Tego dnia jej matka była bardzo zdenerwowana, odmawiała jakichkolwiek bliższych interakcji z dziećmi. Cały czas leżała, chowając głowę w łapach. Może nadal była wstrząśnięta pożarem? A może po prostu nie miała ochoty dzisiaj? Chociaż... to było dziwne... nie, to na pewno nie to, że po prostu jej się humor zmienił, bo żeby tak szybko i to sam z siebie? Słonecznik natomiast był wściekły na tą całą sytuację, bo ojca nie było i on też nic nie mógł mu opowiedzieć. W pewnym momencie zaczął powtarzać w kółko:
— Mamfo! Histofyjka! Histofyjka!
Niewinne nawoływania Słonecznika sprawiły, że ich matka musiała się w końcu odezwać. Podniosła głowę spomiędzy swych łap. Spojrzała na swe kocięta, i dopiero wtedy te dostrzegły błyszczące, słone łzy skapujące z jej oczu.
— Mój brat nie żyje, nie teraz, kochanie…
Od tego momentu wszystkie kocięta (poza Dzikim, którego nic nie ruszało) były przygnębione i nie prosiły o nic więcej. Szept było bardzo smutno... w końcu nie zdążyła poznać wujka... Widziała go tylko parę razy... Cały dzień o tym rozmyślała. Orzechowe Futro przyszedł dopiero pod wieczór i jak szybko się pojawił, tak samo szybko zniknął. Gdy wszyscy wokół już zasnęli, Szept uroniła łzę, a raczej łzy. Potem poszła spać. Śniło jej się nic, pustka, tajemnicza, czarna pustka, czarna jak cienie, jak noc; była to najczarniejsza czerń, jaką Szept kiedykolwiek widziała, czarniejsza od jej źrenic i od czegokolwiek co znała. Nagle wśród tej bezkresnej czerni pojawił się blask, jasny blask, który odganiał wszystkie cienie. Szept nagle obudziła się, był ranek, a tym samym zaczął się kolejny dzień przygnębienia. Zwinęła się w ciaśniejszą kulkę. Nie miała na nic ochoty, ani na zabawę, ani na opowieści, ani na nic innego, a jedynym jej zajęciem stało się obserwowanie pozostałych kotów. Patrzenie na to co robią i zastanawianie się nad tego sensem, oraz, oczywiście, nad sensem istnienia...
***
Spała, spała jak zabita, pogrążona w kolejnym śnie. Śnie z tą samą czernią i blaskiem odganiającym cienie. Z każdym snem ten blask był coraz większy i coraz bardziej je odganiał. Ale czerń także była coraz bardziej czarna i tajemnicza. Tym razem jednak cienie zniknęły i zamiast nich pojawił się ogień, trawił wrzosowiska wokół niej. Niebieska biegła, biegła ile sił w łapach. Skoczyła na skarpę, ale dość szybko jej pazury zaczęły się z niej zsuwać. Spojrzała pod siebie na szalejący pożar, dostrzegła w nim... pysk, pysk Dzikiego. Kocur był cały zbudowany z płomieni. Syczał na nią i prychał. Szept spojrzała na niego, nagle dostrzegła, że sama stała się wodą. Jej brat umilkł. Ona spadła na niego i go zgasiła. Obudziła się z szybko bijącym sercem. Spojrzała w niebo. Była noc, minęło już trochę czasu, od kąt przybyli na te tereny. Podobno kiedyś był to dawny obóz Klanu Lisa. Szept słyszała, że stało się z tym klanem coś okropnego. Niestety, nie wiedziała co takiego. Spojrzała w gwiazdy, wszystkie migotały i błyszczały. Obróciła głowę i dostrzegła, że nie tylko ona nie śpi. Pląsająca siedziała niedaleko niej, spojrzała na nią, po czym uśmiechnęła się miło i zagadała cicho:
— Cześć, Szept! Czemu się obudziłaś, co? Miałaś zły sen? A może nie możesz spać? Chodź do mnie, ty słodziaku.
Szept z chęcią wykonała prośbę babci, po czym wtuliła się w jej futerko. Było tak mięciutkie, i pachniało tak milutko. Spojrzała w oczy swojej babci. A ta spojrzała na nią, było tak pięknie, cicho, cicho tak, jak ona była cicha zawsze, nie zależnie od sytuacji i od tego gdzie jest.
— Może opowiedzieć ci o gwiazdach? — spytała ją babcia. Szept od razu energicznie kiwnęła głową, dając tym samym znak, że bardzo chce. Sójka zaczęła opowiadać o Klanie Gwiazdy, o tym, że każda gwiazda to jeden kot. Opowiadała jej historię tych gwiazd, które znała. Szept słuchała uważnie, patrząc na wskazywane przez Pląsającą punkty na niebie. Nie chciało jej się spać ani trochę, wolała słuchać, słuchać opowieści swojej babci. Ponownie spojrzała w gwiazdy, były takie... piękne. Błyszczały na tym niebie, księżyc w pełni był tuż nad nimi. Był środek nocy, wiatr muskał jej futerko, a pasikoniki cykały, świetliki latały. Jej myśli krążyły wokół gwiazd. Zaczęła usypiać, gdy księżyc chylił się już ku zachodowi, a piękne barwy pojawiały się na niebie. Chmury zabarwiały się na pomarańczowo-różowo. Wśród tej pięknej scenerii, Pląsająca Sójka wraz ze swą wnuczką usnęły, wtulone w siebie nawzajem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz