BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
31 stycznia 2022
Od Mrocznego Omenu CD. Rysiej Łapy
30 stycznia 2022
Deszczowy Taniec urodziła!
Deszczowy Taniec urodziła szóstkę wyczekiwanych kociaków! Dwójka z nich niestety zmarła podczas porodu, jednak Klan Nocy może powitać czwórkę zdrowych kociąt!
Od Rysiej Łapy
To był męczący dzień. Kremowa padła na swoje łoże niemal natychmiast, gdy przekroczyła próg legowiska. Piegowata Mordka wcisnęła ją na każdy patrol, na który mogła. Czekoladowa po prostu uwielbiała to robić. Sama Rysia Łapa jednak wolałaby normalne treningi. Takie, na których by się czegoś uczyła, walczyła, polowała. Teraz jedyne, co całymi dniami robiła, to oznaczanie granic oraz tropienie wrogów. To było nudne jak większość uczniowskich obowiązków. Cóż, jeśli może w taki sposób pomagać Klanowi, to będzie to robić. Jakoś trzeba przez trening przebrnąć.
Lamparcia Łapa spał dwa legowiska dalej słodko, chrapiąc raz po raz. Jego mentor, Wężowa Łuska nie był tak surowy. Codziennie trening, codziennie patrol. Tyle wystarczało.
Ryś położyła głowę na łapach i zamknęła oczy. Przed nią mignęła biała sierść. Otworzyła je w popłochu, rozglądając się na boki.
Pewnie to Grzyb. - pomyślała. - Albo mam przywidzenia.
Umościła się wygodnie, zwinęła w kłębek i przykryła łapą pysk. Powoli zasypiała, słysząc odgłosy ostatnich świergoczących ptaków, szeleszczących pod wpływem silnego wiatru liści oraz z czasem cichnące rozmowy Klanu Klifu, czekającego, aż i ich znuży sen. Niczym kołysanka sprawiło, że kilka uderzeń serca później kotka śniła twardo, jak głaz.
***
To nie był zwyczajny sen. To nie miał być zwyczajny sen.
Obudziła się na ciemnej polanie. Jej wzrok przyzwyczajał się stopniowo do ciemności, która tu panowała. Jedyne co mogła jednak dojrzeć to czarne, grube i wysokie dęby, pnące się ku górze. Nie mogła ujrzeć nawet ich liści. W łapy kłuły ją ostre jak brzytwa źdźbła trawy. Niebo, a przynajmniej jego skrawki, które mogła dojrzeć, było niczym gęsta, jednolita smoła, bez najmniejszej gwiazdki czy sierpa księżyca. Wszystko pokrywała do tego czerwonawa łuna, przez co nie było tu całkowitej ciemności.
To miejsce jest dziwne. - pomyślała. Było inne niż zwyczajne sny z gonitwy za myszami albo łapaniem ptaków. Nigdzie nie było czuć tej sennej mgiełki, przysłaniającej logikę, będącej jak mgła. Była świadoma, jak gdyby właśnie stała w granicach Klanu Klifu, w jakimś zarośniętym kawałku lasu. Rozglądała się, szukając jakiegoś zagrożenia. Miała wrażenie, że minie moment, a coś zza pnia na nią wyskoczy. Wiedziała też, że panikowanie nie będzie dobrym pomysłem. Zaraz wszystko się wyjaśni. Na pewno
- Witaj, Rysia Łapo. - rozległ się równie ciemny co ta puszcza głos gdzieś za jej plecami. Rozglądała się zaniepokojona, jednak nawet w powietrzu nie unosił się zapach nikogo innego. Tylko kwaśny, metaliczny odór, który niby znajomy, jednak zupełnie obcy.
- Nie musisz się mnie tak bać, młoda damo. - zaśmiał się ponownie kot, wychodząc jej na spotkanie. Nie uchwyciła dokładnie skąd i kiedy się tu pojawił, jednak instynkt podpowiadał jej, że to nie jest dobry omen.
Kocur był masywny, niemal całkowicie biały. Tylko w niektórych miejscach na ciele znajdowały się niewielkie, czarne łatki. Jego sierść była gęsta, lecz okropnie brudna i wypłowiała. Jak gdyby była martwa, liniejąca, nawet na zimę. Zamiast ogona miał niedługi kikut, niczym puchaty pompon. Na pysku malowało się złowrogo patrzące na uczennicę zielone oko. Drugie kryło się pod blizną, wydrapane, zamknięte. Czegokolwiek by o nim nie mówić, wyglądał co najmniej przerażająco. Szkarłatne światło potęgowało ten efekt. Nastroszyła futro, wysunęła pazury i syknęła ostrzegawczo.
- A może się tak przedstawimy, zamiast skakać do gardeł, co? Na imię mi Koguci Dziób. Bardzo miło jest mi cię poznać. - Rysia Łapa czuła w tonie każdej jego wypowiedzi drwinę. Coś knuł.
- Kim jesteś?!
- Nikim, kogo powinnaś się obawiać. Jestem przyjacielem.
Nie wierzyła mu. Nie zamierzała zaufać temu, co mówi. Na pewno kłamał jak nadęta ropucha. Taki szemrany typ się przyjaźnić?
- Niepotrzebnie się tak napinasz do walki. Nie jestem tu, by cię skrzywdzić. Jestem tutaj, by ci pomóc, Rysia Łapo.
Pomóc?
Wyprostowałą się, łagodząc sierść. Wciąż nie żywiła do niego ufności, jednak jego słowa były interesujące. Ostrożność walczyła z wrodzoną ciekawością. Po dłużących się jak godziny sekundach w końcu przegrała.
- Co to za miejsce?
- Chodzą tu koty takie jak ty czy ja. Takie, które zostały potężne i trzymają w łapach potęgę większą niż gwiazdy.
Zamrugała z niedowierzania.
- Naprawdę?
- Naprawdę. A ja-
- To dlatego tu jestem? - przerwała mu w połowie, co widocznie zaniedowoliło vana, jednak tego nie zauważyła. Zadowolenie przejęło władzę nad jej ciałem. - Zostanę kiedyś wielka? Będę może nawet liderem?!
- Nie zapędzaj się aż tak, młodziku. - ostudził jej wigor. - Ale tak, dlatego tu jesteś. Zaprowadziłem cię tu nie bez powodu. Tutaj w końcu znajdują się różne koty, Klanowe lub i nie, jednak wszystkie są silniejsze i od śmiertelników, i od Klanu Gwiazdy.
- Uhm.. - chrząknęła niepewnie. - Klan Gwiazd nie jest najsilniejszy? Nikt mi nie mówił o takim… - rozejrzała się ponownie. - ..miejscu.
- Klanowe koty nie chcą przyjąć do wiadomości, że tak. Nie chcą wiedzieć o tej kniei.
Chciała już spytać “dlaczego”, ale czarny jakby czytał w jej myślach.
- Każdy żywy, który się tu znajdzie, staje się silniejszy, niż mógłby być bez nas. Liderzy się boją, że ktoś się stanie na tyle silny, by ich obalić, zdradzić innym prawdę.
Mrugnęła, zaskoczona tym ogromem informacji. Miała mieszane odczucia względem tego wszystkiego, jednak jakoś się kleiło do kupy. Już nie wiedziała czy zaufać, czy nie.
- Przepraszam Koguci Dziobie, ale…mam pytanie. - powiedziała cicho, uciekając wzrokiem. To było coś, co ją nurtowało od bardzo dawna. A teraz chciała wykorzystać tą sytuację. To mógł być jedyny moment.
- Mów, co cię tak ciekawi.
- Czy Lisia Gwiazda tu jest?
Serce zabiło jej szybciej. Musiał tu być. Nie zginął w końcu na zawsze. Nikt nie ginął bez śladu, nawet gdy był martwy. Obecność lasu, w którym się znalazła potwierdzało jej teorię. T-tak być musiało. Po prostu nie było innej opcji.
- Do tego miałem właśnie przejść. - wyprostował się dumnie. - Oczywiście, że jest. Ba, Lisia Gwiazda to i mój przyjaciel i dawny mentor. Znamy się tu świetnie. Bowiem gdy byłem jeszcze w Klanie Klifu…
Kotka słuchała z zawziętością jego historii, zwracając uwagę na każdy szczegół, zwłaszcza związany z rudym. Trudno było opisać szczęście, którym promieniowała. Jej idol, jej mentor, najinteligentniejszy kot jakiego w życiu spotkała był tu, a jego przyjaciel również. A on chciał jej pomóc zostać najsilniejszą osobą w Klanie Klifu! Nie mogła uwierzyć, że jej wielkie marzenia w końcu zaczynają się spełniać.
- Niestety, na każdego w końcu przychodzi czas. Me życie toczyło się w spokoju, u boku Lisiej Gwiazdy, który nawet chciał mnie wybrać na zastępcę, gdy poprzednik umrze. Pewnego dnia wyszedłem spokojnie na polowanie, a na mnie czaiła się przebrzydła kocica. - warknął. - rzuciła się na mnie i wgryzła w gardło. Trudno jest mi to powiedzieć, ale przegrałem. Była przesiąknięta nienawiścią do końcówki ogona.
- Jak miała na imię? Dlaczego cię nienawidziła? - dociekała Rysia Łapa.
- Zwano ją Rubinowym Kamykiem. - wypowiadał to imię z sykiem. - Tępa, mysiomózga, zapchlona skóra. Byliśmy wrogami od urodzenia. Trudno jest stwierdzić o co tak właściwie poszło za pierwszym razem. Była wariatką. Zwyczajną wariatką, jak większość wojowniczek. I wiesz co zabawne? Klan Gwiazd bez cienia wątpliwości ją przyjął i teraz grzeje tyłek gdzieś na niebie.
- Dlaczego?
- Bo Klan Gwiazd weźmie każdego, kto ładnie przeprosi, pacnie go po głowie i wybaczy. Jednak tutaj takim nie wybaczamy. Rozumiesz, dlaczego to miejsce jest lepsze?
Skinęła głową. Nie mogła uwierzyć, że Klan Gwiazd był tak odmienny niż to, co słyszała od innych. Wszyscy mówili o nim jak o silnych duchach przodków, ze sprawiedliwością doglądających żyjących Klanów, dbając o każdego z osobna.
A może Kogut kłamie? - pojawiło się z tyłu jej głowy, lecz.. nie. To pasowało do tej całej układanki. Dlatego każdy ich czcił, kochał, dlatego każdy nienawidził tego ciemnego lasu. Mrocznego lasu. Mrocznej Puszczy?
- Niestety, jako, że Lis to mój największy przyjaciel, wiem również mniej przyjemną rzecz, przez którą, między innymi, tu jesteś. - westchnął.
Poruszyła uszami. Co?
- Lisia Gwiazda nie chce mieć z tobą nic wspólnego. - miauknął ze skruchą w głosie Kogut, a co sprawiło, że Ryś zaniemówiła, wpatrując się w obłoconą sierść. Wyłupiła błękitne oczy, gapiąc się z otwartym pyskiem na Koguta.
- Jeszcze raz..?
- Twierdzi, że jesteś dla niego za słaba. Że nigdy w życiu nie był z ciebie dumny, a twój trening był utrapieniem.
Z piersi uczennicy wyrwał się mimowolnie głuchy szloch. Te słowa bolały kremową. Wręcz wbijały kły w delikarne serce.
- N-naprawdę? - wstała. - Kłamiesz! Wiem jak się zachowywał! - warknęła, ponownie się jeżąc. Była gotowa dać starszemu, doświadczonemu duchowi po pysku. Niewiele myślała.
- Rozumiem twoje niezadowolenie, ale-
- Nie ma żadnego ale! To nie może być prawda!
Biały pysk wykrzywił się w grymasie niezadowolenia.
- Chyba zaczynam teraz zrozumieć, dlaczego mi to powiedział. - zbeształ ostrym tonem młodą kotkę. - Jeżeli do niego również nie miałaś za wąs szacunku, to mu się nie dziwię!
Po tych słowach terminatorka nieco się uspokoiła i wyprostowała.
- Dlaczego miałby mnie wybrać na swą uczennicę w takim razie? - odgryzła się.
- Bo tak mu wypadało, skoro byłaś jedynym dzieckiem z sojuszu. - odpowiedział, kryjąc ślady złości. Ryś poczuła że.. to ma sens. Usiadła obok. Fala gorącego wstydu zalała jej twarz, tak, że chciała się zapaść gdzieś daleko pod ziemię i zamieszkać w norze z dżdżownicami. Wbiła wzrok we własne łapy, po czym wyszeptała:
- Przepraszam, Koguci Dziobie.
Kocur wyglądał jakby się nad czymś ciężko zastanawiał przez dobre kilka chwil, po czym uniósł łeb, dumnie się strosząc jak paw.
- Przeprosiny, niech ci będzie, przyjęte. - podszedł do srebrnej. - Pysk do góry. Po coś tu jestem.
Rysia Łapa uniosła głowę, by spojrzeć w zielone oko martwego.
- Czyli?
- Drzemie w tobie potencjał, Rysia Łapo. Znam Lisią Gwiazdę dobrze i wiem, co zrobić, by był z ciebie dumny. To będą księżyce treningu i poświęceń, jednak myślę, że będzie to warte. Zgadzasz się?
Córka Przepiórczego Grzebienia skinęła głową w potopie myśli. Kocur ruchem głowy zachęcił ją do zetknięcia się z nim nosem. Ponownie wstała, zamknęła oczy i dotknęła mokrego, czarnego nosa Koguciego Dzioba.
- Zgadzam się.
***
Otworzyła oczy. W mgnieniu oka zaczęła się rozglądać po ścianach schronienia. Była w legowisku uczniów, w Klanie Klifu. Opuściła tą ekscentryczną krainę. W końcu odetchnęła prawdziwym, świeżym powietrzem.
- Kogucie? - szepnęła wypatrując śladu czarno-białej sierści. - Kogu- ARGH! - wystraszyła się błękitnych ślepi, które w półmroku obecnej scenerii lśniły jak światła reflektorów.
- Nie śpisz, Rysia Łapo?
- A ty?
Uczeń się przeciągnął.
- Nie mogłem zasnąć i słyszałem jak mamroczesz przez sen. - wzruszył ramionami, albo wykonał gest z grubsza podobny. Trudno stwierdzić. - Kogoś wołałaś?
Kremowo-biała uciekła wzrokiem.
- Miałam po prostu jakiś zwariowany sen. Już nawet nie wiem jaki.
Lampart nie wyglądał na przekonanego, ale nie ciągnął dalej rozmowy, tylko znowu zwinął się w precelka na legowisku.
- Dobranoc, Rysia Łapo. Jutro czeka nas następny, pracowity dzień.
- Dobranoc.
Patrzyła zmęczonymi ślepiami na czarnego, jak ten zasypiał. Wyjrzała na zewnątrz. Wiatr szalał w najlepsze. Nie zamierzała robić żadnego spaceru w taką niepogodę. Mogłaby przysiąc, że w połowie zwaliłaby się na nią jakaś gałąź.
Dostała mroźnego dreszczu, który przeleciał jej po grzbiecie jak wiewiórka po drzewie. Lepiej pójść już spać. Ułożyła głowę na ziemi i zamknęła ponownie oczy.
Czy to naprawdę nie był sen? Czy teraz będzie co noc tam trafiać? Czy Koguci Dziób w ogóle jest prawdziwy? Może to tylko jakiś wymysł jej pokręconej wyobraźni?
Te myśli skakały po głowie cętkowanej we wszystkie strony. Nie mogła się ich pozbyć. Być może niedługo zdobędzie na nie odpowiedzi.
W końcu wyczerpanie wzięło górę. Kotka szybciej niż biegnący zając pogrążyła się w, tym razem zwyczajnym, śnie.
Od Anubisa CD. Hagrid
Wyjątkiem były jego siostry.
- Przestań! - jęknął, wyrywając się z uścisku Mizi, która za wszelką cenę próbowała wyczyścić jego ubłocone futro.
- Jesteś brudny! Co pomyśli sobie twoja Dwunożna? - zapytała, wyglądając na zbulwersowaną wizją urażenia kobiety. Anubis również nie chciał powodować żadnych problemów boskiej istocie, jednak nie zamierzał pozwalać, by siostra się nim zajmowała. Przecież prorokowi to nie przystoi! - Poza tym, czemu tak narażasz się i ciągle wychodzisz na zewnątrz? Przecież życie nadal może być piękne, kiedy nie wychodzisz z legowiska! - stwierdziła, z niepokojem przyglądając się niedawno zagojonej ranie na łapie Anubisa.
- I tak wszyscy umrzemy - burknęła Kizia, nawet nie podnosząc łba, by spojrzeć na rodzeństwo. Szylkretowa wzdrygnęła się, ale po chwili uśmiechnęła się dobrotliwie.
- Zanim umrzemy, możemy nacieszyć się życiem - zaproponowała, podchodząc do siostry. Anubis westchnął z ulgą, widząc, że Mizia wreszcie się od niego odczepiła. - Czemu jesteś smutna, kochanie? - zapytała, trącając ją czule nosem. - Czyżby nie udało ci się wyznać uczuć temu uroczemu kocurowi z ogrodu naprzeciwko? - zasugerowała, a Kizia podskoczyła, jeżąc gniewnie futro.
- Nie! Wcale nie! Nie wiem, o czym mówisz! - pisnęła, a Anubis zachichotał cicho. Czarna kotka wbiła w niego zdenerwowane spojrzenie. - Jeśli jesteś taki mądry, to sam idź poderwać jakąś kotkę! Jakoś nigdy cię z żadną nie widziałam!
Anubis zmarszczył brwi z irytacją. To, że nie był nikim romantycznie zainteresowany, nie było sprawą jego siostry.
- Proszę bardzo - stwierdził, podnosząc się i idąc w stronę klapki w drzwiach. Zignorował miauczenie Mizi, która głośno sprzeciwiała się pomysłowi.
Wyszedł na pole z wysoko podniesioną głową. To całe wyzwanie było okropnie głupie. Czemu się go tak właściwie podjął?! Z irytacją rozejrzał się po okolicy, kątem oka zauważając stojącą na murku czarną kotkę. Przynajmniej nie musiał iść nigdzie daleko. Podszedł do kotki i uśmiechnął się uprzejmie.
Niech bogowie wybaczą mu to, co zamierzał zrobić.
- Bolało, gdy spadłaś z nieba? - wydukał, czując, że pali się ze wstydu. Kotka wytrzeszczyła oczy. Wyglądała, jakby zaraz miała go uderzyć.
- Powaliło cię?! - warknęła, a Anubis wydał z siebie nerwowy chichot. Naprawdę nie chciał zginąć z łap tej kotki.
- Wybacz, to było tylko głupie wyzwanie! Przepraszam! - wypalił szybko, bojąc się o swoje życie. - Może zamiast zabijać mnie wzrokiem wolałabyś porozmawiać o bogach? - zaproponował nieśmiało.
Od Tygrysiej Łapy CD. Kamiennej Agonii
Skoro tylko zielonooka ją zignorowała, poczuła się niespełniona. Nie zamierzała się na nią wydrzeć? Nie próbowała kazać jej iść zająć się czymś sensownym i dać jej spokój? Ruda, gdyby potrafiła, uśmiechnęłaby się teraz z rozbawienia. Ale nie umiała, więc jedynie podniosła swój wzrok na wojowniczkę.
- Witaj, Kamienna Agonio. Jak ci mija dzień? – spytała kulturalnie niebieskooka, zwracając jej uwagę. Usłyszała na dzień dobry cichy warkot, pełen irytacji, a wyraz jej pysku zdawał się mówić „Dlaczego to znowu ty?” Futro na karku czarnej zmierzwiło się, a spojrzenie jej zielonych ślepi przeszyło uczennicę na wskroś.
- Czego chcesz? – burknęła, uderzając wściekle ogonem w ziemie. Kurz wzbił się ku górze, osiadając na jej krótkiej, ciemnej sierści.
- Zapytać, jak się czujesz – oznajmiła ze stoickim opanowaniem, czym wywołała u rozmówczyni niewielkie zaskoczenie. Na moment wydawała się oszołomiona tym, jak beztrosko ruda istotka raczyła do niej zagadać.
- Po co? – prychnęła. – Myślisz, że mam czas na jakieś pogawędki? – spytała z oburzeniem. Tygrysia Łapa pokiwała energicznie głową na boki.
- Oczywiście, że nie. Takie stwierdzenie nawet nie śmiałoby przejść mi przez myśl, a co dopiero wyjść z pyska – rzekła, czując dziwne mrowienie w podbrzuszu. W pewnym sensie chciała się zaśmiać, ale żaden chichot nie był w stanie wydobyć się z jej gardła.
Zastępczyni Klanu Burzy spojrzała na nią z góry, mrużąc w skupieniu oczy. Wyglądało to tak, jak gdyby próbowała odczytać jej zamiary, ale że ruda sprawiała wrażenie wiecznie obojętnej, szło jej to nieudolnie. W końcu cicho prychnęła, odsuwając się.
- To spadaj do roboty, jeśli masz zamiar marnować tu mój czas – syknęła.
- Jest już późno, co miałabym robić o tej porze? - zdziwiła się, spoglądając na znikające za koronami drzew słońce.
- Nie wiem, nie obchodzi mnie to – warknęła. – Idź spać, jak ci się nudzi.
- Ale nie odpowiedziałaś mi na pytanie – upomniała się i nawet mordercze spojrzenie wojowniczki nie speszyło ją do bycia upartym.
- Nie musisz wiedzieć, jak się czuję – rzekła ozięble.
- Nie muszę, ale chcę. Co jest złego w okazaniu troski o pobratymców? – spytała, nastawiając ku niej ucho, z lekka zaciekawiona tym, co może zaraz usłyszeć.
29 stycznia 2022
Od Złotej Łapy
Od Pierwszego Brzasku cd. Truskawka
Od Truskawka CD Pierwszego Brzasku
— Poczekajcie tutaj — miauknął, wlekąc się w stronę wyjścia z legowiska. — Zaraz coś przyniosę.
— Sam bądź “cii!”. Widzisz, prawie nas…
Od Wiewiórki cd Kalinki
Od Pierwszego Brzasku
Od Pierwszego Brzasku cd. Truskawka
Od Złotej Łapy
wyleczeni: Bławatkowy Potok, Wieczornikowe Wzgórze
28 stycznia 2022
Od Rysiej Łapy
- Jak okropnym kotem musiał być morderca, by to zrobić.. Przecież to łamanie jednej z najważniejszych zasad kodeksu!
- Nie, poradzę sobie.
Od Dalii
Od Irysa Do Agresta
Od Leśnej Łapy CD Kuny
Nowy Członek Klanu Gwiazd!
Odszedł do Klanu Gwiazdy!
Od Jabłkowej Bryzy CD. Kawki
Niekiedy było to uczucie tak mocne, że nie miał siły podnieść się z posłania - wtedy z legowiska wychodził tylko dlatego, że wołano go na patrol lub czuł, że ktoś zaczyna się o niego martwić. Nie lubił być czyimś zmartwieniem. Czuł się wtedy jak ciężar.
Zazwyczaj był to jednak delikatniejszy smutek, taki, który dało się ukryć i udawać, że wszystko jest dobrze. Jabłkowa Bryza mógł funkcjonować normalnie, ale niczego nie pragnął tak mocno, jak skrycia się gdzieś przed natarczywymi spojrzeniami innych kotów i ich oczekiwaniami. Nie mógł sobie jednak pozwolić na taką chwilę słabości.
Najgorsze w tym wszystkim były głosy - natarczywe, namawiającego go do złego. Czasami Jabłkowa Bryza miał ochotę krzyczeć, oderwać sobie uszy, mimo że wiedział, że nie pomogłoby to zagłuszyć szyderczych pomruków w jego głowie. Czuł się chory, ale był zbyt przestraszony, by poprosić o pomoc kogoś z Klanu Nocy. Nie chciał być brany za wariata. Już wystarczająco go nienawidzili.
Jednak była jedna osoba, której ufał bezgranicznie. Wiedział, że ten kot nigdy by go nie zdradził, nigdy by go nie zostawił. Zawsze był dla niego, kiedy go potrzebował - po śmierci Rzecznej Bryzy ocierał jego łzy, uspokajał go, gdy krzyczał panicznie, dręczony koszmarami.
Psia Łapa.
Tylko jemu mógł powiedzieć o głosach. Tylko on mógł mu pomóc.
Wojownik rozejrzał się nerwowo, wychodząc z legowiska wojowników. Większość kotów znajdowała się już w obozie - tylko Orzechowy Zmierzch, Malinowy Pląs i Borówkowy Liść wciąż nie wróciły z wieczornego patrolu. Point nie lubił wymykać się z obozu po zmroku (pomimo że nie było to nielegalne, zawsze czuł się jakby robił coś niedozwolonego), ale nie chciał również niepokoić partnerki. Czasami miał wrażenie, że więcej ich dzieliło niż łączyło. Nerwowym krokiem podreptał w stronę stosu zwierzyny, aby zjeść coś przed drogą. Niedaleko siedział Bezchmurne Niebo, grzebiąc w czymś pazurem. Liliowy z zaciekawieniem uniósł głowę i niemal natychmiast skrzywił się z obrzydzeniem. Czarny kocur grzebał w martwym ciele nornicy.
- Mógłbyś przestać bawić się bawić zwierzyną? - poprosił nieśmiało Jabłkowa Bryza. Bezchmurne Niebo nie zareagował, jakby zupełnie nie usłyszał byłego mentora. - Jestem prawie pewny, że uczyłem cię Kodeksu Wojownika - stwierdził i natychmiast tego pożałował. Syn Pierwszego Deszczu przerwał wykonywaną czynność i podniósł na liliowego znudzone spojrzenie.
- Jakby ciebie obchodził Kodeks - burknął zdawkowo, ponownie wracając do rozczłonkowywania nornicy. Point wzdrygnął się. Były uczeń przerażał go. Pamiętał, jak błagał ze łzami w oczach Orzechowy Zmierzch, by przenieść ich posłania jak najdalej od Chmury, gdy ten awansował na wojownika. Van w niczym nie przypominał łagodnego ojca.
Point połknął zabraną ze stosu mysz i szybko wycofał się w stronę wyjścia z obozu. Chciał jak najszybciej znaleźć się daleko od przerażającego Chmury, który byłby jego pierwszym podejrzanym, gdyby w Klanie Nocy doszło do tajemniczego morderstwa. Nie zamierzał mówić swojemu byłemu uczniowi, gdzie się wybiera, pomimo że był niemal pewien, że czarny nic nie powiedziałby nikomu, nawet gdyby ktoś został zabity przed jego oczami. Poza tym nie musiał się mu tłumaczyć, mimo że tak bardzo pragnął podzielić się z kimkolwiek swoimi emocjami.
Czy prosił o tak wiele, chcąc, by wreszcie ktoś go wysłuchał?
Potrząsnął głową, wydając z siebie zirytowane parsknięcie. Nie powinien o tym myśleć. Inni mieli wystarczająco dużo problemów, nie powinien im dokładać kolejnych. Przecież… Żył dla nich. Byli dla niego najważniejsi.
Więc czemu czasami miał ochotę rzucić to wszystko, uciec z Klanu Nocy i rozpocząć samotne życie, podczas którego nie będzie musiał się martwić o dobro innych lub co inni o nim pomyślą?
Był takim egoistą.
Szelest trawy. Stłumione głosy w oddali. Ktoś tam był. Jabłkowa Bryza przyśpieszył kroku. Nie rozpoznawał obcego zapachu, który mieszał się z wonią wydawaną przez Psią Łapę. Czy kocur był w niebezpieczeństwie? Czy potrzebował pomocy? Z każdą pokonaną długością zająca słyszał coraz więcej.
- …jest jeszcze Jabłuszko. - Psia Łapa nie brzmiał na przestraszonego, wręcz przeciwnie, sprawiał wrażenie wyluzowanego, jakby rozmawiał z przyjacielem. Point zastrzygł uszami, zaintrygowany. Cynamonowy nie był typem kota, którego podejrzewałby o przyjaźń właściwie z kimkolwiek.
Przyśpieszył kroku, początkowo zainteresowany, lecz później z każdą chwilą coraz bardziej zaskoczony zachowaniem ojca. Być może powinien sobie pójść? Czy nie będzie przeszkadzał Psiej Łapie we wrzeszczeniu imienia swojej zmarłej partnerki? Potrzeba zobaczenia się z ojcem była jednak zbyt silna, by się wycofać. Przecisnął się przez krzaki, zdeptując kilka gałązek. Dwójka kocurów podskoczyła.
- Klfiaki! Znaleźli mnie! - pisnął Psia Łapa, a Jabłkowa Bryza zamrugał ze zdziwieniem. Definitywnie nie był klifiakiem. - Szybko, Kawka! Póki dane jest nam być wolnymi kotami. Uciekajmy! Uciekajmy w stronę zachodzącego słońca!
- Czyli gdzie? - zapytał tak zwany Kawka, trafnie zauważając, że jest noc.
Jabłko przyśpieszył, nie chcąc, żeby samotnicy mu uciekli.
- Tato…? - mruknął niepewnie, nie wiedząc, czy powinien być zażenowany, czy raczej rozbawiony. Cynamon podrapał się po łbie, wyraźnie zawstydzony.
- Dużo słyszałeś…? - zapytał.
Point był prawie pewny, że jego mina była wystarczającą odpowiedzią na pytanie. Powoli przesuwał spojrzenie z Psiej Łapy na czarnego samotnika, który wydawał mu się dziwnie znajomy. Westchnął cicho. To wyraźnie nie była odpowiednia chwila na poważną rozmowę z ojcem.
- Cokolwiek robicie, mogę dołączyć? - mruknął nieśmiało.
Jeśli nie mógł uzyskać pomocy, mógł chociaż zapomnieć o problemie.
Kurkowa Pieśń go unikał. Uciekał wzrokiem, gdy Jabłkowa Bryza się do niego uśmiechał. Specjalnie starał się dołączać do jak największej ilości patrolów, byle się nie spotykać z przyjacielem.
Point cierpiał.
Nie powinien narzucać się Kurce. Nie powinien go zostawiać - ani tego wieczoru, ani w ogóle. Czuł się źle ze samym sobą. Był porażką. Zawodził wszystkich.
Wraz z wzrastającym w nim poczuciem winy, głosy w jego głowie stawały się głośniejsze. Krzyczały o zemście, o niesprawiedliwości, o tych wszystkich rzeczach, które mógłby zrobić, gdyby pozbył się ciężaru w postaci kotów, które kochał, a które ściągały go na dno.
Potrząsnął głową. Nie chciał tego słuchać. Nie był taką osobą. Zamierzał to wszystko naprawić - począwszy od relacji z Kurką, a skończywszy na samym Kurce. Mógł mu przecież pomóc. Musiał się tylko postarać. Szybkim truchtem zbliżył się do zarządzającego wojownikami Niezapominajkowego Snu.
- …udadzą się Wrzoścowy Cień, Kalinowe Serce i Jagodowy Krok. Kasztanowy Dół i Kurkowa Pieśń pójdą teraz na polowanie - rozkazał zastępca, a point podszedł o krok bliżej.
- Przepraszam, czy mógłbym zastąpić Kasztanowy Dół? - wciął mu się w słowo. Zaskoczony Kurkowa Pieśń poruszył się niespokojnie, a Niezapominajkowy Sen strzepnął uszami ze zdziwieniem.
- Jasne - stwierdził zastępca, niemal natychmiast powracając do wypełniania swoich obowiązków. Jabłkowa Bryza podziwiał kocura za umiejętności organizacji - był świetnym zastępcą i zapowiadał się na idealnego przywódcę Klanu Nocy.
Wraz z Kurkową Pieśnią powoli wycofał się z obozu. W powietrzu wisiało napięcie, a wokół panowała niezręczna cisza, przerywana jedynie ćwierkaniem ptaków i huczeniem wiatru. Point wzdrygnął się, czując przeszywające zimno.
- Czy mógłbyś przestać się tak narzucać?! - Liliowy drgnął, słysząc nagłe warknięcie rudzielca.
- Wybacz - westchnął, kładąc uszy. - Naprawdę nie chciałem być niemiły. Po prostu… Potrzebuję cię.
Nie kłamał. Każda chwila niepewności o Kurkową Pieśń, każdy moment, gdy nie był pewny, czy przyjaciel jest bezpieczny, kosztował go godziny ściskającego serce strachu i okrutny niepokój.
Kurkowa Pieśń nie odpowiedział, odwrócił tylko głowę. Point nie potrafił stwierdzić, co przyjaciel myśli - mógł tylko liczyć na przebaczenie. Wyobraził sobie młodego, szczęśliwego Kurkę, który wychodzi z nim na polowanie. Uśmiechnął się w myślach. To marzenie było tak piękne i nierealistyczne… Czasami miał ochotę zatopić się w swoich myślach, dać głosowi w swojej głowie władzę i nigdy nie wracać do tego okropnego świata.
- Rozdzielmy się - poprosił Kurka, a Jabłkowa Bryza ze wstydem skinął głową. Chociaż… rudzielec nie brzmiał już na tak rozwścieczonego. Czyżby jednak był skłonny przebaczyć przyjacielowi?
Point był zbyt zamyślony, by zauważyć, jakim cudem znalazł się na brzegu wyjątkowo wartkiej rzeki. Wskoczył do lodowatej wody, a fala uderzyła w niego, na chwilę pozbawiając tchu. Walczenie z żywiołem było dla niego uzdrawiające - pozwalało dać upust emocjom i wreszcie się na czymś wyżyć. Z trudem pokonywał kolejne dystanse. Czy naprawdę nie miał prawa do szczęścia?! Zanurkował w mętnej toni w pogoni za rybą. Czemu wciąż się starał?! Ze złością zacisnął kły na pochwyconej zdobyczy. Ciepła krew zmieszała się z wodą. Słyszał wołanie. Nie, nie, nie, nie chciał wracać! Jego płuca paliły, a ciało, jakby wiedzione instynktem przetrwania, a nie buntowniczymi krzykami umysłu, wypłynęło na powierzchnię. Złapał łapczywy oddech, rozglądając się z niezrozumieniem.
- …Jabłko! - Wołanie dopiero po chwili zaczęło być dla niego zrozumiałe. Odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos i ze zdziwieniem spostrzegł, że na brzegu stoi Kawka. - Chodź, coś złego się dzieje z Psią Łapą - rozkazał z wyraźnym zdenerwowaniem kocur, szybko znikając z pola widzenia kocura.
Jabłkowa Bryza rzucił krótkie spojrzenie w stronę, gdzie polował drugi wojownik. Nie chciał zostawiać Kurki, ale… Psia Łapa był dla niego ważny. Przyjaciel powinien to zrozumieć, prawda? Tłumiąc rosnące w nim poczucie winy, ruszył za samotnikiem.
Z Psią Łapą rzeczywiście działo się coś złego.
Oddychał płytko, zwinięty w swoim legowisku. Gdyby nie jego delikatnie uchylone powieki, Jabłkowa Bryza pomyślałby, że ojciec śpi.
- Musimy go wziąć do medyka - stwierdził Kawka, a point kiwnął głową. Cynamon parsknął cicho.
- Nie potrzebuję pomocy - mruknął niewyraźnie.
- Zamknij się - prychnął czarny kocur. Jabłuszko spojrzał na niego ze zdziwieniem, ale nie skomentował. - Zabierzmy go do Klanu Nocy.
Jabłkowa Bryza skinął głową. Dwójka kocurów siłą podniosła cynamona, zmuszając go do stania. Powoli zmierzali w kierunku terytorium Klanu Nocy, nie zważając na narzekanie Psiej Łapy. Serce wojownika wypełniał niepokój. Miał nadzieję, że z ojcem nie działo się nic poważnego. Przystanęli, dopiero gdy doszli do rzeki.
- Możemy spróbować iść inną drogą, ale to zajmie mnóstwo czasu - stwierdził Jabłkowa Bryza, rzucając pełne obawy spojrzenie na ojca. - Mogę was przeprowadzić przez rzekę - zaproponował, a Kawka kiwnął głową.
- Zostań tu, staruchu - rozkazał cynamonowi czarny kocur, podchodząc do brzegu. Jabłkowa Bryza wskoczył do wody. Jego głowę zaprzątały zmartwienia o tatę. Nie chciał, żeby go zostawiał. Pomagając Kawce utrzymać się nad powierzchnią, powoli zbliżał się do celu.
Nagle gdzieś za jego plecami rozległ się plusk. Odwrócił się niemal natychmiast, tylko po to, by zobaczyć skrawek cynamonowego futra znikającego pod powierzchnią.
- Tato! - pisnął, rzucając się na ratunek. Nie, nie, nie, nie mógł na to pozwolić. Zapomniał o Kawce, zapomniał o Kurce. Płynął szybko jak nigdy dotąd. Miał jeden cel.
Nagle coś uderzyło go w tył głowy. Świat ściemniał mu przed oczami. Kłoda, która wpłynęła na niego wcześniej, minęła go. Czuł, jak traci kontrolę. Rzeka pożerała go, oplatała wokół niego swoje mroczne macki.
Nie mógł się poddać.
Żywioł nie był już dla niego łaskawy. Był dziki, krwiożerczy. Jabłko młócił łapami wodę. Nie wiedział, gdzie było dno, a gdzie powierzchnia. Płynął w stronę kociego kształtu. Rzeka bawiła się samotnikiem, pozwalając jego bezwiednemu ciału płynąć z prądem. Zmęczone mięśnie wojownika wołały o odpoczynek, ale nie mógł przestać. Mrożący krew w żyłach strach przejął kontrolę nad jego ciałem. Nie mógł stracić nikogo więcej. Nie mógł stracić ojca.
Coś pociągnęło go w górę. Złapał zachłanny oddech, wynurzając się z ciemnej toni. Przez chwilę nie wiedział, co się stało. Dopiero po chwili zauważył rudego kota, płynącego w stronę Psiej Łapy.
Kurkowa Pieśń.
Jabłkowa Bryza nigdy wcześniej nie czuł takiej wdzięczności. Rzucił się za Kurką. Musieli zdążyć. Nie mógł pozwolić tacie umrzeć. Rudy wojownik zanurkował i po chwili wynurzył się, ściskając Psią Łapę za kark. Udało się! Jabłkową Bryzę wypełniała nadzieja, gdy wraz z przyjacielem wyciągali cynamonowego z wody. Była szansa…
Oddychając ciężko, wczołgali się na brzeg. Point spojrzał na Kurkową Pieśń, a jego ślepia wypełniało uwielbienie. Jednak mu na nim zależało. Nie wszystko było stracone! Pochylił się, trącając Psią Łapę nosem.
W jednej chwili ponownie wypełniło go przerażenie.
Psia Łapa nie oddychał.
Wydał z siebie pełen bólu jęk. To nie mogło się dziać. Nie mógł stracić taty. Przecież… przecież miał go nie zostawiać! Krzyknął, wbijając pazury w ziemię. Psia Łapa musiał żyć. Potrzebował go, tak bardzo go potrzebował… Z niemą prośbą wbił spojrzenie w kierunku Kurki. Musiał mu pomóc. Był jego jedynym wsparciem. Był jego jedynym przyjacielem.
Rudy kocur bez słowa odwrócił się. Jabłkowa Bryza załkał głośno, wtulając pysk w futro ojca.
Nie widział, jak Kurkowa Pieśń odchodzi. Nie zauważył, kiedy przybiegł do niego Kawka. Nie rozumiał słów, które padały z pyska czarnego kocura.
Wiedział za to, że z każdą chwilą zbliża się do szaleństwa.