BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.

W Klanie Klifu

Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.

W Klanie Nocy

Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.

W Klanie Wilka

Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.

W Owocowym Lesie

Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.
Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty



Miot w Owocowym Lesie!
(brak wolnych miejsc!)

Miot w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)

Rozpoczęła się kolejna edycja Eventu NPC! Aby wziąć udział, wystarczy zgłosić się pod postem z etykietą „Event”! | Zmiana pory roku już 24 listopada, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

31 lipca 2016

Od Słonecznego Deszczu CD Jaszczurczej Łapy

Byłem taki dumny! Młody złapał pierwszą ofiarę i to nie byle jaką. Był to ogromny i tłusty królik!
- Wiedziałem, że ci się uda młody!- powiedziałem podekscytowany i szturchnąłem go nosem- w końcu nie zapomniałeś o ogonie!
- Tak szczerze, działałem pod presją i złością- wyjawił mi kotek i uśmiechnął się, w jego oczach odbijała się duma.
- Widać musisz robić tak częściej- zaśmiałem się- chodź, wróćmy już.
Po drodze odkopałem moje zdobycze i zabrałem w drogę. Szliśmy obok siebie nie odzywając się za wiele, czasem młody zapytał dokąd prowadzi droga, albo co to za dziwny hałas. Dzień był piękny, słońce świeciło jasno jak nigdy, w takie dni jak te żałuję trochę, że mam grube futro. Matka zawsze powtarzała, że mam to po przodku, ale sam nie byłem tego pewien. Po jakimś czasie spostrzegłem, że Jaszczurcza Łapa ciągnie się gdzieś z tyłu. Przysiadłem na chwilę tak by młody mógł mnie dogonić. Wyglądał na dość zmęczonego, jego oddech był nieregularny. Widząc to, że się zatrzymałem sam opadł na brzuszek i westchnął ciężko.
- Co się dzieje Jaszczurcza Łapo? Źle się czujesz?- spytałem zaniepokojony i szturchnąłem go nosem. Kotek machnął łapką i podniósł łepek do góry.
- Nie nie, po prostu ten królik jest ciężki- odparł i naburmuszony usiadł obok- czemu muszą być takie grube!
Zaśmiałem się trochę za głośno, wywnioskować można to było po odlatującym w pośpiechu ptaku, jakby spłoszonym mym śmiechem. Jaszczurcza Łapa też się zaśmiał, tyle, że znacznie ciszej.
- Opowiesz mi jakąś historię? Podobno znasz ich wiele!- poprosił mnie kotek machając ogonem w prawo i lewo. Zdziwiłem się tą prośbą trochę, o jaką historię może mu chodzić?
- A dokładniej o czym byś posłuchał?
- Coś z twojego treningu! Nie mogłeś zawsze być taki wielki jak dąb i taki silny jak koń!- mruknął do mnie młodzik co wywołało u mnie kolejny śmiech.
- Skoro tak, co powiesz na historię o łapaniu ptaków, hm?- spytałem a widząc błyszczące ślepia Jaszczurczej Łapy zacząłem- Kiedy byłem jeszcze młody i mały jak żołądź, no może większy, moja matka przeziębiła się i leżała u medyka. Chciałem poprawić jej humor więc spytałem czego pragnie. Ta ja zawsze powiedziała, że chce abym zawsze był uśmiechnięty i szczęśliwy, jednak mi to nie wystarczyło. Udałem się po poradę do ojca, który wyjawił mi, że mama kocha jeść zięby. Jak wiadomo, na naszych terenach ich jest niewiele, ale było takie jedno miejsce gdzie dało się je znaleźć. Więc pobiegłem tam ile sił miałem w moich małych łapkach. W końcu dotarłem do małego lasku z którego dobiegały odgłosy ptaków. Zacząłem węszyć w poszukiwaniu zięb, nie było to proste bo cały czas napotykałem na zapach Klanu Klifu, gdyż było to obok naszej granicy. W końcu jednak poznałem słodki zapach lasu i piór. Odnalazłem tego kolorowego ptaszka i już miałem iść po niego kiedy przypomniałem sobie, że nie miałem lekcji ze wspinaczki na drzewa. Głupi machnąłem na to łapą i powiedziałem sobie, że to nie może być tak trudne! Wskoczyłem zatem na drzewo i zacząłem wspinać się do góry. Co chwile traciłem przyczepność i prawie spadałem, ale jednak nic mi się nie stało. Chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę ptaszka, starając się nie spaść i zachować spokój. Gdy byłem dość blisko zrobiłem najgłupszą możliwą rzecz, skoczyłem w jego kierunku.
Usłyszałem cichy śmiech Jaszczurczej Łapy który przerwał mi moją opowieść. Spojrzałem z ukosa na ucznia który zaraz się poprawił i ponaglił mnie bym mówił dalej.
- W połowie lotu zrozumiałam co zrobiłem i spanikowałem. Z łoskotem spadłem z drzewa i zauważyłem jak zięba ucieka na wyższą gałąź. Co więcej, spadłem na coś, a bardziej na kogoś. Podnosząc się zobaczyłem iż leżałem na piaskowym kocie bez jednego oka. Klął coś pod nosem lecz widząc mnie jako kociaka przestał. Spytał mnie miło co robię na tym terenie, a widząc moje zakłopotanie dodał iż nie mam się co spinać, gdyż to niewyjaśnione terytorium. Powiedziałem mu po co tu przybyłe, a ten bardzo uprzejmie odpowiedział mi, że pomorze. Usiadł pod drzewem i zawył wręcz. Zięba uciekła spłoszona. Zdziwiony spojrzałem na niego, a ten kazał być mi cicho. Zięba nagle wylądowała na ziemi a on rzucił się na nią z niezwykłą zręcznością. Złapał ją w zęby i ścisnął. Ptak umarł od razu. Oddał mi go grzecznie i otarł pysk. Byłem poruszony jego umiejętnościami. Powiedziałem, że jest wspaniałym wojownikiem, a on odpowiedział mi najdziwniejszą rzecz, coś o co bym nigdy go nie podejrzewał.
- Co takiego?- spytał podekscytowany kotek machając ogonem. Jego wąsy drżały a oczy wpatrywały się we mnie.
- Że jest medykiem.
Jaszczurcza Łapa zdziwił się potwornie. Wstałem i zabrałem swoje zdobycze i kazałem iść mu za mną. Kotek podniósł się ociężale i zabrał królika.

<<Jaszczurcza Łapo?>>

Od Czystej Gwiazdy CD Kruczej Stopy

Kot mnie zadziwiał. Albo był tak odważny, albo głupi na potęgę. Śmiał twierdzić, że te głupie wymysły kociaczków pochodzą od wielkiego Klanu Gwiazd?! Zdenerwował mnie nie na żarty, jednak wolałam poczekać i dalej obserwować jak rozmowa się potoczy.
- Wasz wymysł nie jest potrzebny nikomu! Chcę wam pomóc kociaczki i zaprowadzić was do Gwiezdnego Klanu. Snując takie herezję nigdy tam nie dotrzecie.
Czarny kocur zjeżył się i wyszczerzył kły. Widać było, że lada moment się na mnie rzuci z chęcią mordu. Kotka siedząca obok niego była poruszona moimi słowami, czyżby mała związek z moją barierą jaką byli Czterej Wybrani?
- Raczej ty tam nigdy nie dotrzesz! Nie słuchasz klanu i idziesz sama za jakimiś głupstwami! A teraz wynoś się stąd, ty i twój klan!- wrzeszczał bez opamiętania wciąż szczerząc kły. Z lodowym wyrazem pyska zmierzyłam go wzrokiem i wychrypiałam:
- Nigdy kociaczku.
Tego jak widać było dla niego za wiele. Z sykiem rzucił się w moim kierunku, lecz ja byłam na to przygotowana. Nim kot do mnie doleciał ja już skoczyłam w bok. Kruczoczarny kot upadł na pysk i podniósł się błyskawicznie. Ja odbiłam się w jego kierunku i skoczyłam z wysuniętymi pazurami  na niego. Tym razem nie udało mu się tak szybko odwrócić, spadłam na jego grzbiet i wbiłam się w niego. Kot rzucił się i pisnął z bólu. Poluźniłam uścisk i zeskoczyłam zręcznie na ziemie a mój przeciwnik wstał. Nim wrócił do pionu ja znowu zaszarżowałam. Już dosięgałam go łapą kiedy nagle do naszej walki wkroczyła kotka i odepchnęła mnie w inną stronę z siłą tarana. Przewróciłam się, ale szybko stanęłam na równe łapy. Nim się spostrzegłam kotka wyskoczyła na mnie z pazurami. W ostatniej chwili uchyliłam głowę, jej pazury przejechały delikatnie po moim poliku nie robiąc szramy. Skoczyłam w kierunku jej brzucha i powaliłam ją na ziemię. Kotka ruszyła się i na jej nieszczęście ugryzłam ją w szyję. Usłyszałam głośny warkot, miałam ją w garści. Nagle z boku nadbiegał jej wybawca, zachowywał się nad wyraz głośno. Skoczyłam w inną stronę unikając ataku. Teraz przede mną stały dwa poturbowane koty, ja byłam trochę zmęczona i lekko obita.
- To chyba niesprawiedliwe, dwóch na jedną, nie sądzicie?- mruknęłam w ich kierunku. Zauważyłam, że oboje są zbyt pewni swojego. Miauknęłam głośno i zaraz z krzaków wyskoczyła Pomarańczowa Stopa. Zmierzyła intruzów przenikliwym wzrokiem i kiwnęła porozumiewawczo głową. Wskazałam jej ogonem kotkę. Po chwili ruszyliśmy na siebie. Parka była pewna z kim będą walczyć, lecz w ostatniej chwili zamieniłam się z Pomarańczową miejscami i każda z nas wpadła na przeciwnika tej drugiej, co oznaczało, że ja walczyłam z rudo-białą kotką. Zdezorientowana upadła pod moim ciężarem na ziemię, a ja miałam idealny moment na atak. Uderzyłam ją w pysk łapą i ruszyłam z zębami w kierunku jej szyi, jednak ta odepchnęła mnie tylnymi nogami przez co wylądowałam na ziemi obok. Podniosłam się za szybko, był to duży błąd gdyż kotka wymierzyła mi solidne uderzenie łapą prosto w bok. Syknęłam z bólu i praktycznie na oślep ruszyłam łapą. Trafiłam ją w jej przednią nogę. Gdy ta podnosiła ją do góry jednocześnie patrząc na nią miałam czas by wykonać skok, jednak zrobiłam coś innego. Ruszyłam wprost na nią i staranowałam ją odpychając do tyłu. Kotka upadła na ziemię kilka ogonów dalej. Szybko spojrzałam w bok by sprawdzić jak radzi sobie Pomarańczowa. Zauważyłam tylko małe rozdarcie na jej poliku, trochę gorzej przedstawiał się kocur. Także skończyła z nim walkę. Miauknęłam i za mną pojawili się Oślinione Futro oraz Płomienna Pieśń. Zmierzyłam lodowym wzrokiem obce koty i wysyczałam wściekle:
- Ja, Czysta Gwiazda pozwalam wam odejść! Nieście wieść o mnie i nadchodzącym niebezpieczeństwie, bo niedługo wasz świat dobiegnie końca.

<<Kryształowa Łzo, Krucza Stopo? Walkę pisałam opierając się o statystyki>>

Od Wieczornego Blasku CD Piaszczystej Mgły

Byłem wściekły. Dlaczego te głupie koty wchodzą na nasze terytorium?! Znowu chcą oberwać czy co? Nigdy więcej żaden klifiak nie podejdzie pod Sowie Drzewo!
- Żaden kot z Klanu Klifu nie będzie wchodził na tereny Klanu Nocy! - wykrzyczałem, a moje pazury same zaczęły się zaciskać na kocicy. Zaczęła się szarpać, aż spadłem. Zobaczyłem krew na jej karku. Wysyczałem z wściekłością gotów by rzucić się na intruza.
- Nie chcę kłopotów. - powiedziała tylko. W jej oczach widziałem ból spowodowany raną. Zasyczałem w odpowiedzi.
- Nic mnie nie powstrzyma by zabić cię tu i teraz. - powiedziałem i troche się uspokoiłem, ale byłem nadal gotów do ataku. Kotka chciała coś zrobić, ale była nie pewna co zrobię. Więc usiadła tylko. Szykowało się na rozmowę. Rozluźniłem się, ale sierść na karku wciąż mimowolnie miałem zjeżoną.
- Czego tu szukasz? - wyplułem w końcu.

<Piasek?>

Od Wieczornego Blasku CD Lodowej Łapy

Rozejrzałem się. Lodowa miała rację co do tego miejsca. Było tutaj ładnie.
- Nie prawda. - powiedziałem. - Tylko zauwarzyłem to z opóźnieniem. - zaśmiałem się. Patrzyłem na horyzont. Przemyślanie różnych spraw naprawde się przydaje, a obecność kogoś innego może dodać świadomości, że nie jest się samotnym. Spojrzałem na Lodową. Uśmiechnęła się do mnie i także spojrzała na horyzont. Zmróżyłem oczy w zamyśleniu. Ciekawe czy kiedyś znajdę kogoś, kogo pokocham. Będziemy mieli najlepsze dzieci i któreś może kiedyś zostanie liderem? Fajnie by było, gdyby któryś z nich stanął na miejscu swojego dziadka. Uśmiechnąłem się na samą myśl o takich świetnych kociakach. Nim zuwarzyłem słońce chyliło się ku zachodowi. Choć byłem już wojownikiem z Lodową Łapą wciąż czyłem się jak uczeń.

<Lodzie?>

28 lipca 2016

Od Piaszczystej Mgły

Dzień był spokojny. Postanowiłam, że wybiorę się na tereny klanu Nocy. W końcu nigdy tam nie byłam, więc ciekawie by było tam pójść. Czy wojownicy klanu Nocy nienawidzą nas? Wyszłam z obozu ukradkiem i zwróciłam się w stronę tunelu.

***

Byłam już przy Sowim Drzewie. Zobaczyłam w oddali jakiegoś kota. Czyżby klan Nocy? Schowałam się za krzykiem a ciemny kot wpatrywał się we mnie. Jego żółte ślepia zdawały się aż atakować mnie spojrzeniem. Ciarki mnie przeszły na ten widok. Onmnie wwidział i był gotowy do ataku.
- Kim jesteś? - Zapytał nieufnie lecz spokojnie. Nie odpowiadałam, bałam się, że gdy się ujawnie to on mnie rozszarpie.
- Cuchniesz klanem klifu! - Warknął kocur i nagle wyskoczył na mnie. Jego pazury spoczęły na moim karku.
- Co ja Ci zrobiłam? - Prychnęłam a przez ranę zaczęły mi lecieć łzy.
- Twój lider zabił moją matkę! - Syknął zaciskając pazury.
- A twój moją. - Powiedziałam delikatnie.

<Wieczorny Blasku?>

Rysie Kocię!

Rysie Kocię|Kociak|Klan Nocy

Od Pustynnej Duszy CD. Błękitnej Burzy

Wyznaczeni wojownicy wyszli z obozu. Ruszyłam za nimi, w końcu też byłam wybrana. Kilka chwil później dotarliśmy na miejsce. Zauważyłam, że Błękitna Burza gdzieś zniknął, ale ważniejsze było wygonić pieszczochy z siedliska koni. Jedynym problemem, było to, że nigdzie nie było widać tych kotów. Zrezygnowały? Stchórzyła? Może same się wyniosły?
- Szary Kle, gdzie oni są? - Zapytałam zastępcę.
- Nie wiem, ale zwykle tu polują. - Mruknął zdziwiony zastępca. Podeszli do nas Wodny Ogon i Wieczorny Blask.
- Gdzie te tchórzliwe mysie bobki? - Warknął Wodny Ogon.
- Stchórzyły. - Wieczorny Blask był tego pewien. - Ale gdzie Błękitna Burza? - Zapytał.
- Nie wiemy, gdzieś zniknął. - Powiedziałam.
- Eh on to zawsze coś wymyśli. - Burknął Wodny Ogon. Była cisza, cały czas unosił się zapach pieszczochów. Przyszła do nas Tajemniczy Kwiat.
- Jak tam idzie? - Zapytała lekko roześmiana.
- Nijak. - Mruknął Wieczorny Blask. Gdzie oni byli? Widać, jak zwykle stchórzyły.

<Wieczorny, Wodny, Szary Kieł, Tajemniczy Kwiat?>

Od Onyksowej Gwiazdy

Atmosfera w obozie była napięta. Nie było tak, jak za czasów Niespodziewanej Gwiazdy. Musiałem wybrać zastępcę, a mój najlepszy przyjaciel odszedł. Jedyny kot, a raczej kotka do, której miałem zaufanie była to moja córka. Po części, też Spopielony Kwiat. Wydaje mi się, że są dobre. A właściwie to czemu nie wybrać Spopielonego Kwiatu jako zastępcy? To była dobra myśl. Wskoczyłem na kamień i zwołałem klan. Wszyscy podeszli, nawet Zakrzywione Oko był gdzieś z tyłu.
- Dziś wybiorę swego zastępcę! - Oznajmiłem. liczne ślepia spoczęły na moim pyszczku. Czekały na kota który miał zostać zastępcą. Jednak nie ukrywały tego, że sami by chcieli.
- Spopielony Kwiecie! Od dziś jesteś zastępczynią lidera klanu Klifu! Mam nadzieję, że będziesz dawać dobry przykład innym. - Zeskoczyłem z kamienia i podszedłem do Spopielonej.
- Mam nadzieję, że gdy zostaniesz liderem. Będziesz lepszym ode mnie. - Szepnąłem do jej ucha. Kotka kiwnęła z szacunkiem głową. Nie ukrywała swojego zadowolenia. Z tłumu kotów wybiegła Piaszczysta Mgła.
- Będziesz najlepszym zastępcą! - Gratulowała Spopielonemu Kwiatu. Byłem wzruszony tym, że mój wybór spodobał się osobie dla mnie najważniejszej.

<Spopielony Kwiecie? Będziesz soł hepi xD>

Od Kruczej Stopy CD. Kryształowej Łzy

Krucza Stopa przytulił Kryształową Łzę.
- Za to, że jesteś. - Wyszeptał do jej ucha, a kotka się zarumieniła. Przez te wszystkie czułości, nagle zapomniał gdzie się znajdują. Nie obchodziło go to. Chciał być jak najbliżej swojej wybranki.
Zastanawiał się jakie ciekawe miejsce mógł by odwiedzić z Kryształową i wpadł na pewien pomysł.
- Chodź! - Mruknął do Kryształowej Łzy i zniknął w krzakach. Kotka po chwili zrobiła to samo. Przeszli obok Sowiego Drzewa, na tyle daleko, by nie wejść na tereny klanu Nocy. Powoli dotarli pod Cztery Drzewa. Kryształowa Łza, była zaniepokojona. Krucza Stopa czuł, że coś, a raczej ktoś tu jest.
- Uznałem, że będzie to ciekawe miejsce. - Burknął a Kryształowa Łza przytuliła się do niego.
Nagle zza krzaków wyskoczył jakiś kot z raną na przedniej prawej łapie. Była to kotka, ale nie sama. Wyraźnie było czuć woń innych kotów.
- Co robicie na terenie klanu Prawdy?! Jedynego prawdziwego klanu! - Warknęła.
- Jedynego prawdziwego? - Zdziwiła się Kryształowa Łza.
- Moim celem jest połączenie wszystkich klanów w jeden silny. - Parsknęła i usiadła, lecz cały czas gotowa do walki.
- Ale nie można połączyć klanów. Nie znasz zasady kodeksu wojownika? Cztery Drzewa, Cztery Klany, cztery pory roku! - Oburzył się Kruk.
- To tylko głupoty. - Syknęła i zaczęła walić nerwowo ogonem o ziemię.
- Nie chcemy kłopotów. - Parsknął Krucza Stopa.
Ślepia czarnej jak noc kotki zalśniły.
- Ja też nie chcę. - Powiedziała.
- Tworzysz je. - Oznajmiła Kryształowa Łza.
- Problemy tworzy czwórka wybranych! - Wypluła.
- Czwórka wybranych jest ważna dla klanów! - Zdenerwowała się Kryształowa Łza.

<Krysia? Czysta? Ktoś z klanu Prawdy?>

27 lipca 2016

Od Walecznego Serca CD. Beżowej Duszy

Muszę powiedzieć że wcale nie zdziwiło mnie to co powiedziała Beżowa Dusza od początku byłem tego pewny. - Pomyślałem, a na moim pyszczku widniało zadowolenie.
Uśmiechnąłem się tak szeroko że aż pokazałem swoje kły Beżowej, pewnie wyglądałem jak idiota ponieważ Beżowa skrzywiła nieco swój uśmiech w odpowiedzi na mój.
- Nie pamiętam kiedy ostatnio byłeś tak szczęśliwy, stąd ta reakcja. - Zaśmiała się lekko pod nosem.
- Ja też nie. - Odparłem zmieniając wyraz twarzy z psychicznego na normalny, jednak ciągle nie ukrywając swojego zadowolenia.
- Nie jesteś zmęczona? Musisz teraz dużo odpoczywać. - Stwierdziłem.
- Troszkę, zdrzemnęłabym się. - Powiedziała.
- Więc chodź do obozu. - Zaproponowałem.
- Dobrze, chodźmy. - Przytaknęła po czym ruszyła w kierunku obozu.
Kiedy dotarliśmy Beżowa Dusza położyła się natychmiast w legowisku a ja obok niej.
Polizała mnie po uchu i zasnęła. Odwzajemniłem ten gest i również ją polizałem. To był dla niej wyczerpujący dzień niech odpoczywa. - Pomyślałem, i poszedłem do legowiska wojowników by tam ułożyć się do snu.


25 lipca 2016

Od Błękitnej Burzy C.D. Wieczornego Blasku

Nie! Tylko nie to! Muszę ostrzec mieszkańców farmy! Czarna Gwiazda stanowi dla nich wielkie niebezpieczeństwo. Nie chcę, by Pysia cierpiała jeszcze bardziej. Może uda mi się dogadać z ojcem?
Gdy klan się rozszedł podbiegłem do niego.
- Ojcze, wiem, jesteś na mnie zły za ta obietnicę, ale ja wcale nie chciałem cię zawieść - mruknąłem.
- Pozwoliłeś samotnikom okradać nasz klan. To prawie jak zdrada - warknął kocur z niezadowoleniem.
- Ja wiem. Po prostu... Spanikowałem - wydusiłem. - Jestem tchórzem. Przestraszyłem się czwórki słabych, domowych kotów...
- Błękitna Burzo - zaczął nieco łagodniejszym tonem. - Po swoim pierworodnym oczekiwałem większej odwagi. Nie myśl jednak, że tak łatwo ci odpuszczę.
- Chciałbym się jakoś odkupić - powiedziałem. - Proszę, pozwól mi iść do walki.
Kocur uniósł głowę. Po co ja to w ogóle powiedziałem? Miałem ich ostrzec, a nie walczyć przeciwko nim!
- Nie uważasz, że sześciu wojowników, na cztery domowe koty to za dużo? - mruknął niepewnie. Milczałem przez chwilę nie miałem odwagi się z nim zgodzić. - Dobrze... Pójdziesz zamiast Nakrapianego Kwiatu. Przekaż jej to. 
- Dziękuję! - zawołałem pospiesznie.
- Szary Kieł cię sprawdzi. Oceni twoją lojalność wobec klanu. Jeżeli się wykażesz, zwolnię cię z kary.
A może ta rozmowa miała jednak pozytywy? Wystarczyłoby tylko trzymać wszystkich daleko od Pysii i udawać, że zaciekle się walczy w imię klanu. To będzie proste jak połkniecie płotki! 
Nagle podbiegła do mnie Tajemniczy Kwiat.
- Wysłałam Lodową Łapę po zioła - oznajmiła, a potem nachyliła się mi do ucha. - Ostrzeże koty przed klanem. 
- To dobrze - odparłem. Może jednak nikogo nie zastaniemy? - Przekażę, jak ktoś o nią spyta.
Odszedłem do legowiska wojowników. Wyłem wykończony, jednak świadomość, że być może nie będę musiał krzywdzić przyjaciół dawała mi sił. Nakrapiany Kwiat leżała już w legowisku, ale nie spała.
- Nakrapiany Kwiecie. Czarna Gwiazda pozwolił mi zająć twoje miejsce w ataku na koty dwunożnych - powiedziałem. - Nie będziesz miała nic przeciwko?
- Pójdę ze Szczurzą Skórą na polowanie - powiedziała.

- Pobudka śpiochu! - zawołał mnie Wieczorny Blask. Otworzyłem zmęczone oczy. - Podobno idziesz z nami?
- Tak - ziewnąłem. Przeciągnąłem się i wylizałem sierść. - Chodźmy. Pewnie reszta już czeka.
Wychodząc z legowiska i zbliżając się do grupy usłyszałem głos Tajemniczego Kwiatu.
- Chodź Lodowa Łapo! Musimy nazbierać pajęczyn, aby móc opatrywać rany wojowników, po ich powrocie.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Świetnie ukrywają prawdę, zachowują się, jakby o niczym nie wiedziały.
- Wszyscy gotowi? - spytał Szary Kieł.

<SzaryKlePustynnaDuszoWieczornyBlaskuWodnyOgonie?>

Od Wieczornego Blasku CD Błękitnej Burzy

Błękit coś do siebie mruknął.
- Będzie dobrze. - chciałem pocieszyć brata. - Niedługo dzieci Leśnej Maski będą uczniami. Z pewnością zostaniesz najlepszym mentorem. - dodałem po chwili. Błękitna Burza uśmiechnął się słabo. Wtedy ojciec zawołał klan. Podszedłem szybko do kopczyka. Zaczął mówić o tych pieszczochach polujących w Siedlisku Koni.
- Jutro piątka naszych wojowników pójdzie wybić tym pieszczochom dwunożnych z głowy dalsze stawianie się Klanie Nocy. - zaczął. - Będą to Nakrapiany Kwiat, Szary Kieł, Wieczorny Blask, Wodny Ogon i Pustynna Dusza. - dokończył. Spojrzałem na Błękitnego. Był podenerwowany.  Czyżby martwił się o te głupie koty? Cieszyłem się, że nareszcie mogę zrobić coś więcej dla klanu.

<Błękitna Burzo?>

22 lipca 2016

Od Srebrnej Sadzawki cd. Oślinionego Futra

Cały jego zapach czułam na sobie, chciałam iść i go przycisnąć ale zamiast postawić dalej krok to upadłam. Po co przyniósł tą zwierzynę? Głód mi doskwierał ale nie pokuszę się aby to zjeść, możliwe, że tego oczekiwał tamten wyrzutek, chociaż po co na mnie zostawiał ten zapach? Był samotnikiem a stan w jakim byłam mógł wskazywać, mógł nasuwać jednolite wnioski, więc jego postępowanie nie miało żadnego sensu, chyba, że… istniał jeszcze jakiś klan, o którym ja nie wiedziałam. Do mojego nosa poza metaliczną wonią krwi doszła woń patrolu Klanu Burzy, próbowałam się do nich przybliżyć ale na nic, podejrzewam, że jednak poczują zapach krwi. Zaraz cały świat zasnuł się mgłami, a za nim ciemność. Traciłam przytomność, czułam to, ale nie mogę jej stracić, muszę im powiedzieć. Mimo to moje powieki same się zamykały. Już zaprzestałam dalszej walki ze organizmem i po prostu pozwoliłam aby ogarnął mnie mrok…

21 lipca 2016

Od Widmowej Łapy do Sowiego Skrzydła

- Sowie Skrzydło, przyniosłem to o co prosiłaś! - wymamrotałem w biegu, trzymając w pysku wiązkę pomarańczowych kwiatków.
- Świetnie, o to mi chodziło - odparła krótko odbierając przyniesiony przeze mnie darek. Czekoladowa kotka właśnie opatrywała zranionego wojownika, który skaleczył się w przednią łapę. Rana nie wyglądała groźnie, lecz bez jakiegokolwiek działania mogło dojść do zakażenia. Siedziałem cicho z tyłu, obserwując mentorkę, jak przyrządza opatrunek z uwzględnionych wcześniej roślin. Szybko się skapnąłem, że owy kwiat to kwiat nagietka, rośliny zapobiegającej infekcją, i przyśpiesza leczenie ran.
Wojownik syknął, gdy kotka dotknęła rany na łapie. Chcąc być przydatny, przyniosłem kocurowi trochę ziaren słonecznika. Ten podziękował, a Sowie Skrzydło pochwaliło mnie.
- Szybko się uczysz.
Uśmiechnąłem się tylko, po czym zająłem z powrotem miejsce obserwatora. Gdy już było po całej sprawie, mentorka podeszła do mnie. Myślałem, że znowu wyśle mnie na misje zbierania kwiatków i chwastków, lecz tym razem zrobiła to w inny sposób. Usiadła obok, westchnęła z powagą, po czym zaczęła mówić:
< Sowo?>

Od Lisiego Ogona

Niedawno skończyłam szkolenie, a już dostałam ucznia pod swoje skrzydła! Co za niesamowite uczucie! Byłam strasznie ,,podjarana", co raczej mentorowi nie przystoi, lecz nie potrafiłam ogarnąć swoich uczuć.
Z młodą terminatorką Brudną Łapą, umówiłam się na jutro, gdy wzejdzie słońce. Sama poszłam do jaskini, aby już się położyć. W środku zastałam Słoneczny Deszcz, który również szykował się do spoczynku. Zajęłam miejsce blisko niego, po czym podkuliłam łapy i zapadłam w sen.
Obudziłam się spanikowana, że zaspałam. Bez większych ceremonii wyskoczyłam z jaskini, na świeże, chłodne powietrze rana. Jaka była moja ulga, gdy okazało się, że słońce ledwo wzeszło. Zdając sobie sprawę, że nie uda mi się powrócić do snu, postanowiłam posiedzieć chwilę na dworze.
Wszystko było ogarnięte rzadką mgłą, powietrze było chłodne, a trawa wilgotna od rosy. Przetarłam oczy łapą aby pozbyć się oznak szybkiej pobudki i przy okazji ropy, która zebrała mi się w kącikach oczu.
Po dłuższej chwili siedzenia w miejscu (i pilnowania, aby zad nie przymarzł mi do ziemi) w otworze jaskini uczniów zaczęły się pojawiać pierwsze koty. Gąski i mojego ojca nie było, zdałam sobie sprawę, że musieli wyjść o wiele wcześniej, niż ja wstałam. Wśród młodziaków pojawiła się biała kotka o plamiastej sierści. Wydawała się być zaspana, miała przymglone oczy, sierść pokudłaną. Uśmiechnęłam się, po czym doskoczyłam do niej.
- Gotowa na trening? - zagadałam wesoło. Młody kot natychmiast się ożywił, oklapnięte uszy i ogon zaczął sterczeć.
< Brudna Giro? xd>

Od Cętkowanego Ogona

Ah jak to pięknie budzić się w legowisku wojowników a nie w żłobku z rozwrzeszczaną bandą rozpuszczonych kociąt. Wychowałam podrząd dwa mioty, jestem z siebie dumna, jednak nie chce powtórki z rozrywki, jak na razie. Wstałam i przeciągnęłam się. Obok mnie nie zastałam nikogo, no tak Mglisty poszedł na trening z naszym ,,synkiem" Gęsią Łapą. Z tego co słyszałam jest to potwornie niesforny i chamski kociak, no cóż, wdał się w matkę, chociaż ona jest milsza. Postanowiłam ją odwiedzić, bo czemu nie? Spytam o mojego syna, tak przy okazji. Wyszłam powolnie z legowiska i podążyłam w stronę medyków. Słońce wisiało jeszcze nisko nad horyzontem, do dobrze, nie jestem takim śpiochem. Przeszłam przez przejście i znalazłam się już u nich. Sowie Skrzydło mieszała jakieś liście, lecz przestała patrząc na mnie. Przywitałam się skinieniem głowy i wzrokiem przemierzyłam lecznicę.
- Witaj Cętkowany Ogonie, czegoś potrzebujesz?- zapytała miło kotka.
- Nie, przyszłam was odwiedzić. Gdzie mój syn?- spytałam wciąż szukając go wzrokiem. Sowie Skrzydło westchnęła i usiadła naprzeciw mnie. W jej oczach koloru świeżej, nowej trawy widać było cień smutku.
- Wysłałam go po zioła. On w ogóle się nie uczy, nie wykazuje żadnego entuzjazmu, Cętkowany Ogonie. Nie wiem co mam z nim zrobić. Zna jakieś podstawy, ale to wciąż za mało. A co jak mnie zabraknie? Co wtedy? Klan sobie poradzi?- Sowa zaczęła miotać we mnie ciężkie pytania. Wieść, że mój syn nie uczy się dobrze była niczym cios wymierzony prosto w moje serce. To straszne, że nic nie robi! Nie chciał zostać wojownikiem, rozumiem, ale skoro nie, to ma się skupić na byciu dobrym medykiem! Muszę z nim pomówić, to niedopuszczalne...chociaż nie, nie mam zamiaru.
- Sowo, jest mi okropnie przykro. Nie wiedziałam, że mój syn to taki leń. Porozmawiasz z nim? Jeżeli nie będzie chciał pracować każ mu się wynosić. My się nim zajmiemy i zostanie wojownikiem czy chce czy nie- powiedziałam. Kotka spojrzała na mnie zaszokowana, chyba nie spodziewała się po mnie takich rzeczy. Odwróciłam się i podziękowałam jej za rozmowę. Wyszłam dość szybko z lecznicy i poszłam w stronę wyjścia z obozu. Do moich oczu napłynęły łzy, nie wiem dlaczego. Potwornie się zestresowałam tą sprawą. Wyszłam z obozu i usiadłam pod jednym z samotnych drzew. Musiałam przemyśleć całą sprawę. Nagle usłyszałam szelest krzaków. Podniosłam się gwałtownie, lecz po chwili wyczułam znajomy zapach. Przed moimi oczami stanęli Mglisty Cień i naburmuszony Gęsia Łapa. Mój partner spojrzał ma nie trochę zaszokowany.
- Cętkowany Ogonie, co tutaj robisz?- spytał wpatrując się we mnie. Gęsia Łapa siedział obok niewzruszony rozglądając się po lesie.
- Chciałam z tobą pomówić, no i przy okazji pójść na polowanie...- mruknęłam cicho. Kocur kiwnął głową i polecił młodemu wrócić do obozu, który znajdował się dosłownie minutę drogi stąd. Kotek zgodził się i posłusznie wrócił. Mglisty Cień podszedł do mnie z wypiętą piersią i dumnie podniesioną głową.
- Nareszcie nauczyłem go pokory, ha!- zaśmiał się, lecz widząc smutek na moim pysku spoważniał- co się stało?
- Chodzi o naszego syna...nie uczy się dobrze. W sumie, w ogóle się nie uczy- odpowiedziałam i ściągnęłam uszy do tyłu- myślałam, że jak zostanie medykiem to...będzie szczęśliwy, a teraz nie wiem!
- Cętkowany Ogonie, to okropne, że nic nie robi, ale nie możemy wiele poradzić. Mogę spróbować z nim porozmawiać, czy coś...- odpowiedział Mglisty Cień a na jego pysku pojawiło się zdenerwowanie- myślałem, że jest mądrzejszy!
- Bo wygląda jak ty?- spytałam i mimo wili uśmiechnęłam się. Kocur z początku się zdziwił ale zauważyłam, że właśnie w tym tkwił problem, syn był bardzo podobny do ojca, to dlatego Mglisty Cień chciał aby on był najlepszy, widział w nim siebie.
- Nie wiem, może. Jestem dumny z Lisiego Ogona i Słonecznego Deszczu, ale to co robi Widomowa Łapa...ni jak mi się podoba- odparł i położył ogon na swoich łapach. Wydawał się potwornie przybity, w tym momencie złapały mnie wyrzuty sumienia. Po co mu to mówiłam? Siedzieliśmy razem w ciszy słuchając śpiewu ptaków i szumu drzew. Po chwili zniżyłam się do niego i liznęłam go w polik. Mimo woli odwrócił łepek w moją stronę i oto ukazał mi się strapiony, koci pyszczek. Uśmiechnęłam się do niego i wsunęłam łepek pod jego głowę i uniosłam ją trochę do góry.
- No dawaj, Cienias, nie smuć się tak!- mruknęłam starając się go podnieść.


<<Mglisty Cieniu? ;3;>>

Od Jaszczurczej Łapy C.D. Słonecznego Deszczu

Starałem się trzymać wskazówek Słonecznego Deszczu jak najlepiej. Niestety na niewiele się to zdało, bo gdy tylko zobaczyłem mysz, uciekła. Po chwili znalazł się obok mnie Słoneczny Deszcz.
- Robiłem wszystko jak kazałeś, a ona i tak uciekła! - mruknąłem niezadowolony. Słoneczny Deszcz lekko się uśmiechnął i przydusił łapą mój ogon. Aha...
- Musisz go pilnować - powiedział mentor. - Inaczej nigdy niczego nie złapiesz.
Tupnąłem z niezadowoleniem. Nie umiem kontrolować ogona! Nigdy się nie nauczę!
- Chodź, może w innym miejscu znajdziemy więcej jedzenia - oznajmił mentor z uśmiechem. Ruszyłem za Słonecznym Deszczem. Szliśmy lasem, ale w oddali zobaczyłem coś dziwnego. Krajobraz się tam zmieniał. Nie było już tam ciemno, a robiło się jasno.
- Słoneczny Deszczu... - jęknąłem zaniepokojony. Wojownik zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- Tam jest granica naszych terenów - oznajmił. - Dalej są tereny Klanu Nocy. Pod żadnym pozorem nie przekraczaj tej granicy.
Skinąłem głową. Z opowieści mamy pamiętałem jednak, że jest jeszcze jeden klan.
- A gdzie mieszka Klan Burzy? - spytałem.
- Klan Burzy nie graniczy z Klanem Wilka. Nie graniczy też z Klanem Nocy i Klifu. Mieszkają na wysokiej równinie, gdzie nie mogą dostać się inne koty. Ale idąc do Matczynego Pyszczka przechodzi się przez ich tereny.
Takie lekcje były znacznie ciekawsze. Nie musiałem na nich nic robić, a i tak wiele się uczyłem. Ale muszę nauczyć się polować! Co to za wojownik, który nie potrafi polować?
- Dobrze, spróbujmy jeszcze raz. Spróbuj znaleźć ofiarę i ją upolować.
To było bez sensu! Nie umiem położyć ogona! Na pewno to zawalę.
Szybko wywęszyłem nowa ofiarę. Podkradłem sie do niej, starając się pamiętać o ogonie. Gdy byłem dostatecznie blisko wybiłem się i zaatakowałem. Udało mi sie chwycić ofiarę. Niesamowite! Złapałem ją za kark, a ta znieruchomiała. Przewróciłem ją na brzuch i chwtciłem za krtań. Szybko ją udusiłem.
- Brawo Jaszczurcza Łapo! - zawołał mentor. - Złapałeś królika!
- Serio?
Byłem tak zdenerwowany, ze nawet nie zwróciłem uwagi na długie uszy i duży rozmiar. Słoneczny Deszcz musiał być dumny.

< Słoneczny Deszczu? >

Od Płomiennej Pieśni CD Oślinionego Futra

Spojrzałem niepewnie na Oślinione Futro. Kilka kroków i znajdziemy się na terenie wroga. Jeżeli spotkamy kota, który nie jest tą całą Kryształową Łzą będziemy mieli nie małe kłopoty. Czysta Gwiazda pewnie pomyśli, że zdradziliśmy klan... chociaż czy to co teraz zrobimy też nie będzie zdradą? Czy Klan Gwiazdy chce byśmy zdradzili swój klan chroniąc inne?
Zaczęliśmy iść niepewnie. Cały czas się rozglądałem, a sierść jeżyła mi się na karku ze strachu. Kiedy byliśmy już trochę głębiej usłyszałem szelest, później zapach pojedynczego kota z Klanu Wilka. Zatrzymałem się, a przed nami błysnęła ruda sierść. Ta pręga którą dali mi gwiezdni zaczęła połyskiwać na srebrno. Czy ta sierść należy do Kryształowej Łzy? Ośliniony zajrzał do krzaków, a po chwili zniknął w nich bez słowa. Szybko ruszyłem za nim i zobaczyłem, że siedzi przed nim kotka.
- Jesteś Kryształowa Łza? - zapytałem.
- Tak. - odpowiedziała kotka.

<Krysiu?>

20 lipca 2016

Od Sowiego Skrzydła CD Jeleni Róg

Jelonka dotknęła nosem Kamienia i odpłynęła. Pewnie jej teraz śniły się kwiatuszki, motylki i Gwiezdni dający jej życia a ja tu czekałam. Czekałam wiedząc, że zapewne nigdy nie zobaczę tych kotów. Nie jest mi dane żyć z Gwiezdnymi. Westchnęłam cicho, przerywając grobową ciszę i zamknęłam oczy w oczekiwaniu.
* * *
Jeleni Róg... GWIAZDA po jakimś czasie poruszyła się. Drgnęłam zaskoczona. Moja cętkowana siostra wstała powoli i odsunęła się od kamienia. Gdy spojrzała na mnie, pochyliłam głowę z szacunkiem i rzekłam, z lekkim jednak rozbawieniem:
- Jakie rozkazy, Jelonku?
Siostra liznęła mnie między uszami.
- Wracajmy do obozu, Sowie Skrzydło. I chyba już poznam drogę powrotną. - Dodała szybko, kiedy stanęłam przed nią gotowa do poprowadzenia jej. Uśmiechnęłam się do niej, ale zaraz mój dobry humor się ulotnił. Kotka wkroczyła w mrok tunelu, a kiedy końcówka jej ogona zniknęła w ciemnościach ruszyłam za nią.
* * *
Gdy wylazłam wreszcie z tunelu, światło wschodzącego słońca niemal mnie oślepiło. Odwróciłam łeb, a Jeleń zaśmiała się.
- Miałaś siłę patrzeć na Księżycowy Kamień w pełni blasku, a razi cię malutki promyk? Coś chyba cię osłabiło!
Opuściłam głowę i usiadłam z ponurą miną. Otuliłam nastroszony ogon wokół nóg i westchnęłam. Miałam wzrok wbity w ziemię.
- Nie wiem, czemu ci to mówię dopiero teraz, kiedy jesteś Jelenią Gwiazdą i możesz mnie za to wyrzucić. Ale jednak wciąż jesteś moją siostrą... - Cętkowana kotka miała zaniepokojony wyraz pyska. - Lecz Cętkowany Ogon nie była dwa razy w ciąży. Matką jej drugiego miotu jest inna kotka.
Jeleń teraz również usiadła i wpatrywała się we mnie wyczekująco. Jej uszy w pewnym momencie cofnęły się gwałtownie a źrenice rozszerzyły.
- Sówko, ty chyba nie...
- Tak! - Przerwałam. - Ja jestem matką Złotuszki, Brudki, Gąski, Jaszczurka, Nietoperki i Pająka! I wiesz co? To nie jest kot z naszego klanu! To nie jest nawet wojownik! - Przerwałam na chwilę, by połknąć łzy skapujące mi po policzkach i zaczerpnąć oddechu. - Ojcem moich kociąt jest Zakrzywione Oko!
<Jeleniu? OnO>

Koński Ogon!

X
Koński Ogon|Samotnik|Brak Klanu

Od Błekitnej Burzy C.D. Tajemniczego Kwiatu

- I jak tam? - spytałem lekko poddenerwowany.
- Nie tutaj - rzuciła Tajemniczy Kwiat w odpowiedzi. Poszedłem za nią i Lodową Łapą do legowiska medyka.
Gdy weszliśmy usiedliśmy w jego najgłębszym kącie i zaczęliśmy rozmawiać półgłosem. Lodowa łapa miała stać na czatach.
- Nie wygląda to za dobrze, ale robię co w mojej mocy, żeby wyzdrowiała - powiedziała. 
- To dobrze - westchnąłem. 
- Uważaj, dobrze - odezwała się Tajemniczy Kwiat. - Nie powinieneś aż tak przejmować się jej losem. Odpuść ją sobie.
- To wykluczone, w Klanie Nocy nie ma żadnej kotki, którą mógłbym w przyszłości potraktować jako swoją partnerkę - powiedziałem. Tajemniczy Kwiat przewróciła oczami.
- A ta nowa, ta co dołączyła kilka dni temu? Kotka, która straciła partnera? - nalegała. - Lada dzień urodzi jego kocięta. Przydałby się jej ktoś, komu będzie się mogła wypłakać, kto pomoże jej się pozbierać...
- Nie chcę jakiejś starej, ciężarnej kocicy. Nie rozumiesz tego?
- Martwię się o ciebie Błękitna Burzo. Obawiam się, że twój ojciec nie zniesie tego tak spokojnie, jak przypuszczasz. To byłaby w końcu zdrada.
Odwróciłem się i wstałem.
- Dziękuję Tajemniczy Kwiecie - powiedziałem chłodnym tonem i wyszedłem z legowiska rzucając Lodowej Łapie w wyjściu nieznaczne "Pa!". Byłem zły. Nie mogłem nawet pomyśleć o tym, że mógłbym wybrać sobie inną partnerkę. Widziałem ja ledwie kilka uderzeń serca, ale wiem, że ją kocham. Pysia ma w sobie coś niezwykłego, coś co sprawia, ze nie potrafię przestać o niej myśleć.
W idąc w zamyśleniu nie zwróciłem nawet uwagi na to, gdzie idę. Zderzyłem się z jakimś kotem. 
- Błękitna Burzo! Uważaj, gdzie chodzisz! - syknął Wieczorny Blask. Dziwne, czasami prawie zapominam, ze jest moim najlepszym przyjacielem z rodzeństwa.
- Wybacz bracie. Jestem wykończony tym wszystkim - mruknąłem.
- Chodzi o szlaban i zawalenie misji? - spytał.
- Kto ci powiedział?
- Wodny Ogon. Wczoraj - mruknął brat. 

<Wieczorny Blasku?>

Od Oślinionego Futra C.D Płomienna Pieśń

-Witaj Płomienna Pieśń. - Powiedziałam na powitanie i gdy się odsunąłem, z gardła sam wyszedł śmiech, że to był pieszczoch.
-Witaj Oślinione Futro... - Też powiedział, na powitanie powoli i zdziwiony, najpewniej z mojej koleżeńskości, spojrzał mi w oczy. - Czegoś ode mnie chcesz? - Spytał nagle.
-Za pewnie słyszałeś o Klanie Gwiazd, wierzysz w niego? - Zacząłem nie pewnie.
-To brednie. - Mruknął cicho, uważnie obserwując, jak siadam i owijam ogon do o koła siebie.
-Czemu tak sądzisz? - Zapytałem znowu.
-A co cię to obchodzi? - Spytał i zmrużył oczy, ogonem bijąc o ziemię.
-Wiele... - Odparłem - Mam ci udowodnić, że istnieje? - Dodałem z uśmiechem.
-Jeżeli potrafisz. - Westchnął.
-Potrafię. - Odparłem i zacząłem iść przed siebie, a kocur za mną. Zacząłem mu opowiadać o Klanie Gwiazd, o tym jak liderzy dostają życia i takie tam. Po kilku godzinach, która była dla mnie chwilką zaszło słońce. Płomienna Pieśń, chyba zaczął już powoli w nich wierzyć, ale pewnie do takiego czegoś nie dojdzie się w jeden dzień! Zaczęliśmy iść w stronę czterech drzew, po drodze oczywiście jeszcze złamaliśmy po zającu, bo inaczej Czysta Gwiazda by nas zabiła, gdybyśmy nie przynieśli jedzenia.
Gdy tam dotarliśmy, odłożyliśmy jedzenie na stertę i bez jedzenia ułożyliśmy się w liściach. Ja już przestałem patrzeć na kocura i ułożyłem się wygodnie, mrucząc przy tym, a później zasnąłem...
Szedłem po polanie aż nagle... Usłyszałem głos, a raczej głosy:
-Tylko wy możecie ostrzec, wszystkie Klany, przed Klanem Prawdy. Tylko wy możecie pomóc wybranym! Płomienna Pieśń, Oślinione Futro i Kryształowa Łza, która pomoże wam... - Poczułem ból na prawym ramieniu, a później powstała nam pręga jakby w kształcie gwiazdy, a z jej środka świeciło jakby delikatne srebrne światło, prawie nie widoczne. Nagle otworzyłem oczy, i spojrzałem na swoje ramię. Była tam ta pręga... Rozglądnąłem się na około i dostrzegłem w ciemności, obudzonego Płomienną Pieśń, on też takie miał!
-T-to ty zrobiłeś? M-mówiłeś p-przecież właśnie, że u-udowodnisz mi, że K-klan Gwiazd istnieje, prawda? - Spytał zbity z tropu kocur.
-Nie, Klan Gwiazd do nas przemówił. Musimy poszukać kotki imieniem Kryształowa Łza, najlepiej teraz, w nocy kiedy nasza liderka śpi, nie możemy zawieść naszych przodków. - Powiedziałem pewnie, ale cicho.
-Skoro, tak jest, naprawdę nie możemy ich z-zawieść. - Odparł mój kompan, i razem biegiem ruszyliśmy przed siebie, przez wielką łąkę, porośniętą doszczętnie trawą i pięknymi kwiatami. W końcu się zatrzymałem. Staliśmy na początku terenów Klanu Wilka.

<Kryształowa Łza? Płomienna Pieśń? Tak szybko wszystko się dzieje!>

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Lodowej Łapy

Ważne, żeby pomóc tamtemu rannemu kotu... I mogło im się to udać! Ale rany kotki były straszne. Tajemniczy Kwiat mimo wszystko nadal miała spokojną minę, żeby tylko nie martwić kotów wokół i nie stresować Lodowej Łapy. Przez chwilę patrzyła na rany kotki, po czym spojrzała w oczy terminatorki.
Na początek kotka zajęła się upewnianiem, że w ranach nie będzie już zakażenia, o ile takie było, za pomocą dzikiego czosnku. A teraz trzeba zrobić kolejną bardzo ważną rzecz.
- Pajęczyna, jak najszybciej. - powiedziała. Zajęły się opatrywaniem ran. Musiały zrobić to wszystko szybko. Tajemniczy Kwiat wiedziała, że czas jest ważny. Kto wie, ile zostało go jeszcze tej kotce... Na całe szczęście opatrzyły rany.
- Teraz... ziarenka maku? - miauknęła Lodowa Łapa, patrząc na nią. Medyczka skinęła łebkiem. Jej terminatorce szło coraz lepiej! Podały rannej kotce ziarenka maku. Pomogły jej. Potem cofnęły się kilka kroków. Tajemniczy Kwiat popatrzyła na koty wokół.
- Mam nadzieję, że teraz będzie lepiej. Teraz musimy iść. Przyjdę tutaj niedługo. - odezwała się po chwili. Spojrzeniem pokazała Lodowej Łapie, że pora już stąd iść. Zanim koty zdążyły cokolwiek powiedzieć, one już stamtąd wybiegły. Musiały stąd iść, bo jeszcze ktoś zacznie podejrzewać, że wcale nie poszły po pajęczyny. Gdyby były poza obozem zbyt długo. Co, jak ktoś je wyczuje i dowie się, że tam były? Oby nie. Dlatego właśnie medyczka chciała stamtąd odejść jak najszybciej. Pomogły tamtej kotce, Tajemniczy Kwiat wróci tam jak najszybciej, znów mówiąc, że idzie zbierać zioła. Nie chciała być tam zbyt długo. Wróciły do obozu. Podeszły do Błękitnej Burzy.

Lodowa Łapo? Błękitna Burzo?

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Lodowej Łapy

Popatrzyła na Lodową Łapę i powiedziała cicho:
- Kodeks jest bardzo ważny, a gdy jakiś kot go nie przestrzega, nie kończy się to dla niego bez kary. Nie wiadomo kiedy, lecz kara będzie - tutaj, w Klanach, lub potem. Miejsce Gdzie Brak Gwiazd to miejsce dla kotów nieprzestrzegających kodeksu. Cóż, tak już jest. Powinniśmy starać się być dobrymi członkami Klanu. - na chwilę przestała mówić. - Dlaczego pytasz?
Pewnie chciała się po prostu czegoś nauczyć, więc Tajemniczy Kwiat jej w tym pomogła. Ale co, jeśli jej terminatorka ma jakiś problem? Zakochanie się jako medyk jest problemem. Kotka domyślała się, że wtedy pewnie nie wiadomo co robić, jest się zagubionym. Niestety, ale taki jest Kodeks, a jego powinno się przestrzegać. Medyczka chciała jak najlepiej dla każdego kota, dlatego postanowiła, że będzie pomagać innym. Ale jeśli chodzi o zakochanie się medyka... Czy może cokolwiek na to poradzić?
Ona nigdy się nie zakochała i nie wiedziała, czy to się kiedykolwiek wydarzy. Miała nadzieję, że nie. Bo w końcu, nawet jeśli posiadanie partnera może sprawiać, że kot jest bardzo szczęśliwy, ona nie chciała łamać zasad. Taka już jest... Ale tutaj chodzi o Lodową Łapę. Tajemniczy Kwiat wciąż ze spokojną miną czekała na jej odpowiedź.

Lodowa Łapo?

Od Lodowej Łapy C.D Tajemniczego Kwiatu

-Nikt mnie nie powstrzyma, kiedy trzeba komuś pomóc. - Odparłam i spojrzałam wyczekująco w oczy Tajemniczego Kwiatu, na co ona kiwnęła głową i oby dwie wyszłyśmy z legowiska wojowników i skierowałyśmy się do miejsca gdzie medyczka trzymała zioła. Ja zabrałam trochę ziarenek maku, a moja mentorka pajęczyny i na wszelki wypadek dziki czosnek. Jak już wyszłyśmy, zaczęłyśmy powoli skradając się do wyjścia, przez trzcinowy tunel. Jednak przed wyjściem stała Pustynna Dusza.
-Po co idziecie? - Spytała kocica z umaszczeniem point.
-Po pajęczyny. - Powiedziała moja mentorka podając mi dyskretnie zioła, które zabrałyśmy.
-Więc idźcie. - Odparła wojowniczka z uśmiechem, i odsunęła się w bok. Kiwnęłam do niej głową z szacunkiem, a po chwili już razem z Tajemniczym Kwiatem szłam przez polankę, którą często odwiedzałam z Wieczornym Blaskiem, a też, która była blisko siedliska koni.

Weszłyśmy powoli i ostrożnie na siedlisko koni stojąc nerwowo się rozglądając.
-Znowu dzikie koty! - Usłyszałam syk i jakiś mały kot wyszedł zza cienia, rzucaną przez wielką jaskinię koni.
-Spokojnie Jaskrze, czego tu chcecie? - Zaraz za nim wkroczyła bura kotka, a już po chwili otoczyły nas koty. Poczułam smród dwunożnych, ble!
-Błękitna Burza, poinformował nas o tym, że posiadacie rannego kota. - moja mentorka spojrzała na kotkę spokojnie. - Ja nazywam się Tajemniczy Kwiat jestem medyczką, a to moja uczennica Lodowa Łapa. - Przedstawiła nas jeszcze i machnęła ogonem z niecierpliwością.
-Co chcecie w zamian? - Spytała mała czarno-biała kotka, pewnie o wiele młodsza ode mnie.
-Nic. Jako medyczka, nie mogę zostawić, żadnego kota w potrzebie. - Wyjaśniała Tajemniczy Kwiat.
-A więc dobrze. - Mruknęła najstarsza i zaczęła iść przed siebie a my za nią. Pierw przeszliśmy przez dziurę, a później przez taki jakby ich korytarz. Było tutaj strasznie ciemno i ciasno, a ja miałam cały czas wrażenie, że jest to pułapka. Ale czego się nie zrobi, za zdrowie kota... - To ona. - Powiedziała w końcu bura kocica i wskazała małe posłanie na, którym leżała cała poraniona mała kotka. Miała pręgi, a na nich wielkie rany.
-Tajemniczy Kwiecie, musimy tam włożyć ziarenka maku i zatamować krwawienie pajęczyną, prawda? - Spytałam patrząc w oczy mojej mentorki. - Możemy jeszcze przyłożyć do rany czosnek... Mogło przecież wdać się zakażenie. - Dodałam kątem oka patrząc na rany.


<Tajemniczy Kwiecie?>

Od Lodowej Łapy C.D Tajemniczego Kwiatu

Uśmiechnęłam się słysząc słowa wypowiadane przez moją mentorkę, wiedziałam, że jest zadowolona. Uczyła mnie nie całe 11 księżycy, a ja cały czas wszystkiego nie wiedziałam. Prawda. Jest jeszcze bardzo dużo czasu żebym się nauczyła jak być medykiem, ale ja taka nie byłam... Jutro muszę porozmawiać z Tajemniczym Kwiatem o wszystkim. Bez wyjątku.
~*~
Otworzyłam jedno oko, a zaraz potem drugie. Długo nie trwało, aż wyszłam z legowiska uczniów i udałam się w stronę miejsca gdzie zazwyczaj spała i leczyła inne koty moja mentorka.
-Ooo... Już jesteś Lodowa Łapo. - Powiedziała na powitanie z uśmiechem.
-Tak, Tajemniczy Kwiecie, obudziłam się bardzo szybko. - Odparłam.
-I dobrze, bo mamy dzisiaj dużo do uczenia. - Uprzedziła i spojrzała na mnie powoli. - Co pamiętasz z naszych ostatnich lekcji? - Spytała marszcząc czoło.
Rumianek i tymianek uspokajają, za to pajęczyna tamuje krwawienie, a skrzyp zapobiega infekcji, za to gwiazdnica jest na leczenie zielonego kaszlu. Kocie ziele zwalcza zielony i biały kaszel, a także uspokaja. Za to miód jest na ból brzucha, a mięta na podrażnione gardło. - Wymieniłam z uśmiechem.
-Niestety, ale mięta jest na ból brzucha, a miód na podrażnione gardło. - Przyznała, ale uśmiechnęła się.
Przez chwilkę zamurowana patrzyłam przed siebie, jednak po chwili postanowiłam, że muszę po prostu jeszcze trochę poćwiczyć, ale teraz olać ten błąd.
-Hm... No to, jeszcze nauczyłam się kodeksu medyka. Medyk nie może mieć partnera ani kociąt. Mimo tego, że medycy nie walczą z innymi Klanami, muszą znać podstawowe ataki. Medyk musi umieć zinterpretować wizje od Gwiezdnego Klanu. Medyk nie może wyrzucać rannego kota, oraz musi zrobić wszystko, by takiego kota uratować. - Zakończyłam.
-Musimy jeszcze poćwiczyć. - Przyznała moja mentorka.
-Coś źle powiedziałam? - Spytałam i spojrzałam zaciekawiona, ale i załamana prosto w oczy kocicy.
-Tak, ale to nic i tak dużo powiedziałaś. A cały kodeks medyka, składa się z tego; Medyk nie może mieć partnera ani kociąt. Obowiązki medyka są ważniejsze od uczuć, a medyk nie walczy z innymi Klanami. Medyk może być trenowany jak wojownik przed byciem medykiem, lecz medyk nie może zostać normalnym wojownikiem. Mimo tego, że medycy nie walczą z innymi Klanami, muszą znać podstawowe ataki. Medyk musi umieć zinterpretować wizje od Gwiezdnego Klanu. Medyk nie może wyrzucać rannego kota, oraz musi zrobić wszystko, by takiego kota uratować. Medyk odda życie by uratować kota. - Powiedziała i zaczęła świdrować mnie wzrokiem.
-Będę to sobie powtarzać. - Obiecałam. - Ale co do tego kodeksu medyka... Co by się stało jakbym miała partnera lub kocięta? - Spytałam. Miałam wytłumaczyć sobie wszystko z mentorką i tak będzie! Ale jednak spróbuję robić to wymijająco... Wolę żeby Tajemniczy Kwiat jednak nie wiedziała co czuję do Wieczornego Blasku.


<Tajemniczy Kwiecie?>

Od Lodowej Łapy C.D Wieczorny Blask

-Pewnie, że fajnie. - Westchnęłam i spojrzałam w górę. Niebo było błękitne, a na nim tylko kilka białych chmurek. Ptaszki śpiewały, wiatr szumiał w rytm wszystkich dźwięków lasu. To wszystko mnie tak usypiało...
Po głowie, krążyło mi jednak mnóstwo, pytań. Czy mam powiedzieć Wieczornemu Blaskowi, co do niego czuje? Czy łamać Kodeks Medyka? Nie jestem za młoda? A jeżeli powiem, to jak na to zareaguje?
-Co jesteś tak zaspana? - Spytał z uśmiechem, a ja spojrzałam na niego nagle z oburzeniem, przerywając moje rozmyślenia.
-Nic. Po prostu dzisiaj tak, chodzę z głową w chmurach. - Odparłam wzruszając barkami.
-Racja, czasem trzeba wszystko sobie przemyśleć. - Mruknął czarno-biały kocur-, na co ja uśmiechnęłam się. - Ale nie potrzebujesz samotności? - Dodał po chwili.
-Nie... - Zatrzymałam kocura. - Zawsze lepiej mieć jakieś towarzystwo, ale przecież i tak widzę, że nie podoba Ci się to miejsce. - Powiedziałam i zaśmiałam się po chwili.

<Wieczorny Blasku?>

Od Pomarańczowej Stopy C.D. Czystej Gwiazdy

Wizja świata Czystej Gwiazdy była bardzo ryzykowna. Tak duży klan prędzej, czy później zbuntowałby się przeciwko liderowi. Tak zrobił mój. Brak wojen sprawił, że wojownicy zrobili się rządni walki. Jednak wizja ta zawierała też pozytywy. Nie mam pojęcia kim są "wybrani", ale jeżeli Czysta Gwiazda miała w planach obalenie liderów mogłam się co do tego przekonać. Przejęcie najważniejszej funkcji w każdym klanie i zaprowadzenie nowych porządków było wizją wręcz doskonałą. Klany Wiatru, Cienia, Gromu i Rzeki mogłyby się odrodzić.
- Oczywiście - powiedziałam z nieudawanym uśmiechem. Byłam z Czystą Gwiazdą szczera, a ona była szczera ze mną. Żądała ode mnie jedynie uległości i lojalności. Mogę jej je obiecać. Prędzej czy później zostanę jej zastępcą, a pozbawienie jej dziewięciu żyć nie będzie trudne. Pomarańczowa Gwiazda. Brzmi tak pięknie i majestatycznie.
- Cieszy mnie twój zapał - powiedziała Czysta Gwiazda. - Zrobimy dla tych kotów wiele dobrego. Mój klan potrzebuje medyka, zostałabyś nim?
Nie! Nie mogę być medykiem! Jeżeli nim zostanę, nigdy nie stanę się zastępcą! Jak by tu się wymigać...
- Obie wiemy doskonale, że medyk nie może mieć młodych - powiedziałam po chwili zastanowienia. - A ja chciałabym jeszcze przed śmiercią dać życie przynajmniej jednemu miotowi.
- Rozumiem - mruknęła Czyta Gwiazda. - Szkoda, stracimy dobrego medyka.
- Jeśli chcesz, mogę zajmować się tym do czasu pojawienia się kota, który pokornie przyjmie ten los - obiecałam. - Mama zawsze mówiła, że pomagać powinno się niezależnie od funkcji.
- Czemu ja zabiłaś? 
- Zdradziła mnie i Kodeks, w który wierzyłyśmy.
- Zatem postąpiłaś słusznie.
Czysta Gwiazda nie była jednym z tych kotów, jakim był Kamienny Pazur. Choć wyglądała na zadowoloną z pełnionej funkcji, to nie wyglądała, jak pochłonięta jej rządzą. Ale wykorzystuje moje sztuczki. Może łatwo zrozumieć moje rzeczywiste zamiary. Powinnam być ostrożna w słowach i czynach. Ale najważniejsze to zdobyć jej zaufanie.
- Nie wiem nic o wybrańcach, ale znam się co nieco na kilku mieszkańcach lasu - przyznałam. 
- Opowiadaj! - To brzmiało jak rozkaz. Nie lubię rozkazów. Poczułam, jak jeży mi się sierść na karku. 
- Może zacznę od Klanu Klifu... żyje w nim duży i potężny wojownik. Nazywał się Onyksowy Łowca, ale niedługo po tym jak go poznałam zmienił imię na Onyksowa Gwiazda. To on wywołał wojnę między Klanami Wilka, Nocy i swoim.
- W jaki sposób tego dokonał?
- Zamordował z zimną krwią partnerkę Czarnej Gwiazdy, lidera Klanu Nocy. A potem zaatakował Klan Wilka mimo tego, że był większy.
- Musi być z niego odważny wojownik - zauważyła Czysta Gwiazda.
- Masz rację. Zabił z oddania pierwszemu liderowi, zabitemu przez tamtą kotkę. Ale Klan Wilka zaatakował ze strachu przed zemstą Klanu Nocy. To bardzo tchórzliwe. Złamał jednak w ten sposób przymierze, które łączyło Klany Wilka i Klifu.
- Interesujące, a jakieś słabe punkty?
- Obserwowałam jego klan przez wiele księżyców. Wiem, ze został liderem ponieważ Czarna Gwiazda zabił jego partnerkę, zastępczynię. Onyksowa Gwiazda stracił też dwóch synów, została mu tylko córka.
- A inni liderzy?
- Ciężko się przyznać, ale nie mam zielonego pojęcia, co dzieje się w Klanie Wilka. To kraina rozpusty i łamania Kodeksu. Co innego Klan Nocy. Ich lider jest bardzo surowy, to najstarszy kot w lesie. Miał piątkę dzieci, ale z tego co mi wiadomo została mu już tylko dwójka. Rzadko się im przyglądałam. Nie znam słabych stron lidera, może to rodzina, albo to, ze bardzo szybko się denerwuje. Jeśli chodzi o Klan Burzy tam jest najgorzej. Rządzi nimi Srebrna Gwiazda. Nie ma poszanowania do historii naszych przodków, a jej wojownicy to czyste lenie. Nikt nie miesza się w sprawy klanów. Nie znam jej słabych punktów, ale na pierwszym miejscu mogę wymienić okropny klan.
- Myślę, że i tak mamy dość dużo informacji Pomarańczowa Stopo - powiedziała w końcu Czysta Gwiazda. - Dziękuję za opatrzenie rany. Wracajmy pod Cztery Drzewa.
- Nie musisz martwic się o bezpieczeństwo tamtego miejsca. Klanowicze omijają je z daleka z uwagi na mój zapach. Boją się tego co jem, i kim jestem.

< Czysta Gwiazdo? >

W ogóle zauważyłam, że zupełnie nie umiem pisać tego co Pomarańcza myśli. To wygląda jak uproszczony i niedokończony schemat jej logiki. A co tam!

Od Płomiennej Pieśni CD Cystej Gwiazdy

Dołączyłem do klanu. Postanowiłem do razu pójść na polowanie. Kiedy Czysta Gwiazda pokazała mi gdzie jest tymczasowe schronienie wyruszyłem. Nie musiałem długo iść, usłyszałem łopot skrzydeł. Spojrzałem w górę, tuż nade mną wylądowała sikorka. Usiadła na najniższej gałęzi młodego drzewka. Gdybym podskoczył z łatwością znalazł się na równi z nią. Napiąłem mięśnie i skoczyłem. Nim zdążyła wydać ostrzegawczy pisk i uciec leżała już martwa. Zakopałem ją pod drzewkiem i poszedłem dalej. Podobnie złapałem drugą sikorkę, a przechodząc obok rzeki złapałem rybę. Zebrałem zdobycze i wróciłem do "obozu". Odłożyłem zdobycze na mały stosik i usłyszałem kroki. Spojrzałem w tamtym kierunku. To Czysta Gwiazda i... Oślinione Futro?!

*** (Tutaj ta właściwa część odpisu)

Przestraszyłem się po tym co powiedziała liderka. Podkuliłem ogon i zgarbiłem się. Usłyszałem kroki. Z krzaków wyszła kotka.

***

Minęło już kilka dni, a kotka dołączyła do klanu. Powoli stawaliśmy się coraz więksi. Czułem się dość niekomfortowo. Liderka była bardzo surowa, w klanie jest Oślinione Futro, a kotki jeszcze nie znam. Poszedłem na polowanie. Po chwili wpadłem na Oślinione Futro. Tylko nie on...

<Ślino?> brak weny :/

19 lipca 2016

Od Czystej Gwiazdy CD Pomarańczowej Stopy

Kotka miała tupet zapuszczać się na nasze tereny i jeszcze mnie atakować?! O nie, nie odpuszczę jej tak łatwo! Z drugiej strony, potrzebowałam członków aby stłamsić tych niewiernych i zaprowadzić innych ku świetle Gwiezdnego Klanu. Mimo wszystko kotka intrygowała mnie. Udało się jej mnie podejść bez przeszkód, mogła się przydać i to bardzo. Widać samotne życie ją czegoś nauczyło. Jednak, jak z jej opowieści wynikało, była nielegalnym młodym medyczki, to naruszenie kodeksu. Z drugiej strony, to nie jest jej wina. Obeszłam ją dookoła z uniesioną wysoko głową, chciałam wydać się dumna mimo mej porażki. Nie mogłam pozwolić na pomiatanie sobą przez byle jakiego kota. W końcu usiadłam obok niej zwrócona łeb w przeciwną stronę.
- Możesz być przydatna, Pomarańczowa Stopo. Specjalnie dla ciebie zrobię wyjątek, uzyskasz ulgę i dołączysz do klanu Prawdy...ale jeżeli zauważę choćby jedną oznakę braku uległości czy lojalności, nie będę litościwa- syknęłam praktycznie do jej ucha i wstałam by spojrzeć jej w oczy- umowa stoi?
W jej żółtych oczach pojawiła się złość a nawet pogarda, jednak musiałam to zignorować.
- Dobrze. Zgadzam się- odpowiedziała i kiwnęła posłusznie łebkiem wciąż wpatrzona w me oblicze. Uśmiechnęłam się zadowolona, jak zawsze tryumfuje.
- Cieszy mnie to, Oślinione Futro, tobie już dziękuje, możesz odejść- mruknęłam do kotka który tylko w odpowiedzi machnął ogonem i skierował się do legowiska. Otarłam się o Pomarańczową Stopę zachęcając ją by poszła za mną. Powolnie wstała i ruszyła w kierunku w którym i ja zmierzałam. Miałam zamiar zabrać ją na krótką przechadzkę by wyjaśnić kilka spraw. Z mojej rany jeszcze sączyła się krew i przy każdym kroku sprawiała trochę bólu, jednak nie chciałam tego okazać, nie mogłam wydać się jej słaba.
- Powiedz mi, od jak dawna tutaj mieszkasz?- spytałam na dobry początek.
- Dłużej niż ty- odpowiedziała wpatrując się wprzód. Taki odzew wywarł na mnie nie do końca pozytywne uczucie, bardziej byłam zdenerwowana. Postarałam się jednak opanować.
- Rozumiem, wspominałaś o swojej matce, można się o niej czegoś więcej dowiedzieć?- zadałam kolejne pytanie zanim kotka zdążyła coś powiedzieć, chociaż na to się nie zbierało.
- Była medykiem i miała kociaki, tyle wystarczy- odparła Pomarańczowa Stopa i dodała coś cicho pod nosem. Jej odpowiedzi co najmniej mi się nie podobały, były krótkie i zawierały mało treści. Coś kręciła, czułam to.
-A gdzie teraz...
- Zabiłam ją- syknęła w odpowiedzi zanim zdążyłam zakończyć moje pytanie. Miałam dość, nie odnosiła się z należytym mi szacunkiem. Zagrodziłam jej drogę i rzuciłam na nią piorunujące spojrzenie.
- Jestem twoją liderką i oczekuje szacunku, kiedy mówię, nie przerywaj mi- warknęłam i czekałam na reakcję kotki. Jej jedna powieka poruszyła się jakby niekontrolowanie a pazury same się wysunęły.
- A ja mogę nauczyć się pokory i sprezentować drugą szramę, tylko po tej już się nie podniesiesz- wręcz wypluła z siebie te słowa a sierść na jej karku się podniosła. Zrozumiałam ważną rzecz, kotka jest niestabilna psychicznie. Trzeba się z nią obchodzić jak z umierającym młodym, nad wyraz ostrożnie. Ustąpiłam jej miejsca i usiadłam na trawie. Nie chciałam skończyć z kolejną raną.
- Rozumiem, jednak grzecznie proszę o więcej szacunku, mówisz do lidera, wybranego przez klan Gwiazd- powiedziałam nie spuszczając z niej wzroku- skoro już o tym mowa, słyszałaś o jakiś ,,wybranych"? Ponoć z każdego tutaj obecnego klanu jedno kocię zostało naznaczone, ma uratować klan. Co o tym sądzisz?
- Co ja sądzę? Nie słyszałam o tym, ale brzmi to dość dziwnie- mruknęła kotka siadając nieopodal mnie. Polizałam swoją łapę chcąc oczyścić ranę. Pomarańczowa Stopa widząc ten gest wskoczyła w zarośla. Zdziwiona nie śmiałam ruszyć za nią. Po prostu czekałam.
Niedługo potem pojawiła się znów niosąc niezbędne rzeczy aby opatrzyć ranę.
- Obiecałam, czyż nie?- odparła i zaczęła pracować przy mojej łapie.
- Tak, dziękuje. Sęk w tym, że okropnie mi to nie na łapę, Klan Gwiazd nigdy nie zrobiłby takiej głupoty. Pomóż mi odnaleźć te kociaki, zabić a potem przejąć władzę nad klanami. Chcę stworzyć jeden, wielki klan Prawdy. Ukarzę im wszystkim wielkość Klanu Gwiazd i zaprowadzę ich do zbawienia. Niestety, bez innych mi się to nie uda. Mój klan wciąż jest zbyt mały i żałosny. Kiedy staniemy się potęgą zaczniemy ich podbijać. Odnajdziemy tych ,,wybranych" i zlikwidujemy, tak samo liderów, przejmując klany. Piszesz się na to Pomarańczowa Stopo?- zapytałam i spojrzałam w dół na kotkę która aż zamarła na chwilę tej opowieści. Podniosła swój łepek i zwróciła złote oczy na mnie.

<<Pomarańczowa Stopo?>>

Od Słonecznego Deszczu CD Jaszczurczej Łapy

Podniosłem zaspane powieki i ziewnąłem potężnie. Kto śmie budzić mnie o tak wczesnej porze?! Zauważyłem, że jeden kot przewrócił się na drug bok co poskutkowało głośnym złamaniem się gałązki. Chciałem mu teraz z całego serca podziękować za tak haniebny czyn. Nagle przypomniałem sobie, przecież dziś mam uczyć Jaszczurczej Łapę! Wstałem pospiesznie przy akompaniamencie szeleszczących liści i wyleciałem z legowiska na spotkanie. Mój uczeń pilnie na mnie czekał przed wyjściem. Przybiegłem do niego najszybciej jak mogłem i cicho wypuściłem powietrze z płuc.
- Gotowy na dzień drugi, bo dziś zajmiemy się podstawowym rozpoznawaniem zwierzyny i miejsca jej występowania, jak i teorią oraz praktyką jej odnajdywania! A na koniec, jak będziesz grzeczny, to coś upolujemy- odpowiedziałem i z uśmiechem na pysku wyszedłem z uczniem. Przemierzaliśmy polanę kierując się w stronę lasu. Co rusz suche liście spadały mi na futro, co nie ukrywam, nie było zbyt przyjemne. Wiatr cicho szumiał pośród gałęzi tworząc melodię lasu. Jaszczurcza Łapa dreptał cicho obok mnie rozglądając się na wszystkie strony, był taki ciekawy świata. Cieszyło mnie to ogromnie. Z tego co słyszałem od mojego ojca, jego brat nie był taki wspaniały. Podobno niezłe z niego ziółko.
- Co to jest?- spytał mnie nagle młody wskazując na zagłębienia w ziemi. Były to dziwne wzory, jednak dobrze znałem te ślady.
- Są tutaj od dawna, zrobiły je potwory. Mówiono, że dwunogi nim przybyły i stanęły w lesie, nieopodal Wężowych Skał. Ci którzy to widzieli mówili, że potwór trząsł się, jakby ze strachu a z wnętrza było słychać pomruki. Prawdopodobnie przestraszył się żmii, głupie potwory- zaśmiałem się idąc dalej. Jaszczurcza Łapa zachichotał i w podskokach dołączył do mnie.
Zatrzymaliśmy się obok piaszczystej rozpadliny. Spojrzałem w górę słysząc przelatującego słowika, zawsze kochałem ich śpiew.
- Gotowy na lekcję?- spytałem a widząc entuzjazm kociaka zacząłem dalej- oto Piaszczysta Rozpadlina. Można tu znaleźć wiele zdobyczy, najczęściej mysz. Te zwierzęta są u nas bardzo często spotykane. Wydzielają charakterystyczny zapach, jakby zmokłej ziemi. Teraz spróbuj go odnaleźć, nie ruszaj się z miejsca.
Kotek uniósł łepek do góry i wciągnął powietrze. Powtórzył to kilka razy, z każdej strony, po czym uradowany odparł:
- Czuję! Chyba wiem gdzie są, tam po prawo, prawda?- spytał wręcz rozpierany przez energię. Kiwnąłem głową i przywarłem do ziemi. Stanąłem przodem do wiatru i zacząłem się powoli skradać.
- Widzisz? To jest dobra poza do łapania myszy. Łapy daleko, ugięte dość mocno, w razie czego można wybić się do przodu w pogoni. Ogon nisko, nie chcemy go wypłoszyć.
Jaszczurcza Łapa spróbował mnie naśladować, szło mu dość dobrze, ale cały czas zapominał o ogonie. W końcu zacząłem go lekko w niego kąsać, szybko się nauczył go chować.
- Dobrze, wystarczy co do łapania myszy. Aby odnaleźć mysz musisz zacząć używać węchu, ale także i słuchu. Gdy będziesz jej blisko, nadsłuchuj. Te małe stworzonka mają bardzo czuły słuch, jedno potknięcie i jedzenie ucieka ci sprzed nosa, a tego raczej nie chcemy.
- No nie!- odparł kociak i pomachał ogonem jakby na znak, że słucha uważnie.
- Zatem trzeba uważać na każdy krok, pamiętaj o tym. Gałęzie to twój wróg- wyjaśniłem i trąciłem go przyjaźnie łapką- a teraz idź i spróbuj złapać jakąś myszkę, dobrze? Ale pamiętaj, pod wiatr, nie z wiatrem bo cię zwęszy!
Kocurek kiwnął łebkiem i pobiegł w stronę z której dochodził zapach myszy.

<<Jaszczurcza Łapo?>>

Od Gęsiej Łapy CD Mglistego Cienia

Kocur zaczął być niemiły, czy on naprawdę myśli, że ujdzie mu to na sucho? Jeżeli pragnie mojego szacunku musi sobie na to zapracować! Wstałem pośpiesznie z legowiska i uniosłem wysoko łepek. Wyszliśmy pospiesznie z obozu a ja zatrzymałem się kilka kroków od bramy. Dobrze, zatem...gdzie teraz? Znam teorię, ale w praktyce to jest ogromne! Cóż, muszę podołać!
- Zatem gdzie chcesz najpierw, Mglista Łapko?- spytałem i zrobiłem słodką minę odwracając się do kocura. Na jego pysk wstąpiło zdziwienie zmieszane z pogardą. Chyba nareszcie zrozumiał sens moich słów. Skulił się i położył uszy udając małego kotka po czym odparł:
- Ależ mentorze, ja nie znam terenów, oprowadź mnie sam!- miauknął jakby zakłopotany ale po jego oczach było widać iż świetnie się bawi. Czekał na mój błąd. Fuknąłem na niego i z szybko rzuconym ,,za mną" powędrowałem w prawo, szczerze, nie miałem pojęcia gdzie dojrzejmy. Szliśmy w ciszy przerywanej przez szelest rozpadających się pod naszymi łapami liści. Wciąż byłem dumny i kroczyłem pewnie, lecz chwilami gubiłem się, mimo to nawet na chwilę się nie zatrzymywałem, nie mogłem pokazać, że jestem jakiś niepewny. Po chwili do moich nozdrzy dostał się okropny odór...to Droga Grzmotu! Ha, jednak się znam. Szybciej niż powinienem pobiegłem do krzaków i starałem się je odchylić. Niestety gałęzie okazały się dobrym przeciwnikiem. Na pomoc ruszył mi Mglisty Cień który jednym ruchem łapy odkrył zarośla i naszym oczom ukazała się owa droga.
- A oto siedlisko niebezpiecznych potworów!- zacząłem wręcz poetycko. Kocur przewrócił oczami i chrząknął.
- Skoro to ,,siedlisko" to gdzie potwory?- spytał tak niewinnie, że zachciało mi się zwrócić śniadanie. Warknąłem pod nosem i machnąłem mu ogonem przed pyskiem.
- Oh pomyliłem się, dobrze? Potwory tędy chodzą, są niebezpieczne i trzeba trzymać się od nich z daleka!- dodałem do wcześniejszej wypowiedzi i prychnąłem zadowolony z siebie.
- A jaki klan jest po drugiej stronie?- spytał słodko mój ,,mentor". Zamurowało mnie. Uszy opadły i cała duma zleciała ze mnie gwałtownie. Nie mam pojęcia. Zapach potworów przeważał, nie czułem innego klanu! Zacząłem nerwowo przebierać łapkami przypominając sobie wszystkie klany. Mamy Klifu, Burzy, Nocy, no i nasz, a więc kto kryje się po drugiej stronie? Spojrzałem w górę i zauważyłem wielkie góry, wystające ponad drzewa.
- Klan Klifu?- odpowiedziałem w sumie bardziej pytając. Mglisty Cień pokręcił łebkiem i uderzył mnie gałęzią.
- Pytasz się czy odpowiadasz? Chodź, nie pogrążaj się, pokarzę ci szybciej tereny, w tym tempie nigdy nie nauczysz się walczyć- zażartował i pobiegł w głąb lasu. Zdenerwował mnie i to bardzo. Jak śmie mnie lekceważyć?! Jam jest Gęsia Łapa, przyszły największy wojownik klanu, a ten tu obwieś mnie tak traktuje?! Uh, kiedy to wszystko się skończy! Potulnie poszedłem za nim, bo cóż miałem uczynić? Na drodze nie pojawiały się żadne samochody, więc samobójstwo odpadało.
Przez dalszą część ,,lekcji" ten napuszony buc prawił mi kazania o terenach i opowiadał historię o tym jak Klan Klifu nas zaatakował i jak ich nienawidzi. W połowie jego opowieści myślałem czy nie najeść się rosnących nieopodal śmiertelnych jagód, ukróciło by to moją mękę.
W końcu, koniec! Przyszliśmy do obozu i zanim zdołałem odbiec jak najdalej od tego Mglistego Nudziarza, szara łapa zablokowała mi przejście.
- To co? Było tak źle?- spytał z cynicznym uśmiechem na pysku.
- Mam nadzieję, że lepiej uczysz walki- odpowiedziałem i odszedłem niewzruszony.  Nagle wpadłem na jakąś kotkę. Przewróciłem się a wstając zauważyłem kątem oka leżące na ziemi liście. Spojrzałem w górę i zauważyłem Sowie Skrzydło. Patrzyła na mnie jakby...inaczej? Jej oczy przepełnione były ciepłem a na pysk wystąpił uśmiech.
- Przepraszam- burknąłem pod nosem i podniosłem jej liście i położyłem przy łapkach. Kotka polizała mnie za uszami i radośnie dodała:
- Nic się nie stało mały, wszystko w porządku. Rany, rośniesz jak na drożdżach! Twoja mama musi być z ciebie dumna!- mruknęła trochę ciszej zbierając liście łapką.
- Taaa, jeżeli w ogóle wie, że jeszcze żyję- odparłem spuściłem łepek.
- Jak to? Przecież Cętkowany Ogon wie, że żyjesz!- odpowiedziała mi medyczka i zaczęła przebierać łapkami.
- To nie moja matka. Nie jestem ślepy- burknąłem i odwróciłem się pozostawiając zdziwioną Sowie Skrzydło na środku obozu. Wpełzłem do legowiska uczniów i ległem na posłaniu. Szybko porwały mnie objęcia słodkiego snu.
Następnego ranka wstałem przed mym mentorem. Pobiegłem przed wejście i usiadłem opierając się o ,,mury". Po chwili zauważyłem go wychodzącego z legowiska. Zanim jeszcze się wygramolił otrzymał liźnięcie w nos od swej partnerki. Ruszył dziarskim krokiem w moją stronę a ja już wiedziałem, że przyda mi się potrójna porcja śmiertelnych jagód jeżeli chcę z nim dotrwać do końca mego treningu.

<<Mglisty Cieniu?>>

Od Mglistego Cienia CD Gęsiej Łapy

Po spotkaniu z młodym, ruszyłem w stronę jaskini, gdyż zbliżał się wieczór. Kto by pomyślał, niedawno skończył u mnie trening jeden uczeń, a teraz dostałem kolejnego. Westchnąłem. Ni chwila odpoczynku, od tych młodych, rozbrykanych kłębków kłaków. W jaskini zastałem moją córkę, Lisi Ogon, oraz syna - Słoneczny Deszcz. Im również przydzielili uczniów, choć sami niedawno nimi byli. Usiadłem w kącie, po czym ułożyłem się wygodnie, podkulając łapki pod brzuch. Nocny patrol obejmował inne koty, toteż mogłem spać spokojnie.
Rano obudziłem się wcześnie, najwcześniej jak się dało. Wyczułem u młodego ucznia dużą smykałkę do(bycia skurwielem) wywyższania się, mimo swojego poziomu, toteż chciałem wprowadzić trochę dyscypliny.
Paroma susami byłem przy jego jaskini. Inni uczniowie jeszcze spali smacznie, skuleni blisko siebie. Gęsia Łapa natomiast spał trochę dalej, z włączonym trybem czuwania. Fuknąłem na niego, aby go obudzić. Niezadowolony młodziak wstał niechętnie, rozciągając grzbiet.
- Dalej, nie mamy chwili do stracenia - pogoniłem szarego kocurka. - Chcę pokazać ci tereny jak najszybciej, aby potem móc przejść do teorii.
- Mówiłem już, że znam tereny jak własną łapę - marudził poirytowany kot. - Chcę móc walczyć!
- W takim razie, skoro znasz wszystkie tereny, oprowadź ty mnie - rzuciłem mu wyzwanie. Gęsia Łapa wydawał się być zbity z tropu tym zadaniem, lecz duma szybko wróciła na jego pysk.
- W takim razie zapraszam na wycieczkę.
Opuściliśmy obóz.
< Gęsia Łapo? Albo Cętkowany Ogonie, bo ją chciałaś do dokończenia  >

Od Tajemniczego Kwiatu C.D Błękitnej Burzy

Tajemniczy Kwiat westchnęła. Czy ma jej teraz powiedzieć, wytłumaczyć to wszystko? Chciała pomóc tamtej rannej kotce i wiedziała, że musi zrobić to szybko, bo nie wiadomo, w jak bardzo ciężkim stanie ona jest. Ale łatwo nie będzie... Medyczka spojrzała raz na Błękitną Burzę, po czym podeszła bliżej do terminatorki. Nie chciała, by dowiedział się o tym ktoś poza nią, więc mówiła cicho:
- To coś bardzo ważnego, Lodowa Łapo. Nie możesz o tym nikomu powiedzieć, nikomu. - stwierdziła, że jej terminatorka by jej tego nie zrobiła i nie powiedziała przywódcy, zastępcy ani nikomu innemu. A przynajmniej miała taką nadzieję. - Poza obozem jest bardzo ranny kot, nie należy do Klanu. Pójdę mu pomóc. Kiedyś komuś obiecałam, że będę pomagać wszystkim nawet gdybym narażała przy tym swoje życie. Pójdę tam, Lodowa Łapo. - potem popatrzyła na wyjście z obozu, gotowa, by już wkrótce stąd wybiec.
- Jeśli ty też pójdziesz... to ryzyko. Nie wiem nawet jak zareagują tamte koty. Nie chciałabym, żeby stało ci się coś złego. - powiedziała. - Ale możesz decydować o tym, co zrobisz. - patrzyła w jej oczy, czekając na odpowiedź. Nie chciała, by przez nią ta terminatorka miała kłopoty. Ale nie chciała również zachowywać się jak przywódczyni i zakazywać jej takich rzeczy. Zwłaszcza, że chodzi tutaj o leczenie rannego kota.

Lodowa Łapo?

Od Jaszczurczej Łapy C.D. Słonecznego Deszczu

- Było bardzo fajnie - powiedziałem wręcz od razu. Słoneczny Deszcz się uśmiechnął. Jedliśmy razem, obok siebie. Moje rodzeństwo było dalej, nie towarzyszyli im mentorzy. Poczułem, że nie powinno mnie tu być. 
- Jaszczurcza Łapo - usłyszałem syk mamy. Odwróciłem głowę w jej kierunku. Kiwnęła mi, żebym poszedł do reszty rodzeństwa. 
- Wybacz Słoneczny Deszczu, ale wolałbym zjeść z innymi uczniami - oznajmiłem, wziąłem mysz w pyszczek i odszedłem. Kiedy położyłem się obok Pajęczej Łapy zobaczyłem, jak mama podchodzi do Słonecznego Deszczu. Wyglądał na bardzo smutnego, kiedy skończyła z nim rozmawiać. Zacząłem dalej jeść.

Następnego dnia wstałem wcześniej. Obawiałem się swojego pierwszego treningu, ale nie było aż tak źle. Teraz z podniesiona głową mogłem wyjść z obozu razem z moim mentorem i rozpocząć drugi dzień szkolenia.
Wybiegłem z legowiska zanim inni uczniowie się obudzili. Było bardzo wcześnie. W obozie nie było nikogo, poza kotami wybierającymi się na poranny patrol.
- Cześć tato! - zawołałem z daleka. Mglisty Cień wystraszył się tym zawołaniem.
- Jaszczurcza Łapo, co tu robisz tak wcześnie? - spytał. Usiadłem obok i podrapałem się za uchem.
- Wczoraj się spóźniłem na trening. Nie chcę zaliczyć powtórki... - powiedziałem. - Nie zabierasz Gęsiej Łapy?
- Spóźnia się - powiedział. -Możesz iść go obudzić?
- Jasne!
Pobiegłem do legowiska uczniów i po chwili wróciłem z Gęsią Łapą. Wyszli z obozu razem z Mysim Wąsem. Ja nadal siedziałem i czekałem na swojego mentora. Niedługo potem wyszedł z legowiska.

<Słoneczny Deszczu?>

18 lipca 2016

Od Błękitnej Burzy C.D. Czarnej Gwiazdy

Czarna Gwiazda i Wodny Ogon weszli do obozu. Ojciec wyglądał na nieźle wkurzonego! Wystraszyłem się nieco. Co oni zrobili tamtym kotom?
- Coś się stało Czarnej Gwieździe?
- Na osty i ciernie! - syknąłem ze strachem. - Tajemniczy Kwiecie! Nie skradaj się tak!
- Wybacz. Gdybyś nie był taki spięty nie wystraszyłbyś się - oznajmiła z powagą. - Wyjaśnisz mi, co się dziś stało? Wszyscy są dzisiaj kłębkami nerwów.
- Zawiodłem ojca - przyznałem się. 
- Co się stało?
Nie miałem najmniejszej ochoty na żalenie się. Tajemniczy Kwiat była jednak zawsze taka miła...
- Wysłał mnie na gospodarstwo, abym ostrzegł tamtejsze koty przed wchodzeniem na nasze terytorium. A ja zamiast tego pozwoliłem im tu polować... - Westchnąłem głęboko. 
- To... Ciężka sprawa... - Tajemniczy Kwiat przysunęła się bliżej i ściszyła głos. - Ale ty byś tak nie zrobił.
Najbardziej irytujące w tym zdaniu jest to, że ona ma rację. Wyszkolono mnie na wiernego i lojalnego wojownika, jakim prawem złamałem Kodeks? Prawem przeklętego serca.
- Tam była kotka. Była bardzo ciężko ranna - odpowiedziałem. - Jej matka zrobiła dużo, ale to nie profesjonalny medyk. 
- Mógłbyś mnie do niej zabrać? - spytała Tajemniczy Kwiat.
- Jasne, ale dostałem karę. Nie wolno mi opuszczać obozu - wyjaśniłem.
- Powiedz mi, jak tam trafić. Sama dojdę. Tylko musisz mnie kryć. I dopilnuj, żeby Lodowa Łapa sie nie dowiedziała.
- Nie dowiedziała się o czym? - Oboje podskoczyliśmy słysząc głos Lodowej Łapy. Ta mała... 
- Będę musiała wyjść z obozu - wyjaśniła Tajemniczy Kwiat. - Mogę zostawić ci Leśną Maskę i jej kocięta?
- Chcę iść z tobą. Po co idziesz?

<Lodowa Łapo? Tajemniczy Kwiecie?>

Od Czarnej Gwiazdy CD Błękitnej Burzy

Patrzyłem już nie kamiennym wzrokiem na Błękitną Burzę, ale z gniewem w oczach. Mojemu synowi zrobiło się smutno. Prawie pół księżyca w obozie. Odszedłem zanim cokolwiek zdążył powiedzieć i usiadłem trzydługości lisa dalej. Ogon położyłem na przednich łapach i patrzyłem na syna prawie jak na zdrajcę.

***

Był ranek, a słońce wychylało się dopiero zza drzew i oświetlało na razie bladym blaskiem polankę w obozie. Wyszedłem z legowiska. Spojrzałem w kierunku legowiska wojowników. Wodny Ogon wychodził już i spojrzał na mnie. Ruszyliśmy bez słowa w kierunku siedlika dwunogów. Przez całą drogę nie wymieniliśmy nawet słowa. W głowię miałem tylko jedną myśl... przepędzić stąd pieszczochy.
Niedługo później byliśmy już przy celu. W nos uderzył mnie słodki smród pieszczoszków dwunożnych. Na sam zapach byłem wściekły. Wyminąłem ogromnego konia i ruszyłem w kierunku ogromnego legowiska, w którym stało kilka koni. Zapach był coraz mocniejszy. Usiadłem niedaleko wejścia, a obok mnie Wodny Ogon.
- Pieszczochy! - zawołałem z wyraźną pogardą w głosie. Zobaczyłem dwa żółte ślepia. Po chwili zniknęły, a kiedy się pojawiły ponownie było ich więcej. Podszedłem, a za mną ruszył wojownik. Najstarsza kotka również wyszła, za nią ruszyły kociaki. Zapewne jej młode.
- To znowu te dzikusy! - zawołał jeden. Sierść zjeżyła mi się na karku. Byłem o krok od rzucenia się na małego. Kiedy stanąłem naprzeciw kotki usiadłem. Byłem spokojny. Zmróżyłem oczy.
- Zakazuję wam polowania w Siedliku Koni. - powiedziałem.
- Ty wysłałeś wczoraj tego wojownika? - zapytała kotka.
- Tak. - odpowiedziałem.
- Przecież pozwolił nam tutaj polować. - odparła.
- On może sobie pozwalać. Jestem jego przywódcą i to ja decyduję kto może co robić na moich terenach i nie zgadzam się z nim. - wstałem.
- Kim ty wogóle jesteś? - zapytał jeden kociak. Był bardzo pewien siebie. Posłałem mu zimne spojrzenie.
- Pokażę ci coś. - Powiedziała kotka. Ruszyła wgłąb legowiska tych olbrzymów. Spojrzałem na Wodną Łapę niepewnie. Co jeśli to pułapka? Po chwili ruszyliśmy za nimi. Kotka doprowadziła nas do rannego kociaka.
- Yhym... Na co liczysz? Że ci uleczymy tego kociaka i będziemy razem żyli w zgodzie? - zapytałem. Maluch otworzył oczy, kiedy spostrzegł Wodnego Ogona jego, albo jej oczy rozszeżyły się ze strachu.
- Spójż co zrobiliście! - powiedziała. Powoli puszczały jej nerwy. Kiedy zauwarzyła to co ja spojrzała na mojego towarzysza podejrzliwie.
- Wodny Ogonie, czy ty to zrobiłeś? - zapytałem. Kiwnął głową. - Dobrze, porozmawiamy o tym później. Ale jak to ma się do polowania na moim terytorium? - zapytałem.
- Pamiętasz Pustułce Skrzydło? - zdziwiłem się. Skąd ona tyle wie o klanach i skąd wie, że znałem wojownika o takim imieniu? - To jego córka. - dodała po chwili.
- To był zwykły zdrajca! Odszedł bez słowa, wiedziałem, że gdzieś tu się kręci! - powiedziałem pełen gniewu.
- Nie mów tak na mojego tatę! - zawołał jeden z maluchów i rzucił się na mnie. Odepchnąłem go i syknąłem.
- Kiedy żył nie zwracaliśny uwagi, że tutaj polujecie, ale teraz go nie ma i proszę, żebyście zostawili tereny.
- Nigdy! Chcecie pozbawić nas jedzenia? - zawołał Wodny Ogon.
- Proszę... - zaczęła.
- Jeżeli nie chcesz załatwić tego po dobroci, przepędzimy cię stąd! Naraziłaś się na mój gniew, więc będziesz musiała walczyć z całym Klanem Nocy! Nic już tego nie zmieni! - zawołałem, a na pysku pieszczoszki zobaczyłem przerażenie. Wybuchłem... sama się o to prosiła.
- Idziemy. - powiedziałem do wojownika cicho i ruszyliśmy w stronę obozu.
Kiedy dotarliśmy zobaczyłem Błękitną Burzę. Zauwarzył moje zdenerwowanie. Jestem pewien, że trójka wojowników z pewnością sobie poradzi z piątką domowych kotów, w dodatku tylko jeden jest dorosły. Błękitny na pewno nie pójdzie.

<Błękitna Burzo?> wenus braksimus wielkus ;-;

Od Pomarańczowej Stopy



Każda istota ma swoją matkę. Matka nie jest czymś, czego można nie mieć. Matkę można stracić, ale będzie ona nadal czymś, co było, co mieliśmy. Nikt nie powstaje z niczego. Każdy powstaje z matki.
Moja matka nie żyje. Zabita przez własne dziecko. Dziecko, którym jestem ja. Nigdy już jej nie zobaczę. Wiem, że mogłabym dołączyć do Klanu Gwiazd zmieniając swoje zachowanie. Zmieniając siebie. Ale taka przemiana jest niemożliwa.

Leżałam w słonecznym blasku, otoczona ciepłem jego promieni. Czułam, jak muskają moją sierść, jak otulają mnie niczym matka. Takie ciepło czułam, kiedy byłam mała. Kiedy mama ratowała mnie przed podzieleniem losu rodzeństwa. Dlaczego ratowała mnie, a nie ich? Dlaczego nie ocaliła nas wszystkich? Zabiłam ją. Już nigdy się nie dowiem. Mogę tylko uczcić pamięć jej i moich przodków tworząc Odrodzony Klan Wiatru. Mogę też uczcić pamięć krewnych zmieniając Klany Klifu w Cienia, Wilka w Gromu i Nocy w Rzeki.
Ale największą przeszkodą jest Klan Burzy. Go nie można przekształcić. Klan Burzy hańbi pamięć Klanu Wiatru. Srebrna Gwiazda pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że jej klan żyje na ziemiach moich przodków.
Wstałam. Miałam już dość leżenia. Byłam głodna. Wróciłam pod Cztery Drzewa, nie byłam tam od kilku dni. Pewnie moje zdobycze zmieniły się już w strawę wron. Ach! Mięso to mięso!
Gdy zbliżyłam się do wejścia poczułam nieznana mi dotychczas woń. Nie podobała mi się. Należała do obcych. Nie lubię obcych. Cztery Drzewa to moje terytorium! To ja je zagarnęłam!
Wysunęłam pazury. Jestem gotowa walczyć o swój dom. Żaden lisi bobek nie zabierze mi mojej własności! Weszłam na polanę między drzewami i zobaczyłam intruza. Zasyczałam wściekle na jego widok. I on przybrał bojową pozę. Za swoje terytorium jestem gotowa oddać życie.
Wskoczyłam na napastnika. Kot odrzucił mnie i zaatakował mój grzbiet. Jego styl walki był beznadziejny i prymitywny. Szybko znalazłam jego słaby punkt. Ugryzłam napastnika w łapę, na której widniała głęboka rana. Tak delikatna skóra, jaka jest na bliźnie rozrywa się szybko. Kot, a raczej kotka zaczęła krwawic i syczeć z bólu. Była przy tym bardzo zabawna.
Chwyciłam w zęby jej łapę i szarpnęłam. Kotka zasyczała z bólu. Podobało mi się. Szarpnęłam jeszcze mocniej, ale kotka wydała z siebie ten sam krzyk. Jeszcze raz szarpnęłam, a wtedy coś uderzyło mnie w bok i odrzuciło na kilka długości ogona. Kiedy się otrząsnęłam zobaczyłam burego kocura. 
A więc tak pogrywamy, dwóch na jedną? Te koty są jeszcze większymi słabeuszami, niż myślałam. Dwóch na jedną? Każdy wojownik miałby problemy, nawet tak genialny wojownik, jak ja. Może będziemy negocjować?
- Czego tu chcecie, wstrętne samotniki? - syknęłam.
- Raczej, czego ty tu chcesz? - parsknęła czarna kotka. - Atakujesz nasze terytorium.
Mimo tego, ze ja już rozluźniłam mięśnie, moi przeciwnicy nadal stali w gotowości.
- Wasze? To wy wtargnęliście pod Cztery Drzewa, jakby Klan Gwiazdy ofiarował wam je na obóz! A to ja tu mieszkałam!
Kotka rozluźniła się i zastrzygła uszami.
- Właśnie tak było. Dostałam te tereny od Klanu Gwiazdy - zamruczała. - Wynoś się stąd.
- Nie mam zamiaru opuszczać tego terytorium - warknęłam. Szybko jednak coś sobie przypomniałam. Jestem sama. Samotna. I ja, jedna kotka staję przeciwko czterem klanom? Bzdura! - W okolicy są cztery kocie klany. Mam już dość walczenia z nimi. Tyle się już stało... Tylko pod Czterema Drzewami mogę się czuć bezpieczna.
- Sądzisz, ze przyjmę cię do Klanu, po tym jak mnie zaatakowałaś. - Kotka wskazała na swoją krwawiącą łapę.
- Wybacz, wściekłam się - powiedziałam. - Mogę naprawić swój błąd i uleczyć twoje rany. Moja matka i mentorka była medykiem.
- Co za bzdura! Medyk, który miał kocięta! - prychnęła.
- Rozdarty Ogon była nie tylko medykiem, ale też i samotnikiem. Obowiązywały ją inne zasady.
- Kim jesteś?
- Jestem Pomarańczowa Stopa. A wy?
- Ja jestem Czysta Gwiazda, a to mój wojownik, Oślinione Futro.

< Czytsa? Ślinko? >
Pomarańcza umie kłamać. Nie myślcie, że nie umie, bo jesteście w błędzie. Zdołała oszukać Kamiennego Pazura i Onyksowego Łowcę (Gwiazdę) i wywołała wojnę. Proszę jej nie lekceważyć i nie uważajcie się za takich Szerklków, że ją rozgryziecie już w pierwszym opowiadaniu.