- Jesteś z siebie zadowolony?! Walcz o swój honor, zdrajco! - wrzasnął, stając na równych łapach i rzucając się na kocura.
Kula szamocącej się sierści, kłów i pazurów przemknęła przez obóz. Lis był już u kresu wytrzymałości psychicznej jak i fizycznej. Durne tłumaczenie syna Niebiańskiego Lotu ciągle tliło się w jego łbie. Bezczelny. No tak, przecież jak za innych liderów klan klifu był atakowany to było dobrze, prawda?
Wydobył z siebie wściekły warkot, odpychając brzuch vana tylnymi łapami, na co przeciwnik uderzył grzbietem i skałę. Ślina zmieszana z krwią płynęła z jego pyska niczym wodospad, za każdym razem powiększając kałużę między jego łapami, gdy tylko wypuszczał z siebie powietrze z donośnym świstem.
- Dobrze więc. Obroniłeś swój ho... - zaczął spokojnie, jednakże potok słów przerwała trzęsąca się ziemia, pod łapami wszystkich zebranych w obozie kotów. Kilka drobnych kamieni spadło na ziemię, roztrzaskując się na drobinki.
- Żołędziu!
Czyjś przeraźliwy krzyk stłumił odgłos spadającego kamienia i trzask miażdżonego ciała kocura. Krew trysnęła, tworząc z każdą chwilą co raz to większą kałużę.
- Ch-cholera... - mruknął do siebie, będąc w takim szoku, że musiał aż usiąść.
* * *
Szedł przez las, ignorując śnieg, który lepił się do jego brzucha i łap, a także mróz, który szczypał w nos oraz poduszki, sprawiając, że skóra tam pękała krwawiąc. Kilka kocięcych kroków od niego, parła naprzód Berberysowa Bryza, której wyraz mordki wskazywał na to, iż kotka nad wyraz intensywnie myślała nad słowami swojego byłego mentora.
- Jesteś pewien? - miauknęła cicho, przystając w miejscu, po czym spuściła łeb. Lis musiał przyznać, że kazanie Berberys mówienia mu na per "ty" było jedną z lepszych decyzji w jego życiu.
- Tak - skinął łbem, również przystając. Rozejrzał się i ruchem ogona wskazał drzewo, pod którym widniała jeszcze odrobina szarawej trawy. Usiadł, wcześniej się przeciągając i z ulgą odkrył, że są teraz osłonięci od mroźnego wiatru - Mam już po prostu dosyć tego wszystkiego. Z tą bandą durni i tak zbyt wiele nie osiągniemy - mimowolnie rzucił szylkretce zaciekawione spojrzenie.
- Cóż... Niektórzy są hipokrytami - kotka nie kryła swego rodzaju dziwnego rozbawienia - Przecież jak inny lider kradnie kociaki i atakuje jakiś klan, to jest dobrze - skrzywiła pyszczek, machając końcówką ogona zdenerwowana.
- Otóż to, nie zaprzeczę, że masz racę. Kończę też z mianowaniem przed szóstym księżycem - odparł, liżąc swą starą bliznę na łapie - widząc jednak, że kotka chyba chce zaprotestować - kontynuował - Nie każdy jest tak wybitny jak ty, Berberysowa Bryzo. Większość tych niedorajd siedzi jako uczeń nawet dłużej, aniżeli byliby normalnie mianowani - splunął odruchowo, wpatrując się przed siebie.
- Cóż... ty tu jesteś liderem - wzruszyła barkami.
- I niedługo ty nim będziesz. Pamiętaj jednak, że na klanie gwiazd nie można polegać. Te zdechłe szczury mają tylko kilka wybrańców, którym układają szczęśliwe życie - odparł, drętwiejąc, gdy do jego uszów dotarło ćwierkanie ptaka - A teraz zmieniając temat, co powiesz na zawody w polowaniu? - zaproponował spokojnym tonem, gdzieś tam z tyłu głowy, marząc o kolejnym spotkaniu ze Słodkim Językiem.
< Berberys? >
Mrauuu.
OdpowiedzUsuńAle kotku uważaj,bo jak tak za blisko będziesz ten pysk zbliżał do Berberys to Słodka może popaść w problemy psychiczne i nawet rozdwojenie jaźni złapać :c *kiedy twój poziom kraszowania Lisa przechodzi oczekiwania wszystkich*