Dawno…
Wbiła zmęczone spojrzenie w pysk znajomego. Kocur zamienił jeszcze parę słów z Wiecznym Zaćmieniem, prosząc o mak, zanim ponownie odwrócił się w stronę Łuny. Końcówka jej ogona poruszyła się lekko. Zamrugała i otuliła nim swój prawy bok, przekręcając się wygodniej na posłaniu.
— Udało ci się chociaż zranić tego ścierwojada? Spałbym spokojniej, gdybym miał pewność, że zapamięta tę walkę do końca swoich dni!
Jej wąsy zadrżały. Przyciągnęła do siebie rybitwę, uśmiechając się pod nosem na wybór zwierzyny. Królicza Ułuda chyba miał dobrą pamięć.
— Jakieś… Blizny napewno mu z- zostawiłam — wychrypiała. Jej uszy opadły nieco do tyłu z zażenowaniem, poruszając pajęczyną, która owijała połowę jej głowy. — T- teraz jest znośnie.
Poczęła oskubywać ptaka z pierza, krzywiąc się lekko z każdym ruchem szczęk, gdy poraniona skóra na jej pysku się naciągała. Zerknęła kątem oka na wojownika, któremu najpewniej na język cisnęła się chęć zaoferowania pomocy. Czy naprawdę myślał, że nie poradzi sobie z tak banalną czynnością? Może… Może tak to wyglądało, ale to nie znaczyło, że chciała, żeby ktoś ją wyręczał. Uparcie kontynuowała, odwracając wzrok.
— Będzie trzeba… Trzeba trzymać mnie z daleka o- od granicy — wymamrotała po chwili, wypluwając pojedyncze piórko. Odkaszlnęła i wykrzywiła pysk w grymasie. — Jeśli jeszcze r- raz go zobaczę, to powyrywam mu łapy z t- tego wilczackiego zadu.
Tuż po powrocie Króliczej Ułudy do klanu…
Nie wiedziała, co do końca ma o tym myśleć. Po takim długim czasie uznała, że Królik jest po prostu… Martwy. Uciekł, a później coś… Coś się stało. Jak inaczej mogła sobie tłumaczyć te księżyce bez jakiegokolwiek jego śladu? Fakt, nie byli ze sobą blisko – głównie z jej decyzji – ale pomyślałaby, że kremowy cokolwiek by powiedział, gdyby planował zniknąć. Najwyraźniej się myliła. Teraz spoglądała jedynie na niego zza głów klanowiczów, obserwując, jak ponownie przyjmuje tytuł ucznia i nowe imię. Nie wszystkie koty były zadowolone; widziała, jak co poniektórym pyski krzywią się tak, jakby zobaczyli wroga. Czy powinna czuć się zawiedziona? Zdążyła się już przyzwyczaić do braku Królika, a raczej Niesfornej Łapy – nie tęskniła za nim. Zmrużyła ślipię. Na jego miejscu, już nigdy nie postawiłaby łapy w klanie… Byłby to zbyt wielki wstyd.
Z drugiej strony, zawsze z tyłu głowy miała go za kogoś, kto popełniłby jakiś błąd, a potem wracał z podkulonym ogonem.
Teraźniejszość…
Biała piana obijała się o piasek. Wpatrywała się ptaki krążące na niebie; jej paliczki raz po raz zanurzały się w morskiej wodzie, a ogon podrygiwał niespokojnie. Samo uczucie wilgoci na łapach przywodziło jej na myśl jedno letnie popołudnie, w które to za Szałwiowym Sercem podążyła w głąb toni; wspomnienie to równie subtelne, co posmak słonego powietrza na języku.
Przeniosła spojrzenie do góry, na szczytujące słońce. Jasne plamy, które pojawiały się później przed jej okiem przypominały za to błysk ślipi jej brata, który od momentu ostatniego zgromadzenia mierzył ją czujnym wzrokiem i czekał, aż język się jej zaplącze i powie o jedno słowo za dużo. Promienie piekły ją w policzki podobnie jak wstyd, kiedy wymijała pytania o swoje znajomości innymi pytaniami. Nie chciała kłamać mu prosto w twarz… Ale innej opcji nie widziała. Była ostatnimi czasy zbyt nieuważna, zachowywała się zbyt niedbale, nie przejmując się takimi drobnostkami jak zbyt czułe powitania z partnerem, aby móc się z tego wymigać. Blask zadawał za dużo pytań. Za dużo dokładnych pytań. Czuła, że kocur wie, że nie dostaje w odpowiedzi ani ziarenka prawdy; była tego pewna. Nie wiedziała jednak, co zrobić, aby przestał wściubiać nos w nie swoje sprawy. Niewiele brakowało, aby jej sekret ujrzał światło dzienne – wystarczyło jedno złe słowo, jeden zły ruch, jeden zły kot, który znalazłby się w złym miejscu…
Pokręciła lekko głową, odtrącając nieprzychylne myśli. Te biegały wokół niej w kółko już długo, każdego dnia, błagając ją o znalezienie jakiegoś wyjścia z sytuacji, w której się znalazła; jednak bezskutecznie.
Zastrzygła uszyma, słysząc cichy odgłos kroków. Cofnęła się, strzepując wodę z łap; jej żołądek ścisnął się lekko na myśl, że to może właśnie Szałwiowe Serce postanowił zaskoczyć ją wizytą… Jednak jej spojrzenie prędko napotkało sylwetkę, która na pewno do nocniaka nie należała. Zamrugała, spoglądając na Niesforną Łapę, a jej uśmiech nieco osłabł.
Młodszy przystanął parę susów od niej. Wyraźnie niepewny, przestąpił z łapy na łapę, uchylając lekko pysk, jak gdyby zastanawiając się nad tym, czy powiedzieć coś, czy pójść dalej.
— Hej, Źródlana Łuno — miauknął w końcu, jego głos ledwo przebijający się przez szum wiatru.
Odwróciła się przodem do kocura, a końcówka jej ogona zadrżała. W zasadzie, to od jego powrotu jeszcze ani razu nie rozmawiali. Jakoś tak wyszło; chciała przeczekać pierwsze momenty, w których o rodzeństwie było jeszcze w klanie głośno, a później… A później jakoś o tym zapomniała. Nie zwracała na niego uwagi w obozie, a jeśli zostali przydzieleni razem na patrol, to zazwyczaj wlókł się gdzieś z tyłu. Teraz, gdy na niego patrzyła, dziwnie było jej przypominać sobie księżyce bez natrętnego ucznia, przyczepionego do niej jak rzep. Przed jego ucieczką czasem ledwo odsuwał się od niej na długość ogona… A teraz praktycznie go nie widywała.
Niesforna Łapa obejrzał się za siebie, zniecierpliwiony i nerwowy. Znowu milczała zbyt długo; kocur uniósł nieco łapę, jakby szykując się do odwrotu.
— Ja- Przyszedłem tu z patrolem, może… Może tam wrócę — wydusił z siebie, spuszczając wzrok na ziemię. Wzięła głęboki oddech.
— Możesz zostać.
Podeszła parę kroków bliżej, ignorując piach klejący się do mokrych poduszek jej łap.
— Dawno nie rozmawialiśmy — zauważyła, stając naprzeciwko kremowego. Jej wąsy zadrżały. — Długo jeszcze zamierzasz nosić to karne imię?
Oczy ucznia rozszerzyły się nieco, a spojrzenie uciekło w bok. Gdy patrzyła tak na speszonego kocura, w jej głowie zaczął kształtować się pewien pomysł… Wiedziała, że jeszcze przed ucieczką widział ją jako kogoś więcej, niż tylko znajomą. Czy tak było i teraz? Czy…. Czy mogła to w jakiś sposób wykorzystać? Odwrócić uwagę innych od swojego prawdziwego związku i… Podsunąć im pod nos coś fałszywego?
Chciała zganić siebie za taką myśl, ale nie była w stanie. Czy w końcu znalazła jakieś rozwiązanie? Plan wydawał się być banalnie prosty; nie musiałaby nawet robić niczego, czego by nie chciała. Wystarczyłoby spędzić z Niesforną Łapą trochę czasu, porozmawiać trochę w obozie, wyjść razem na polowanie czy spacer, aby ktoś wpadł na jakiś pomysł i rozpowiedział plotkę wśród reszty klanu… Nie musiałaby nawet mówić niczego Szałwiowemu Sercu – w końcu do niczego by nie doszło.
— Chcesz może razem zapolować? — zaproponowała, zanim uczeń zdążył jej odpowiedzieć.
Końcówka jej ogona poruszyła się nerwowo. Czy coś takiego byłoby fair wobec jej partnera, jak i kremowego kocura? Czy rzeczywiście było by to jakiekolwiek rozwiązanie, czy jedynie bardziej wkopałaby się w bagno?
<Królik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz