Patrzyłem już nie kamiennym wzrokiem na Błękitną Burzę, ale z gniewem w oczach. Mojemu synowi zrobiło się smutno. Prawie pół księżyca w obozie. Odszedłem zanim cokolwiek zdążył powiedzieć i usiadłem trzydługości lisa dalej. Ogon położyłem na przednich łapach i patrzyłem na syna prawie jak na zdrajcę.
***
Był ranek, a słońce wychylało się dopiero zza drzew i oświetlało na razie bladym blaskiem polankę w obozie. Wyszedłem z legowiska. Spojrzałem w kierunku legowiska wojowników. Wodny Ogon wychodził już i spojrzał na mnie. Ruszyliśmy bez słowa w kierunku siedlika dwunogów. Przez całą drogę nie wymieniliśmy nawet słowa. W głowię miałem tylko jedną myśl... przepędzić stąd pieszczochy.
Niedługo później byliśmy już przy celu. W nos uderzył mnie słodki smród pieszczoszków dwunożnych. Na sam zapach byłem wściekły. Wyminąłem ogromnego konia i ruszyłem w kierunku ogromnego legowiska, w którym stało kilka koni. Zapach był coraz mocniejszy. Usiadłem niedaleko wejścia, a obok mnie Wodny Ogon.
- Pieszczochy! - zawołałem z wyraźną pogardą w głosie. Zobaczyłem dwa żółte ślepia. Po chwili zniknęły, a kiedy się pojawiły ponownie było ich więcej. Podszedłem, a za mną ruszył wojownik. Najstarsza kotka również wyszła, za nią ruszyły kociaki. Zapewne jej młode.
- To znowu te dzikusy! - zawołał jeden. Sierść zjeżyła mi się na karku. Byłem o krok od rzucenia się na małego. Kiedy stanąłem naprzeciw kotki usiadłem. Byłem spokojny. Zmróżyłem oczy.
- Zakazuję wam polowania w Siedliku Koni. - powiedziałem.
- Ty wysłałeś wczoraj tego wojownika? - zapytała kotka.
- Tak. - odpowiedziałem.
- Przecież pozwolił nam tutaj polować. - odparła.
- On może sobie pozwalać. Jestem jego przywódcą i to ja decyduję kto może co robić na moich terenach i nie zgadzam się z nim. - wstałem.
- Kim ty wogóle jesteś? - zapytał jeden kociak. Był bardzo pewien siebie. Posłałem mu zimne spojrzenie.
- Pokażę ci coś. - Powiedziała kotka. Ruszyła wgłąb legowiska tych olbrzymów. Spojrzałem na Wodną Łapę niepewnie. Co jeśli to pułapka? Po chwili ruszyliśmy za nimi. Kotka doprowadziła nas do rannego kociaka.
- Yhym... Na co liczysz? Że ci uleczymy tego kociaka i będziemy razem żyli w zgodzie? - zapytałem. Maluch otworzył oczy, kiedy spostrzegł Wodnego Ogona jego, albo jej oczy rozszeżyły się ze strachu.
- Spójż co zrobiliście! - powiedziała. Powoli puszczały jej nerwy. Kiedy zauwarzyła to co ja spojrzała na mojego towarzysza podejrzliwie.
- Wodny Ogonie, czy ty to zrobiłeś? - zapytałem. Kiwnął głową. - Dobrze, porozmawiamy o tym później. Ale jak to ma się do polowania na moim terytorium? - zapytałem.
- Pamiętasz Pustułce Skrzydło? - zdziwiłem się. Skąd ona tyle wie o klanach i skąd wie, że znałem wojownika o takim imieniu? - To jego córka. - dodała po chwili.
- To był zwykły zdrajca! Odszedł bez słowa, wiedziałem, że gdzieś tu się kręci! - powiedziałem pełen gniewu.
- Nie mów tak na mojego tatę! - zawołał jeden z maluchów i rzucił się na mnie. Odepchnąłem go i syknąłem.
- Kiedy żył nie zwracaliśny uwagi, że tutaj polujecie, ale teraz go nie ma i proszę, żebyście zostawili tereny.
- Nigdy! Chcecie pozbawić nas jedzenia? - zawołał Wodny Ogon.
- Proszę... - zaczęła.
- Jeżeli nie chcesz załatwić tego po dobroci, przepędzimy cię stąd! Naraziłaś się na mój gniew, więc będziesz musiała walczyć z całym Klanem Nocy! Nic już tego nie zmieni! - zawołałem, a na pysku pieszczoszki zobaczyłem przerażenie. Wybuchłem... sama się o to prosiła.
- Idziemy. - powiedziałem do wojownika cicho i ruszyliśmy w stronę obozu.
Kiedy dotarliśmy zobaczyłem Błękitną Burzę. Zauwarzył moje zdenerwowanie. Jestem pewien, że trójka wojowników z pewnością sobie poradzi z piątką domowych kotów, w dodatku tylko jeden jest dorosły. Błękitny na pewno nie pójdzie.
<Błękitna Burzo?> wenus braksimus wielkus ;-;
***
Był ranek, a słońce wychylało się dopiero zza drzew i oświetlało na razie bladym blaskiem polankę w obozie. Wyszedłem z legowiska. Spojrzałem w kierunku legowiska wojowników. Wodny Ogon wychodził już i spojrzał na mnie. Ruszyliśmy bez słowa w kierunku siedlika dwunogów. Przez całą drogę nie wymieniliśmy nawet słowa. W głowię miałem tylko jedną myśl... przepędzić stąd pieszczochy.
Niedługo później byliśmy już przy celu. W nos uderzył mnie słodki smród pieszczoszków dwunożnych. Na sam zapach byłem wściekły. Wyminąłem ogromnego konia i ruszyłem w kierunku ogromnego legowiska, w którym stało kilka koni. Zapach był coraz mocniejszy. Usiadłem niedaleko wejścia, a obok mnie Wodny Ogon.
- Pieszczochy! - zawołałem z wyraźną pogardą w głosie. Zobaczyłem dwa żółte ślepia. Po chwili zniknęły, a kiedy się pojawiły ponownie było ich więcej. Podszedłem, a za mną ruszył wojownik. Najstarsza kotka również wyszła, za nią ruszyły kociaki. Zapewne jej młode.
- To znowu te dzikusy! - zawołał jeden. Sierść zjeżyła mi się na karku. Byłem o krok od rzucenia się na małego. Kiedy stanąłem naprzeciw kotki usiadłem. Byłem spokojny. Zmróżyłem oczy.
- Zakazuję wam polowania w Siedliku Koni. - powiedziałem.
- Ty wysłałeś wczoraj tego wojownika? - zapytała kotka.
- Tak. - odpowiedziałem.
- Przecież pozwolił nam tutaj polować. - odparła.
- On może sobie pozwalać. Jestem jego przywódcą i to ja decyduję kto może co robić na moich terenach i nie zgadzam się z nim. - wstałem.
- Kim ty wogóle jesteś? - zapytał jeden kociak. Był bardzo pewien siebie. Posłałem mu zimne spojrzenie.
- Pokażę ci coś. - Powiedziała kotka. Ruszyła wgłąb legowiska tych olbrzymów. Spojrzałem na Wodną Łapę niepewnie. Co jeśli to pułapka? Po chwili ruszyliśmy za nimi. Kotka doprowadziła nas do rannego kociaka.
- Yhym... Na co liczysz? Że ci uleczymy tego kociaka i będziemy razem żyli w zgodzie? - zapytałem. Maluch otworzył oczy, kiedy spostrzegł Wodnego Ogona jego, albo jej oczy rozszeżyły się ze strachu.
- Spójż co zrobiliście! - powiedziała. Powoli puszczały jej nerwy. Kiedy zauwarzyła to co ja spojrzała na mojego towarzysza podejrzliwie.
- Wodny Ogonie, czy ty to zrobiłeś? - zapytałem. Kiwnął głową. - Dobrze, porozmawiamy o tym później. Ale jak to ma się do polowania na moim terytorium? - zapytałem.
- Pamiętasz Pustułce Skrzydło? - zdziwiłem się. Skąd ona tyle wie o klanach i skąd wie, że znałem wojownika o takim imieniu? - To jego córka. - dodała po chwili.
- To był zwykły zdrajca! Odszedł bez słowa, wiedziałem, że gdzieś tu się kręci! - powiedziałem pełen gniewu.
- Nie mów tak na mojego tatę! - zawołał jeden z maluchów i rzucił się na mnie. Odepchnąłem go i syknąłem.
- Kiedy żył nie zwracaliśny uwagi, że tutaj polujecie, ale teraz go nie ma i proszę, żebyście zostawili tereny.
- Nigdy! Chcecie pozbawić nas jedzenia? - zawołał Wodny Ogon.
- Proszę... - zaczęła.
- Jeżeli nie chcesz załatwić tego po dobroci, przepędzimy cię stąd! Naraziłaś się na mój gniew, więc będziesz musiała walczyć z całym Klanem Nocy! Nic już tego nie zmieni! - zawołałem, a na pysku pieszczoszki zobaczyłem przerażenie. Wybuchłem... sama się o to prosiła.
- Idziemy. - powiedziałem do wojownika cicho i ruszyliśmy w stronę obozu.
Kiedy dotarliśmy zobaczyłem Błękitną Burzę. Zauwarzył moje zdenerwowanie. Jestem pewien, że trójka wojowników z pewnością sobie poradzi z piątką domowych kotów, w dodatku tylko jeden jest dorosły. Błękitny na pewno nie pójdzie.
<Błękitna Burzo?> wenus braksimus wielkus ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz