Od pewnego czasu była w żłobku i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że od kilku dni mogła cokolwiek widzieć. Wcześniej nie używała tej umiejętności za bardzo, bo po co jej to było, skoro cały dzień spała i leżała obok mamy? Ale dziś było inaczej. Dziś całe jej rodzeństwo więc się ruszało i chodziło po żłobku.
- Moje maluchy - powiedziała cicho Alba, przyglądając się swoim dzieciom, odkrywające każdy zakamarek żłobka. Bardziej robiły to Naparstnica i Hortensja. Mak i Ananasik zostali przy mamie, nie chcąc się od niej odsunąć.
- Ananasiku, Mak idźcie się poprawić z rodzeństwem! - zachęcała mama, lekko pchając maluchy ogonem.
- Ale j-ja nie chce! - pisnęła Mak, jąkając się nieco. Ananasik tylko wtulił się bardziej w sierść matki.
- Oni nic wam przecież nie zrobią, a musicie się bawić z innymi, inaczej nie zostaniecie najsłodszymi wojownikami w całym lasku - mówiła dalej karmicielka. Mak spojrzała na nią swoimi zielonymi oczkami, pełnymi strachu. Bała się opuszczenia bezpiecznego legowiska. Przecież tyle rzeczy mogło się tam stać!
- A nic m-mi nie b-będzie? - zapytała cicho.
- Nic, ja o to zadbam mój kwiatuszku - zapewniła i popchnęła córkę nieco mocniej do przodu. Mak wylądowała poza legowiskiem z mchu i paproci. Ziemia była twarda. Kotka dopiero teraz poczuła też zimny wiatr, który od kilku dni panował na dworze. Przy mamie było ciepło i przyjemnie, Mak nie spodziewała się takiej zmiany temperatury. Przeszła kilka kroków, prawie się przy tym przewracając. Doszła do jednej ze ścian żłobka i usiadła, rozglądając się dookoła. "Jeszcze nic mi nie jest" - pomyślała. Nagle usłyszała zadowolone piski i krzyki dobiegające z drugiej strony kociarni. Dzieci Ważkowego Skrzydła, zaczęły się bawić, a bardziej tylko jedno z nich. Biały kocurek biegał wokół własnej osi i co chwilę skakał. Liliowa nie wiedziała, o co mu chodzi. Po chwili jej uwagę przykuła jej siostra, Hortensja. Kotka chodziła cicho po legowisku, chyba bez większego celu w tym. Mak szybko się znudziła i starała się zająć czymś innym. Pogrzebała chwilę w ziemi i usłyszała za sobą jakiś szelest. Spojrzała niespokojnie na ścianę żłobka. Sierść jej się zjeżyła, a oczy błądziły w panice po ścianie. Szelest zdawał się coraz głośniejszy. Nagle mały ptaszek pojawił się na chwilę w zasięgu wzroku młodej kotki. Ptaszek na chwilę wszedł do kociarni. Mak przerażona odskoczyła w bok, a gdy zwierzę się poruszyło, spanikowana liliowa pobiegła szybko przed siebie.
- Coś t-tam jest! - krzyczała przerażona. Kilka razy podczas biegu się przewróciła. W końcu dobiegła do najbliższego kota w jej otoczeniu, a była to jej siostra, Naparstnica. Kotka zdziwiona spojrzała na siostrę, chowającą się za nią.
- Naparstnico, p-pomóż mi! T-Tam coś jest i c-chce mnie dopaść! - pisnęła, bardziej kuląc się za siostrą.
<Siostro? Ratuj mnie!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz