- Mamo? - cicho pisnął.
Zmrużył oczy ze zirytowania, przenosząc się do pozycji siedzącej. To całe zbiegowisko było przez Janowca, jedynie kichającego co jeden skok serca? Wbił pazury w miękki mech. Skoro syn Bazylii był na tyle słaby, by się czymś zarazić, to dlaczego tak się przejmują, zamiast skupić się na zdrowych kociętach? Pokręcił głową z niedowierzaniem.
Medyczki i jeden kociak, szybko ulotniły się z kociarni, co ani trochę nie zdziwiło kocurka. Bardziej doprowadziło do tego, że zamierzał pokazać, kto tutaj rządzi, gdy tylko Janowiec wróci. Musiał dać mu nauczkę. Tym razem nie będzie Płomykówki, która odgoni białego od "niebezpiecznych" zabaw. Po pokasływaniu starszej nie było śladu, ot tak zniknęła ze żłobka, a jakoś Bocian nie chciał badać sprawy.
- Nie śpisz?
Spojrzał kontem oka na Żurawia, zanim wzruszył ramionami. Otoczył łapki puchatym ogonem. Mama zawsze powtarzała, że jest szczęściarzem z powodu długiego futra, dzięki któremu w zimę będzie mu cieplej.
- Jak widzisz, mysi móżdżku. - prychnął.
Dobrze, że nauczyli się lepiej mówić. To zdecydowanie ułatwiało sprawę. Żuraw był przyzwyczajony już do swojego starszego o parę minut brata, więc jego odpowiedz kompletnie go nie zasmuciła. A nie taki był cel Bociana. Jego słudzy od pewnego czasu byli wszędzie, zabierając mu cenne powietrze i nie szanując przestrzeni osobistej.
- No cio się tak gapisz? - burknął.
- Poróbmy coś.
Bocian całą uwagę skupił na śledzeniu żłobka. Wszystkie szczegóły były mu znane. Może powinien w końcu wybrać się poza kociarnię? Nie rozumiał, że panuję czerwony kaszel. Jasność go przyciągała i te nieznane zapachy, które już mogły poznać kociaki Bazylii i Agrest. Nie zamierzał być gorszy.
Potrząsnął głową, gdy jeden z braci go dotknął łapą.
- Co?
- Chcie pozbać inne kociaki. - miauknął wesoło Wschód.
Zdziwiony odpowiedzią wzruszył ramionami. Oczywiście jego sługa dobrze zrobił, bo najpierw musiał uzyskać zgodę.
- Nie.
- Konopia mioże dołączy do zapawy? - zaproponował Żuraw, chcąc znalezć rozwiązanie dla ich całej trójki.
Czapla oczywiście miał wszystko gdzieś, zajęty spaniem, oberwał więc ogonem od białego. Kto widział, żeby tyle spać.
Czapla oczywiście miał wszystko gdzieś, zajęty spaniem, oberwał więc ogonem od białego. Kto widział, żeby tyle spać.
- Nie będziesz się z nią bawić. - fuknął Bocian, unosząc wyżej głowę. Jeszcze brakowało, żeby dzieciak Bazylii odebrał mu sługusów. Wskoczył na grzbiet Wschodu, od razu siadając na bracie i utrzymując równowagę. - Nie wierć się!
Poklepał kociaka po łebku, gratulując mu wykonania polecenia.
- Jia opowiem lepszą histolie rybie ogony. - chrząknął, zwracając na siebie ich uwagę. Był lepszy. Nie musiał co prawda nic udowadniać, ale co mu szkodziło, jeszcze i tak się nudził?
- Diawno diawno temu, w naszym lesie, na żabich bagniskach, mieszkał pebiem lis. Nie posiadał on rodziny, więc był szczęśliwy. Wtedy na drodze lisa pojabił się wilk. Było to silne stworzenie i...
- Zakochali się w sobie? Zakochali? - ożywił się Żuraw, a Wschód stęknął cicho pod ciężarem brata. Bocian wywrócił oczami.
- Zaprzyjaźnili. Lis i wilk trzybali się razem, wslópnie polowali, zdolibali tereny, aż wreszcie wilk zjadł lisa. Kioniec.
Przez pewien czas panowała cisza, którą w końcu przerwał Czapla.
- Okropna bajka.
- Nie znasz się. Bajka była świepna! - mruknął.
Skoro te lisie łajna nie chciały go słuchać, zeskoczył z grzbietu Wschodu i jakby nigdy nic skierował się przed siebie. Domyślał się, że będą go potem przepraszać, a może nawet otrzyma jakiś prezent. Inaczej im nie wybaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz