Bocian zastrzygł uszami. Ona mówiła poważnie? Jakoś trudno było mu uwierzyć, że zwyczajne szyszki mogą pomóc wygrać wyścig. Przecież mama mówiła, że spadały z drzew, a skoro tak, były jedynie zwyczajnym darem natury.
— Cykasz się?
Syn Chmurki wywrócił oczami. Uznał, że co mu szkodzi pokazać koteczce, że może z nią wygrać nawet bez pomocy szyszek. Napiął mięśnie, przygotowując się do długiego susa. Po kilku uderzeniach serca już biegł za koleżanką ze żłobka, wyciągając przed siebie pulchne jeszcze łapki. Miał taki problem, że urodził się właściwie kilkanaście wschodów słońca temu. Nie znał jeszcze dobrze obozu, nie mówiąc już o byciu szybszym od o kilka księżyców starszego kociaka. Wybiegając na światło dzienne, Bocian musiał zmrużył oczy. Wydobyć z siebie cichutkie "wow", oczarowany wszystkim, co znajdowało się na zewnątrz. Dotąd widział jedynie skrawek życia w obozie, wyglądając z ciepłego wnętrza kociarni. Młodzik kontem oka dostrzegł powracający patrol wojowników.
— Przegrasz, lisi bobku! — mruknął za Ostróżką, gnając ile miał sił w łapkach.
Musiał nadrobić swoje chwilowe opóźnienie. Na jego szczęście - albo nieszczęście - śnieg skutecznie utrudniał bieg, przez co siostra Konopi nie dotarła jeszcze do ich celu. Koteczka prowadziła, a w jej oczach iskrzyła radość i może trochę dumy.
Machnął ze zirytowaniem ogonkiem. Nie mógł przegrać z kotką! Przyspieszył, chociaż łapki odmawiały mu posłuszeństwa, a oddech przyspieszył ze zmęczenia. Chłodny wiatr musnął futerko na jego pyszczku. Z trudnością poruszał się po białym, zimnym puchu. Jeszcze bardziej nie lubił Pory Nagich Drzew. Prawie się potknął, w ostatniej chwili zachowując równowagę. Dzięki czujności kocurka, zorientował się, że Ostróżka dobiegła już do legowiska wojowników i teraz spoglądała w jego stronę oczekująco. Mruknął coś pod nosem. Gorycz porażki zalała kocurka od czubka nosa, po koniuszek ogona. Wreszcie dobiegł. Zatrzymawszy się, od razu usiadł, nie pokazując, że taki ruch był dla niego zbyt duży. Otoczył łapki ogonem, unosząc z wyższością łebek.
— Mówiłam! Dopóki nie uwierzysz nie wygrasz. — miauknęła córka Bazylii. — Już wierzysz w potęgę najwspanialszych?
Skrzywił się.
— Co mi szkodzi. - wzruszył ramionami.
Koteczka wydała z siebie podekscytowany pisk, który przemilczał, jedynie ruchem pyska zachęcając ją, żeby zmienili miejsce. Wiedziony bardziej czujnością, niż ciekawością, wszedł do legowiska wojowników. Rozejrzał się po wnętrzu, gdzie było mniej cieplej niż w żłobku, było też jaśniej, natomiast mchy wydawały się niewymieniane od dłuższego czasu. Poczekał, aż Ostróżka wślizgnie się za nim.
— To może opowiesz mi więcej o tych szyszkach, mysi bobku? — mruknął, zaczynając pomału badać nowe miejsce.
<Ostróżko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz