy Szept wraz z Miodową Chmurą i Narcyzowym Pyłem poszli na polowanie. Może uda się coś złapać.
Wspomnieni spojrzeli po sobie. Znała już trochę ze swoich obserwacji kocura, jakim był Orlikowy Szept, oraz Narcyzowy Pył, Miodowej Chmury jednak nie znała. Czyli teraz wie, jak nazywa się jeszcze jeden członek jej klanu, tym lepiej dla niej. I tym razem na szczęście nikt (poza Mokrą Gwiazdą oczywiście) nie zginął. To dobrze, i oby tak spokojny stan jak teraz został tu jeszcze przez wiele księżyców... Młodej czas do wieczora upłynął szybko. Znów zasnęła, wtulona w Pląsającą Sójkę. Otulona jej puchatym ogonem. Wpatrzona w świetliki, światło ich oraz gwiazd i księżyca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz