Gdy została jednak poinformowana przez Zawodzące Echo o zmianie ścieżki Wełny, nie mogła zaprzeczyć. Klan potrzebował kompetentnych uzdrowicieli – potrzebował również duchowego wsparcia. Każdy o tym wiedział. A kto byłby lepszym kandydatem na ucznia, jak nie “zesłane z gwiazd” kocię? Nie mogła jej odmówić. Podczas mało uroczystej, pośpiesznej ceremonii kotki czuła, jak jej gardło się ściska. Na jej barki spadła cała odpowiedzialność; nie mogła się już poradzić starszego brata, a Zawilcowa Korona nie darzył młodszej żadnym pozytywnym uczuciem.
Zachodzące słońce raziło ją w oczy. Uniosła pysk, chwytając delikatnie między zęby łodyżki maku, leżące na kamieniu obok legowiska. Zgrabnym ruchem strząsnęła z nich zaschnięte, blado-czerwone płatki, pozostawiając same koszyczki, w których grzechotały nasionka.
Jej sny nie były spokojne. Chciała wiedzieć, czy koszmary to jedynie odpowiedź na ciągły stres, czy coś więcej – jak wiadomość od Klanu Gwiazdy – ale nie była w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Pysk Skowroniego Odłamku nie był wyraźny. Mrużyła ślipia, lecz bezskutecznie. Rysy jego pyska falowały, rozmywały się i zmieniały. Futro zmieniało barwę, oczy stawały się żywsze, a zarazem inne, obce – zrozumienie, że już nie patrzy na brata, a na Wieleni Szlak, zajęło jej zaledwie parę uderzeń serca.
Żałowała, że nie zrobiła nic więcej z przepowiednią, o której informacja została jej powierzona. Powinna się tego spodziewać. Była w stanie zapobiec wszystkim czterem śmierciom, które przyniosła ze sobą obecność kotki, prawda? Na pewno było coś, co mogła zrobić.
Z westchnieniem wsunęła się do wnętrza wieży, kierując się w stronę składziku.
— Wdzięczna Firletko?
Miękki głos uczennicy zwrócił jej uwagę. Zamruczała cicho na znak, że ją usłyszała, po czym zanurzyła pysk pomiędzy ziołami.
— Wieczorem zabiorę cię poza obóz — miauknęła, odkładając mak na odpowiednie miejsce.
Cofnęła się o krok i stanęła przed uczennicą. Różowawe ślipia śledziły jej ruchy; uśmiechnęła się niemrawo. Próbowała nie mieć pretensji wobec kotki, w końcu nic z tego, co się stało, nie było jej winą… Ale nie potrafiła się do niej przywiązać jak do jej poprzednich uczniów, oficjalnych czy nie. Czy młodsza czuła się odrzucona? Czy skończy się to tak samo, jak z Motylką?
— Weźmiemy ze sobą Motylkową Łączkę… — imię kocicy zsunęło się z jej języka z przyzwyczajenia. — Chciałabym, abyś była w stanie odnaleźć zioła w dziczy, a nie tylko wybrać odpowiednie ze sterty.
Z tymi słowy ruszyła ponownie w kierunku wyjścia, machnąwszy ogonem na znak, aby młodsza za nią podążyła.
<Wełnista Łapo?>
[452 słowa, trening Wełnistej Łapy]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz