Wiosenny dzień, pełen latających pyłków w powietrzu i zapracowanych kotów. Odkąd skończyła się zima, zwierzyna wróciła, koty były lepiej odżywione, a co za tym idzie - nieco żywsze. Pchełkowy Skok również mogła pozwolić sobie na dobry posiłek po ciężkiej Porze Nagich Drzew.
Jednego wieczoru kocięta zostały mianowane na uczniów. Gdy biała kotka, którą wojowniczka znała z widzenia, weszła do lidera, i usłyszała, kto będzie jej mentorem, szylkretka o mało nie padła ze zdziwienia. Judaszowcowa Gwiazda wybrał ją, Pchełkowy Skok, na mentora Tawuły, jej połowicznej siostry.
Stojąc obok swojej uczennicy i czując na sobie jej wiercący dziurę wzrok, spróbowała nie kulić się ze stresu, strachu. Walczyła sama z sobą w tamtej chwili. Nie mogła przecież pokazać, jaka jest przemoczona… Nie na takim wydarzeniu, jakim jest mianowanie uczniów! Przecież byłby to skandal.
Każdy jej mięsień krzyczał, rwał się, by zsunąć w cień, żeby koty na nią nie patrzyły. Mimo tego, wzięła udział w ceremonii, a po rytuale, rozejrzała się po tłumie kotów, które skandowały nowe imię Tawuły. Szukała ogniście rudego futra, które nieco zmatowiało, co zauważyła jakiś czas temu. Pietruszkę zauważyła niemal od razu, jak z dumą w oczach patrzyła na nią. Piórko, które od niej dostała, pielęgnowała pilnie każdego dnia, by mogło teraz błyszczeć w blasku wiosennego słońca.
Po dłuższym szukaniu w końcu go dostrzegła; Mirtowe Lśnienie był na uboczu wśród pozostałych wojowników. Gdy ich spojrzenia na chwilę się spotkały, Pchełka się rozpromieniła, uśmiechając się w jego kierunku. Zaraz jednak musiała zejść na ziemię i odejść z Tawułą na bok, po zakończonej ceremonii.
~*~
Pierwszy dzień bycia mentorem był… całkiem stresujący. Pchełkowy Skok próbowała ułożyć w głowie jakiś plan treningów, jednak jak na złość miała w głowie tylko pustkę. Wróciła wspomnieniami do własnego szkolenia, czując ciarki na wizję Jastrząb i tego, że miałaby być taka surowa dla Tawuły. Chociaż obie miały różnych ojców, łączyła je wspólna matka i szylkretka domyślała się, co młoda kotka miała w żłobku. Pewnie podobnie jak ona? A może Jastrząb zmieniła swoje podejście do wychowania potomstwa? Pchełkowy Skok miała doskonałe predyspozycje do walki, Jastrząb wyuczyła ją doskonale, a po ojcu dostała łagodne usposobienie i pokojowe podejście do wielu spraw. Jak miała to pogodzić? Z jednej strony ostre jak brzytwa pazury, umięśnione łapy i doskonały trening, a z drugiej… Pacyfistyczne spojrzenie na świat.
Zaraz po tym, przypomniała sobie końcówkę swojego treningu z Mirtowym Lśnieniem. Jego łagodne, acz trafne uwagi, to z jaką dokładnością oceniał każdy jej ruch. Imponował tym Pchełce, umiejętnością oceny, dedukcji. Ona tego nie potrafiła, być może miała szansę się nauczyć, jednak wiedziała jedno. Na pewno chciała być taką mentorką jak Mirtowy oraz Jastrząb, bo, nawet, jeśli miała do zarzucenia matce wiele rzeczy, to gdyby nie jej precyzja i wytrwałość, Pchełka nie ukończyłaby szkolenia z takimi dobrymi wynikami. Z kolei rudy był subtelny i bardzo wspierający, pomocny, co młoda wojowniczka chciała przekazać również Tawule.
Pchełka z łagodnym spojrzeniem poszła ku legowiskom uczniów. Gdy dostrzegła Tawułową Łapę, łapką delikatnie przywołała ją do siebie.
W głowie Pchełkowego Skoku kotłowało się mnóstwo myśli. Jaki uczennica ma charakter? Wybuchowy, nieśmiały, może arogancki? Czy się dogadają? Od czego powinna zacząć? Przedstawić się? Nie, nie, to głupie. Przecież ona wie jak się nazywa. Może oprowadzanie po terenach? Tropienie? Nie, chyba za wcześnie. Czy powinna mieszać kategorie treningów, czy skupić się najpierw na wyszkoleniu młodej w jednej?
Gdy kotka do niej podeszła, Pchełka ledwo dostrzegalnie drgnęła w miejscu, chcąc się przesunąć, ale wszystkimi siłami to powstrzymała. Trzymała mięśnie w ryzach, opierając się swoim nawykom.
– W-Witaj Tawułowa Łapo – zaczęła. – Gotowa na p-pierwszy trening…?
<Tawuła? :3 >
[585 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz