Orlik bawił się codziennie z Cętką w śniegu. Starali się biegać i ruszać się ciągle, aby nie zmarznąć. Pora Nagich Drzew nie rozpieszczała i dzień w dzień temperatura spadała. Wiatr stawał się chłodniejszy, a połowa zwierzyny łownej pochowała się. Wojownicy nie przynosili takiej ilości mięsa, co wcześniej przez co niektóre koty musiały głodować bądź dzielić posiłek z innym członkiem klanu. W tamtej chwili Orlik żałował, że już nie spożywa mleka Koniczynki, tak dobrego i ciepłego. Starczyło go dla czwórki wygłodniałych kociąt, żadne nie odczuwało głodu przez długie godziny. Nadszedł jednak taki okres w życiu kocurka, w którym już nigdy nie spożyje tego pokarmu. Z jednej strony, biała ciecz nie smakowała tak słodko i niesamowicie jak kiedyś. Z drugiej, trudniej będzie znaleźć pokarm dla samego siebie. Z tego powodu Orlik chciał mieć mentora, który nauczy go sztuki przetrwania.
- Ej! Słyszysz mnie? - Cętka skoczyła na zamyślonego kociaka. Dwie kulki futra zlały się w jedną całość i poturlały się razem przez kilka metrów, wpadając w krzaki. Sierść obu kociąt wplątała się w bezlistne gałązki. - Ojejku! Bardzo przepraszam. To moja wina - powiedziała spanikowana.
Oszołomiony niebieskooki potrząsnął łepkiem. Zaśmiał się, a jego ogon poruszył się radośnie.
- Żartujesz sobie?! To było... Ekstra! Naprawdę! Ryzykowne, ale fajne! Byliśmy szybsi niż nasi wojownicy podczas polowania - odpowiedział pełen zapału do dalszych harcy.
Cętka chwilę milczała, w skupieniu patrząc na swoje futro, splątane wśród gałązek.
Trzeba działać, aby kotka nie piszczała z powodu dosyć dziwnego momentu, w którym się znaleźli. Przeanalizował szybko sytuację: bawił się, usiadł w celu odpoczynku, myślał, usłyszał głos znajomej kotki, ta naskoczyła na niego, przeturlali się przez cały żłobek i teraz tkwią razem w krzakach. Doskonale, plan wydarzeń ułożony, czas się stąd wydostać.
- Słuchaj, musimy sobie wzajemnie pomóc w wydostaniu się stąd. Inne kocięta nam nie pomogą, bo bawią się poza żłobkiem. Królowe są zajęte, ponadto dostaniemy karę, bo pomyślą, że zrobiliśmy to specjalnie - miauknął biały.
- Co mam zrobić? - zapytała się Cętka.
- Po prostu połam gałązki, a potem wyplącz z nich moją sierść za pomocą zębów. Gałęzie połam łapami. Masz większy zakres ruchów kończynami niż ja. Zaufaj instynktowi - wytłumaczył, cytując ostatnim zdaniem swoją mamę. Koniczynka często powtarzała, że Ostrzeń kierował się instynktem i dzięki niemu triumfował w walkach i szybko zdobywał pożywienie.
Kotka rozejrzała się, patrząc na strukturę ułożenia gałęzi krzewu. Przeniosła ciężar ciała na przednie łapki, łamiąc przy tym kilka gałązek. Opadła kończynami na żołądek Orlika. Syn cynamonki poczuł odruchy wymiotne, lecz chwilę potem odkrył, że w końcu może się ruszyć! Obrócił się na brzuch. Cętka względnie szybko wyplątała białą sierść kolegi z krzewu.
- Dziękuję. Jesteś bardzo dzielna i szybka! - pochwalił ją kocurek, chcąc pokrzepić kotkę na duchu. - Teraz zrobię to samo z tobą.
Wstał i wykonał podobny ciąg czynności, co przed chwilą Cętka. Ciężarem łap połamał gałęzie, by mała mogła się poruszyć. Wyplątał jej sierść.
Kocięta wyskoczyły z krzaków, zadowolone, że udało im się wydostać z roślinnej pułapki. Krzew poruszył się, a na głowę Cętki spadł śnieg. Maluchy spojrzały na siebie i w tym samym momencie zaczęły się śmiać. Sekundę później zauważyli wchodzącą do żłobka czarno-białą kotkę, uczennicę medyka Klanu Burzy.
- Chodź. Poznam was ze sobą. To moja znajoma - powiedziała Cętka i podbiegła wraz z białym do nowo przybyłej. - O-Orlik to jest Konwaliowa Łapa - miauknęła spoglądając raz na kociaka, raz na starszą.
- Witaj Cętko i Orliku - odpowiedziała czarno-biała, machając ze spokojem ogonem.
- Cześ-ść - przywitał się kocurek, któremu zrobilo się zimno. Dreptał łapkami w miejscu, aby chociaż na chwilę się rozgrzać.
- Wiesz co dzisiaj robiłam? - rzekła podekscytowana Konwaliowa Łapa do Cętki.
- Nie wiem - odpowiedziała lakonicznie cętkowana, acz z ciekawości patrzyła uważnie w żółte oczy bardziej doświadczonej klanowiczki.
- Dzisiaj wyszłam poza obóz zbierać zioła, było super! - pochwaliła się uczennica medyka. Eh, medyczne środowisko. Ekscytuje się jakimiś roślinkami, które tylko sobie rosną i rosną i... Tyle. Przyroda jest ładna, ale ekscytowanie się jakimiś ziółkami podchodzi pod chorą paranoję. Chociaż... Jakby ktoś wytłumaczył Orlikowi, co jak się używa i co się z czym klei... Może zrozumiałby lepiej zasady działające światem.
- Poza obóz?! Jejuuuu! Co tam było? - Cętka podekscytowana zaczęła biegać wokoło Konwaliowej Łapy. Rozbudziła się, teraz będzie trudno ją uspokoić. Widocznie uczennica wiedziała doskonale, jak postępować z rozbrykaną kotką, ponieważ powiedziała tylko:
- Łąka, ale niestety była pokryta śniegiem i strasznie mało roślin - i w tym samym momencie cętkowany kłębek z chwilowym ADHD zatrzymał się i położył smętnie uszka na głowie. W zamian za to w Orliku zakwitła ciekawość. Łąka? To cudowne miejsce z pięknie pachnącą trawą? Gdzie bawił się ze Słonikiem, Bluszcz i Mniszkiem całe popołudnia i wieczory pod czujnym okiem Koniczynki?
- Łąka? To takie zielone coś z kolorowymi kwiatami i owadami? - zapytał się, chcąc zyskać potwierdzenie. Wspomnienia zalewały jego małą główkę, machał ogonem to w jedną, to w drugą stronę.
- Tak, tylko teraz jest pokryte tym białym, puszkowym… śniegiem - odpowiedziała Konwaliowa Łapa.
Zapał Orlika nie zniknął. Łąka, łąka, łąka. Uda się tam ze swoim mentorem! Jak tylko zacznie szkolenie, to tam pójdzie. Sam czy z nauczycielem, kwestia obgadania.
- Nie pozwolą nam pójść na łąkę, ale możesz nam coś opowiedzieć o ziołach, które już znasz. Tylko musimy pójść w bardziej zaciszne miejsce. Co ty na to, Orliku? - zapytała się Cętka.
- Wiesz co? Wolałbym się zabawić! Mam w sobie teraz tyle energii, że to aż żal z tego nie skorzystać! - Skakał radośnie, chcąc potwierdzić swoje słowa.
- Oj, kocięta, kocięta - uśmiechnęła się z politowaniem Konwaliowa Łapa. - Możemy pobawić się w chowanego. Trochę uciszymy tym Orlika, a ciebie, Cętko pobudzimy, wieczorem powiem wam więcej o ziołach po waszym karmieniu. Zacznę was szukać pierwsza. Liczę do dwudziestu. Jeden... - Uczennica zamknęła oczy.
W tej samej chwili kocięta wybiegły ze żłobka i udały się w dwie różne strony, by znaleźć kryjówkę. Orlik wykopał szybko dołek w śniegu, za wysokimi krzewami. Umościł się w nim. Biały kolor sierści utrudni jego znalezienie, czas nauczyć się sztuki zimowego kamuflażu.
<Konwaliowa Łapo?>
- Ej! Słyszysz mnie? - Cętka skoczyła na zamyślonego kociaka. Dwie kulki futra zlały się w jedną całość i poturlały się razem przez kilka metrów, wpadając w krzaki. Sierść obu kociąt wplątała się w bezlistne gałązki. - Ojejku! Bardzo przepraszam. To moja wina - powiedziała spanikowana.
Oszołomiony niebieskooki potrząsnął łepkiem. Zaśmiał się, a jego ogon poruszył się radośnie.
- Żartujesz sobie?! To było... Ekstra! Naprawdę! Ryzykowne, ale fajne! Byliśmy szybsi niż nasi wojownicy podczas polowania - odpowiedział pełen zapału do dalszych harcy.
Cętka chwilę milczała, w skupieniu patrząc na swoje futro, splątane wśród gałązek.
Trzeba działać, aby kotka nie piszczała z powodu dosyć dziwnego momentu, w którym się znaleźli. Przeanalizował szybko sytuację: bawił się, usiadł w celu odpoczynku, myślał, usłyszał głos znajomej kotki, ta naskoczyła na niego, przeturlali się przez cały żłobek i teraz tkwią razem w krzakach. Doskonale, plan wydarzeń ułożony, czas się stąd wydostać.
- Słuchaj, musimy sobie wzajemnie pomóc w wydostaniu się stąd. Inne kocięta nam nie pomogą, bo bawią się poza żłobkiem. Królowe są zajęte, ponadto dostaniemy karę, bo pomyślą, że zrobiliśmy to specjalnie - miauknął biały.
- Co mam zrobić? - zapytała się Cętka.
- Po prostu połam gałązki, a potem wyplącz z nich moją sierść za pomocą zębów. Gałęzie połam łapami. Masz większy zakres ruchów kończynami niż ja. Zaufaj instynktowi - wytłumaczył, cytując ostatnim zdaniem swoją mamę. Koniczynka często powtarzała, że Ostrzeń kierował się instynktem i dzięki niemu triumfował w walkach i szybko zdobywał pożywienie.
Kotka rozejrzała się, patrząc na strukturę ułożenia gałęzi krzewu. Przeniosła ciężar ciała na przednie łapki, łamiąc przy tym kilka gałązek. Opadła kończynami na żołądek Orlika. Syn cynamonki poczuł odruchy wymiotne, lecz chwilę potem odkrył, że w końcu może się ruszyć! Obrócił się na brzuch. Cętka względnie szybko wyplątała białą sierść kolegi z krzewu.
- Dziękuję. Jesteś bardzo dzielna i szybka! - pochwalił ją kocurek, chcąc pokrzepić kotkę na duchu. - Teraz zrobię to samo z tobą.
Wstał i wykonał podobny ciąg czynności, co przed chwilą Cętka. Ciężarem łap połamał gałęzie, by mała mogła się poruszyć. Wyplątał jej sierść.
Kocięta wyskoczyły z krzaków, zadowolone, że udało im się wydostać z roślinnej pułapki. Krzew poruszył się, a na głowę Cętki spadł śnieg. Maluchy spojrzały na siebie i w tym samym momencie zaczęły się śmiać. Sekundę później zauważyli wchodzącą do żłobka czarno-białą kotkę, uczennicę medyka Klanu Burzy.
- Chodź. Poznam was ze sobą. To moja znajoma - powiedziała Cętka i podbiegła wraz z białym do nowo przybyłej. - O-Orlik to jest Konwaliowa Łapa - miauknęła spoglądając raz na kociaka, raz na starszą.
- Witaj Cętko i Orliku - odpowiedziała czarno-biała, machając ze spokojem ogonem.
- Cześ-ść - przywitał się kocurek, któremu zrobilo się zimno. Dreptał łapkami w miejscu, aby chociaż na chwilę się rozgrzać.
- Wiesz co dzisiaj robiłam? - rzekła podekscytowana Konwaliowa Łapa do Cętki.
- Nie wiem - odpowiedziała lakonicznie cętkowana, acz z ciekawości patrzyła uważnie w żółte oczy bardziej doświadczonej klanowiczki.
- Dzisiaj wyszłam poza obóz zbierać zioła, było super! - pochwaliła się uczennica medyka. Eh, medyczne środowisko. Ekscytuje się jakimiś roślinkami, które tylko sobie rosną i rosną i... Tyle. Przyroda jest ładna, ale ekscytowanie się jakimiś ziółkami podchodzi pod chorą paranoję. Chociaż... Jakby ktoś wytłumaczył Orlikowi, co jak się używa i co się z czym klei... Może zrozumiałby lepiej zasady działające światem.
- Poza obóz?! Jejuuuu! Co tam było? - Cętka podekscytowana zaczęła biegać wokoło Konwaliowej Łapy. Rozbudziła się, teraz będzie trudno ją uspokoić. Widocznie uczennica wiedziała doskonale, jak postępować z rozbrykaną kotką, ponieważ powiedziała tylko:
- Łąka, ale niestety była pokryta śniegiem i strasznie mało roślin - i w tym samym momencie cętkowany kłębek z chwilowym ADHD zatrzymał się i położył smętnie uszka na głowie. W zamian za to w Orliku zakwitła ciekawość. Łąka? To cudowne miejsce z pięknie pachnącą trawą? Gdzie bawił się ze Słonikiem, Bluszcz i Mniszkiem całe popołudnia i wieczory pod czujnym okiem Koniczynki?
- Łąka? To takie zielone coś z kolorowymi kwiatami i owadami? - zapytał się, chcąc zyskać potwierdzenie. Wspomnienia zalewały jego małą główkę, machał ogonem to w jedną, to w drugą stronę.
- Tak, tylko teraz jest pokryte tym białym, puszkowym… śniegiem - odpowiedziała Konwaliowa Łapa.
Zapał Orlika nie zniknął. Łąka, łąka, łąka. Uda się tam ze swoim mentorem! Jak tylko zacznie szkolenie, to tam pójdzie. Sam czy z nauczycielem, kwestia obgadania.
- Nie pozwolą nam pójść na łąkę, ale możesz nam coś opowiedzieć o ziołach, które już znasz. Tylko musimy pójść w bardziej zaciszne miejsce. Co ty na to, Orliku? - zapytała się Cętka.
- Wiesz co? Wolałbym się zabawić! Mam w sobie teraz tyle energii, że to aż żal z tego nie skorzystać! - Skakał radośnie, chcąc potwierdzić swoje słowa.
- Oj, kocięta, kocięta - uśmiechnęła się z politowaniem Konwaliowa Łapa. - Możemy pobawić się w chowanego. Trochę uciszymy tym Orlika, a ciebie, Cętko pobudzimy, wieczorem powiem wam więcej o ziołach po waszym karmieniu. Zacznę was szukać pierwsza. Liczę do dwudziestu. Jeden... - Uczennica zamknęła oczy.
W tej samej chwili kocięta wybiegły ze żłobka i udały się w dwie różne strony, by znaleźć kryjówkę. Orlik wykopał szybko dołek w śniegu, za wysokimi krzewami. Umościł się w nim. Biały kolor sierści utrudni jego znalezienie, czas nauczyć się sztuki zimowego kamuflażu.
<Konwaliowa Łapo?>
Dziękuje Orlik ^^ super opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń