Dwunożni znowu go uprowadzili.
Po wodnych torturach został odstawiony na ręcznik, którym ostrożnie zaczął być wycierany. Nie podobała mu się ani trochę sytuacja w jakiej się znalazł, jak i to, że nic nie mógł zrobić. Ręce wyprostowanego mocno go trzymały uniemożliwiając mu chociażby najmniejszych ruch. Nerwowo podrygiwał ogonem, starając się ugryźć oprawcę w paluch. Wreszcie jednak został puszczony i w tri miga znalazł się obok siedzących na pralce Skarba i Skaczącej Fali. Spoglądał to na jedno, to na drugie spod łba dostrzegając, że ci powstrzymywali śmiech.
— Mogliście ich ugryźć, podrapać, odwrócić uwagę, cokolwiek! Ale nie, lepiej było się...
Nie dane było mu dokończyć, bo Skarb mrużąc oczka zbliżył się do niego i zatopił nosek w jego krótkiej sierści.
— Ale ładnie pachniesz. No w końcu! Jak kwiatuszek~
— Trzeba przyznać, że dwunogi znają się na myciu sierści. — miauknęła z uśmieszkiem na pysku, po czym zbliżyła się do Mniszka — faktycznie. Jak kwiatuszek.
Zniesmaczony ich reakcją zmarszczył pysk, gdy oboje zaczęli go obwąchiwać. Już sam fakt, że oboje znajdowali się tak blisko niego bardzo go denerwował. Nie wspominając o dwunożnych, którzy rozczuleni się przyglądali tej scenie, do czasu, aż zarówno Skarb i Skoczek nie dostała łapą po głowie od vana. Wtedy najstarszy z wyprostowanych ponownie wkroczył do akcji, starając się odgonić Mniszka od reszty.
— Jesteście nienormalni! — skomentował ich zachowanie, po czym zeskoczył na podłogę, gdy został popchnięty przez rękę człowieka
Przyjrzał się każdemu ze swoich oprawców. Ludzkie kocięta przyglądały mu się zafascynowane, trajkocząc coś po swojemu. Kiedy to najmłodsze z nich wyciągnęło do niego ręce, on wybiegł z łazienki. Nie miał zamiaru z nimi się integrować czy znowu bawić się w bycie pieszczochem. Znajdzie wyjście z ich gniazda, zabierze ze sobą Skarba i tyle ich widziano.
***
Nie wszystko potoczyło się według jego planu. Nastała pora nagich drzew, a on wciąż ślęczał w gnieździe dwunożnych. Ich dom różnił się od domu, w którym przyszło mu poznać Skarba. Tam nikt nie pilnował tego co wyrabiają na zewnątrz, poza domem. A ci dwunodzy mieli jakiegoś bzika na punkcie trzymania ich w domu, nawet do ogródka nie mogli wyjść! Mniszek nie mógł sobie polować kiedy chciał, zostając zmuszony do jedzenia tej obrzydliwej papki, którą dwójka pozostałych pieszczochów się zajadała.
Musiał się pogodzić z tym, że nie uda mu się wrócić na rodzime tereny. Brakowało mu zbierania śmieci ze Śmietniska, czy wdrapywaniu się na drzewa. W gnieździe dwunogów jedynie gdzie mógł się wdrapać to była szafa. Tam sobie uwił coś w rodzaju bazy, chcąc odwzorować swoje legowisko na jednym z drzew w Owocowym Lesie. Niestety ze swojego lokum nie był w stanie obserwować gwiazd, jak to miał w zwyczaju. Jedynym miejscem, w którym mógł tego dokonać była ta wielka przeszklona ściana, wychodząca na ogródek. A ilekroć przyglądał się im, Skarb i Skoczek, zwana aktualnie przez dwunożnych Kangurkiem przez to jak dziwnie się poruszała, pojawiali się koło niego i prosili, aby im opowiadał o gwiazdach. Ilekroć to robił, przypominało mu się to jak jego pierwsza mentorka opowiada mu o nich.
Tak było i teraz, Skarb siedział wtulony w Mniszka, pomiędzy nim, a kotką, która zaciekawiona przysłuchiwała się temu co miał do powiedzenia van.
— A co jeśli te gwiazdy, to tak naprawdę koty z Klanu Gwiazdy, o którym opowiadała Kangurek? Każda jedna gwiazda to kot, który tam się teraz przyglądają... — ziewnął — Czy jak umrę to też pójdę do tego Klanu Gwiazdy?
— Jeśli będziesz wierzył w ich istnienie... to raczej tak... — miauknęła Skoczek, po czym ziewnęła potężnie
Niebieski strzepnął uchem, gdy jego towarzysze podjęli temat wiary. On nie wierzył w nic. Nawet jeśli zaczął wierzyć w to, że to co mu się przytrafia do sama kara od Wszechmatki za to, że w nią zwątpił i wziął udział w buncie, to nie nawrócił się na wiarę w nią.
— Nie słuchaj jej, to bzdury. — odezwał się przyglądając się zmęczonym towarzyszą. Dostrzegł jak powieka Skoczek drgnęła, gdy zwątpił w jej wiarę. — Jak kot umiera to umiera, nic nie ma po tym. Gdyby ten cały Klan Gwiazdy istniał czy ta cała Wszechmatka w którą w Owocowym Lesie zaczęli wierzyć to tkwilibyśmy tutaj? Wątpię. Ty nie zostałabyś porwana, tak samo jak ja. A ty słyszałbyś na drugie ucho. — zwrócił się do Skarba, który sobie cicho pochrapywał, nie zaprzątając sobie głowy rozmową starszych
— Klan Gwiazdy nie ma władzy absolutnej nad światem, Mniszku — stwierdziła, starając się zachować spokój, po czym ułożyła się w pozycji bochenkowej.
— Wielka szkoda. Gdyby nie to, to może zyskaliby kolejnego wyznawcę. — mruknął kładąc pysk na łapach — Co ci wiara w nich daję?
— Nadzieję — stwierdziła, po czym znów wbiła spojrzenie w rozgwieżdżone niebo, milknąc.
Westchnął.
— Nie trzeba w nic wierzyć by mieć nadzieję — zauważył
Zacisnęła oczy, w myślach odliczając do dziesięciu.
— Poza tym, osobiście widziałam, jak lider spadł z głazu i rozwalił sobie czaszkę. A potem wrócił do życia. To zasługa daru dziewięciu żywotów od Klanu Gwiazdy. Ale pewnie i tak mi nie uwierzysz. — burknęła.
Długo milczał po usłyszeniu tej informacji. Ta cała Wszechmatka chyba nie była taka hojna, nie słyszał nic na temat żeby to Agrest czy inni przywódcy posiadali jakieś dodatkowe życia.
— Naprawdę? — podjął będąc pewnym, że Klifiaczka robi sobie z niego żarty, ale na taką nie wyglądała — Czyli nie są aż tak beznadziejni jak przyszło mi słyszeć. Szkoda, że tylko lider może liczyć na taki dar. Jednak czy ten dar to nie tak naprawdę przekleństwo ? Umierać aż dziewięć razy nim faktycznie się odejdzie... Sama przyznaj, nie chciałabyś przez to przechodzić.
— W sumie jak tak to przedstawiasz... — wzdrygnęła się — chyba masz rację.
Uśmiechnął się z satysfakcją, że udało mu się uzmysłowić kotce, że ta cała jej wiara to jedna wielka głupota. Dar dziewięciu żyć? Przekleństwo, a nie żaden dar.
— Dlatego nie mów mu już nigdy więcej o żadnym Klanie Gwiazdy i jego darach. — Zerknął na rozwalonego Skarba leżącego brzuchem do góry, śniącym najpewniej o tym ile to udało mu się zjeść karmy. — Jeszcze by mu się zachciało zostać liderem i dołączyłby do klanu. — mruknął z odrazą. — Jest tak głupi, że na pewno by to zrobił, gdybyś mu o tym powiedziała.
Dlatego nie było mowy, że zostawi samego sobie tego przylepy. Wziął sobie za obowiązek dopilnowanie, by nic złego mu się nie stało. Już nigdy więcej.
— Dobranoc. — dodał sucho zamykając oczy
<Skoczku aka Kangurku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz