- Zroszona Łapo, czy…
- Jeśli chodzi ci o trening, to dzisiaj zajmuje się mną Łososiowy Pysk.
Za każdym razem odchodziła z wysoko uniesionym ogonem i delikatnie najeżonym futerkiem. Wciąż mocno się gniewała i nie przeczuwała aby miało to ulec zmianie w najbliższym czasie.
*^*^*
Złotooka leżała przy Lilowej Łodydze. Albinoska źle się czuła przez ostatnie dni, więc wylądowała w legowisku Lawendowego Płatka. Medyczka początkowo nie pozwalała wchodzić uczennicy do rodzicielki ale koniec końców zgodziła się, prosząc aby były to krótkie wizyty. A dzisiaj miała coś bardzo ważnego do przekazania matce.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? – matka posłała jej zaciekawione spojrzenie.
- Mamo, ja… - rozejrzała się, upewniając czy Lawendowy Płatek była wystarczająco daleko aby nie ich nie podsłuchać – Chcę iść dzisiaj odszukać Małą Łapę.
Lilowa Łodyga wstrzymała oddech wbijając w córkę przerażone spojrzenie.
Kocica kiepsko zniosła zniknięcie swojego syna. Fakt, faktem szybko wróciła do dawnej siebie ale tylko jej partner i dziecko wiedzieli jak bardzo się to na niej odbiło. Przez wiele nocy siedziała przy przejściu w murku okalającym obóz i wyczekiwała na powrót syna. Potrafiła wpatrywać się w rozbrykane kocięta Wierzbowego Nosa, zapewne wspominając czas, kiedy to ona miała całą trójkę przy sobie. Kilka razy rozmawiała z nią nawet Milcząca Gwiazda. Zroszona Łapa przypuszczała, że jedynym kotem, poza rodziną, który był świadomy kiepskiej kondycji psychicznej Liliowej Łodygi, była właśnie ich liderka. Właśnie dlatego, szylkretowa przez wiele nocy myślała czy porozmawiać o tym z matką.
- Chcę z nim porozmawiać, dowiedzieć się dlaczego uciekł i może nawet sprowadzić z powrotem – kocica przyglądała się kompletnie nie reagując – Mamo, proszę. Też za nim tęsknisz i na pewno chcesz go zobaczyć, prawda?
Nic. Lilowa Łodyga nie reagowała na jej słowa. Zroszona Łapa zaniepokojona wstała.
- Mamo – westchnęła.
Wyszła rzucając krótkie pożegnanie.
Wyłoniła się z legowiska medyka, prawie po klatkę piersiową zanurzona w białym, zimnym puchu. Pora Nagich Drzew, pierwsza w życiu, upłynęła dosyć spokojnie. Zwierzyna, drobna ale jednak była a mrozy nie dawały aż tak mocno w kość. Gdyby nie problemy natury emocjonalnej to Zroszona Łapa uznałaby, że ta pora nie była aż taka zła.
Przedzierając się przez śnieg pozdrowiła Motyle Skrzydło, który prawdopodobnie zmierzał na polowanie.
Kotka zmierzała do żłobka, bo wczoraj Milcząca Gwiazda prosiła ją aby zajrzała do niej po odwiedzinach u matki. U karmicielek zawsze było ciepło i unosiła się mleczna woń przypominające Zroszonej jej własne dzieciństwo.
- Witaj Milcząca Gwiazdo – pochyliła z szacunkiem głowę – Prosiłaś mnie abym przyszła.
- Witaj Zroszona Łapo. Jak czuje się Lilowa Łodyga?
- Wydaje mi się, że wyglądała już lepiej – miała tylko nadzieję, że nie zdradzi się, bo gdyby liderka usłyszała o jej pomyśle z pewnością radością by nie tryskała.
- Dobrze to słyszeć, ostatnio dużo przeszła. Nie przyszłaś tu jednak aby rozmawiać o swojej mamie – kocica przerwała na chwilę – Zdecydowałam, kto będzie twoim stałym mentorem.
Zroszonej Łapie zaświeciły się oczy. Męczyła ją ta ciągła zmiana mentorów, bo każdy inaczej uczył.
- Srebrny Deszcz – dopowiedziała.
Zapewne uczennicy zrzedła mina, bo liderka przyglądała jej się swoimi niebieskimi oczami. Musiała dojść do niej informacja o ich sprzeczce, bo Zroszona raczej nie starała się z tym kryć. Nic jednak nie powiedziała, krótko żegnając się z uczennicą.
*^*^*^*
Podążała za srebrzystym ogonem kocura. Śnieg błyszczał od słońca, które dzisiaj wisiało na czystym, bezchmurnym niebem. Przyszli za Wielką Polanę, niedaleko Grzmiącej Ścieżki. Kocur wspominał coś o treningu walki. Tylko wspominał, bo kotka skrzętnie go ignorowała. Odpowiadała na jego pytania półsłówkami lub kiwała głową.
- Dzisiaj podszlifujemy umiejętności walki. Mam nadzieję, że dobrze spałaś, bo namęczymy się – posłał jej uśmiech, ona jedynie odwróciła wzrok – Posłuchaj tak nie może być.
- Czyli jak? O co ci chodzi? – wyrwał jej się cichy syk.
Kocur pokręcił głową z dezaprobatą. Usiadł kładąc ogon na łapach.
- Jestem twoim mentorem, czy ci się to podoba czy nie i musisz się mnie słuchać. Nasza kłótnia nie powinna…
- Kłótnia? – zasyczała – Gdybyś mnie wysłuchał i nie oskarżał nic by się nie wydarzyło! Jak mogłeś pomyśleć, że chce opuścić klan?!
- Bo pytałaś gdzie może znajdować się Siedlisko Dwunogów! Każdy by tak pomyślał na moim miejscu! – z jego gardła wydobył się syk.
- Myślałam, że jesteś inny! – wysunęła pazury pod śniegiem – Ta cała gadka o zaufaniu i mówieniu wszystkiego! Chciałam iść tylko poszukać Małą Łapę, mojego brata. Wtedy mnie powstrzymałeś ale dzisiaj… - niczym żmija w trawie, tak ona ruchem łapy rzuciła w niego śniegiem.
Srebrny Deszcz chciał coś powiedzieć ale śnieg wpadł mu w oczy. Zdezorientowany zaczął potrząsać głową. Zroszona Łapa nie czekała, tylko wystrzeliła w kierunku Grzmiącej Drogi. Skoro tam są potwory to i niedaleko muszą być Dwunodzy, pomyślała pędząc przed siebie na złamanie karku.
- Zroszona Łapo! – usłyszała odległe wołanie kocura.
Tym razem nie da się złapać! Przyspieszyła na tyle ile pozwalały jej łapy. Dopiero, gdy dostrzegła drogę, po której poruszają się potwory, zatrzymała się. Obejrzała się w obie strony, sprawdzając czy żaden nie nadchodzi.
- Zroszona Łapo! – kątem oka dostrzegła srebrzystą sylwetkę kocura wyłaniającego się z lasu.
Teraz albo nigdy!
Skoczyła na twarde podłoże i dopiero znajdując się na środku, zdała sobie sprawę, że wprost na nią zmierza rozpędzony potwór. Zamknęła oczy oczekując na falę bólu. Nie minęło nawet uderzenie serca, gdy usłyszała przeraźliwy pisk. Otworzyła jedno oko. Potwór patrzył na nią, warcząc i plując cuchnącą wonią.
Wyczuwszy swoją szanse natychmiast wróciła na terytorium swojego klanu i bez zastanowienia wtuliła się w kocura, wypłakując potoki łez.
- Przepraszam! – mówiła przez łzy, zapominając o tym, że była na niego zła.
<Srebrny Deszczu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz